Wspomnienie o moim kuzynie Janie Kazimierzu Mackiewiczu ps. "Kordian"

Jaś Kazimierz Mackiewicz, syn Kazimierza i Jadwigi z Szyszków Mackiewiczów, urodził się 7 listopada 1921 roku w Wilnie. Wychowany był w bardzo religijnej i patriotycznej atmosferze. Zafascynowany był postacią Marszałka Piłsudskiego, zresztą u wujostwa Mackiewiczów był salonik poświęcony pamięci Marszałka. Ciocia Jadzia uczyła Jasia w domu, przerobiła z nim pierwszą klasę gimnazjum a do drugiej klasy poszedł do gimnazjum im. Czackiego. Po tym przeniósł się do gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Był dzieckiem bardzo zdolnym, bardzo chłonnym. Interesowała go historia, szczególnie historia Polski, literatura. Miał zdolności plastyczne i lingwistyczne. Można powiedzieć, że był wszechstronnie uzdolniony.

Jasiek myślał, marzył o stworzeniu pasa bezpieczeństwa z państw Europy Środkowej, nie tylko współistnienia przyjaznego, ścisłej współpracy gospodarczej, ale i współdziałania obronnego przed zagrożeniem ze wschodu i z zachodu. Dyskutował na ten temat z kolegami. Koledzy jego, wychowani również patriotycznie (bo taka była kresowa młodzież, zresztą nie tylko kresowa), zawiązali grupkę dyskusyjną i jednocześnie samokształceniową. Bo tak jak myśleli, Polska potrzebuje ludzi z charakterem, etycznych i wykształconych. Jaś zdając sobie sprawę ze swego młodego wieku (miał wtedy 17 lat) szukał jakichś ludzi dorosłych, poważnych, którzy by go wsparli i w razie czego pomogli w tej ich działalności, bo ta cała grupka, która powstała, to się już nazywała "Ligą Wolnych Polaków". Taką pomoc Jaś uzyskał u profesora Kwiatkowskiego, który jednocześnie był lingwistą, a więc zaczęły się też nauki języków, głównie słowiańskich na początek. Drugą osobą, która była bardzo pomocna przy tym samokształceniu, przy nadawaniu kierunku, to był zaprzyjaźniony z rodziną senator Perkowicz, właściciel majątku Stary Dwór niedaleko Wilna. Latem 1938 roku Liga Wolnych Polaków uzyskała w nim drugiego protektora. Do Ligi, poza Jasiem, założycielem, należeli między innymi Stach Kulesza, Jurek Igliński, Czesław Głazek, Mordkowicz (był karaimem) i jeszcze wielu.

W chwili wybuchu wojny Liga Wolnych Polaków była zalążkiem dla przyszłych oddziałów walk o niepodległość. W dniu wkroczenia armii sowieckiej do Wilna Liga Wolnych Polaków wyłoniła z siebie Związek Wolnych Polaków. Związek Wolnych Polaków nie zaprzestał pracy nad samokształceniem i formowaniem charakterów, ale zaczął też w sposób konspiracyjny rekrutację maleńkich grup młodzieży, najwyżej pięcioosobowych, do dalszej działalności. Od początku wojny do Wilna zaczęli napływać uchodźcy z różnych stron Polski i ranni. Związek Wolnych Polaków, przedtem jeszcze jako Liga, zajmował się pracami charytatywnymi, dyżurami na dworcach, kierowaniem rannych żołnierzy do szpitali, opatrywaniem lżej rannych, kierowaniem rzeszy uchodźców do punktów, w których mogliby otrzymać pomoc. Jaś organizował pomoc na dworcach kolejowych, Jaś z koleżankami i kolegami w szpitalach dla rannych dawał przedstawienia. Jaś nad wszystkim nad czym mógł i nad kim mógł roztaczał opiekę. Był bardzo opiekuńczy, bardzo serdeczny, bardzo ludzki.

W Wilnie działało wtedy Towarzystwo Samopomocy Obywatelskiej, którego założycielem był ksiądz Kazimierz Kucharski. Towarzystwo niosło pomoc wszystkim potrzebującym jej. Do wujostwa Mackiewiczów przyjechały kuzynki z Warszawy a w niedługim czasie znalazł się też i mąż jednej z nich, kapitan Zieliński (późniejszy komendant miasta Wilna, pseudonim "Brzoza"). W tym czasie działały w Wilnie różne grupy konspiracyjne. Trzeba było jakoś ująć je w całość, zjednoczyć. Związek Wolnych Polaków poprzez kontakty z zaprzyjaźnionym księdzem Kucharskim został 28 grudnia 1939 r. po konsultacji przyjęty, włączony do Służby Zwycięstwu Polski pod dowództwem pułkownika Nikodema Sulika. Związek zachował jednocześnie autonomię. Mógł liczyć na pomoc w ewentualnych trudnościach przy szkoleniu wojskowym i był zobowiązany do wykonania pewnych prac dla całej organizacji. Wiele serca i sił wkładał Jaś w powstanie pisma, które miałoby jednocześnie informować obywateli Wilna o tym co się dzieje, przypominać im historię i wskazywać jak należy postępować, jak należy się zachowywać. Inaczej mówiąc przypominać im, że są Polakami. Już w październiku 1939 r. powstał kilkuosobowy zespół redakcyjny. Na czele oczywiście stał Jaś, a poza tym jego dobry przyjaciel jeszcze z czasów Ligi Wolnych Polaków Staś Kulesza ps. "Walter" i młody, zwerbowany zaraz po wybuchu wojny, ale bardzo dzielny i pracowity, użyteczny w każdej pracy Tadeusz Dworakowski ps. "Stefan". Współpracowała też i bardzo aktywnie działała z nimi siostra Jasia Mackiewicza, Maja. Pismo wydawane przez Związek Wolnych Polaków nazywało się "Za naszą i waszą wolność". Był to dwutygodnik wychodzący w ilości około 400 egzemplarzy. W wypadku nagłej potrzeby powiadomienia mieszkańców Polaków, drukowano ulotki i wręczano albo rozsypywano je dosłownie na klatkach schodowych, w bramach, aby każdy mógł się dowiedzieć o czymś naprawdę dla mieszkańców miasta istotnym. Początkowo pismo powielano w wileńskim seminarium duchownym, bo byli tam zaprzyjaźnieni klerycy, którzy współpracowali z konspiracją. Ale wkrótce wprowadzili się tam klerycy litewscy i już drukowanie było rzeczą niebezpieczną. Od tego czasu pismo "Za naszą i waszą wolność" powielane było w mieszkaniach prywatnych, zakonspirowanych, stale zmienianych. Autorem większości artykułów byli profesor Kwiatkowski, Jaś, Stanisław Kulesza, Jurek Igliński. Byli również inni, których nie jestem w stanie wymienić. A było o czym pisać, tematów było mnóstwo. Najpierw pierwsza okupacja sowiecka, rabunek, wywożenie nie tylko ludzi, aresztowanie, ale wywożenie wszelkiego dobra, nawet węgla z magazynów kolejowych. 28 października Wilno i część Wileńszczyzny, tę zachodnią, przyłączono do Litwy, a resztę do Białorusi, która została w sowieckich rękach. Litwini na początku byli spokojni, ale już 2 listopada, gdy grupa mieszkańców i młodzieży ze śpiewem wyruszyła na Rossę z kwiatami i z krzyżem, żeby złożyć kwiaty i zapalić znicze przed mauzoleum Marszałka i żołnierzy, którzy go otaczają, konna policja rozproszyła w brutalny sposób zgromadzenie. Zaczęło się litwinizowanie Wilna, to znaczy usuwanie nazw ulic, usuwanie godeł polskich, zmiany nawet napisów szyldów na sklepach. Wszędzie narzucany był język litewski. W kościołach nawet dochodziło do bójek, bo nie wolno było modlić się po polsku, śpiewać polskich pieśni religijnych. A więc tematów dla pisma, jak widać, nie brakowało. W grudniu Litwini wprowadzili ustawę, która przyznawała prawa obywatelskie jedynie tym mieszkańcom, którzy przebywali na terenie Litwy nie tylko w czasie bieżącym, ale również w dniu 6 sierpnia 1920 r., przy czym osoby te w tamtym okresie winny już mieć powyżej 18 lat. Dzieci ich również otrzymywały obywatelstwo. A przecież wtedy w tamtym czasie większość mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny brało udział w walkach o Polskę, a więc nie mogli być w Wilnie. W ten sposób rdzenni Wilnianie, mieszkańcy Wilna stawali się obcokrajowcami i podlegali różnym ograniczeniom. Mieli trudności w znalezieniu pracy, a jeśli pracę mieli, to ją tracili, byli zwalniani. W jeszcze gorszej sytuacji znaleźli się uchodźcy.

Na wydawanie pisma "Za naszą i waszą wolność" nie dostawał Jaś żadnych funduszy. Wszystkie potrzeby materialne: papier, farba, matryce, to wszystko działo się kosztem tych młodych ludzi, często ich obiadów, niezaspakajania nieraz najbardziej istotnych potrzeb. Taka ta młodzież była. A jak mówię, było o czym pisać. Litwini zamknęli Uniwersytet Stefana Batorego, Litwini litwinizowali szkoły, w związku z czym społeczeństwo polskie musiało się bronić w dziedzinie kulturowej i naukowej. Zaczęły powstawać komplety tajnego nauczania i to na szczeblu szkolnym, gimnazjalnym, licealnym, i jak się dało, uniwersyteckim. Jaś działał dosłownie całe dnie. Pisywał artykuły, utrzymywał najrozmaitsze kontakty, uczył się i na kompletach tajnego nauczania, normalnie, bo był w klasie maturalnej, i uczył się też języków. A poza tym Jaś pisał zaszyfrowaną powieść-pamiętnik. To była rzecz bardzo zaszyfrowana. Akcja powieści, która pisał, toczyła się rzekomo w Afryce Południowej w okresie walk Anglików z Burami. Osoby z towarzystwa Związku Wolnych Polaków miały tam swoich odpowiedników. Byli też i wrogowie. Powieść ta przejechała potem do Warszawy, niestety w czasie pobytu siostry Jasia w więzieniu na Mokotowie, uległa zniszczeniu. Jaś pisał wiersze, które również były odbiciem jego przeżyć. Te wiersze odnosiły się do czasu wojny, a jak dziś na to patrzę, to i do czasów obecnych. Jaś marzył o nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z konspiracją polską na Litwie Kowieńskiej. Maja, siostra Jasia, w tym celu odwiedziła rodzinę mieszkającą od lat za granicą polsko-litewską. Konspiracja polska działała w pobliżu Kowna i w Kownie, natomiast jeśli chodzi o dalsze tereny to ludność polska była w bardzo trudnych warunkach i raczej była nastawiona tylko na przetrwanie. Jaś doszedł do wniosku, że w takiej sytuacji trzeba sprawę odłożyć na czas późniejszy.

Powiązania rodzinne wujostwa Mackiewiczów z kapitanem Karolem Zielińskim, komendantem miasta Wilna sprawiły, że mieszkanie wujostwa stało się punktem kontaktowym konspiracyjnych spotkań na tak zwanym wysokim szczeblu. W związku z tym trzeba było ograniczać spotkania Związku Wolnych Polaków ze względów bezpieczeństwa. W Związku Wolnych Polaków zaczęły się szkolenia wojskowe. Szkolenia teoretyczne odbywały się w zakonspirowanych mieszkaniach, a zajęcia praktyczne, które wymagały czasem wyjścia w teren, odbywały się, zależnie od pory roku, pod pretekstem wycieczek narciarskich albo majówek organizowanych w lecie w malowniczych okolicach Wilna.

Litwini wzmagali, nasilali walkę z polskością. W maju 1940 r Wilnianie zebrali się na Rossie dla uczczenia rocznicy śmierci marszałka Piłsudskiego. Jaś, który składał wieniec na płycie kryjącej serce Marszałka, został brutalnie, dotkliwie pobity przez Litwinów. Jednocześnie w prasie sowieckiej pojawiały się artykuły, które mówiły o prześladowaniu sowieckich żołnierzy przez Litwinów. Szykowały się już zmiany. Oskarżenia sowieckie nie dotyczyły tylko Litwy, były one również wymierzone przeciwko Łotwie i Estonii. 15 czerwca 1940 r. prezydent litewski Smetona uciekł z Litwy, a pojawił się nowy rząd komunistycznego dziennikarza kowieńskiego, którego wprowadziła sowiecka Armia Czerwona. Wszyscy obywatele Litwy stali się automatycznie obywatelami ZSRR. Dotyczyło to tak zwanych obcokrajowców również. W najgorszej sytuacji znaleźli się wychodźcy, uciekinierzy z innych stron Polski. Komunistyczni działacze polscy, jak siostry Dziewickie, Putrament, Jędrychowski, Wołkowicz, usiłowali wpłynąć na nich, na tych uchodźców z Polski centralnej, południowej, czy północno-zachodniej, i wmówić w nich jakie to wielkie korzyści ofiarowuje im Związek Radziecki. W tej sytuacji ci ludzie, bezdomni, bez pracy, potrzebowali naprawdę wielkiej opieki. Trzeba było im zapewnić byt. Również na młodzież polską, na młodzież w szkołach, na dzieci, naciski Komsomołu były olbrzymie. Prasa podziemna, a więc i "Za naszą i waszą wolność" musiała prowadzić pracę wychowawczą dla młodzieży, piętnując jednocześnie zdrajców z nazwiska i z przynależności. W niektórych wypadkach, szczególnie drastycznych, kierowano sprawy do sądu konspiracyjnego. Jednocześnie zaczęło się bardzo rozwijać tajne szkolnictwo wszystkich stopni w postaci kilkuosobowych grup. Nad całością szkolnictwa czuwał ksiądz Kucharski. Grupy konspiracyjne i komplety szkolne stanowiły jednocześnie podstawę do prowadzenia przysposobienia wojskowego i szkolenia sanitarnego. One się stały w późniejszym czasie bazą organizacji wojskowych. Tworzyły się sekcje, drużyny, plutony i kompanie. Podejmowano też rozmaite prace pomocnicze. Było zalecenie ZWZ, żeby dokładnie przygotować plany miasta. Chodziło o poszczególne fragmenty, dosłownie ulice, uliczki, zaułki, domy. Przekazywano to do Komendy, gdzie były opracowywane i łączone w całość z myślą o przyszłej walce. Starano się o broń, a to nie była rzecz prosta. Część była jeszcze zakopana z roku 1939, a więc starano się ją odzyskać, a inną jeśli się udało, to kupić, albo po prostu zdobyć. Jaś był wszędzie, jego wszystko interesowało, on nad wszystkim czuwał. Szczególną troską otaczał koordynację działań Związku Wolnych Polaków z całokształtem siatki podziemnej.

Jaś się nigdy nie chwalił, co zrobił, jak zrobił, bo poza tym, że sam był bardzo skromny to jeszcze i konspiracja narzucała pewne konieczne warunki. Praca konspiracyjna pochłaniała go całkowicie, jednocześnie utrzymywał przyjaźnie, ciepłe związki z pierwszymi przyjaciółmi z Ligi Wolnych Polaków i z pierwszego okresu działań Związku Wolnych Polaków, jak Stach Kulesza, Jurek Igliński, Czesław Głazek, Danek Zaborowski, Zbyszek Kuligowski, Tadeusz Dworakowski, Tadeusz Rymiński, siostry Popinigisówny, Zosia Matusewiczówna, Renia Chodyko, Danusia Ciesielska, Halina Aramowiczówna, Czesiek Zujewski, siostry Olechnowiczówny, Romuald Kukułowicz, Kalunia Ozimkówna, Inka Biełousówna, Ziuta Borowska i zapewne jeszcze dużo więcej osób było z nim w zażyłej, wiernej przyjaźni.

Nad większymi zgromadzeniami Ligi Wolnych Polaków czuwała z oprawą ciocia Jadzia. No bo te zebrania, spotkania, odbywały się u wujostwa Mackiewiczów, a ciocia Jadzia zaraz jakiś tam placuszek upiekła, że to niby imieniny, urodziny, stroje musiały być odświętne, szkło na stole, nakrycia.

Rodzina Mackiewiczów utrzymywała serdeczne stosunki towarzyskie z rodzinami: Perkowiczów, Dworakowskich, Rymińskich, Kwiatkowskich, z panią Iglińską. Były to momenty odprężenia i jakiejś radości w tych stosunkach ciepłych, towarzyskich. Jaś to tak ujął: "...a największą nam siłą, najwierniejszym orężem, jest to serce co kocha i miłością zwycięża".

Nakład pisma "Za naszą i waszą wolność" rósł. Dochodził do 600 egzemplarzy i był przesyłany również na Litwę i na północną Białoruś. 19 marca 1941 r. został aresztowany Tadeusz Dworakowski "Stefan". Jak sam w swoim wspomnieniu w Kujbyszewie napisał, ze śledztwa zorientował się, że wydał go Gustaw Gontarz, uczeń szkoły rzemieślniczej, który został zwerbowany do Związku Wolnych Polaków w styczniu 1941. Aresztowani zostali Zielińscy na ulicy, aresztowana została góra w ZWZ, łącznie z pułkownikiem Nikodemem Sulikiem. W tej sytuacji pułkownik Krzyżanowski postanowił usunąć się z Wilna, tym bardziej, że w mieszkaniu w którym mieszkał było już najście policji, jego na szczęście nie zastali. Jeszcze przed aresztowaniem Zielińskich Jaś dostał rozkaz, żeby nie nocował w domu. Zmieniał więc często miejsce noclegów i bardzo na to narzekał, bo jak już mówiłam, on był bardzo aktywny. To był naprawdę działacz niepodległościowy i społeczny. Ta wzmożona działalność konspiracyjna miała być pewnego rodzaju alibi dla już aresztowanych i aresztowanego przyjaciela wielkiego Ligi Wolnych Polaków, Związku Wolnych Polaków, profesora Kwiatkowskiego. Jaś się starał, żeby pismo wychodziło regularnie bo to też jest alibi.

Od czasu do czasu nocował u sąsiadów, na górze, to jest w tym samym domu ale piętro wyżej. Pewnej nocy marcowej przyszło NKWD. Matka Jasia i siostra powiedziały, że Jasia nie ma, a na to oni: "to na górę, idziemy na wierch". Przyprowadzili Jasia z góry i zaczęła się rewizja. W mieszkaniu nic nie znaleźli, ale rano zabrali Jasia. Ciocia Jadzia i Maja zastanawiały się, skąd NKWD wiedziało, że trzeba iść na piętro, przecież było tylu innych sąsiadów, ale przypomniały sobie, że jedna z sąsiadek, z którą 10 lat sąsiadowały, pytała tego dnia o pana Jasia i bardzo starała się zobaczyć, dokąd on idzie. Ciocia Jadzia i Maja w ogródku na podwórku starały się odwrócić jej uwagę, ona musiała patrzeć w które drzwi Jaś wchodzi. "O, pan Jaś jest". Trudno było uwierzyć, że sąsiadka mogła wydać, ale kiedyś wieczorem zobaczyły ją spacerującą z oficerem NKWD.

Po aresztowaniu pułkownika Sulika, funkcję komendanta okręgu wileńskiego ZWZ powierzono pułkownikowi Krzyżanowskiemu, który objął ją rzeczywiście i w przebraniu chłopa przyjeżdżał do Wilna w pilnych sprawach. Aresztowany został również ksiądz Kucharski. Gwałtownie nasiliły się wywózki. Po mieście bez przerwy krążyły ciężarówki, które zabierały ludzi z domów. Niektórzy byli już na to przygotowani i mieli bagaż i odpowiednie ubranie na sobie. Zabierano wszystkich. I tych, którzy coś znaczyli: lekarzy, nauczycieli, urzędników, ale i robotników. Najbezpieczniej było w środkach komunikacji miejskiej, więc wiele osób jeździło cały dzień. Odchodziły transporty na wschód. Długie szeregi wagonów. A Jaś był poddawany okrutnym badaniom w piwnicach NKWD przez długi okres. Przez miesiące znęcano się nad nim fizycznie tak, że nie mógł już nawet przełknąć łyka wody. Odesłano go wtedy, tak ciężko pobitego, okrutnie zmaltretowanego, do szpitalika więziennego. W rannych godzinach 23 czerwca na terenie szpitalika więzienia przy ul. Stefańskiej były okrzyki, bieganina, hałasy, a potem nastąpiła długa cisza, a potem znowu gwar wielki i hałas. To mieszkańcy Wilna przyszli otworzyć zamkniętą bramę więzienną. Jaś i jego towarzysz z celi przy pomocy ławy więziennej sforsowali z trudem drzwi celi dzielące ich od wolności. Jaś był chory, był tylko w bieliźnie, okrył się więc kocem i w takim stroju przyszedł do domu. Zapewniał przedtem kolegów, swoich współwięźniów, że na swoje imieniny wróci do domu. Gdy ciocia przygotowywała mu kąpiel dziwiła się, że nie jest wychudzony, że pozornie dobrze wygląda, taki żółtawy odcień skóry ma, nie wiedziała, że to od bicia w czasie badań. Na wiadomość o powrocie Jasia przyszedł pułkownik Krzyżanowski. Uściskali się z Jaśkiem serdecznie, ze łzami w oczach. Zjawiali się wszyscy przyjaciele, bliscy, koledzy, którym udało się przetrwać poprzednią okupację. Ruch w domu wujostwa był wielki. Jaś nie odpoczywał długo po przejściach więziennych, włączył się w nurt pracy, a więc w redagowanie, pisanie artykułów, zdobywanie broni, powiększanie stanu liczebności członków, organizowanie wszystkiego co było normalnie potrzebne w przewidywanych walkach, dywersji i dla ochrony ludności polskiej. Wilno zmieniło okupanta

Sytuacja Polaków na Wileńszczyznie, mieszkańców tych ziem, które zostały przyłączone do Litwy, była bardzo nieciekawa. Litwini przystąpili do ścisłej współpracy z hitlerowcami. Powstał odpowiednik Gestapo, litewska Saguna. Napływali do policji bardzo liczni ochotnicy Litwini. Powstały oddziały egzekucyjne, tak zwanych strzelców ponarskich, które dokonywały bestialskich mordów na więźniach w lesie w Ponarach. Zaczęły się żelazne rządy niemiecko-litewskie. Liga Wolnych Polaków gromadziła się na swoich zebraniach, Związek Wolnych Polaków pracował, rozwijał się, a tymczasem zagrożenie wzrastało z dnia na dzień. A Jaś bardzo pracował. W domu był już rzadkim gościem, stale gdzieś pędził. Jak zawsze pogodny, uśmiechnięty, spokojny. 29 września 1941 r. późnym bardzo wieczorem przyszło dwóch gestapowców litewskich po Jaśka. Zaczęła się rewizja, tym razem bardzo dokładna. Było już jasno, jak wyprowadzili Jaśka. Nic nie znaleźli, ot po prostu stary odbiornik radiowy tylko. W tym czasie aresztowano sporą gromadę ze Związku Wolnych Polaków. Jaś przechodził okrutne śledztwo. Ale powstała epidemia tyfusu, przeniesiono go do szpitala więziennego na Stefańską i tam ciocia Jadzia mogła go odwiedzać i dostarczyć mu do szpitala wszystko co tylko było możliwe. Pewnego dnia przybiegła ze szpitala zapłakana pielęgniarka do Cioci z wiadomością, żeby nie przychodziła już do szpitala, a szukała Jasia w więzieniu. Lekarz ostrzegał już ciocię Jadzię, że nie mają już podstawy, żeby go można było na tyfus dalej trzymać. Zastrzyknęli mu więc mleko, w ten sposób podniosła się temperatura, myśleli że go uratują, że przedłużą w ten sposób jego pobyt w szpitalu, ale oprawcy, którzy zjawili się w szpitalu, na słowa lekarza, że to chory człowiek, i ci inni, których zabierają to też są chorzy, odpowiedzieli: "my ich możemy uzdrowić w ciągu jednej chwili". Koledzy chcieli odbić Jaśka ze szpitala, ale poniechano tego ze względu na olbrzymie ryzyko. Jasiek przeszedł pół roku strasznego śledztwa, wytrzymał wszystko. Ostatni gryps, jaki przysłał, to był taki: "Trzy znam ja prawdy, oto one: Ojczyzna, Naród, Chrystus Król. Choć umęczone ciało skona, sam duch zwycięży poświst kul".

Jaś Kazimierz Mackiewicz, twórca Ligi Wolnych Polaków, twórca Związku Wolnych Polaków, został zamordowany przez strzelców ponarskich 12 maja 1942 roku w Ponarach.

Przed paroma dniami był 11 listopada 1996 r., święto Niepodległości. Reporterzy z telewizyjnej "Panoramy" zaczepiali na ulicy ludzi młodych, bardzo młodych, w średnim wieku, starszych, i pytali, z czym im się ta data kojarzy. Niestety odpowiedzi większości młodych były żenujące, oni po prostu nie wiedzieli na ogół o co chodzi. Może ten wiersz Jasia, który on kiedyś napisał, jest tak bardzo aktualny?

"Polsko, w życiu mi każesz, żebym kochał
wszystko co Twoje: i tę zawiść cierpką,
ckliwe pochlebstwa, które szeptał chochoł...
I Twoją wielkość tragiczną i krwawą,
Twojej poezji jasne, żywe tony.
Twej filozofii, religii, moc prawa...

Wodzów Twych piękno geniuszem owiane,
najtwardziej weszło w tkanki mojej duszy
myślałem - ono wszystko zło pokruszy,
wybieli krwawe serca mego ściany...

Polsko, czy zawsze o Twe czyste szaty
musi się otrzeć brud, niesprawiedliwość,
aż się zamąci Twa najczulsza tkliwość
nad losem synów Twej rodzinnej chaty?...
Czy nieodłącznie jak polip na rafie
na twej wielkości żerując, chimery
nie sczezną kiedyś i na strony cztery
się nie rozlecą, rozpędzone wiatrem?...

Czy nad historią stojąc nie potrafię
rozpoznać prawdy i blasków epoki?...
Czy nad rozległym państwowym teatrum
nie znajdę ciszy? Takież Twe wyroki?..."

Napisałam to na podstawie własnych wspomnień i materiałów dostarczonych przez siostrę Jasia Mackiewicza - Maję.