Kronika getta warszawskiego


26 sierpnia 1941 r.

   Ostatnio daje się zauważyć dziwna obojętność wobec śmierci, która nie sprawia już wrażenia. Ludzie mijają obojętnie nieboszczyków. Mało kto przychodzi do szpitali, aby się dowiedzieć o swoich krewnych. Również na cmentarzu rzadko kto interesuje się zmarłymi.
   Obok głodu, tyfus stał się najdonioślejszym zagadnieniem zaprzątającym uwagę całego społeczeństwa żydowskiego. Obecnie jest to najbardziej paląca sprawa. Krzywa (epidemii) tyfusu wciąż idzie w górę. I tak na przykład teraz, w połowie sierpnia, jest 6000-7000 chorujących na tyfus w mieszkaniach i około 900 w szpitalach. Dysproporcję między liczbą chorych w szpitalach i w domach można objaśnić tym, że szpitale, które na skutek tysiąca powodów zatraciły swój leczniczy charakter, stały się -jak się wyraził dr Milejkowski - "mordowniami". Chorzy umierają ttam z głodu, poza zupą bowiem i mizernym wyżywieniem nic więcej nie dostają. Chorzy umierają więc nie na skutek tyfusu, lecz z wycieńczenia.
   Tyfus zagraża zwłaszcza ludziom z tzw. lepszych sfer, którzy nie przetrzymują tej choroby i umierają, podczas gdy prosty człowiek z ludu, choć gorzej się odżywia, wychodzi cało. Umiera około 8 proc. chorych. Zjawisko dużej śmiertelności inteligencji występowało również w czasie poprzedniej wojny, w szczególności w Rosji, Serbii itd. Inteligencja stara się wszelkimi sposobami uniknąć zawszenia. Niektórzy smarują się olejem i naftą, inni noszą ze sobą sabadillę, żeby przegonić wszy. Są one jednak wszędzie. Unoszą się po prostu w powietrzu i doprawdy nie sposób się przed nimi uchronić. (...)
   Problem nieboszczyków w biednych domach jest bardzo palący. Nie mając pieniędzy na pochowanie zmarłych, porzuca się ich często na ulicy. W niektórych kamienicach zamyka się bramy i nie wypuszcza się lokatorów, aż dadzą pieniędzy na pochówek. Dzielnicowi zaś,
nie chcąc parać się formalnościami związanymi ze sprawą nieboszczyków, przenoszą zwłoki z jednego chodnika na drugi. Na cmentarzu grzebie się ich w zbiorowych grobach. Na samej przedniej części cmentarza, a więc w najstarszym jego rejonie, znajdują się (w ten sposób powstałe) wysokie góry piaskowe. W upalne dni zieje od tych masowych grobów tak silny odór, że nie sposób przejść obok nich, nie zatykając nosa. Masowe groby kopano -jak widać -za płytko, stąd ten fetor. Zakłady pogrzebowe, zwłaszcza braci Pinkertów, robią wspaniałe interesy. Niektóre zakłady mają specjalne wózki dla poszczególnych kamienic, które co dzień dostarczają "towar". (...)

Koniec sierpnia 1941 r.

   (Nieboszczyków przewozi się) furmankami konnymi, wózkami ręcznymi i rowerami, za pomocą noszy itp. Wozy zaprzężone w konie załadowane są zwłokami nie tylko wewnątrz, również na zewnątrz wystają w górę dwie, trzy skrzynie z trupami. W niektórych domach żydowskiej biedoty, jak na przykład na Wołyńskiej, wymierają całe rodziny. Zdarza się niekiedy, że w mieszkaniu umiera ostatni członek rodziny i leży tam dopóty, dopóki sąsiedzi nie poczują fetoru trupa. Miał miejsce wypadek, że pewna matka ukryła zwłoki dziecka, aby móc dłużej korzystać z kartek. W niektórych domach przy Wołyńskiej zdarzało' się, że szczury pogryzły zwłoki, które leżały w mieszkaniu kilka dni.
   W domu przy Wołyńskiej 7 opustoszało dziesięć mieszkań. Wszyscy lokatorzy wymarli. Wymieranie całych rodzin w jednym dniu bądź w ciągu kilku dni stało się zjawiskiem bardzo częstym. Wzrasta ogromnie liczba sierot, a to dlatego, że przede wszystkim umierają dorośli, zwłaszcza mężczyźni. Dzieci w wieku do dwóch lat w ogóle wymierają, z tej prostej przyczyny, że brak zupełnie mleka dla osesków i matek. Jeśli tak dalej pójdzie, to kwestia
żydowska w Warszawie zostanie szybko rozwiązana.
   Umierający z głodu to w znacznej mierze uchodźcy z prowincji, którzy czują się tu zagubieni w obcym środowisku, są zupełnie zrezygnowani. Ich protest wyraża się w żebraczym lamencie i w energicznym domaganiu się od przechodniów jałmużny, w wywoływaniu pomniejszej awantury w swoim ziomkostwie, w żądaniu kawałka chleba od instytucji lub Komitetu Domowego. Pomoc jest Jednak niedostateczna, zwłaszcza gdy w domu mieszkają wyłącznie sami biedacy. Pokrzyczą sobie nieco, a potem milkną i z rezygnacją oczekują śmierci. W istocie modlą się wtedy o rychłą śmierć, wyzwalającą od wszelkiego zła. Rozmawiałem z uchodźcą, który przez dłuższy czas głodował. Cały jego umysł był zaprzątnięty całkowicie kwestią jedzenia, chleba. Gdziekolwiek był i szedł, śnił o chlebie. Zatrzymywał się przed każdą wystawą z żywnością. Równocześnie jednak wpadł w rezygnację, apatię. (...)

Wrzesień 1941 r.

   Począwszy od drugiej połowy lipca powtarzają się stale - w różnych wariantach - pogłoski o wywiezieniu Żydów z Warszawy. Niektórzy powiadają, że wyślą część ludności żydowskiej, a mianowicie uchodźców. Jedni wymieniają nawet liczbę -150 000, drudzy - 300 000. Inni zaś opowiadają, żee wywiozą bez różnicy wszystkich Żydów z Warszawy. Przyczyna - straszny stopień rozprzestrzenienia się epidemii tyfusu oraz innych chorób. Pogłoski te są tak uporczywe, że Czerniakow uznał za stosowne zapytać o to Gestapo. Kategorycznie zaprzeczyli. Są też tacy, którzy podejrzewają, że chce tego dokonać Gmina, aby ubić na tym dobry interes. Od tych, którym zezwoli się pozostać, będzie się brało ogromne okupy. Charakterystyczne, że ludność jest tak złego zdania o Gminie, iż uważa ją za zdolną do popełnienia takiej podłości. Jest to najtrafniejsza ocena Gminy. (...)

14 listopada 1941 r.

   Połowa listopada 1941 r. Pierwsze mrozy dały już o sobie znać i ludzie dygocą z zimna. Najstraszniejsze to marznące dzieci, dzieci o bosych nóżkach, gołych kolanach, w postrzępionej odzieży, które stoją milczące i płaczą. Dziś, 14 listopada wieczorem, słyszałem lament takiego małego trzy- lub czteroletniego szkraba. Z rana prawdopodobnie znajdą jego zmarznięte zwłoki. Jeszcze w październiku, gdy spadł pierwszy śnieg, w różnych zakamarkach zburzonych domów oraz na klatkach schodowych znaleziono 17 zamarzniętych dzieci. Zamarzłe dzieci stają się w ogóle zjawiskiem masowym. Policja ma podobno otworzyć w domu przy ul. Nowolipie 20 specjalny zakład, do którego sprowadzano by dzieci z ulicy. Na razie jednak zamarznięte zwłoki dzieci i lament dziecięcy są w getcie zjawiskiem powszednim.
   Ludzie nakrywają zamarznięte na śmierć dzieci wspaniałymi plakatami "Miesiąca dziecka" z napisem: "Nasze dzieci muszą żyć - dziecko to największa świętość!". (...)

Maj 1942 r.

   Żebracy, którzy zapełniają obecnie ulice, są inni niż w zeszłym roku. Większość żebraków z prowincji wymarła. Nowi żebracy są ludźmi wyższego pokroju, łatwo poznać ich pochodzenie po obliczu i postawie. Mówią dobrą, a niekiedy wspaniałą polszczyzną: "Drodzy państwo, jeszcze dziś nic nie jadłem". Niektórzy są byłymi studentami Instytutu Judaistycznego i prosząc wsparcie po hebrajsku. Niektórzy są dobrze ubrani i gdyby nie wyciągali nieśmiało rąk lub cichutko nie prosili o jałmużnę, nigdy w życiu nie przyszłoby wam na myśl, że to żebracy. Na Karmelickiej, obok muru szpitala ewangelickiego, stoi żebrak, schludnie ubrany, z ładnym dzieckiem, czysto utrzymanym, dobrze umytym, który nie wyciąga ręki, tylko oczami prosi o wsparcie. Wśród żebraków większość stanowią - mimo wszystkich instytucji "Centosu" - dzieci. Śpiewają one chórem na ulicach i przyciągają ludzi swymi głosami. W ogóle widać często grupy muzykantów, urządzają prawdziwe koncerty, przyciągające tłumy ludzi, którzy chętnie słuchają muzyki. (...)

30 maja 1942 r.

   Ostatni tydzień krwawo się zapisał w historii getta. Prawie każdego dnia było wiele ofiar wśród szmuglerów, zwłaszcza w okolicy małego getta, gdzie pełni służbę żandarm, który został ukoronowany przydomkiem "Frankenstein". Otrzymał to przezwisko z uwagi na swe podobieństwo do małpiej twarzy Frankensteina z filmu. To krwawy pies, codziennie zabija kilku szmuglerów. Nie może zjeść śniadania bez przelania krwi Żydów. (...)
   Żydzi niemieccy, sprowadzeni z Hanoweru, Berlina i innych miast, przywieźli ze sobą rozmaite dowcipy. Słowo "Jude", które noszą na piersiach, objaśniają oni następująco: "Italiens und Deutschlands Ende". Mimo że tak wiele wycierpieli w Niemczech, stale mówią o "naszym Führerze" i wierzą w zwycięstwo. Są przekonani, że mimo wszystko powrócą do Niemiec. Chociaż upłynęło już sporo czasu od ich przybycia do Warszawy (przeszło miesiąc), trzymają ich osobno. (...)

5 grudnia 1942 r.

   Umschlag. Każdego dnia odbywały się zarówno na placu jak i na cmentarzu żydowskim egzekucje setek ludzi: starców, słabowitych, chorych. Zabijali na ogół tych wszystkich, którzy nie byli w stanie odbyć "podróży" do Treblinki. (...) Nie posiadam danych o liczbie tych, którzy dobrowolnie poszli na Umschlag. Wydaje mi się jednak, że było co najmniej 20 000 ludzi, którzy gnani głodem, rozpaczą, beznadziejnością swej sytuacji nie mieli sił walczyć dłużej. Nie mieli oni po prostu gdzie mieszkać. Nie byli przecież w "snopach", a więc nie mieli mieszkania (ich mieszkanie przydzielono jakiemuś "snopowi"). Nie pozostawało im nic innego, jak pójść dobrowolnie na śmierć. (...)

14 grudnia 1942 r.

   Pozostawią nas czy nie? Przeżywamy obecnie straszliwy okres. My, ostatnie resztki Żydów warszawskich, nie wiemy co przyniesie nam jutro. Żyjemy zaprzątnięci ustawiczną myślą: co się z nami stanie? Czy wróg nas pozostawi, czy też skazał nas na zagładę podobnie jak Żydów w setkach miast i miasteczek Polski oraz innych krajów. Ci, którzy wierzą, że przeżyjemy wojnę, argumentują tak: Niemcy dopiero co ogłosili utworzenie gett, między nimi jest również Warszawa. Chcieli zademonstrować wobec świata, że w Polsce są jeszcze Żydzi; po prostu przesiedlono tylko część spośród nich. Reszta Żydów jest potrzebna Niemcom ze względów politycznych. Jeśli wymordują wszystkich Żydów, nie będzie przecież na kogo zrzucić winy za przegrywanie poszczególnych bitew, a może i wojny. Reszta Żydów jest im nieodzowna do szantażowania świata w razie zastosowania represji wobec Niemców, zarówno jeńców wojennych jak i cywilnych. Reszta Żydów jest im potrzebna, aby cynicznie i kłamliwie zaprzeczać, że dokonali masowego mordu Żydów. Żydzi wymarli, lecz broń Boże nie zostali wymordowani. (...)
   Z uwagi na to wszystko mało Żydów wierzy, że przeżyjemy wojnę. Pozostaje tylko kwestia terminu: czy zagłada nastąpi za kilka tygodni, czy za kilka miesięcy, na wiosnę? Nikomu, nawet w fantazji, nie śni się, że pozostawią nas po okresie wiosny. Nie zetknąłem się niemal z takim poglądem. (...)


  Wybrane z "Kroniki getta warszawskiego", wrzesień 1939-styczeń 1943, Emanuel Ringelblum