Sztandar

We wrześniu 1992 r. odbył się w Polsce Światowy Zjazd Lotników Polskich. Lotnicy kombatanci w ilości ponad ośmiuset przybyli z różnych zakątków świata. Na placu im. marszałka Piłsudskiego odbyła się niecodzienna uroczystość. W obecności prezydenta Lecha Wałęsy, prezydenta na obczyźnie Ryszarda Kaczorowskiego, w obecności marszałka lotnictwa brytyjskiego Johna Grandy i wice-marszałka RAFu, Polaka Aleksandra Maiznera nastąpiło przekazanie sztandaru Polskich Sił Powietrznych lotnikom - Orlętom z Dęblina. Sztandar był dotąd przechowywany w Instytucie gen. Sikorskiego w Londynie. Historia jego powstania jest naprawdę niecodzienna i urzekająca.

Kapitan pilot Jan Hryniewicz, wilnianin, który przez Rumunię dostał się na Zachód do Wojska Polskiego we Francji postanowił zwrócić się do matki z prośbą, ażeby w Wilnie został wyhaftowany sztandar dla polskich lotników poświęcony w Ostrej Bramie i przesłany na Zachód. Projekt sztandaru opracował wspólnie z podchorążymi lotnictwa Kazimierzem Karaszewskim i Zbigniewem Hojdą. Na awersie miała być Matka Boska Ostrobramska a na rewersie godło dęblińskiej Szkoły Orląt i napis: "Wilno 1940. Miłość żąda ofiary". Projekt sztandaru dotarł skomplikowanymi drogami z Francji do Wilna w styczniu 1940 roku. Doktor Wasilewska-Świdowa zwróciła się do księdza Kucharskiego o pomoc, bo przecież taki sztandar wymaga adamaszku, jedwabiu, srebrnych i złotych nici, a więc tych rzeczy, których w Wilnie było wtedy brak. Ksiądz Kucharski powołał komitet, do którego weszła doktor Wasilewska-Świdowa i matka projektodawcy, Emilia z Huwaltów Hryniewiczowa. Obliczono wstępnie koszt takiego sztandaru, miało to kosztować około 3000 litów, a więc suma olbrzymia, zarządzono więc składkę i zebrano te pieniądze. Pieniądze to jeszcze nie wszystko. Ksiądz Kucharski zwrócił się do arcybiskupa Jałbrzykowskiego, a ten swoimi drogami poprzez znajome jakieś poselstwo w Kownie sprowadził nici złote, srebrne, jedwab i adamaszek z Berlina. Haftowano sztandar w dwóch pracowniach: u sióstr Benedyktynek (których przełożona siostra Maria Imelia Neugebauer ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Rzymie) i w Zakładzie pod wezwaniem św. Kazimierza przy ul. Mostowej. Siostra przełożona Imelia miała pieczę nad artystycznym wyrazem sztandaru.

Sztandar gotowy należało teraz dostarczyć na Zachód. Właściwie dwa sztandary, bo jeszcze był jeden sztandar ocalony, uratowany z klęski wrześniowej: sztandar 81 Pułku Strzelców Grodzieńskich. Sztandar dla polskich lotników przewiozła z Wilna do Kowna mieszkanka Kowna, Genowefa Stankunowiczówna, członek ZWZ o pseudonimimie "Gienia", natomiast sztandar 81 Pułku Strzelców Grodzieńskich przewiózł Józef Majewski (ps. "Literat"), redaktor wychodzącej w Kownie gazety "Dzień Polski". Paczki ze sztandarami dotarły do Kowna w połowie sierpnia 1940 r. Przejął je "Herman". Był to kapral podchorąży Daszkiewicz, który miał kontakt z japońskim konsulatem w Kownie. Konsul japoski Sugihara zgodnie z wcześniejszym ustaleniem przewiózł oba sztandary w bagażu dyplomatycznym do Berlina. Z przewiezieniem do Londynu mieli Polacy radzić sobie sami. Z ataszatu japońskiego w Berlinie paczkę przyjął przybyły ze Sztokholmu major Rybikowski, który w towarzystwie kuriera dyplomatycznego japońskiego powrócił do Sztokholmu. Tu już nie było żadnych trudności z przesłaniem sztandarów na Zachód.

Francja już padła. Był rok 1941, 16 lipca. Na lotnisku w Swinderby koło Newark, w bazie lotnictwa bombowego RAF, odbyło się uroczyste przekazanie wileńskiego sztandaru Polskim Siłom Powietrznym. Do bazy lotnictwa bombowego RAF przybyły dziesięcioosobowe delegacje ze wszystkich 13 polskich dywizjonów bojowych. Byli i goście: prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz, naczelny wódz gen. Władysław Sikorski i dowódca Royal Air Force generał Portal. Uroczystość rozpoczęła się od poświęcenia sztandaru przez księdza biskupa polowego Józefa Gawlinę, po tym przystąpiono do wbijania w drzewce pamiątkowych gwoździ. Pierwszy gwóźdź wbił prezydent Raczkiewicz, ostatni kapitan Hryniewicz. Zgodnie z ustaleniem przebiegu ceremonii, kapitan Hryniewicz, po wbiciu tego ostatniego gwoździa miał wręczyć sztandar mistrzowi ceremonii pułkownikowi Kwiecińskiemu, który miał go z kolei przekazać generałowi Sikorskiemu. Ale nastąpiło maleńkie ceremonialne nieporozumienie. Kapitan Hryniewicz oddał sztandar generałowi Lucjanowi Żeligowskiemu, ten zaś ze słowami "Litwa słowiańska Polsce słowiańskiej" wręczył sztandar - relikwię generałowi Sikorskiemu. Nastąpiła lekka konsternacja wśród dostojników. Dalszy przebieg ceremonii był zgodny z programem. Naczelny Wódz przekazał sztandar inspektorowi Polskich Sił Powietrznych, generałowi Ujejskiemu, który następnie oddał go dowódcy dywizjonu bombowego 300. Odtąd sztandar wędrował kolejno do wszystkich dywizjonów, przebywając w każdym 3 miesiące. Z całą pewnością kapitan Hryniewicz specjalnie chciał podkreślić, wyeksponować Wilno i dlatego wręczył sztandar generałowi Żeligowskiemu. Za swą zuchwałość kapitan Hryniewicz został osadzony na jeden dzień w areszcie.

Kapitan Hryniewicz latał w 304 dywizjonie bombowym Ziemi Śląskiej. Przeżył wojnę, po wojnie wrócił do kraju i ostatnie 10 lat życia spędził wśród podchorążych dęblińskiej Szkoły Orląt, którzy udzielili mu gościny i otoczyli opieką. Awansowany był do stopnia podpułkownika.

Bibliografia