26 sierpnia 1941 r.
Ostatnio daje się zauważyć
dziwna obojętność wobec śmierci, która nie sprawia już wrażenia. Ludzie
mijają obojętnie nieboszczyków. Mało kto przychodzi do szpitali, aby się
dowiedzieć o swoich krewnych. Również na cmentarzu rzadko kto interesuje
się zmarłymi.
Koniec sierpnia 1941 r. (Nieboszczyków przewozi
się) furmankami konnymi, wózkami ręcznymi i rowerami, za pomocą noszy itp.
Wozy zaprzężone w konie załadowane są zwłokami nie tylko wewnątrz, również
na zewnątrz wystają w górę dwie, trzy skrzynie z trupami. W niektórych
domach żydowskiej biedoty, jak na przykład na Wołyńskiej, wymierają całe
rodziny. Zdarza się niekiedy, że w mieszkaniu umiera ostatni członek rodziny
i leży tam dopóty, dopóki sąsiedzi nie poczują fetoru trupa. Miał miejsce
wypadek, że pewna matka ukryła zwłoki dziecka, aby móc dłużej korzystać
z kartek. W niektórych domach przy Wołyńskiej zdarzało' się, że szczury
pogryzły zwłoki, które leżały w mieszkaniu kilka dni.
Wrzesień 1941 r. Począwszy od drugiej połowy lipca powtarzają się stale - w różnych wariantach - pogłoski o wywiezieniu Żydów z Warszawy. Niektórzy powiadają, że wyślą część ludności żydowskiej, a mianowicie uchodźców. Jedni wymieniają nawet liczbę -150 000, drudzy - 300 000. Inni zaś opowiadają, żee wywiozą bez różnicy wszystkich Żydów z Warszawy. Przyczyna - straszny stopień rozprzestrzenienia się epidemii tyfusu oraz innych chorób. Pogłoski te są tak uporczywe, że Czerniakow uznał za stosowne zapytać o to Gestapo. Kategorycznie zaprzeczyli. Są też tacy, którzy podejrzewają, że chce tego dokonać Gmina, aby ubić na tym dobry interes. Od tych, którym zezwoli się pozostać, będzie się brało ogromne okupy. Charakterystyczne, że ludność jest tak złego zdania o Gminie, iż uważa ją za zdolną do popełnienia takiej podłości. Jest to najtrafniejsza ocena Gminy. (...) 14 listopada 1941 r. Połowa listopada 1941
r. Pierwsze mrozy dały już o sobie znać i ludzie dygocą z zimna. Najstraszniejsze
to marznące dzieci, dzieci o bosych nóżkach, gołych kolanach, w postrzępionej
odzieży, które stoją milczące i płaczą. Dziś, 14 listopada wieczorem, słyszałem
lament takiego małego trzy- lub czteroletniego szkraba. Z rana prawdopodobnie
znajdą jego zmarznięte zwłoki. Jeszcze w październiku, gdy spadł pierwszy
śnieg, w różnych zakamarkach zburzonych domów oraz na klatkach schodowych
znaleziono 17 zamarzniętych dzieci. Zamarzłe dzieci stają się w ogóle zjawiskiem
masowym. Policja ma podobno otworzyć w domu przy ul. Nowolipie 20 specjalny
zakład, do którego sprowadzano by dzieci z ulicy. Na razie jednak zamarznięte
zwłoki dzieci i lament dziecięcy są w getcie zjawiskiem powszednim.
Maj 1942 r. Żebracy, którzy zapełniają obecnie ulice, są inni niż w zeszłym roku. Większość żebraków z prowincji wymarła. Nowi żebracy są ludźmi wyższego pokroju, łatwo poznać ich pochodzenie po obliczu i postawie. Mówią dobrą, a niekiedy wspaniałą polszczyzną: "Drodzy państwo, jeszcze dziś nic nie jadłem". Niektórzy są byłymi studentami Instytutu Judaistycznego i prosząc wsparcie po hebrajsku. Niektórzy są dobrze ubrani i gdyby nie wyciągali nieśmiało rąk lub cichutko nie prosili o jałmużnę, nigdy w życiu nie przyszłoby wam na myśl, że to żebracy. Na Karmelickiej, obok muru szpitala ewangelickiego, stoi żebrak, schludnie ubrany, z ładnym dzieckiem, czysto utrzymanym, dobrze umytym, który nie wyciąga ręki, tylko oczami prosi o wsparcie. Wśród żebraków większość stanowią - mimo wszystkich instytucji "Centosu" - dzieci. Śpiewają one chórem na ulicach i przyciągają ludzi swymi głosami. W ogóle widać często grupy muzykantów, urządzają prawdziwe koncerty, przyciągające tłumy ludzi, którzy chętnie słuchają muzyki. (...) 30 maja 1942 r. Ostatni tydzień krwawo
się zapisał w historii getta. Prawie każdego dnia było wiele ofiar wśród
szmuglerów, zwłaszcza w okolicy małego getta, gdzie pełni służbę żandarm,
który został ukoronowany przydomkiem "Frankenstein". Otrzymał to przezwisko
z uwagi na swe podobieństwo do małpiej twarzy Frankensteina z filmu. To
krwawy pies, codziennie zabija kilku szmuglerów. Nie może zjeść śniadania
bez przelania krwi Żydów. (...)
5 grudnia 1942 r. Umschlag. Każdego dnia odbywały się zarówno na placu jak i na cmentarzu żydowskim egzekucje setek ludzi: starców, słabowitych, chorych. Zabijali na ogół tych wszystkich, którzy nie byli w stanie odbyć "podróży" do Treblinki. (...) Nie posiadam danych o liczbie tych, którzy dobrowolnie poszli na Umschlag. Wydaje mi się jednak, że było co najmniej 20 000 ludzi, którzy gnani głodem, rozpaczą, beznadziejnością swej sytuacji nie mieli sił walczyć dłużej. Nie mieli oni po prostu gdzie mieszkać. Nie byli przecież w "snopach", a więc nie mieli mieszkania (ich mieszkanie przydzielono jakiemuś "snopowi"). Nie pozostawało im nic innego, jak pójść dobrowolnie na śmierć. (...) 14 grudnia 1942 r. Pozostawią nas czy nie?
Przeżywamy obecnie straszliwy okres. My, ostatnie resztki Żydów warszawskich,
nie wiemy co przyniesie nam jutro. Żyjemy zaprzątnięci ustawiczną myślą:
co się z nami stanie? Czy wróg nas pozostawi, czy też skazał nas na zagładę
podobnie jak Żydów w setkach miast i miasteczek Polski oraz innych krajów.
Ci, którzy wierzą, że przeżyjemy wojnę, argumentują tak: Niemcy dopiero
co ogłosili utworzenie gett, między nimi jest również Warszawa. Chcieli
zademonstrować wobec świata, że w Polsce są jeszcze Żydzi; po prostu przesiedlono
tylko część spośród nich. Reszta Żydów jest potrzebna Niemcom ze względów
politycznych. Jeśli wymordują wszystkich Żydów, nie będzie przecież na
kogo zrzucić winy za przegrywanie poszczególnych bitew, a może i wojny.
Reszta Żydów jest im nieodzowna do szantażowania świata w razie zastosowania
represji wobec Niemców, zarówno jeńców wojennych jak i cywilnych. Reszta
Żydów jest im potrzebna, aby cynicznie i kłamliwie zaprzeczać, że dokonali
masowego mordu Żydów. Żydzi wymarli, lecz broń Boże nie zostali wymordowani.
(...)
|