KAMIENNE ECHO ODLEGŁYCH WYDARZEŃ

"...wtedy usłyszał o bajecznych wyspach na dalekim morzu
Należących do nieuchwytnego, bezcielesnego świata,
Z pawilonami o wspaniałych wieżach w wielobarwnej mgiełce,
Pośród których przechadzają się nieśmiertelni..."
Bo Juyi, "Pieśń o bezkresnym smutku"

MGLISTY OCEAN

Ogrod przy Ginkakuji.

Na mglistym oceanie na wschód od wybrzeży Chin znajdują się wyspy Penglai, których mieszkańcy potrafią sporządzać napój zapobiegający śmierci. Wyspy te niezwykle trudno odnaleźć, ponieważ nie stoją one w jednym miejscu, lecz pływają po morzu. Tylko żurawie bezbłędnie odnajdują tam drogę, dlatego nieśmiertelni mieszkańcy wysp używają tych ptaków jako środka transportu jeśli mają coś do załatwienia w innym miejscu świata. Mieszkanie na takich pływających wyspach ma jednak swoje złe strony, jako że w czasie sztormu strasznie tam huśta. Nieśmiertelni mieszkańcy słali więc skargi do Jaspisowego Władcy Niebios, który w końcu postanowił temu zaradzić: ogromnym morskim żółwiom rozkazał podtrzymywanie tych wysp na grzbiecie.

CESARZ QIN

Podobno wyspy te widzieli czasem mieszkający nad morzem rybacy, nigdy jednak nie udało się im wylądować i przywieźć tego tak pożądanego napoju. Tymczasem władcy nadmorskich krain zabrali się do rzeczy systematycznie i zaczęli wysyłać wyprawy w konkretnym celu: odnalezienia Wysp Szczęśliwych i przywiezienia lekarstwa na śmierć. Wiadomo, że takie wyprawy wysyłał już w czasach Walczących Królestw władca państwa Qi. Władcy krajów położonych w głębi lądu nie mieli takiej możliwości. Aby temu zaradzić, władca położonego na zachodzie królestwa Qin podbił całe Chiny i w 221 roku przed naszą erą założył cesarską dynastię, przybierając imię Qin Shihuang. Będąc władcą całego imperium mógł on finansować wyprawy na niespotykaną dotąd skalę. Kilka takich wypraw prowadził słynny taoista Xu Fu, zawsze jednak powracał z niczym. Na dworze cesarza roiło się od taoistów i czarodziejów gotowych zawsze coś doradzić. Jeden z nich, znany jako Mistrz Lu, podsuwał sugestię, że ów brak sukcesu to wynik negatywnych wpływów z północy, które skupiają się na konkretnej osobie jeśli porafią ją znaleźć, dlatego cesarz dobrze by zrobił, gdyby trzymał w tajemnicy swoje miejsce pobytu. Posłuchawszy rady cesarz zbudował sobie gigantyczny ogród, a w nim kilka pałaców połączonych zamkniętymi galeriami, tak że mógł się dowolnie przemieszczać niezauważony, a za ujawnianie jego miejsca pobytu groziła kara śmierci. Pewnego dnia okazało się, że nikt nie zna miejsca pobytu Mistrza Lu. Niektórzy przypuszczali, że dzięki swej taoistycznej wiedzy przeszedł w stan niewidzialny, cesarz jednak zaczął węszyć jakieś szachrajstwo i ogłosił, że jeśli do określonego dnia nie będzie miał napoju nieśmiertelności, to wszyscy jego taoistyczni doradcy przejdą w stan niewidzialny przez obcięcie głów. Napój nie został na czas dostarczony, kilkaset taoistycznych głów zostało odseparowanych od ciał, co jednak też okazało się metodą nieskuteczną: napoju nieśmiertelności nadal nie było. Czując zbliżającą się śmierć Qin Shihuang sam udał się na wybrzeże i zmarł wpatrując się w horyzont z nadzieją ujrzenia choć z daleka cudownych wysp.

NIEWIDZIALNA POSTAĆ

Inną taktykę przyjął Han Wu, późniejszy o pół wieku cesarz następnej dynastii. Na jego dworze pojawił się Li Shaojun, który był na Penglai i wiedział, że wszystkie wyprawy będą nieskuteczne, bowiem nikt niegodny i tak tam nie dotrze. Li wyglądał wprawdzie jakby miał tylko sto lat, ale opowiadał o wydarzeniach sprzed kilkuset lat, których był świadkiem. Zmarł wprawdzie w końcu, ale nawet cesarz przyznawał, że był to tylko pozór i że Li przybrał w ten sposób swoją niewidzialną postać. Podobno doskonali taoiści tak właśnie robią: niby umierają i mają pogrzeb, a po jakimś czasie się okazuje, że grób jest pusty. Być może to Li podsunął cesarzowi Wu myśl, że nieśmiertelni, którzy w swej niewidzialnej postaci przemierzają świat, mogą przybyć i do cesarza, jeśli stworzy się im odpowiednie warunki. Tak czy owak cesarz Wu zbudował sobie ogromny ogród z jeziorem, na którym były trzy wyspy ukształtowane na wzór Penglai. Na wyspach tych stały pałace przeznaczone dla dostojnych gości, a także brązowe figury nieśmiertelnych z miseczkami do zbierania rosy. Późniejszy o pokolenie poeta Bangu, który mógł to wszystko widzieć, napisał odę z opisem tych wysp. Nikt tam wprawdzie nie widział nieśmiertelnych w postaci widzialnej, niewykluczone jednak, że zatrzymywali się oni niewidoczni i przynosili szczęście właścicielowi.

KONIEC DYNASTII

Niezależnie od wiary w podróżujących na żurawiach nieśmiertelnych tradycja budowania ogromnych ogrodów z wyspami szczęśliwości pośrodku jeziora przyjęła się wśród chińskich cesarzy. Nie zawsze zresztą przynosiło to szczęście, czasem wręcz przeciwnie, doprowadzało do upadku dynastii. Przykład cesarzowej Ci Xi, która pod koniec ubiegłego stulecia za pieniądze przeznaczone na unowocześnienie floty zbudowała sobie park w Pekinie, jest najbardziej znany, ale podobne przypadki zdarzały się kilkakrotnie w historii Chin. Pod koniec szóstego wieku naszej ery, po latach politycznego rozbicia, Chiny zostały zjednoczone pod władzą dynastii Sui i drugi cesarz tej dynastii, Sui Yang, postanowił sobie zbudować ogród godny wielkiego władcy. Było to gigantyczne przedsięwzięcie: całe stuletnie drzewa z korzeniami przewożono z różnych krańców cesarstwa do stołecznego Loyangu, wykopywano wielkie jeziora i usypywano Wyspy Szczęśliwości, na wyspach budowano pałace dla dziesiątków dziewic, które - skoro nieśmiertelni nie przybywali - miały być do użytku cesarza. Przedsięwzięcie na taką skalę spowodowało kryzys gospodarczy i wkrótce okazało się, że nawet Chińczycy nie wszystko zniosą: wybuchły zamieszki, w wyniku których upadła dynastia Sui, a sytuacja została opanowana dopiero przez założyciela nowej dynastii, nazwanej Tang. Trzeci cesarz tej dynastii, Xuanzong, najbardziej znany jest z tego, że zakochał się w pięknej Yang Guifei i spełniał każde jej życzenie, m. in. budował niewiarygodne ogrody; wprawdzie ogrody same w sobie nie były przyczyną jego upadku, ale tak się złożyło, że ta właśnie dama wyprosiła awans dla swojego kochanka, który następnie wzniecił bunt, obalił cesarza, a sam został pokonany dopiero po krwawej wojnie domowej. Po kilku takich przypadkach Chińczycy nauczyli się przewidywać przyszłość: budowa gigantycznych ogrodów oznacza rychły koniec dynastii.

GóRY KUNLUN

Nieśmiertelni mieszkają na dalekich wyspach na oceanie, ale nie tylko tam; inną ich siedzibą są wysokie góry, szczególnie niebotyczne, śniegiem pokryte pasmo Kunlun na zachodzie. Nie bez przyczyny kandydaci na nieśmiertelnych stosują swe ascetyczne praktyki w górskich pustelniach; góry posiadają wielką energię, którą w odpowiedni sposób można wykorzystać. Nie tylko ludzie, ale również ryby mogą osiągnąć nieśmiertelność jeśli uda im się dotrzeć do źródła nieśmiertelności w górach Kunlun; powiada się, że jeśli karp pokona wszystkie wodospady i dotrze do owego źródła, wówczas przemieni się w smoka i będzie pływał nie w mętnej wodzie, ale pośród obłoków. Oczywiście nie każdy mógł medytować w górskiej pustelni, ale kto miał pieniądze i wysoką pozycję, mógł sobie zbudować sztuczne góry w ogrodzie. Sztuczne góry stały się cechą chińskich ogrodów już w czasach Tang, a w epoce Song kolekcjonowanie skał o przedziwnych, dzikich kształtach przybrało rozmiary manii. Malarstwo rodzajowe tego okresu ilustruje jak te skały w ogrodach wyglądały: niektóre wąskie i strzeliste, wysokie na kilka metrów, inne dziurawe i poskręcane niczym skłębione chmury. Ponadto tam, gdzie było to możliwe, wkomponowywano w ogród widok na prawdziwe, odległe góry; technikę tę zwano "pożyczaniem scenerii".

POKOLENIA POETóW

Najwspanialsze skały trafiały oczywiście do ogrodów cesarzy. Cesarz Huizong z dynastii Song zbudował sobie w pobliżu Kaifengu (ówczesnej stolicy) ogród zwany Genyu, ze sztuczną górą wysoką na kilkadziesiąt mertów, pełną urwisk, wąwozów i tajemniczych zakątków. Były tam nawet sztuczne kaskady, którymi można było puścić wodę ze specjalnego położonego wyżej zbiornika, a które większość czasu stały suche. Góra znajdowała się na północny zachód od pałacu, ponieważ cesarz nie miał męskiego potomka, a taoistyczni mędrcy doszli do wniosku, że to przez złe wpływy płynące równiną z tamtego kierunku. Taoistyczni mędrcy pomylili się jednak w obliczeniach, bowiem złe wpływy przybyły równiną z północnego wschodu w postaci koczowniczego ludu Dżurdżenów, którzy wzięli do niewoli cesarza Huizonga i zajęli północną część cesarstwa na paręset lat. Dynastia Song zdołała się utrzymać w południowej części kraju, ale następcy Huizonga nie wyciągnęli wniosków z historii i nadal budowali ogrody. Wkrótce na zachodniej rubieży miasta Hangzhou - nowej stolicy - powstało najsłynniejsze sztuczne jezioro w dziejach Chin, zwane Xihu, którego piękno opiewały później pokolenia poetów.

RYŻOWE WINO

Poeci mieli w ogóle duży wpływ na ogrody. Niektórzy z nich sami byli właścicielami i projektantami, inni mieli różne dziwne pomysły, które później wykorzystywano w ogrodach. Na przykład żyjący w czwartym wieku naszej ery Wang Xizhi zbudował sobie pawilonik, przez który przepływał strumień i w którym z kumplami poetami urządzał sobie zabawę: kładł na wodzie czarkę z ryżowym winem, czarka płynęła powoli mijając po kolei zebranych, z których każdy musiał ułożyć wiersz zanim go czarka minie, a jeśli nie zdążył, musiał wypić jej zawartość. Owi kumple poeci przeszli do historii jako Towarzystwo Pawilonu Storczyków, a podobne budyneczki budowano później w wielu chińskich ogrodach.

POSELSTWO Z WA

W 607 roku przybyło na dwór cesarza Chin poselstwo z królestwa Wa położonego na wyspach na wschodnim oceanie. Miszkańcy królestwa Wa nie byli wcale godnymi naśladowania nieśmiertelnymi, wręcz przeciwnie, byli to barbarzyńcy, którzy przybyli do Chin po to, by naśladować wysoce kulturalnych Chińczyków. Przywódca poselstwa, Ono-no Imoko, otrzymał od sprawującego władzę w królestwie Wa księcia Shotoku wyraźną instrukcję: zebrać jak najwięcej informacji o chińskiej kulturze. Przybył on do Loyangu właśnie w momencie, kiedy cesarz Sui Yang budował swój ogromny ogród. Sprawa była oczywista: jednym z koniecznych przedsięwzięć podkreślających prestiż chińskicj władców było budowanie wielkich parków z jeziorami, Wyspami Szczęśliwości, poskręcanymi wiekowymi drzewami i niezwykłymi układami skał.

BRZYDKI RZEMIEŚLNIK

W Japonii (bo to ten właśnie kraj Chińczycy nazywali królestwem Wa) (dla Chińczyków było oczywiste, że cesarz jest tylko jeden, dlatego inne kraje mogły być tylko królestwami; zresztą ówczesne "cesarstwo Japonii" zajmowało obszar mniejszy, niż królestwo Bolesława Chrobrego) istotnie panowała wówczas gorączka uczenia się wszystkiego, co chińskie. Wkrótce po powrocie Ono-no Imoko zaczęto budować ogrody, już trzy lata po jego poselstwie znajdujemy pierwszą wzmiankę o ogrodzie z jeziorem i wyspami przed pałacem cesarzowej Suiko (w której imieniu rządził książę Shotoku). Kilka lat później pośród jeńców uprowadzonych z Korei znalazł się człowiek tak brzydki, że żeglarze chcieli wyrzucić go do morza, on jednak zaprotestował: "Nie wyrzucajcie mnie, możecie mieć ze mnie pożytek; umiem budować chińskie ogrody..." Istotnie, człowiek ten, znany po przezwiskiem Shitomaro, co znaczy "Brzydki Rzemieślnik", zapisał się w historii Japonii jako pierwszy w dziejach tego kraju ogrodnik.

PRZENOSZENIE STOLICY

ówczesna japońska praktyka częstego przenoszenia stolicy uniemożliwiała budowę ogrodów na taką skalę, jak w Chinach. W najdawniejszych czasach budowano nową stolicę po śmierci każdego cesarza. Miasto Nara było wprawdzie stolicą od 710 do 783 roku, ale też z przerwą w latach 740-745. Założone w 794 roku Kyoto było cesarską stolicą przez następne tysiąc lat, ale trudno mieć pewność, że zakładający je cesarz Kammu to przewidział. W każdym razie budowa ogrodów była wówczas rzeczą oczywistą. Cesarz Kammu zaczął od wybudowania pałacu z wielką salą audiencji, a następnie po jego południowej stronie wybudował wielki park z jeziorem i wyspami. W późniejszym okresie stolica pozostawała ta sama, zmieniało się jednak położenie pałacu, tak że zniszczeniu uległ zarówno najwcześniejszy pałac cesarza Kammu, jak i jego park. Dziś przypuszcza się, że uważane długo za naturalne jeziorko położone tam, gdzie ów park mógł być, jest w rzeczywistości pozostałością po nim; do dziś na środku tego jeziorka jest porośnięta sosnami wyspa.

OTACZĄJACY KRAJOBRAZ

W ciągu następnych pokoleń, kiedy stolica pozostawała w jednym miejscu, również arystokracja budowała sobie rozległe ogrody. Ogrody te znamy głównie z literatury. U schyłku epoki Heian powstała nawet książka dotycząca planowania ogrodów, zatytułowana SAKUTEIKI; Japończycy chlubią się nią twierdząc, że jest to najstarszy w świecie podręcznik ogrodnictwa. W rzeczywistości nie była to w ścisłym sensie książka, lecz zbiór notatek spisany przez jednego arystokratę na użytek innego, zapewne znajomego. Przedmiotem książki są ogrody budowane wokół pałaców; wśród poruszanych tematów istotną rolę odgrywają wskazówki chińskich taoistów dotyczące wpływu otaczającego krajobrazu na szczęście i dobrobyt mieszkańców. Tak więc front domu powinien być zwrócony ku południowi, na południu bowiem mieszka Czerwony Feniks, źródło pozytywnych wpływów. Północ jest siedzibą Czarnego Żółwia i źródłem złego wpływu, dlatego od tamtej strony dom powinno otaczać wzgórze - sztuczne jeśli nie było naturalnego. Wschód jest siedzibą Błękitnego Smoka, z tej strony powinien być strumień; winien on wpływać do ogrodu na północnym wschodzie, przepływać pod wschodnim skrzydłem pałacu (japońskie domy, również arystokracji, stały na palach, podłogi były wprawdzie nisko nad ziemią, ale to starczyło, by strumień przepływał pod krytym korytarzem), płynąć wokół dziedzińca od wschodu i południa i wpadać do jeziora na południowym zachodzie. Zachód to siedziba Białego Tygrysa, tam powinna się znajdować prowadząca do domu ścieżka. Drzewa też powinny być sadzone po właściwej stronie domu: płaczące wierzby na wschodzie, klony na zachodzie, a cyprysy na północy. Najważniejszym elementem ogrodu było jezioro; zawsze od południa i zawsze z wyspami przeznaczonymi dla przelatujących nieśmiertelnych, po japońsku zwanymi Horai. Książka poświęca sporo miejsca układom kamieni w ogrodzie, na przykład przy strumieniu powinny być one w miejscu, gdzie wpływa on na dziedziniec przed pałacem, na zakrętach i przy ujściu, ale zbyt duża ich ilość jest oznaką złego smaku. Układano też głazy wokół wysp na jeziorze tak, by sugerowały głowę, łapy i ogon niosących je na grzbiecie żółwi. Jezioro było często rozległe i przeznaczone do przejażdżek na łodziach. Owe przejażdżki były istotnym elementem życia, jako że rozpoetyzowana arystokracja czasów Heian wzorem chińskich klasyków szukała natchnienia w takiej właśnie mokrej scenerii. Opisy przejażdżek na łodziach po ogrodowych jeziorach znamy z GENJI MONOGATARI, wielkiego dzieła literatury owych czasów, którego autorka niewątpliwie brała w nich udział.

ŻEGLUJĄCE DŻONKI

Na terenie tantrycznego klasztoru Daikaku-ji na północnym zachodzie Kyoto znajduje się spore jezioro z dwiema wyspami i jedną sterczącą skałą pomiędzy nimi. Uważa się, że jezioro to jest pozostałością po rezydencji cesarza Saga (syna Kammu), który po swej abdykacji w 823 roku osiadł właśnie w tym miejscu; po jego śmierci rezydencja została zamieniona na klasztor i od tego czasu mnisi nieprzerwanie dbali o ogród. Jeśli to prawda, to ów ogród jest najstarszym zachowanym ogrodem w Japonii, a może nawet w świecie. Jezioro jest niewątpliwie sztuczne, dno ma wyłożone kamieniami i gliną, zgodnie ze stosowaną w czasach Heian metodą. Pomiędzy wyspami wystaje dziś nad wodę jedna skała, ale dawniej było ich kilka, stojących w równym rzędzie. Takie wystające tuż ponad wodę skały lub głazy ułożone w rzędzie pojawiają się w kilku innych średniowiecznych ogrodach japońskich; nazywa się je yo-domari i zgodnie z dzisiejszą interpretacją symbolizują one dżonki żeglujące w kierunku Wysp Szczęśliwości. Takiej interpretacji nie potwierdzają jednak żadne źródła i niewykluczone, że jest ona świeżej daty, a znaczenie yo-domari pozostaje owiane tajemnicą. W czasie ostatniej renowacji odkryto także ułożony z kamieni wodospad, którym prawdopodobnie nigdy nie płynęła woda; jeśli pochodzi on z czasów cesarza Saga, to jest to najwcześniejszy przykład suchego wodospadu w Japonii. Ani suche wodospady, ani yo-domari, nie są dziś znane w Chinach, ale tak wczesny przykład w Japonii, z czasów kiedy Japończycy pilnie uczyli się wszystkiego co chińskie, sugerowałby isnienie jakiegoś chińskiego pierwowzoru.

SKACZĄCY KARP

Inne zachowane ogrody w tym stylu są późne, tak późne, że można je uznać za nawiązywanie do dawnych czasów podobne do europejskiego renesansu nawiązującego do starożytności. Jednym z takich przykładów jest ogród Willi Kitayama w Kyoto. Budowę jego rozpoczął w 1219 roku (a więc cztery wieki po cesarzu Saga) niejaki Saionji-no Kitsune, reprezentant shogunów z Kamakura na dworze cesarskim. Zbudował on jezioro z wyspami szczęśliwości oraz Ryumon-no Taki, czyli Wodospad Smoczej Bramy. Jest to sztuczny wodospad z wysokich strzelistych skał, a po jego środku stoi wąski pionowy głaz, na który spada strumień wody. Głaz ten ma symbolizować karpia, który usiłuje dotrzeć do źródła nieśmiertelności i przybrać postać smoka. Owe strzeliste pionowe skały uważa się w Japonii za przykład nowego wówczas stylu modnego w Chinach w czasach Song. Niewątpliwie poeta Fujiwara-no Teika, który widział ów ogród świeżo po zbudowaniu, opisał go jako przykład "nowej mody". Innym przykładem tej mody jest ogród przy świątyni Tenryu-ji w Kyoto, zbudowany prawdopodobnie przez cesarza Gosaga około roku 1256. Tu również jest Wodospad Smoczej Bramy ułożony ze strzelistych skał, ze stojącym pośrodku wysokim wąskim głazem symbolizującym skaczącego karpia, tyle że nie płynie nim woda i prawdopodobnie nigdy nie płynęła. Wodospad połączony jest z jeziorem wąskim fiordem otoczonym równie dramatycznymi pionowymi urwiskami, a na jeziorze naprzeciw fiordu jest Wyspa Nieśmiertelnych ułożona z podobnych wąskich pionowych skał. Przypuszcza się, że ów "styl Song" zastosowany tam został dzięki aktywnemu wówczas przybyłemu z Chin mnichowi imieniem Lanchi Daolong. ów strzelisty styl został później zarzucony, ale inne cechy ogrodu w Tenryu-ji miały ogromny wpływ na dalszy rozwój sztuki ogrodniczej w Japonii. Osiemnastowieczne podręczniki planowania ogrodów zalecały, by widziany z domu ogród dzielił się na trzy wyraźne plany: niski brzeg jeziora, jezioro z wyspami, wzgórza z wodospadem; najstarszy przykład ogrodu tego typu jest właśnie w Tenryu-ji.

PRZEJAŻDŻKI ŁODZIAMI

W 1397 roku (czyli prawie sześć stuleci po cesarzu Saga) willę Kitayama kupił shogun Ashikaga Yoshimitsu i postanowił ugościć tam cesarza. Poszerzył on ogród, na jeziorze dodał jeszcze kilka wysp, a przede wszystkim zbudował słynny Złoty Pawilon. Kiedy cesarz Gokomatsu przybył na kilka dni w 1408 roku, urządzano - jak za dawnych dobrych czasów Heian - przejażdżki po jeziorze, by pisać wiersze i oglądać księżyc. Trudno mieć wątpliwości, że wyspy te były przeznaczone do oglądania z łodzi: najciekawsze zakątki widoczne są tylko z cieśnin pomiędzy wyspami, a niewidoczne z brzegu. Trudno też mieć wątpliwości, że wyspy te ilustrują taoistyczną legendę o Penglai: głazy wokół nich ułożone są tak sugestywnie, że chwilami można mieć wrażenie, iż istotnie dźwigane są na grzbiecie gigantycznych żółwi. Tylko jedna z wysp nie ma takiego kształtu i nosi nazwę Wyspy Żurawia. W późniejszych czasach częstym motywem w ogrodach były dwie bliźniacze wyspy, Żółwia i Żurawia; Kitayama to najstarszy ogród w Japonii z wyspą o tej nazwie. Przy brzegu tuż obok Złotego Pawilonu stoi w wodzie rządek głazów wystających nieco ponad powierzchnię; to z kolei najpóźniejszy przykład yo-domari, "dżonek płynących ku wyspom szczęśliwości".

JELENI PARK

Ogród wokół Złotego Pawilonu jest dziś tak dobrze zachowany, ponieważ przez stulecia dbali oń znani ze skrupulatności mnisi Zen. Bowiem shogun Yoshimitsu pod koniec życia zgolił głowę i został buddyjskim mnichem, a Złoty Pawilon przeznaczył na klasztor o nazwie Rokuon-ji, czyli Jeleni Park. Nie dlatego, że wokół Złotego Pawilonu przechadzają się jelenie (nawet te chmary turystów fotografujących się na tle nieładnie byłoby tym mianem nazywać), ale dlatego, że w Jelenim Parku w Indiach Budda Sakyamuni wygłosił swe pierwsze kazanie.

BEZMIERNY BLASK

Budda wygłosił swe pierwsze kazanie w Sarnath, w Jelenim Parku, a potem chodził od miasta do miasta i głosił następne kazania. Spisane one potem zostały przez jego uczniów w księgach zwanych sutrami. Później (jak sądzimy dziś my, choć tego sądu nie podzielali średniowieczni ich czytelnicy) powstały inne sutry, zapisujące to, co Budda by powiedział w nowych, zmienionych warunkach. Jedną z tych ostatnich jest Sutra Bezmiernego Blasku. Opisany jest w niej świat, w którym mieszka Budda Amitabha, Przebudzony Bezmiernyblask. Swiat ten opisany jest jak ogród, pełen drzew o liściach wydającyh słodką muzykę przy powiewie wiatru, pełen wspaniałych piętrowych budynków, z jeziorami pełnymi kwitnących białych lotosów. Lotosy są bardzo ważne, bowien w lotosach rodzą się w tym świecie ludzie. Ktokolwiek urodzi się w jednym z tych lotosów w owym świecie, zwanym Czystą Ziemią lub Zachodnim Rajem, w ciągu tego jednego żywota osiągnie kres buddyjskiej wędrówki wcieleń i pozbawiony doczesnych pragnień osiągnie nirwanę. A ktokolwiek podczas obecnego żywota wezwie z głęboką i szczerą wiarą imienia Bezmiernegoblasku, ten po śmierci odrodzi się w jednym z lotosów w Czystej Ziemi.

PERSKI KSIĄŻĘ

Sutra Bezmiernegoblasku należy do krótkich, a dzięki rytmowi działających na wyobraźnię obrazów ma ogromną siłę wyrazu. Na Dalekim Wschodzie należała do najbardziej popularnych odkąd w połowie drugiego wieku naszej ery przetłumaczył ją na chiński przybyły z dalekiego Zachodu perski książę, znany w Chinach jako An Shigao. Od tego czasu nurt zwany (dziś przez Europejczyków) amidyzmem był zawsze obecny w buddyźmie chińskim. Propagował on jak najczęstsze i z jak najgłębszą szczerością powtarzanie formuły "Chwała Bezmiernemublaskowi" (po chińsku namo amitofo) oraz specyficzną medytację polegającą na jak najwyrazistszemu wyobrażeniu sobie Czystej Ziemi. Aby taką medytację ułatwić, powstawały malowidła przedstawiające ową Czystą Ziemię, z lotosowym jeziorem, z mostami prowadzącymi do Raju, z piętrowymi budynkami i z Buddą Bezmiernymblaskiem siedzącym pośrodku.

BIAŁY LOTOS

W szóstym wieku naszej ery na górze Lushan w prowincji Hubei mieszkał Hui Yuan, głosiciel doktryny Czystej Ziemi. Uważany jest on za najbardziej wpływowego mnicha swej epoki, zasłynął jako twórca na poły sekretnego Stowarzyszenia Białego Lotosu. Do stowarzyszenia tego należało kilku wpływowych dostojników dworskich. Jeździli oni do klasztoru Hui Yuana, by medytować w słynnym gaju, gdzie podobno "rosa z mgieł kapała na mchy", a po powrocie budowali sobie "ogrody Lushan". Niektórzy budowali sobie rezydencje w pobliżu klasztoru, konstruując je tak, by widok na górę wkomponować w ogród jako "pożyczoną scenerię". Do Stowarzyszenia Białego Lotosu należało też kilku sławnych poetów, dlatego aluzje do góry Lushan stały się później jednym z częstych motywów chińskiej poezji. Były to jednak tylko aluzje, nie wiemy jak wyglądał klasztor Hui Yuana. Nie wiemy jak wyglądały owe "ogrody Lushan". Nie wiemy, czy w Chinych budowano świątynie Amitabhy otoczone lotosowym stawem wzorowanym na opisie Czystej Ziemi z Sutry Bezmiernegoblasku. Wiemy natomiast, że takie ogrody powstawały w Japonii.

POSĄG BEZMIERNEGOBLASKU

W średniowiecznej Japonii nurt amidystaczny rozwijał się przede wszystkim w kręgu zakonu Tendai. W Chinach szkoła Tiantai wyrosła z buddyzmu Chan (czyli Zen), ale podstawowym jej założeniam było, że różne mogą być drogi do Przebudzenia, ponieważ różni są ludzie. Dlatego też zarówno w Chinach, jak w Japonii w szkole tej uczono różnych metod medytacji: uczono medytacji tantrycznej, podczas której adept wyobrażał sobie nad głową postać z panteonu buddyjskiego; uczono medytacji zenistycznej polegającej na całkowitym wewnętrznym wyciszeniu; uczono też medytacji amidystycznej polegającej na jak najdoskonalszej wizualizacji Czystej Ziemi. Również w Japonii powstawały obrazy przedstawiające Czystą Ziemię, czyli tak zwane mandale amidystyczne, a ponadto budowano świątynie Bezmiernegoblasku otoczone ogrodami. W świątyniach takich był lotosowy staw z wyspą i z "mostami prowadzącymi do zbawienia", na wyspie stał piętrowy budynek, a pośrodku budynku wielki złocony posąg Bezmiernegoblasku.

ZACHODNIA STRONA

Taką właśnie świątynią jest Byodo-in, czyli słynny Pawilon Feniksa w mieście Uji w pobliżu Kyoto. Ufundowł ją w 1053 roku urzędujący wówczas regent Fujiwara Yorimichi. Świątynia ta stoi do dziś i jest wyjątkowo dobrze zachowana. Rozplanowana jest dokładnie na wzór amidystycznej mandali: budynek jest piętrowy (co rzadkie w średniowiecznej Japonii) i otoczony lotosowym stawem, a pośrodku budynku jest trzymetrowy, pokryty złotem posąg Bezmiernegoblasku. Taką świątynią była Motsu-ji w Hiraizumi na północy wyspy Honshu; do dziś się wprawdzie nie zachowała, ale zachował się ogród z lotosowym stawem i wyspą, na której w XII wieku stał piętrowy pawilon Bezmiernegoblasku. Swiątynię tę zbudował pochodzący z bocznej linii rodu Fujiwara gubernator tej prowincji, który stworzył sobie na północnym krańcu Honshu małe feudalne władztwo. Wzorowana na Byodo-in świątynia robiła podobno ogromne wrażenie na współczesnych, shogun Minamoto Yoritomo zdobywszy Hiraizumi był pod takim jej wrażeniem, że kazał identyczną zbudować u siebie w Kamakura. Świątynia w Kamakura nazywała się Eifuku-ji, budowę jej rozpoczęto w 1189 roku, w swoim czasie była jedną z najświetniejszych świątyń w stolicy shogunów. Dziś nie istnieje, ale mamy nie tylko opis tej świątyni, ale też dokładny opis budowy zarówno pawilonu, jak i ogrodu, umieścił je bowiem w swoich zapiskach kronikarz dworu w Kamakura. Takich świątyń było więcej, niektóre istnieją do dziś w zmienionym kształcie. Do najbardziej znanych należy Saiho-ji, świątynia Zachodniej Strony Swiata, zbudowana w XII wieku jako model Czystej Ziemi; dziś jednak famę swą zawdzięcza jednemu z najsłynniejszych ogrodów zenistycznach w Kyoto, dzięki któremu popularnie zwie się ją Kokedera - Świątynią Mchów.

SKUPIENIE UWAGI

W XII wieku wyodrębniły się w Japonii dwa zakony kładące szczególny nacisk na medytację Zen, polegającej nie na wyobrażaniu sobie idealnego świata, lecz na wyciszeniu własnych myśli i skupieniu uwagi na otaczającym nas świecie. Takie wyostrzenie uwagi może doprowadzić - jak twierdzą mistrzowie Zen - do satori, czyli Spostrzeżenia, które to słowo używane jest wymiennie z bodai, czyli Przebudzeniem. Również nacisk na przeżywanie każdej chwili jako najważniejszej w życiu ma sprzyjać zapomnieniu o własnych zachciankach i skupieniu uwagi na otaczającej rzeczywistości. Ktokolwiek był w Tatrach, ten wie, że spojrzenie na dramatyczny wysokogórski krajobraz sprzyja takiemu właśnie stanowi umysłu: zapiera dech i pozwala zapomnieć o całym świecie. Być może dlatego ogródki przy klasztorach Zen ewoluowały w kierunku tworzenia miniaturowych krajobrazów górskich. Małe rozmiary tych ogródków utrudniały tworzenie sztucznych wodospadów z płynącą wodą, dlatego obywano się bez wody, sugerując ją jedynie odpowiednio zagrabionym żwirem. Zwano te ogródki karesansui, co znaczy "wyschnięte góry i woda".

PŁASKIE SZCZYTY

Jeden z najsłynniejszych "suchych ogrodów" znajduje się właśnie w Saiho-ji, "Swiątyni Mchów". W 1337 roku głową tego klasztoru został Muso Soseki, jeden z najbardziej wpływowych duchownych swej epoki, doradca pierwszego shoguna z rodu Ashikaga. Muso przerobił Saiho-ji na klasztor Zen, jemu też przypisuje się projekt tak zwanego "górnego ogrodu". Dolny ogród, z jeziorem i wyspą, na której stał kiedyś piętrowy pawilon Bezmiernegoblasku, datuje się z wcześniejszego okresu. W górnym ogrodzie głównym punktem skupiającym uwagę jest słynny "suchy wodospad". Jest zgrupowanie głazów ułożone tak, że odnosi się wrażenie, iż istotnie powinna tu płynąć woda; poniżej jest szersze łożysko jakby wody płynącej powoli. "Wodospadem" owym jednak woda nigdy nie płynęła, bowiem nie ma za nim żadnego naturalnego źródła ani nie był doń podprowadzony żaden kanał. A że nie jest to przypadkowa kupa kamieni świadczy choćby fakt, że deszcze padające przez ostatnie paręset lat wymyły trochę gleby i odsłoniły pod głazami ułożone z mniejszych kamieni i zapewniające stabilną pozycję podłoża. Jeszcze inna cecha, subtelna i na pierwszy rzut oka niedostrzegalna, świadczy o nieprzypadkowości: wszystkie głazy mają płaskie, poziome szczyty. Wszystkie są też proporcjonalnie stosunkowo niskie, ich wysokość nie przekracza podwójnej szerokości. Ow poziomy rytm płaskich szczytów i łagodne proporcje nadają całej kompozycji atmosferę spokoju mimo sugerowanej rwącej wody. Kontrastuje to bardzo z również suchym Wodospadem Smoczej Bramy w pobliskiej świątyni Tenryu-ji, gdzie strzeliste głazy wprowadzają atmosferę napięcia i niepokoju.

KUPKI ŻWIRU

Epoka Muromachi, czyli czasy shogunów Ashikaga, to okres bezustannych wojen pomiędzy feudałami, wojen dewastujących nie tylko prowincje, ale i Kyoto. Nie był to czas sprzyjający budowie wielkich ogrodów arystokracji. Rozwijały się natomiast miniaturowe kamienne ogródki przy klasztorach Zen. Przeznaczone były one do oglądania z jednego punktu, co się wiązało z rozwojem nowego stylu architektury, zwanego shoin, w którym rozsuwane ściany umożliwiały oglądanie ogrodu z wnętrza domu. Takim właśnie ogrodem jest karesansui wokół pawilonu Daisen-in na terenie wielkiego klasztoru Daitoku-ji w Kyoto. Uważa się, że projektantem tego ogrodu był opat Kogaku Sotan, który w 1513 roku zbudował ów pawilon, choć tradycja przypisuje duży udział przy projektowaniu Soami, malarzowi i mistrzowi ceremonii herbaty na dworze shoguna Ashikaga Yoshimasa. Ogród ten otacza pawilon ze wszystkich stron niezbyt szerokim pasem, przy czym różne jego punkty kontrastują ze sobą napięciem. W dynamicznym narożniku jest "suchy wodospad" ustawiony z wąskich pionowych głazów przypominających styl kaskady w Tenryu-ji. Poniżej "wodospadu" jest biały żwir zagrabiony tak, by przypominał rwącą rzekę otoczoną niższymi kamieniami, krzaczkami i poduszeczkami mchu. "Płynąca" wokół pawilonu "rzeka" stopniowo się uspokaja, w rogu przeciwnym do "wodospadu" jest już tylko prostokąt białego żwiru symbolizujący "ocean spokoju". Na "oceanie" nie ma żadnych głazów ani roślinności, w samym środku są tylko dwie kupki białego żwiru usypane w kształt równiutkich stożków. Cały ogród symbolizuje w pewnym sensie zenistyczną medytację prowadzącą od chaosu kłębiących się myśli do całkowitego uspokojenia. A czym są ow stożki żwiru na "oceanie spokoju". Trudno je racjonalnie wytłumaczyć, stanowią one zagadkę. Taką zagadkę, jak owe absurdalne koany, które mistrzowie Zen zadają jako temat medytacji.

TYGRYSY W RZECE

Jeszcze większą zagadkę stanowi najsłynniejszy z kamiennych ogrodów Japonii, znajdujący się przy kwaterze opata klasztoru Ryoan-ji w Kyoto. Zagadką jest nie tylko autor, ale nawet czas powstania tego ogrodu. Kwatera opata ukończona została w 1499 roku, ale dopiero w 1588 roku pisane źródła wspominają o ogrodzie. Tak naprawdę wtedy zaczynała się szerzyć jego sława, już wówczas ten prosty układ kamieni sterczących w piasku zaczynał urzekać widzów. Urzeczony był nawet Toyotomi Hideyoshi, który pisał o nim wiersze oraz surowo zakazał naruszania tego ogrodu, choć sam bez ceregieli konfiskował co ciekawsze kamienie, a nawet drzewa z innych ogrodów, jeśli mu były potrzebne. Wielu widzów po Hideyoshim urzekł ogród w Ryoan-ji, choć nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego. Jest to taka zagadka, jak urok Giocondy, która urzeka pokolenia widzów, choć nie wyróżnia się niczym szczególnym od setek innych portretów. Ogród w Ryoan-ji to prostokąt żwiru z kilkoma nieregularnie rozmieszczonymi głazami, roślinność ogranicza się do poduszeczek mchu otaczających głazy u podstawy. Ogród był niewątpliwie nowatorski, zrywał z dotychczasową tradycją karesansui, ale to nie wyjaśnia wcale owego tajemniczego uroku, który niejednemu widzowi zapiera dech. To zerwanie z tradycją to zresztą kolejna zagadka: dotychczasowe kamienne ogrody przedstawiały, lub przynajmniej sugerowały góry i rzekę, tymczasem ogród w Ryoan-ji to zupełna abstrakcja. Pojawiało się oczywiście wiele domysłów co on ma przedstawiać, najbardziej znana jest sugestia, że jest to "tygrysica z tygrysiętami przepływające rzekę". Najbardziej prawdopodobne jednak wydaje się, że jest to przełożony na język ogrodu typowy zenistyczna koan: zagadka niemożliwa do rozwiązania. Jeśli tak, to owa "tygrysica przepływająca rzekę" jest określeniem bardzo trafnym; funkcją koanu jest doprowadzenie ucznia do "spostrzeżenia", czyli - by użyć innej buddyjskiej metafory - "doprowadzenia na drugą stronę rzeki". A dlaczego tygrysica? Otóż medytacja zenistyczne jest wprawdzie siedzeniem w milczeniu, ale nie w rozlazłości; okrzyk "zawsze jak wielka góra, zawsze jak tygrys gotowy do skoku!" jest często używany przez mistrza do pobudzenia uwagi medytujących mnichów.

DWAJ OSOBNICY

Ogród w Ryoan-ji jest wyjątkowy pod jeszcze jednym względem: jest to jedyny ogród z podpisem autora. Na jednym z kamieni wyryte są dwa imiona: Kotaro i Seijiro. To jeszcze jedna zagadka: nie wiadomo wcale, kto to taki. Dwaj osobnicy o takich imionach pojawiają się w kontraktach o budowę ogrodów w owej epoce, ale to jest wszystko, co o nich wiadomo. Nie wiadomo jaka była ich funkcja przy budowie tego ogrodu. Można się domyślać, że byli oni świadomi niezwykłości przedsięwzięcia, ale czy byli autorami projektu? Tradycja przypisuje autorstwo Soami, temu samemu, który miał podobno wpływ na projekt ogrodu przy Daisen in. Również w tym przypadku jest to atrybucja niepotwierdzona źródłami.

NAPRZECIW KSIĘŻYCA

Jeszcze bardziej zdumiewający jesz piaszczysty ogród w kolejnym klasztorze Zen, zwanym popularnie Ginkaku-ji, czyli Srebrnym Pawilonem. Pierwotnie była to rezydencja shoguna Ashikaga Yoshimasa, którą po jego śmierci zamieniono na buddyjski klasztor. Jest tam raczej konwencjonalny ogród z jeziorem i wyspami, ale każdego bodaj przybysza zdumiewają dwie wielkie równiutko uklepane hałdy srebrzystego piaseczku. Niewątpliwie nie są przypadkowe, są starannie utrzymane i mają swoje nazwy: wyższa, o kształcie ściętego stożka o ponad dwumetrowej wysokości, nazywa się Kogetsu-dai, czyli Wzniesienie Naprzeciw Księżyca; niższa ale znacznie większa, o podłużnym kształcie, nazywa się Ginsa-dan, czyli Morze Srebrnego Piasku. Nie wiadomo kiedy powstały ani jakie jest ich znaczenie. Widz instynktownie zadaje sobie pytanie: co to w ogóle ma być? Po co one tu są? Czy przypadkiem ktoś tu kogoś nie chce zrobić w jelenia? Zważywszy że jest to świątynia Zen, nie da się takiej możliwości wykluczyć.

ANONIMOWI MNISI

Wedle źródeł pisanych kierownikiem robót przy budowie ogrodu Ginkaku-ji był niejaki Zen'ami, człowiek niskiego pochodzenia zatrudniany wielokrotnie do prac ziemnych i wsławiony talentem do układania harmonijnych układów kamiennych, ale autorstwo tych piaszczystych dziwolągów trdycja przypisuje Soami. Znów jest to atrybucja niepotwierdzona źródłami, acz w tym przypadku najbardziej prawdopodobna, bowiem Soami działał na dworze shoguna Yoshimasa. Czy jest możliwe, by jedna osoba projektowała trzy tak od siebie różne ogrody? Ogrody są wprawdzie różne, ale wspólne im jest nowatorstwo. Zresztą owe niezrozumiałe kupki żwiru w Daisen-inswoją absurdalnością przypominają równie niezrozumiałe hałdy piasku w Ginkaku-ji. Właściwie nie można wykluczyć, że wszystkie trzy pomysły zrodziły się w nowatorskim umyśle jednego autora. Z drugiej strony nie można wykluczyć również tego, że autorami tych ogrodów byli anonimowi mnisi, których celem była nie wiekopomna sława, lecz pomoc w dostrzeżeniu przez widzów niewidzialnej rzeczywistości. Taka jest funkcja koanu, więc jeśli te ogrody są istotnie czymś w rodzaju koanu, to jest to całkiem prawdopodobne. Zresztą najwcześniejsze wzmianki o autorstwie Soami pochodzą z następnego stulecia po jego śmierci, więc nawet jeśli on je projektował, to prawdopodobnie chciał ukryć swe autorstwo.

BUDDYJSKA TRóJCA

W ciągu następnego stulecia i później budowano wiele ogrodów karesansui w stylu podobnym do Daisen-in, z "wodospadem" i rzeką piasku, przy czym przechodziły one wyraźną ewolucję: im późniejszy ogród, tym większa przestrzeń piasku lub żwiru i tym węższy pas głazów i roślinności pod otaczającym murem. Jednym ze sławnych ogrodów w tym stylu jest karesansui przy pawilonie Taizo-inw klasztorze Myoshin-ji w Kyoto; jego autorstwo przypisuje się malarzowi Kano Motonobu, który tam w tym okresie mieszkał. Kamienny "wodospad" jest tam nieco mniej dramatyczny niż w Daisen-in, piaszczysta "rzeka" rozlewa się szeroko, a pośrodku owej "rzeki" znajduje się Wyspa Żółwia. Innym sławnym ogroden jest Kokei, czyli Tygrysia Dolina w amidystycznej świątyni Nishi Hongan-ji, też w Kyoto. Jak twierdzą niektórzy, ogród ten, jak również stojący obok niego budynek ze wspaniałą salą audiencji, zbudował pierwotnie Hideyoshi Toyotomi na zamku Fushimi, a po jego śmierci i ogród i budynek został przekazany w darze klasztorowi i belka po belce, kamień po kamieniu przeniesiony. Ogród jest monumentalny iście na miarę wielkiego dyktatora: głazy użyte do "wodospadu" są podobno największe w Japonii. Pośrodku piaszczystej "rzeki" są Wyspy Żółwia i Żurawia połączone prowadzącym do nikąd kamiennym mostem. Charakterystycznym elementem tego ogrodu są palmy sagowe, które wprawdzie rosną dziko na południowym krańcu wyspy Kyushu, ale w Kyoto stanowią egzotykę. Egzotycznie też brzmi sama nazwa (tygrysów w Japonii nie ma, Hideyoshi i jego samuraje zetknęli się z nimi podczas kampanii w Korei), ale najprawdopodobniej jest to aluzja do noszącej tę samą nazwę doliny na górze Lushan, gdzie niegdyś zbierało się Stowarzyszenie Białego Lotosu. Jeszcze innym sławnym ogrodem w tym stylu jest karesansui przy rezydencji opata Daitoku-ji, zbudowany w XVII wieku i przypisywany Kobori Enshu, słynnemu mistrzowi ceremonii herbaty. Tam już zagrabiony starannie żwir zajmuje większość ogrodu, jedynie pod zewnętrznym murem jest pas głazów i roślinności. "Wodospad" jest już tylko odległą sugestią, stanowią go trzy pionowe głazy stojące w narożniku muru i przesłonięte pochylającym się nad nim drzewkiem. Te trzy pionowe głazy, z których środkowy jest najwyższy, interpretuje się niekiedy nie jako wodospad, lecz jako buddyjską Trójcę, czyli uproszczoną na zenistyczny sposób figurę Buddy z towarzyszącymi mu bodhisattwami. Podobny motyw spotyka się w wielu innych ogrodach; jeśli kamienny ogród ma być tematem do medytacji, to tego rodzaju metafora jest uzasadniona: jest to dalekie echo medytacji tantrycznej i amidystycznej, gdzie adept usiłował sobie wyobrazić postać z buddyjskiego panteonu.

KRZACZKI AZALII

Niezależnie od tego nurtu rozwijał się "abstrakcyjny" styl karesansui, zapoczątkowany przez ogród w Ryoan-ji. W tym stylu najbardziej znany jest mały ogródek przy pawilonie Tokai-an w klasztorze Myoshin-ji. Nie ma tam wcale roślinności, nawet mchu, jest tylko kilka kamieni ułożonych z grubsza wzdłuż dłuższej osi przecinającej prostokąt żwiru, przy czym najmniejszy kamień jest pośrodku, największe przy brzegach. W podobnym stylu jest ogród przy rezydencji rodziny Katsura w mieście Bofu, powstały w XVIII wieku. Jest on na planie litery "L", również pozbawiony roślinności, głazy porozrzucane są nieregularnie, niektóre stoją jedne na drugich. Ciekawą wariację tego stylu stanowi ogródek przy kwaterze opata klasztoru Shoden-ji u stóp góry Hiei, gdzie na sporej przestrzeni żwiru zamiast kamieni jest kilka przyciętych w owalne kształty krzaczków azalii i kamelii.

MOKRY MECH

W klasztorach Zen od bardzo dawnych czasów praktykowana była specjalna ceremonia picia herbaty. W Japonii w epoce Muromachi zaczęła nabierać popularności świecka wersja tej ceremonii, a w epoce Momoyama nastąpił jej bujny rozkwit. Zarówno bogaci mieszczanie jak wielcy feudalni panowie budowali sobie specjalne przeznaczone tylko do picia herbaty pawilony, zwykle w stylu ubogich domostw rybaków albo krytych strzechą pustelni. Wokół tych pawilonów budowano malutkie ogródki mające na celu wywołanie odpowiedniego nastroju przychodzącego na herbatę gościa. Przeciwnie do klasztornych karesansui nie były one przeznaczone do oglądania z wnętrza budynku, a jedynie do przechodzenia; zwano je roji, co znaczy "ścieżka mokra od rosy". Uważa się zwykle, że nazwa ta jest aluzją do znanego zdania z Sutry Lotosu: "uciekłszy z płonącego domu znaleźli się na ścieżce mokrej od rosy", ale może to też być aluzją do góry Lushan, gdzie wokół kalsztoru "rosa z mgieł kapała na mchy". Istotnie w roji ziemię pokrywał mech, a sama ścieżka ułożona była z nieregularnych płaskich kamieni.

ZRUJNOWANY KLASZTOR

Nie wiadomo kto pierwszy raz użył w roji kamieni do stąpania przypominających przejście przez płytki potok. Wiele takich nowatorskich pomysłów przypisuje się Sen-no Rikyu, nigdy jednak nie jest to atrybucja pewna - mógł on jedynie wykorzystać w mistrzowski sposób pomysły innych. Mistrzowie herbaty ze złotego okresu, czyli właśnie z epoki Momoyama, stanowili towarzystwo nowatorów, co rusz to ktoś wprowadzał nowe rozwiązania. Ktoś, też nie bardzo wiadomo kto, wpadł na pomysł ustawienia w roji kamiennej latarni pochodzącej z jakiegoś zrujnowanego buddyjskiego klasztoru i wkrótce zwyczaj ustawiania takich latarń przyjął się tak jak płaskie kamienie; przyjął się do tego stopnia, że zabrakło zrujnowanych klasztorów i mistrzowie herbaty zaczęli u kamieniarzy zamawiać nowe. A skoro zamawiali nowe, to można było sobie zamówić odpowiedni kształt, niekoniecznie świątynny; zaczęła się ewolucja kształtu latarni ogrodowej. Przy ścieżkach prowadzących do sanktuariów shinto stoi zawsze basenik z wodą i bambusowym czerpakiem do rytualnego płukania rąk i ust; ktoś wpadł na pomysł ustawienia takiego baseniku w roji i znów zwyczaj błyskawicznie się przyjął, i znów zaczęto projektować nowe kształty charakterystyczne dla ogrodów. Poetyką roji jest sugestia i niedopowiedzenie, zaczęto więc wprowadzać ogrodzenia i plecione z bambusu ogrodowe parawany, których jedyną funkcją jest przesłonięcie części widoku i wprowadzenie elementu tajemniczości. Należy przy tym pamiętać, że roji nigdy nie istniał sam dla siebie, zawsze był całkowicie podporządkowany ceremonii herbaty, do której miał przygotowywać gościa. Dlatego też nic w tym ogrodzie nie powinno skupiać na sobie szczególnej uwagi, nie było w nim miejsca na interesujące głazy, barwne kwiaty czy egzotyczne rośliny. Najchętniej sadzono w nim rośliny pospolite w danej okolicy.

NIEPOZORNOŚĆ I NIETRWAŁOŚĆ

Ogrody, których głównym tematem były układy głazów lub jeziora z wyspami, mogły przetrwać stulecia nie zatracając swej istoty. Ogrody, których głównym tematem był mokry mech i kilka pospolitych krzaków z okolicy - nie mogły. Wkrótce jednak po złotym okresie nowatorstwo się skończyło i następne pokolenia mistrzów projektowały roji wedle ścisłych reguł. Isnieje dziś wiele takich pięknie utrzymanych ogródków, wszystkie świeżej daty. Za wzorcowe uważa się roji przy dwóch głównych szkołach herbaty, Omote Senke i Ura Senke, obu znajdujących się w Kyoto. Niepozorniść i nietrwałość bywa czasem pozorna; ogrody herbaciane miały trwały wpływ na dalszy rozwój sztuki ugrodniczej w Japonii.

ROBIENIE W BALONA

Imponujące kamienie stanowiące główną ozdobę ogrodu nie poszły jednak wcale w zapomnienie. Kiedy Oda Nobunaga osadził w pałacu shoguna wybranego przez siebie figuranta z rodu Ashikaga, postanowił obdarować go najsławniejszym kamieniem cesarstwa, noszącym imię Fujito. Posłał go do pałacu shoguna z wielką pompą, w procesji z muzyką, zapakowanego w jedwabie. Później Hideyoshi odkupił go za ogromną sumę i umieścił w swej własnej rezydencji Jurakudai. Rezydencja Jurakudai została rozebrana po kilku latach, ale Hideyoshi z kamieniem się nie rozstał: kiedy w 1598 roku na wielkie przyjęcie z okazji oglądania kwiatów wiśni zbudował ogród przy klasztorze Sambo-inw Fushimi, kazał tam również przenieść ów słynny głaz. Do budowy tego ogrodu zatrudniony został najsłynniejszy w owej epoce mistrz układów kamiennych, imieniem Yoshiro Kentei; jest tam istotnie wyjątkowo dużo kamieni wyjątkowo - jak na taką ich ilość - harmonijnie porozmieszczanych. Sambo-injest jednym z wczesnych przykładów dużego ogrodu przeznaczonego do oglądania z wnętrza budynku - z jeziorem, z podziałem na bliski i daleki plan, a sławny głaz Fujito miał być głównym punktem skupiającym uwagę. Dzisiejszy widz jednak zastanawia się, czy ktoś tu kogoś nie robił w balona - głaz ten nie wyróżnia się zgoła niczym nadzwyczajnym, z pewnością nie ma tego uroku co Ryoan-ji. Robienie w balona nie da się wykluczyć; zarówno Hideyoshi, jak później shogunowie Tokugawa, świadomie popierali snobizm, sztucznie nakręcając niewiarygodną wprost inflację cen przedmiotów wprawdzie uznanych za sztukę, ale często bardzo prostych, na przykład glinianych czarek do herbaty.

ISTNE CACUSZKA

Późna epoka Muromachi to okres nieustannych wojen, które niszczyły cały kraj nie wyłączając cesarskiej stolicy. Od epoki Momoyama nastąpił pokój i skupiona wokół cesarza arystokracja kuge mogła się spokojnie zająć zakładaniem ogrodów w swoich rezydencjach. Tak naprawdę to nie miała ona wiele więcej do roboty, jako że polityką i administracją zajmowali się skupieni wokół shoguna samuraje. Budowali sobie więc arystokraci ogrody do miłego spędzania czasu, niekiedy istne cacuszka. Najsłynniejszym z tych cacuszek jest ogród wokół willi Katsura w Kyoto. Założył go w 1620 roku Hachijonomiya Toshihito, książę rodziny cesarskiej, a w 1635 roku rozbudował jego syn Toshitada z okazji wizyty wuja, cesarza Gomizuno. Ogród w Katsura istnieje do dziś i jest bodaj najlepszym przykładem eklektycznego stylu dużych ogrodów epoki Edo.

EPIZOD POWIEŚCI

Ogród w Katsura przeznaczony był po pierwsze do oglądania z domu, jest tam nawet specjalna weranda zbudowana specjalnie po to, by patrzeć na księżyc wschodzący nad wzgórzami i odbijający się w jeziorze. Widziany z domu ogród podzielony jest na trzy wyraźne plany: na pierwszym planie niski brzeg jeziora z niskimi układami głazów, na dalekim planie wzgórza i wysokie głazy, a na średnim planie jezioro z wyspami. Jezioro jednakże przeznaczone było nie tylko do oglądania, ale także do przejażdżek łodziami, tak jak w czasach Heian. Arystokracja epoki Edo czasy Heian znała głównie z romantycznach książek, przede wszystkim wielkiej powieści GENJI MONOGATARI; podobno w ogrodzie w Katsura wyspy zaplanowano specjalnie tak, by ilustrować jeden z epizodów tej powieści. Ale to nie wszystko: ogród ten jest jednym wielkim roji, stoi w nim kilka pawilonów przeznaczonych do ceremonii herbaty, a wokół ogrodu prowadzi ścieżka ułożona z nieregularnych płaskich kamieni ułożonych w mchu. Zgodnie też z zasadą planowania roji brak jest tam widowiskowych roślin, barwnych rabat kwiatowych, natomiast są elementy wprowadzone do sztuki ogrodowej przez mistrzów herbaty: buddyjskie latarnie, shintoistyczne baseniki do płukania ust, ozdobnie plecione bambusowe ogrodzenia, których jedyną funkcją jest przesłanianie części widoku. Owa "herbacianość" nie dziwi, jeśli zgodnie z tradycją przyjmiemy, że projektantem ogrodu był jeden z najsłynniejszych mistrzów tej ceremonii - Kobori Enshu.

PO ABDYKACJI

Niestety, żadne źródła z owej epoki nie potwierdzają tej atrybucji, najwcześniejsze wzmianki o autorstwie Enshu są o sto lat późniejsze. Tym niemniej wiele motywów użytych w Katsura pojawia się w ogrodach projektowanych z całą pewnością przez Enshu. On projektował między innymi Sento Gosho, pałac zbudowany dla cesarza Gomizuno po jego abdykacji. Jednym z charakterystycznych motywów tego ogrodu jest plaża nad jeziorem ułożona całkowicie z małych, równej wielkości otoczaków; identyczna plaża znajduje się nad jeziorem w Katsura. Tak czy owak Enshu był wysokim rangą samurajem i należał do kręgu przyjaciół książąt z Katsura, więc nawet jeśli nie sporządził projektu, to jest wysoce prawdopodobne, że służył radą.

DŁOŃ AUTORA

Gomizuno, cesarz w stanie spoczynku, miał wprawdzie pałac ufundowany przez shogunów Tokugawa i zaprojektowany przez Kobori Enshu, sam jednak miał również zacięcie artystyczne. Nie ma żadnej wątpliwości, że to on sam projektował ogród w Shugaku-in, swej wymarzonej podmiejskiej rezydencji. Podobno nawet przed rozpoczęciem robót sporządził sobie gliniany model. Jest to ogród przeznaczony przede wszystkim do spacerów, z wysypaną białym żwirem ścieżką prowadzącą wokół jeziora i przez wszystkie ciekawsze zakątki. Słynie między innymi z niezwykle umiejętnego wykorzystania "pożyczonej scenerii" dalekich gór. Owa "pożyczona sceneria" to motyw bardzo stary, natomiast za nowość w tym ogrodzie uważa się szpalery równiutko przyciętych krzaków azalii. Nowością było też użycie - podobnie jak w Katsura - elementów pochodzących z ogrodów herbacianych: latarń, baseników, ogrodzeń. Ciekawe jest jednak to, że choć elementy są takie same, zestawione zostały w różny sposób, tworząc inną atmosferę. Różnica jest subtelna i trudna do opisania w słowach; oba ogrody są arcydziełami, w których da się wyraźnie odczuć dłoń autora.

PŁASKI TEREN

Zwyczaj równiutkiego przycinania krzaków azalii i kamelii narodził się podobno w Edo, stolicy shogunów Tokugawa. Edo (dzisiejsze Tokyo) założono na równinie Kanto, gdzie kamieni nie ma, ktoś więc wpadł na pomysł, by zamiast tego używać w ogrodach krzaków przystrzyżonych w owalne kształty. Być może nie bez wpływu był też kontakt z Europejczykami, jako że w owej epoce w ogrodach Europy równiutkie przystrzyganie żywopłotów było normą. Tak czy owak płaski teren powodował specyficzne problemy wymagające nowych rozwiązań. Stosunkowo łatwo było na podmokłych łąkach wykopać rozległe jeziora, ale z drugiej strony były one narażone na działanie pływów morskich. Odpowiedzią na takie problemy jest ogród Hama Rikyu w Tokyo, zbudowany w XVII wieku przez Matsudaira Tsumashige. Nie ma tam wysokich wzgórz i wielkich głazów, jest natomiast duże jezioro i widok na "pożyczoną scenerię" Zatoki Tokijskiej. Woda w jeziorze jest z rzeki, a specjalne zapory nie wpuszczają wody z przypływów. Horyzontalny charakter ogrodu podkreślają użyte w nim latarnie typu yukimi (co znaczy "do oglądania śniegu"), niskie, stojące na trzech szeroko rozstawionych nogach i przykryte płaskim szerokim daszkiem.

OGRóDEK SYNUSIA

Najbardziej możni mogli sobie sprowadzać głazy do Edo z odległych miejsc. Do takich możnych należał Tokugawa Yorifusa, najmłodszy syn Ieyasu i wice-shogun za czasów swego bratanka Yoshimitsu. Ieyasu wyeksmitował dwa klasztory, żeby jego synuś mógł sobie w wymarzonym miejscu zbudować ogródek. Ogród ten nazywa się Koraku-en i jest dzisiaj jednym z głównych parków Tokyo. Jest tam dużo transportowanych z daleka łodziami głazów, jest jezioro, na jeziorze wyspa z górą, wokół jeziora ścieżka prowadząca przez zakątki będące "miniaturowymi kopiami" sławnych miejsc w Kyoto i w Chinach. Skąd Japończycy, którzy w czasach Edo mieli zakaz wyjazdu za granicę pod karą śmierci, mieli wiedzieć jak wyglądają Chiny? Trudno powiedzieć, tym niemniej w Koraku en jest i "góra Lushan", i "Zachodnie Jezioro w Habgzhou", i parę innych sławnych miejsc. Tak naprawdę to wspólna z pierwowzorami jest tam tylko nazwa. Były to literackie aluzje bez żadnej konkretnej funkcji, ot taki sobie sentymentalizm. Bardzo przypominający zresztą to, co się działo w osiemnastowiecznej Europie, gdzie zakładano parki z zakątkami z grecką świątynią, z gotyckimi ruinami itd. Ot, taki sobie sentymentalizm zamiast zapierania tchu. Oznaczający, że nadchodzą czasy dogorywania sztuki.

DALEKA PRZESZŁOŚĆ

Według nowych zasad wprowadzonych przez shogunów Tokugawa panowie zamków z całego kraju musieli spędzać połowę każdego roku w Edo. Później natomiast w swoich prowincjach budowali sobie ogrody w stylu Edo, mimo że mieli pod dostatkiem głazów i zróżnicowany teren. Najsłynniejszym z takich ogrodów jest Koraku-en w Okayama na wyspie Shikoku, zbudowany pod koniec XVII wieku przez Ikeda Tsunamasa. Wybrał on rzadki w tej okolicy płaski skrawek terenu i zbudował ogród z dużym jeziorem, z niskimi okrągłymi wyspami bez głazów. Ogród ten słynie też z pawilonu, przez którego środek przepływa woda, a to po to, by samuraje mogli sobie robić konkursy pisania wierszy puszczając na wodę czarki z sake. A więc znów aluzja do dalekiej, dalekiej przeszłości i dalekiego, dalekiego kraju.

LUDZIE ZNAD RZEKI

W czasach Kamakura i Muromachi projektowaniem ogrodów zajmowali się głównie mnisi; ci, którzy się w tym specjalizowali nazywani byli ishitate-zo, co znaczy "bonzowie od układania kamieni". Natomiast do wykonywania prac ziemnych zatrudniani byli ludzie z najniższej kasty w Japonii, zajmujący się zawodami uważanymi w buddyjskim kraju za nieczyste, na przykład rzeźnictwem. Z jakiegoś względu mieszkali oni nad brzegami rzek, dlatego zwani byli kawaramono, co właśnie znaczy "ludzie znad rzeki". Takimi prawdopodobnie byli Kotaro i Seijiro, których imiona wyryte zostały na jednym z kamieni w Ryoan-ji. Takim był niewątpliwie Zen'ami, o którym wiemy znacznie więcej, kierował on bowiem ekipą budującą ogrody dla shoguna Ashikaga Yoshimasa i zasłynął jako mistrz w układaniu kamieni; pochodził on z rodziny rzeźników i należał do zakonu amidystów, stąd jego imię kończące się na ami. Kawaramono z pochodzenia był również Yoshiro Kentei, kolejny mistrz układów kamiennych, którego Hideyoshi zatrudnił przy budowie ogrodu w Sambo-in. Kiedy z nastaniem epoki Edo w kraju zapanował pokój i zaczęły powstawać liczne ogrody, zapotrzebowanie na ogrodników wzrosło. Wkrótce nie tylko panowie, ale również mieszczanie mogli sobie pozwolić na założenie ogrodu, choć mniejszych rozmiarów. Mieszczanie niekoniecznie mieli talent, a z pewnością nie mieli czasu na projektowanie krajobrazów, zlecali więc nie tylko wykonanie, ale też i projekt fachowcom, którzy znali swoje rzemiosło. W sposób naturalny dawni kawaramono stawali się zawodowymi ogrodnikami i tworzyli szkoły, których sekrety - jak to zwykle w Japonii - przekazywane były z ojca na syna. Jednocześnie tego rodzaju profesjonalizacja usztywniała niejako tę sztukę: adepci mieli dużo do nauczenia się, a małe pole do innowacji.

TAJNIKI OGRODNICTWA

Jak to często w przypadku tego rodzaju szkół bywa, sposoby budowy ogrodów trzymane były w sekrecie jako tajemnice cechu. Dlatego pewne poruszenie wywołał niejaki Kitamura Enkin, który postanowił zarobić nie na budowaniu ogrodów, lecz na napisaniu o tym książki. W 1735 roku wydał on TSUKIYAMA TEIZODEN; jest to coś w rodzaju podręcznika zdradzającego tajniki ogrodnictwa i ilustrowanego nie pozbawionymi uroku drzeworytami. Blisko sto lat później niejaki Akizato Rito, członek jednego z cechów, napisał drugą część tej księgi i również bogato zilustrował ją drzeworytami. Dzięki tym dwóm księgom (czy też - jak chce autor drugiej - dwóm tomom tej samej księgi) wiemy, jak Japończycy konstruowali ogród i co w nim uważali za najważniesze.

POSKRĘCANE WIERZBY

Najważniejsze były niewątpliwie kamienie. Kompozycje głazów uważano za "szkielet ogrodu", wszystko inne było im podporządkowane. Kamienie dobierano wedle kształtu, istniało pięć typów pożądanych w ogrodzie, innych nie używano. Kamienie o odpowiednich kształtach miały swoje właściwe miejsce. Budowany z wysokich głazów wodospad był zawsze centralnym punktem ogrodu; jeśli dało się doprowadzić wodę, był to prawdziwy wodospad, jeśli nie - tylko sucha sugestia. Inne kamienie też miały symboliczne funkcje, na przykład jeśli w ogrodzie było jezioro, a na nim wyspy, to najważniejsza z nich była zawsze Horai-jima (czyli chińska Penglai), wokół której układano "kamień głowy, kamienie łap i kamień ogona" (chodzi oczywiście o kończyny mitycznego żółwia). Ponadto ogród podzielony był zawsze na trzy wyraźne plany z punktu widzenia domu i zasadniczo na bliskim planie układano niskie kamienie, a na dalekim wysokie. Głazy i wodospad miały sugerować górski krajobraz, w tym samym celu pożądane były odpowiednie drzewa: poskręcane, jakby pogodą zniszczone sosny i wierzby płaczące. Drzewa te specjalnie się hoduje, by przybrały odpowiedni, nienaturalny wygląd, a także rozmiary proporcjonalne do miniaturowego często ogrodu. Oprócz tego sadzono kwitnące wiśnie, śliwy, niskopienne gatunki bambusów, rzadziej też palmy sagowe. Sosnę, śliwę i bambus sadzono często w jednej grupie, gdyż zimozielne sosna i bambus oraz kwitnąca nad śniegiem śliwa to wedle starej chińskiej tradycji "trzej przyjaciele zimy". Z krzewów najchętniej sadzono azalie i kamelie, strzyżono je przy tym w z góry zaplanowane kształty. Trawa w tradycyjnym japońskim ogrodzie była niepożądana, nie było trawników. Ziemię pokrywał albo mech, albo biały żwir, a niekiedy po prostu ubita gleba. Jako elementów dekoracyjnych używano także ogrodowych latarń, baseników oraz bambusowych ogrodzeń. Latarnia z reguły jedna stała gdzieś na bliskim planie, inna na dalekim, przy czym zawsze obok niej sadzono drzewko, którego jedna gałąź się nad nią pochylała dodając tajemniczości. Basenik z wodą i czerpakiem stał zwykle blisko domu, przy czym też często tworzył grupę z niewielkim bambusowym parawanem i wychylającą się zza parawanu gałęzią drzewa. Sliwa lub sosna z reguły sadzona była obok bramy i prowadzona tak, by jedna gałąź pochylała się nad wejściem na zewnątrz ogrodu.

KALIGRAFIA W OGRODIE

Na japońską sztukę ogrodów ogromny wpływ miała kaligrafia. Nam się to może wydawać dziwne, ale dla autorów owych "sekretnych ksiąg ogrodnictwa" sprawa była oczywista: ogrody dzielone są na style analogiczne do kaligrafii, czyli shin - styl dostojny, gyo - styl płynny oraz so - styl srótowy. Dla europejskiego odbiorcy nie jest całkiem jasne na jakiej podstawie różne ogrody zaliczano do różnych stylów. Zdaje się, że główną rolę odgrywało to, na ile ogród był zbliżony do pewnego idealnego wzorca. Jeśli obecne były wszystkie niezbędne elenemty, na przykład wodospad, jezioro z wyspami itd., mówiono o stylu shin; jeśli w zredukowanym rozmiarami ogrodzie niektóre elementy (np. jezioro) były nieobecne, a inne jedynie sugerowane (np. dwa lub trzy wysokie głazy w miejscu wodospadu) mówiono o stylu so; styl gyo był czymś pośrednim. Pewną rolę odgrywało wykończenie kamiennych akcesoriów ogrodu, na przykład w stylu shin więcej było ścieżek z obrobionego kamienia, latarnie i baseny też były starannie obrobione, natomiast w so latarnie były grubo ociosane, tylko zarysem przypominające to, co można spotkać w świątyniach, podobnie było z basenami na wodę. To były jednak tylko akcesoria i raczej dostosowywano je do odpowiedniego ogrodu niż odwrotnie. Wiadomo było natomiast gdzie jakie ogrody należy budować: obok sali formalnych przyjęć wielkiego pana konieczny był styl shin, na tyłach domu mieszczanina mógł być so.

MIEJSCE NA NIUANSE

To był nie tylko zwyczaj; epoka Edo w Japonii to czas pokoju, ale także niezliczonych przepisów regulujących każdą niemal dziedzinę życia. Mieszczanie mogli się bogacić i niektórzy posiadali fortuny większe niż niejeden pan na zamku, ale mieli prawnie zabronione noszenie kosztownych ubrań zarezerwowanych dla samurajów; podobnie prawnie ograniczony był rozmiar posiadanych przez nich ogrodów. Również klasa samurajów podzielona była na rangi: wszyscy panowie zamków musieli posiadać rezydencje w Edo, a każda z tych rezydencji posiadała bramę o stylu i rozmiarze odpowiadającym randze właściciela. W tak ściśle uregulowanym życiu było może miejsce na niuanse, ale nie na niespodzianki.

Ogrod przy Daiseiin

KAMIENNE ECHO

Był to czas powtarzania dawnych wzorców. Budowano ozdobne ogrody do przyjemnego spędzania czasu. Na ogrodowych jeziorach budowano Wyspy Szczęśliwości, ale nikt się nie spodziewał, że wylądują na nich Nieśmiertelni. Owszem, budowano także kamienne zenistyczne koany, ale budowano je tak, jak "zawsze" się je budowało, nikt nikogo nie robił w jelenia. Albo raczej sposoby robienia w jelenia zostały dawno ustalone i każdy znał swoją rolę. Był to czas trwania. Trwała, i całkiem była popularna, japońska sztuka ogrodów - kamienne echo odległych wydarzeń.





Strona główna