Dorobek literacki / Literary output :

SPIS TRESCI / CONTENT:

  • Bajki - "Trzy baśnie o gitarze właśnie" i opowiadania:
  • Wiersze:  .
  • Wybór wierszy
  • Fraszki
  • Tłumaczenia Doroty Dabrowski
  • Fragment książki:
  • "Kalamala pogromca wulkanow" - / A part of the book "Kalamala" - Polish only.
  • Poems - Poems translated by Dorota Dabrowski  - niektóre wiersze w tłumaczeniu Doroty Dąbrowskiej
  • English - fairy tale: "Soundplayer" - angielskie tlumaczenie Legendy o Dźwiękograju

  • More pictures from fairy tales about "The Sounplayer" / Dalsze ilustracje bajki o Dzwiekograju. Rys. / drawn by Dariusz Romanowicz. "Legenda o Dzwiekograju" zwyciezyla w konkursie "The world of English" - miesiecznika polecanego przez Ministra Edukacji Narodowej.


    Powrót do spisu treści.

    Trzy baśnie o gitarze właśnie:

    1. BAŚŃ O GITARZE

    - Bajarzu, Bajarzu powiedz nam, jak to jest z gitarą, jak to było na początku. Dzieci obiegły poczciwego Bajarza i usiadły wpatrzone w jego zamyślone oczy. - Z gitarą? A... z gitarą. O! na początku gitara wcale nie była gitarą taką, jaką jest dzisiaj. Zresztą to było tak dawno. Chyba ledwie kto, kto pamięta najstarsze opowieści, mógłby pamiętać tę o pierwszej gitarze. - A czy Ty Bajarzu pamiętasz ją? I jak to jest? - ja też chciałbym zostać Bajarzem takim, jak Ty. Co mam robić, żeby być Bajarzem?

    - Ho ho ho! - patrzcie no! - on chciałby zostać Bajarzem! Hm... Żeby nim zostać trzeba wiele pracy. Czy myślałeś kiedyś o tym? Gdy będziesz większy, mądrzejszy - to i może ty kiedyś, podobnie jak ja teraz... Ale co tam. Żeby zostać Bajarzem trzeba szczerze i naprawdę najmądrzejszą z najmądrzejszych swoich mądrości między bajki włożyć. Jeśli to będziesz potrafił - będziesz Bajarzem. - A czy Ty też najmądrzejszą z najmądrzejszych swoich mądrości włożyłeś między bajki? - Oczywiście. Przecież nie byłbym bajarzem. - Bajarzu, to powiedz nam, co to za mądrość, którą włożyłeś między bajki. Opowiedz. - Dobrze, zatem posłuchajcie:

    Było to dawno. Tak dawno, że nawet najstarszy z żyjących na świecie bajarzy nie pamięta tamtych czasów. Wtedy na świecie nie znano jeszcze gitary, ale znano za to łuk, który dzień w dzień był w użyciu myśliwych polujących po borach i stepach. W owych zamierzchłych czasach - w rodzinie ani bogatej, ani biednej - żył młodzieniec urodziwy, który bardzo ukochał przyrodę: lasy i łąki, jeziora i rzeki i często opiekował się leśnym ptactwem i zwierzem, nie stroniąc także od zwierza groźnego, jako że był rosłym i silnym młodzieńcem.

    Wielu myśliwych miało go jednak za niezbyt rozgarniętego, gdyż miast tropić i łowić zwierzynę on chadzał na wyprawy i doglądał zimą czy sarny i jelenie mają dość siana w karmnikach, które sam budował albo czy ktoś nie pozakładał sideł na sarny czy zające. Zdarzało się nawet, że musiał się chronić przed myśliwymi, którzy nie chcieli darować mu niszczenia sideł przez siebie zakładanych.

    Pewnego razu matka wysłała go, by upolował sarenkę, bowiem przygotowywała ucztę dla gości. On nie był z tego wcale zadowolony. Sam żywił się a to korzonkami, a to jakimś warzywkiem i stroniąc od pachnących pieczeni, wolał jeść sery i popijać mleko krowie lub kozie. Żal mu było nawet celować do zwierząt, a co dopiero polować na swoich ulubieńców i potem ich zjadać. Z wielką niechęcią, ale i z poczuciem obowiązku wypełnienia matczynej prośby, przemierzał więc młodzian bór, wypatrując sarnich śladów.

    Gdy uzbrojony w łuk stanął wreszcie oko w oko z sarenką - stała się rzecz niebywała. Wzruszonemu młodzianowi wypadła w niezdarnym ruchu strzała z ręki, a przypadkowo zawadzona cięciwa łuku wydała dźwięk taki, jak napięta struna gitary. Sarenka znała dobrze młodzieńca - swojego opiekuna - zaciekawiła się tym dźwiękiem i nastawiła uszu. Po chwili zrobiła parę kroków do przodu i znowu jakby nasłuchiwała. Chłopiec widząc to, wzruszył się niebywale i zrozumiał, że powinien przeciwstawić się woli matki. Usiadł pod drzewem i zaczął trącać raz po raz cięciwę łuku, wygrywając ku swemu zdumieniu miłą dla ucha melodyjkę - to napinając łuk, to luzując.

    Zapadał zmrok. Matka niecierpliwiła się, gdyż syn nie powracał, a goście zaczynali powoli się schodzić. Wtem ktoś zaczął rozgłaszać wieść, że zbliża się olbrzymia ilość zwierząt. A to nasz bohater wracał z wyprawy grając na łuku skoczne melodyjki. Zwierzęta wabione dźwiękiem stadnie szły za młodzieńcem. Radość w domostwie była ogromna. Goście upolowali bez trudu piękne okazy i mieli jadła w bród. Łukowego grajka okrzyknięto zaraz Dźwiękograjem, jako że zasłużył się swoim muzykowaniem niebywale. Zabawa trwała kilka dni...

    Tu bajarz zamyślił się, a zniecierpliwione dzieci zagadywały: - A co z sarenką? - I tak powstała gitara? - Zaraz, zaraz, wolnego - odrzekł bajarz - to dopiero początek. Słuchajcie cierplliwie: Dźwiękograj był zasmucony, ale jednocześnie odczuwał dumę - tak wiele uciechy mógł sprawić i gościom, i zwierzętom grając na łuku...

    Mijały tygodnie. Po tym wydarzeniu nasz bohater wiele pracował by ulepszyć swój instrument. Do drzewca przymocował drewniane pudełko, a i jedna cięciwa jako struna zdała mu się za mało. Każda kolejna struna, którą mocował i rozpinał na instrumencie była jakby oddzielnym światem muzyki. Ta pierwsza pochodziła z łuku i stale mu przypominała owo nieszczęsne polowanie. Następne natomiast beztrosko i radośnie dźwięczały coraz to nowym tonem. Każda z nich, a było ich sześć, jak łodyżka kwiatu wyrastającego z ziemi, wiodła od wspólnego podstawka, gdzie była zaczepiona, ku siedmiu małym kołeczkom. Tu Dźwiękograj struny mocował i zręcznie je nakręcał.

    Muzyka Dźwiękograja była piękna. Często słuchały jej i zwierzęta, i spragnieni miłych dźwięków ludzie. O muzyce i pomysłowym instrumencie Dźwiękograja krążyły nawet legendy. Jedna z nich głosiła, że gdy w muzykę jego miał wkraść się fałszywy ton, to wnet zrywała się struna, która właśnie miała wydać ów zły dźwięk. Jak łuk niegdyś na polowaniu, tak i struny odmawiały posłuszeństwa tak, że muzyka gitary leśnego grajka nigdy nie była nieczysta. Zawsze dźwięczała pięknym harmonijnym tonem.

    - To czyżby gitara Dźwiękograja była zaczarowana?- pytały dzieci. - Nie. To Dźwiękograj był tak świetnym muzykantem, iż podobnie jak na pamiętnym polowaniu chciał również w swojej muzyce mieć tylko dobro. Szczęście nie opuszczało go. Ale do czasu. Bowiem pewnego dnia zgubił swój instrument w lesie, gdy musiał uciekać przed złymi kłusownikami.

    - I co, i co? - pytały dzieci. - Instrument przepadł i już. Biedny Dźwiękograj próżno potem chodził po lesie szukając zguby. I dawno już zrobił sobie inną gitarę, gdy pewnego razu po latach, na nocnej wyprawie spotkała go ta jedyna w swoim rodzaju przygoda. Tu bajarz zamyślił się, a dzieci nie zauważyły nawet, jak ukradkiem spojrzał westchnąwszy na swoją ulubioną gitarę leżącą spokojnie obok.

    Bajarz ciągnął dalej. Otóż owej pamiętnej dla niego nocy, Dźwiękograj szedł tym samym borem, gdzie przed laty zgubił swój pierwszy ukochany instrument. I nagle parę kroków przed sobą dostrzegł dziwny, spokojny blask, cudownie rozświetlający pomrok zapadającej w lesie nocy. Zaciekawiony i podniecony - jak zwykle, gdy po dżdżystym wieczorzee nieraz spotykał świecące próchno powalonego drzewa - zbliżył się do źródła owego czarującego blasku. Dotykając niepewnie palcami świecących punkcików, zauroczony pięknym zjawiskiem, rozpoznał nasz grajek pod palcami, ku ogromnemu zdziwieniu, rozsypujący się instrument zgubiony tu przed laty. Spróchniałe, omszałe pudło gitary nie dawało się nawet podnieść. Rozsypywało się w dłoniach, jak delikatne, zwęglone płomykami ognia papierowe pudełko. Młodzieniec z miejsca zawrócił do domu i opowiedział wszystko matce.

    Urocza nowina rozpowszechniła się szybko po okolicznych domostwach. Dźwiękograj stawał się sławny na całą okolicę. Ludzie od tej pory zaczęli mawiać, że gdy się w lesie spotka świecące próchno starego drzewa, to tak jakby się znalazło zagubiony przez Dźwiękograja instrument. Później po latach ludziska dopowiedzieli, że odzywa się wtedy także sama muzyka. A kto zgubiłby się w lesie nocą, dzięki świecącemu próchnu starego drzewa, jak przy świetle księżyca do domu zaraz trafi. Tu bajarz zakończył opowieść. Dzieci czekały jednak na coś jeszcze. Gdy bajarz się tego domyślił, sięgnął po gitarę i cichutko zagrał znaną tylko sobie melodię. Jego gitara, piękna i gładka, leciutko połyskiwała odbijając delikatne światło lampy.

    xxx


    Powrót do spisu treści.

    Motto: Zamki zawsze budowano z piasku. Zamki z piasku - także...

    2. LEGENDA O DŹWIĘKOGRAJU

    Działo się to dawno. A jest to opowieść tak zapomniana, że nawet w Królestwie Zapominalskich ledwie kto wspomina imię pysznego Dźwiękograja. A i było to nie byle gdzie - lecz w krainie, którą nawet najbardziej wyspani z Królestwa Śpiących Śpiochów przesypiali w drodze udając się do niej.

    I tam właśnie, gdzie rzecz niesłychana, największe legendy i mity, a nawet i niektóre baśnie zamieniane były w kamień, gdyż nikt nie chciał ich już słuchać - żył nieustraszony Dźwiękograj. Lecz niestety i jego rzadko kto słuchał, mimo że był wspaniałym grajkiem. Największe bowiem legendy i mity pozamieniane były w kamień i nie można było liczyć ani na mieszkańców Królestwa Zapominalskich, ani Królestwa Śpiących Śpiochów.

    Krainą Dźwiękograja było niegdyś państwo ogromne, pełne skarbów i uciech. Kraina ta zwana Królestwem Nudzików nie znała jednak radości muzyki Dźwiękograja, gdyż była już znudzona innymi wspaniałymi legendami i baśniami i niczego nie oczekiwała po czymś nowym, choćby piękniejszym i wspanialszym.

    Królestwo Nudzików było więc smutne i nic nie wróżyło, żeby ktoś zainteresował się instrumentem naszego Dźwiękograja i chciał go słuchać. Aż kiedyś, zasmucony zagładą legend i baśni, które wciąż i wciąż przemieniały się w głazy, wybrał nasz Dźwiękograj chyba najpiękniejszą spośród legend o krainie Nudzików i pod postacią wielkiego kamienia z szacunkiem ułożył ją na łące.

    Wtedy to ujął w dłonie swój instrument i nie rozglądając się wiele czy go ktoś słucha, czy nie zaczął grać... Za mało mu jednak było i muzyki, i legend. Dźwiękograj wyszukał bowiem drugą piękną baśń i nie bez wysiłku ułożył kamień. Dźwięki jego muzyki rozbrzmiewały nad łąką, a kamienie przydawały dostojeństwa echem. Dźwiękograj zebrał jeszcze kilka głazów-legend, poustawiał je starannie, po czym grał, słuchał i znowu ustawiał kamienie. Tak powstawał piękny pałac...

    Do ukończenia budowli pozostawało jednak jeszcze dużo pracy, gdy Dźwiękograj raz po raz zasiadając wewnątrz wygodnie, grał z coraz to większym zachwytem. Powstawał pałac na kształt świątyni, w której rozbrzmiewała muzyka, ale której niestety nikt, podobnie jak i legend, nie słuchał. Królestwo Nudzików wzbogaciło się o kolejną legendę - legendę o pięknym kamiennym pałacu, w którym rozbrzmiewa muzyka powtarzając echem dźwięki odbijające się jakby od kamiennych ścian.

    Po jakimś czasie mieszkańcy krainy Nudzików zaczęli nawet opowiadać, że to właśnie muzyka dzielnego Dźwiękograja zamieniła się w kamienny zamek. Ale nikt nigdy nie dziwił się temu, tak jak i skamieniałym legendom. Mijało wiele lat - legendarny kamienny zamek i pałac przetrwał wieki, przypominając Nudzikom dzielnego Dźwiękograja. I tylko od czasu do czasu, gdy na ziemię spadały z nieba kamienne meteory, niekiedy szeptano, że to właśnie Dźwiękograj z nieba przypomina ludziom zapomniane legendy.

    xxx


    Powrót do spisu treści.
    ...................................................../ Wersja polska "Legendy o Dzwiekograju" bez polskich czcionek /

    ..........MOTTO: Zamki zawsze budowano z piasku. Zamki z piasku - takze...

    LEGENDA O DZWIEKOGRAJU

    Dzialo sie to dawno. A jest to opowiesc tak zapomniana, ze nawet w Krolestwie Zapominalskich ledwie kto wspomina imie pysznego Dzwiekograja. A i bylo to nie byle gdzie - lecz w krainie, ktora nawet najbardziej wyspani z Krolestwa Spiacych Spiochow przesypiali w drodze udajac sie do niej.

    I tam wlasnie, gdzie rzecz nieslychana, najwieksze legendy i mity, a nawet i niektore basnie zamieniane byly w kamien, gdyz nikt nie chcial ich juz sluchac - zyl nieustraszony Dzwiekograj. Lecz niestety i jego rzadko kto sluchal, mimo ze byl wspanialym grajkiem. Najwieksze bowiem legendy i mity pozamieniane byly w kamien i nie mozna bylo liczyc ani na mieszkancow Krolestwa Zapominalskich, ani Krolestwa Spiacych Spiochow.

    Kraina Dzwiekograja bylo niegdys panstwo ogromne, pelne skarbow i uciech. Kraina ta zwana Krolestwem Nudzikow nie znala jednak radosci muzyki Dzwiekograja, gdyz byla juz znudzona innymi wspanialymi legendami i basniami i niczego nie oczekiwala po czyms nowym, chocby piekniejszym i wspanialszym. Krolestwo Nudzikow bylo wiec smutne i nic nie wrozylo, zeby ktos zainteresowal sie instrumentem naszego Dzwiekograja i chcial go sluchac.

    Az kiedys, zasmucony zaglada legend i basni, ktore wciaz i wciaz przemienialy sie w glazy, wybral nasz Dzwiekograj chyba najpiekniejsza sposrod legend o krainie Nudzikow i pod postacia wielkiego kamienia z szacunkiem ulozyl ja na lace. Wtedy to ujal w dlonie swoj instrument i nie rozgladajac sie wiele czy go ktos slucha, czy nie - zaczal grac...

    Za malo mu jednak bylo i muzyki, i legend. Dzwiekograj wyszukal bowiem druga piekna basn i nie bez wysilku ulozyl kamien. Dzwieki jego muzyki rozbrzmiewaly nad laka, a kamienie przydawaly jej dostojenstwa echem. Dzwiekograj zebral jeszcze kilka glazow-legend, poustawial je starannie, po czym gral, sluchal i znowu ustawial kamienie. Tak powstawal piekny palac.

    Do ukonczenia budowli pozostawalo jednak jeszcze duzo pracy, gdy Dzwiekograj raz po raz zasiadajac wewnatrz wygodnie, gral z coraz to wiekszym zachwytem. -Powstawal palac na ksztalt swiatyni, w ktorej rozbrzmiewala muzyka, ale ktorej niestety nikt, podobnie jak i legend, nie sluchal.

    Krolestwo Nudzikow wzbogacilo sie o kolejna legende - legende o pieknym kamiennym palacu, w ktorym rozbrzmiewala muzyka powtarzajac echem dzwieki odbijajace sie jakby od kamiennych scian. Po jakims czasie mieszkancy krainy Nudzikow zaczeli nawet opowiadac, ze to wlasnie muzyka dzielnego Dzwiekograja zamienila sie w kamienny zamek - ale nikt nigdy nie dziwil sie temu, tak jak i skamienialym legendom.

    Mijalo wiele lat - legendarny kamienny zamek i palac przetrwal wieki, przypominajac Nudzikom dzielnego Dzwiekograja. I tylko od czasu do czasu, gdy na ziemie spadaly z nieba kamienne meteory, niekiedy szeptano, ze to wlasnie Dzwiekograj z nieba przypomina ludziom zapomniane legendy.

    xxx


    Back to index / Powrót do spisu treści.

    "A LEGEND ABOUT THE SOUNDPLAYER"

    Motto: Build your house on rock not sand.

    This story happened a long time ago. So, many people have forgotten it that the name of the proud Soundplayer is hardly ever recalled, even in the Empire of Forgetfulness. The Soundplayer came from a rich land which used to be slept in by even the most rested from the Empire of Sleepyheads on their way to the Empire of the Forgetfulness.

    Although it may sound unbelievable to you, it was in this land between the Empires of Sleepyheads and Forgetfulness that the longest legends, myths and even some fairy tales were changed into stones because nobody wanted to listen to them any more.

    Here the fearless Soundplayer lived, but unfortunately, people rarely listened to him either, even though he was a wonderful player. The longest legends and most marvellous myths of his land were metamorphosed into stones and the inhabitants of neither of the Empires of Sleepyheads nor Forgetfulness could be relied upon to show any interest.

    Our Soundplayer`s land was called the Empire of the Bores. Once it had been a great country full of treasures and amusements, but it didn’t know the joy of the Soundplayer`s music because it was already bored by other wonderful legends and fairy tales. Bores automatically expected nothing from anything even more beautiful and fantastic. The Empire of the Bores was sad and no one predicted that somebody would ever be iterated in the Soundplayer`s instrument and be willing to listen to it.

    One day, saddened by the destruction of all the legends and fairy-tales, our Soundplayer chose the most beautiful of all stone legends in the Empire of the Bores. With great respect, he moved it to a meadow. Then, without bothering to see if anyone was listening to him or not, he began to play.

    One stone legend, however, was not enough; he found another stone fairy-tail and, with some effort, also moved it. The sound of his instrument rang out all over the meadow and the music echoed majestically. Then he collected several stone legends, arranged them in order, played, listened and arranged them again. Thus a magnificent castle was built.

    When the building was a long way off from being completed, the Soundplayer would, from time to time, sit inside and play with a delight that was getting stronger and stronger. A temple-like castle was coming into being where the gentle music could be heard; unfortunately, as no one listened to the legends, no one was listening to the music.

    The Empire of the Bores grew richer by another legend, one of a magnificent stone castle where the walls echoed with music. Those from the Empire of the Bores starting saying, after a while, that the stone castle was the music of the brave Soundplayer. Just as other legends and stories, it had become a stone. Nobody was surprised by such a change, of course.

    Many ages passed and this legendary castle remained, to remind the Bores about the brave Soundplayer, but only when occasional stone meteors fell from the sky, did people whisper that it was the Soundplayer, reminding people from the heavens of some old forgotten legend.

    xxx


    Powrót do spisu treści.

    3. JAK PISKLIWIEC DŹWIĘKORÓB STAŁ SIĘ DŹWIĘKOPLIMPLACZEM

    To było znacznie dalej niż dałoby się tam dorzucić kamieniem. Znacznie też dalej niż do miejsca, z którego słychać byłoby jeszcze muzykę. To było tak daleko, że nawet gdyby wspiąć się na palce... to nadal byłoby dalej, jeszcze dalej. Ale nie aż tak daleko, żeby nie można było o tym miejscu swobodnie pomyśleć i pomarzyć sobie. Było to bowiem tam, gdzie pewnego razu zaborczy i nieczuły Piskliwiec zwany Dźwiękorobem, powziął się zmierzyć z najohydniejszą z odmian Hałaśliwców - sforą Brzdękoplimplaczy zamieszkującą sąsiednią krainę.

    Piskliwiec Dźwiękorób aż do momentu spotkania się z pierwszym Hałaśliwcem niewielkie miał pojęcie o tym, jak wyglądają Hałaśliwce. Brzdękoplimplacza wyobrazić sobie nie mógł w ogóle. Tak naprawdę to Piskliwiec Dźwiekorób mylił się dalece, gdyż Hałaśliwce to nic innego, jak zwykłe zwierzęta. Odmiana Brzdękoplimplaczy to też był jego wymysł. Ale nie uprzedzajmy faktów.

    Owego dnia Piskliwiec Dźwiękorób raźnym krokiem przemierzał bór w poszukiwaniu Hałaśliwców. Wtem zza pagóra ozwał się głos straszliwy niczym pomruk olbrzymiej trąby, w którą, jakby ktoś bez opamiętania, nie bacząc na wrażliwość chociażby muzykalnych czyichś uszu - dął i dął. Było to pierwsze spotkanie Piskliwca z domniemanym Hałaśliwcem.

    Ale jak wielkie zdziwienie ogarnęło naszego bohatera na widok najzwyczajniejszego w świecie słonia, który trąbił na swej długiej trąbie - oddać mogłoby tylko to, co wydarzyło się właśnie w tamtym momencie. Piskliwiec umknął przerażony w bok. Schował się za drzewem i wykrzykiwał: "Jak to, to to ma być Hałaśliwiec? To takiemu stworowi przeznaczałem moją najpiękniejszą muzykę, gdy on tu tak trąbi i trąbi, i taki ogromny???" Posłuchajmy, co było dalej.

    Piskliwiec hucząc wciąż, wyskoczył zza drzewa, sięgnął do swojego ogromnego tobołu i wymierzył słoniowi najokrutniejszą karę, na jaką mógł się zdobyć. - A masz gitarę za karę - krzyknął szybkko podbiegając do słonia i położył przed nim swą gitarkę, po czym dał susa w krzaki i tyle go było widać. - Nie, już nie idę dalej - słychać było jeszcze zza krzaków. Ale Piskliwiec Dźwiękorób tylko tak wykrzykiwał. W rzeczywistości pociągała go ogromnie chęć zmierzenia się z kolejnym Hałaśliwcem. Tym razem jednak począł przygotowania bardziej przemyślane.

    W tobołku na końcu mocnego kija, Dźwiękorób miał przeróżne przedmioty. Było tam i jedzenie, i coś na podpałkę, parę rzeczy podręcznych, ale i... kilka małych i większych ziarenek, nasion i pestek. Przemierzając bór huczący i zdradliwy, Piskliwiec Dźwiękorób wiedział co robi. Tyle tylko, że nie bardzo znał się na nasionach. Zamierzał chytrze zasadzić taką roślinę, która pomogłaby mu poskromić wszystkie Hałaśliwce i ujarzmić wreszcie Brzdękoplimplacza, o którym tak wiele słyszał, ale którego niestety nigdy dotąd nie spotkał.

    Mijały dni, tygodnie, miesiące. Piskliwiec Dźwiękorób wypróbował już prawie wszystkie nasiona, z których powzrastały najprzeróżniejsze rośliny; warzywa i drzewka. A miał ze sobą i zieloną pestkę dyni, żołędzie, ziarenka maku, fasolę, nasiona nasturcji, kasztany, orzechy i wiele innych nasion, pestek i pesteczek. Z nich to miało wykiełkować drzewo, o którym marzył i którego wielkość przezwyciężyć miała wszystkie jego trudności. Aż pewnego dnia, w gąszczu roślin przez siebie zasadzonych, dostrzegł tę, o której marzył. I wcale nie było za późno na to, by usadowić się wygodnie na gałęzi i obserwować wszystkie Hałaśliwce z góry.

    Pod drzewem przechodziły przeróżne bestie: i ryczące, i wyjące, syczące, szczekające, i tupiące. Słychać było i pomruki, i stukania, świergot, jazgot i pohukiwanie. Piskliwiec Dźwiękorób zamieszkał na drzewie. Przygotował się starannie do spotkania z Brzdękoplimplaczem. Wyczekiwał wraz ze swą wspaniałą gitarką zrobioną z drewna ukochanego drzewa, na którym zamieszkał, a które go żywiło, chroniło i kołysało do snu cichutko poskrzypując.

    I kiedy tak z utęsknieniem nasłuchiwał i wypatrywał choćby oznak zbliżania się Brzdękoplimplacza, wpomiędzy rozłożyste gałęzie jego drzewa zaczynały wlatywać kolorowe ptaszki: ćwierkające, śpiewające, to gwiżdżące. A wiatr - kołysał drzewem i cichutko poświstywałł... A Piskliwiec Dźwiękorób siedział na drzewie z gitarką, siedział, siedział i siedział...

    xxx


    Powrót do spisu treści.

    Motto: Gdy znikają chmury... czuję, że wszyscy ludzie mieszkają pod jednym dachem.

    SZUKAJ WIATRU W POLU

    Na skraju lasu, we wsi Nędzewidze nie opodal Bogatoryji, żył w swoim czasie Nierobek z Darmozjadem. Dobrze im się działo - dostatnio i radośnie. Nierobek chwalił Darmozjada za jego pracowitość, Darmozjad podziwiał nieugiętość Nierobka. Niewiele spraw mogło zakłócić ich spokojne życie. Przeszkodą było jedynie to, że Darmozjad czasami nakłaniał Nierobka do pracy.

    Pewnego dnia stało się to, czego obawiali się najbardziej - Darmozjad wypędził Nierobka z domu na cztery wiatry. - Tylko wracaj mi zaraz - krzyczał za nim jeszcze - jak tylko sobie na to zasłużysz. Biedny Nierobek, zasmucony wielce rozłąką z Darmozjadem ubolewał. - Czemu mi tak wiatr w oczy wieje? -Ale ruszył w swoją drogę.

    Wszędzie jednak, gdzie tylko zaszedł, witano go jak dostojnego gościa, któremu wszyscy coś zawdzięczają. I nie mógł biedaczysko w żaden sposób zasłużyć sobie na powrót do domu, gdyż nikt nie dawał mu prezentów, a nijak było mu podjąć jakąś pracę, żeby w zamian coś otrzymać. Krążył więc po okolicy snując plany jakby to sumiennie zasłużyć na powrót do domu.

    Czas płynął. Ciepłe popołudnie uprzyjemniało Darmozjadowi chwile rozłąki, gdy z drzemki wyrwał go szelest ciągniętego po ziemi wielkiego kosza. Nadchodził Nierobek ze swoim trofeum.

    - Co tam masz? - Przyniosłem kosz pełen gruszek - odpowiedział dumnie Nierobek. - A skąd go masz? - A uplotłem go sobie z gałązek i natrząsłem doń gruszek. - No, a skąd te gruszki? - A rosły na gruszy polnej. - A po coś je tu przyniósł? - Jak to po co? Wypędziłeś mnie na cztery wiatry i kiedy chodziłem szukać wiatru w polu, znalazłem gruszę, uplotłem z gałązek kosz i zasłużyłem sobie na powrót do domu. - Co ty pleciesz? Pokaż no te gruszki. Darmozjad zjadł jedną, zamlaskał, poweselał i rzekł: - Masz co tam jeszcze w tym koszu? - Mam. - No, to dawaj. - Nie mogę. - Jak to? Co tam masz jeszcze? - Mam tu cztery wiatry, które znalazłem w polu. Odpowiedział nie bez lęku Nierobek.

    - Co ty opowiadasz? Nie kazałem ci przynosić żadnych wiatrów. Nie lubię wiatrów. - Same przywędrowały, gdy szedłem polem. - Ja ich nie potrzebuję - wypędź je zaraz na cztery wiatry. - Jaak to mam cztery wiatry wypędzić na cztery wiatry? Jeszcze przywieją tu cztery nowe i będziemy mieli razem osiem. No i co?

    - Oj Nierobku, Nierobku! Nic nie rozumiesz? Wiatr jest jeden - tylko tak się mówi. - A skąd wiesz, że jest jeden? Liczyłeś? Zapytał Nierobek z nieufnością, ale przestał się obawiać, że Darmozjad wypędzi go znowu na cztery wiatry.

    - To wpuścisz mnie już do domu?- upewniał się jeszcze. - Ale po co nam tyle gruszek? -Dziwił się dalej Darmozjad. - No właśnie. To wpuścisz mnie już do domu?- niecierpliwie dopytywał się Nierobek.

    Darmozjad posmutniał. - Już naprawdę nigdy nie wyrzucę cię z domu. Wiesz, niedługo po twoim odejściu była taka wichura, że rozleciał się nasz szałas, gdy piorun uderzył w drzewo. Nawet tęcza zniknęła z polanki natychmiast po burzy. Musimy zbudować sobie nowy domek. - Co? Jak to? Nie wierzę ci. Pilnowałeś domu sam i teraz co mamy? Nie chcę już więcej mieszkać z tobą pod jednym dachem. Odpowiedział Nierobek, po czym usiadł na pieńku i przyjaźnie zamrugał do Darmozjada. - Będziemy odtąd mieszkać pod gołym niebem. I... tak dalej... dzień po dniu, żyli długo i radośnie, opływając w dostatki, których nie szczędził im los - Nierobek z Darmozjadem.

    xxx


    Powrót do spisu treści.

    KASZTELAN

    Rosła sobie w ogrodzie jabłoń. Jabłka rodziła słodkie. Ludzie nazywali je kosztelami. Ktokolwiek ich tylko skosztował chciał tyle ich zjeść, by najeść się do syta. Dlatego jabłka te nazwano właśnie tak; kosztele - czyli kosztuj tyle, ile chcesz. Jabłoń rosła już wiele lat i coraz mniej było ludzi, którzy pamiętali kiedy jabłoń tę zasadzono.

    A do ogrodu przybywali wędrowcy z różnych stron, by dostać choć jeden owoc, a w nim brązowe pestki, z których miałyby kiełkować nowe drzewa. Każdy chciał mieć w swoim ogrodzie taką jabłoń. Wieść o niespotykanym smaku owoców z tej właśnie jabłoni niosła się daleko po wioskach. Jednak nigdy nikt nie słyszał, żeby w innym ogrodzie wyrosło drzewo równie dorodne, o równie pysznych zielono-żółtych owocach.

    Mijały lata. Jabłoń starzała się, choć daleko jej jeszcze było do schyłku. Ludzie niepokoili się jednak o los dobrodziejki, gdyż nietrudno było wyrządzić krzywdę drzewu, które rodziło ciężkie owoce, chylące swym ciężarem rozłożyste gałęzie. Jabłoń rosła tuż za kościelnym murem na małym placu, który wszyscy nazywali ogrodem, ale którego właściciel nikomu nie był znany. Był to bowiem mały placyk przy drodze, o który od lat spierali się dwaj gospodarze z księdzem proboszczem. Pleban nie chcąc zaogniać konfliktu gotowy był zrzec się własnych praw i bronić jedynie neutralności ogrodu, "by se gospodarze łbów - jak mawiał - nie pourywali". Tak działo się od kilku pokoleń.

    Jeden z tych gospodarzy - karczmarz zarazem - szczególnie przejmował się swym niedoszłym majątkiem. Żydowska natura i kupiecki dryg sprawiły, że najął on parobka by strzegł dzień i noc rzekomej jego własności. Ten baczył by krzywdy drzewu nikt nie uczynił. Pozwalał jednak by ludzie owoc brali, ale nie dopuszczał nikogo by ktoś trząść miał gałęźmi lub rwał owoc prosto z drzewa. Śmieszyło to ludzi i szybko żyda ochrzcili "kosztelanem", jako że zakusy miał i polityczne.

    Stało się jednak, że wkrótce parobek zmarł i nikt na jego miejsce nie chciał pójść w służbę żydowi. Jakaś klątwa zdawała się ludziom, wisieć nad drzewem, choć może nie tyle nad drzewem, ile nad kawałkiem niczyjej ziemi, z której ono wyrosło. Dlatego jak niczyje było drzewo, tak i waśnie o cały plac przycichały. Żyd jednak, gdy nie minął rok, począł znowu swych praw dochodzić.

    Najpierw chciał kupić od konkurentów plac, potem samo drzewo, aż w końcu zaproponował im udział w handlu kosztelami. Lecz ani plebanowi, ani drugiemu gospodarzowi, który w zdarzeniu całym też cud upatrywał, nie w głowie było handlować tu czymkolwiek. Drzewo z miesiąca na miesiąc jednak jakby marniało. Najpierw liście pokrył nalot, później i na owocach pokazały się jakieś parchy. Ksiądz z ambony grzmiał nad ludzkimi obyczajami, a lud pokorny cierpliwie czekał, co z tego wyniknie.

    I wydarzyło się... Następnego roku ktoś jakby zaszczepił drzewo nowymi pędami. Bogobojny gospodarz zaklinał się, że nic z drzewem nie uczynił, co miałoby być podobne do tego, co wszyscy oglądali. Dać wiarę temu było w istocie trudno. Nikt nie posądzał też żyda o umyślne zaszczepienie w jabłoni kasztanowca! Wszyscy z ciekawością czekali kolejnej wiosny i wreszcie lata.

    Drzewo wypuściło najprzód liście podobne do liści kasztanowca, a gdy nikt do końca nie był pewien czy to czyjś podstęp, czy natura z nich durniów stroi, przyoblekło się w kolczaste owoce niczym nie przypominające pysznych koszteli. Ksiądz bił w dzwony i z dnia na dzień dostarczał nowych dowodów cudu i pokarania boskiego.

    Pokorny gospodarz zrzekł się przed Bogiem swych zakusów na ów "święty" skrawek ziemi i stał się pokornym sługą kościoła strzegącym osobiście porządku na owej "ziemi świętej". Z zapałem też oprowadzał pielgrzymów po ogrodzie opowiadając dumnie o tym ni to kosztelowcu, ni kasztanowcu, na którym z roku na rok coraz mniej było jabłek, a więcej kasztanów. Nie bez zadowolenia wskazywał utrudzonym pielgrzymom karczmę, gdzie wszyscy najeść się mogli do syta, a i wkrótce nawet marynowane kasztany spożyć.

    W rok później pleban już nową dzwonnicę budował, a sprytny żyd zacierał ręce, gdyż lud nie bez kozery z "kosztelana" kasztelanem go okrzyknął, co zresztą z racji stanu, a raczej majątku było całkiem możliwe do urzeczywistnienia. Na koniec zaś, gdy kasztelan wieś wykupił nikt z ludu nie miał mu za złe cały ten teren zaorać i postawić na nim fabrykę. Po dziś dzień wielu cieszy się tam pracą, chwaląc z pokolenia na pokolenie dobroduszność swego pana...

    xxx

    Powrót do spisu treści.



    Spis wybranych wierszy oraz niektórych tłumaczeń na język angielski:

  • 1. Słoń
  • 2. Nie mów mi...
  • 3. Studium natury
  • 4. Dur i mole
  • 5. Dzwoneczek
  • 6. Jabłko
  • 7. Suche drzewa
  • 8. Fraszka na poszczącego
  • 9. Ciałopalenie
  • 10 Na poddaszu
  • 11 Odnalezienie
  • 12 Pod obłoki
  • 13 Niebieski Ptak
  • 14 Jestem cały czas
  • 15 Ciemno
  • 16 Kołysanka
  • 17 Stworzenie świata
  • 18 Wierszokleta
  • 19 Miasto marzeń
  • 20 Narodziny ogrodu
  • 21 Czerwone morze
  • 22 Złota ramka
  • 23 Na Boże Narodzenie
  • 24 Słoneczny dzień
  • 25 Tęsknota
  • 26 Złoty kluczyk
  • 27 Kochane dłonie
  • 28 Kochanie
  • 29 Ocean pragnień
  • 30 Chwila
  • 31 Opowiadanie
  • 32 O...
  • 33 List
  • 34 Niejedna to chwila
  • 35 Szczęśliwa liczba
  • 36 Horyzont
  • 37 Na urodziny
  • 38 Chmura
  • 39 Tajemnica
  • 40 Uspokojenie
  • 41 Gdzie jesteś?
  • 42 Narodziny cienia
  • 43 Fraszki
  • Fraszki
  • Poems translated by Dorota Dabrowski / Kilka wierszy w tłumaczniu na jez.angielski (tlum. Dorota Dabrowski)
  • Powrot do początku spisu wszystkich wierszy.
    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
    .......... - Słoń -

    Historia człowieka -
    - pusta fraszka
    - opowiastka o ziarnku piasku.

    O ile godniejszy jest sam On,
    z którego kła
    statuetkę pokoju,
    czy wolności
    wyrzeźbiono?

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Nie mów mi ... -

    Długo pragnąłem,
    by dotrzeć
    do Ciebie

    - lecz nie mów mi,
    że dotarłaś do mnie
    pierwsza.

    Przeszedłem przez wysoką górę,
    by powrócić do prawdy,
    a odnalazłem ją
    u dziecka

    - lecz nie mów mi,
    że masz jej więcej
    niz ja.

    Niekiedy nie wiem
    o czym myślisz

    - lecz nie mów mi...

    promienie Słońca
    odbijają się
    w mych oczach.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
    - Studium natury -

    Zamki zawsze budowano z piasku.
    Zamki z piasku także.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Dur i mole -

    Pewna gitara była stara,
    żadne na niej było granie
    - powieszono ją na ścianie.

    Nie służyła już nikomu,
    gdy zamieszkał w niej, jak w domu
    mól, co wraz z rodziną moli
    sam już w pudle nie swawoli.

    Smutny koniec tej zabawy
    niemuzycznej - bez obawy,
    gdyż w sąsiedztwie chłodu muru,
    mól brzusznego dostał duru.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Dzwoneczek -

    Serce małej dziewczynki
    jest jak polny dzwoneczek.
    Miłość zapyla w nim radość,
    czystość i oddanie...

    Inne jest serce dziewczyny.
    - Po jego każdym drgnieniu,
    jak po biciu dzwonów
    obłudni wierni pędzą,
    by modlić się spode łba.

    Czasami sam ciągnę
    za sznurek jej dzwonka.
    Dźwięk klarowny
    wypełnia wtedy
    moje serce.

    Pragnę
    w kościółku tym
    być tylko sam...

    Z rozwianymi włosami,
    pod chmurami myśli,
    z wiarą oczekuję dźwięku
    polnego dzwoneczka

    - na ruinach świątyni.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Jabłko -

    Skąd ta radość i do kogo żal,
    gdy Ziemia domaga sie płodu?

    Czy to ona przywołuje
    do spadku dojrzałe jabłko,
    czy Niebo pogania
    zmianą pór roku?

    A może
    to tylko
    sen jabłoni?

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Suche drzewa -

    Uschnięte drzewa są uniwersalne.
    Mogą stać wszędzie.
    Łatwo nasiąkają wodą, szybko schną.

    Można do nich przyczepić owoc.
    W nocy nawet świecić potrafią.
    .
    Niekiedy w ich koronie zaczepi gniazdo ptak.
    - Podobno wiatr mniej kołysze.
    - Dzięcioł tyle nie stuka.

    - Komu by się chciało
    suche drzewa odrobaczać?

    Jedynie ognia boją się naprawdę.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Fraszka na poszczącego -

    Dość dziś Gosia gości gości,
    By ktoś z gości mógł dziś pościć.
    Nie dość, żeś gość jest u Gosi,
    To niezgody kość przynosisz?

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Ciałopalenie -

    Tabuny rozszalałych myśli -
    w barwach wojennych obraz senny.
    Nad lustrem ciszy spokój sieje
    czerwone w słońcu płatki maku.

    Obrazy płyną jeden drugim -
    przenikające ramy stygną.
    Malarz zamyka w pamięć wizje.
    Na ramach kurz osiada w sidła.

    Została pamięć - życie zwiędło -
    w kurzu uschnięte płatki maku.
    Jak strych puste ramy pachną
    - na ogień pojdą - na piekielny.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Na poddaszu -

    Na poddaszu domu babki
    wszystko stoi tak, jak stało:
    zegar, krzesło, szafka, stojak itepe.

    Czasem wstawi się do kąta
    staro-nową rzecz z pięterka;
    nowe miejsce - nowy przedmiot,
    starzy ludzie - wieczny ruch.

    Ani ślepi, ani glusi,
    przymykają chyba oczy?

    Postarzały się już meble -
    skrzypi żal z kanapich sprężyn.

    Młodość wkradła się do domu!

    Z kości krzeseł, z mięśni puf
    wionie teraz nowe tchnienie:

    Nie ma miejsca dla staroci
    tak, jak dla starości miejsca
    nie ma.

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Odnalezienie -
                (Piosenka)
    Nie szukam zapomnienia
    i nie odwracam losu,
    gdy dbam, by me pragnienia
    spełniły się przy tobie.

    Zbyt długo nie chcę czekać,
    bo ktoś mi raz już zabrał czas,
    a drugi raz nie odnajdę się w tym,
    co mogę teraz dać.

    Przebija się błysk szczęścia
    przez znaki, gdy jak echo
    wracając skądś z oddali
    łączą ciebie ze mną.

    Stąd wiem, że nie chcesz czekać - jak ja,
    bo ktoś ci raz już zabrał czas - jak mi,
    a drugi raz nie odnajdziemy się w tym,
    co chcemy sobie dać.

    Ty jesteś w moich myślach
    jak ptak, jak dzień powszedni.
    Gdy płynę - jesteś wodą,
    gdy czekam - to powietrzem.

    Gdy płyniesz - ja jestem wodą,
    gdy jesteś - ja powietrzem
    unoszę cię jak obłok
    i znikam w twoim cieniu...

    Powrot do spisu wierszy.

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Pod obłoki -

    Czy pamięć nas zawodzi?

    Czy tyle wokół nas spokoju,
    że nie sięgamy
    do przepływających obłoków?

    Czyż  nie czujemy,
    że gościmy pod jednym dachem,
    gdy odsłania się ponad nami
    to samo niebo?

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Niebieski Ptak -

    Potrafię wyłonić się z cienia,
    lecz nie śpiewam z innymi ptakami
    na polanie wzruszeń.

    Obserwuję własny cień
    przed każdym odlotem,
    by z radością witał mnie,
    gdy powracam...

    Zdarza się bowiem,
    że jestem zamyślony
    - niczym samolot -

    lecz nikt nie płacze,
    gdy wszyscy myślą,
    że mnie nie ma

    - gdyż mój cień tęskni za mną.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Jestem cały czas -

    Może trochę z Nieba...
    gdy jak ptak za ziarnem
    schylam się po upuszczoną
    kromkę chleba.

    A może z Ziemi
    - niczym roślina...
    gdy wyciągam ręce
    zakładając sweter,
    gdy patrzę ku Słońcu.

    Z wody?
    - może - choć jestem suchy
    po ostatniej kąpieli.

    W każdym razie jestem człowiekiem
    i potrafię skakać w powietrzu
    dostrzegając ziemski niepokój
    w spadającym kasztanie.

    Gdy wieje mroźny wiatr,
    jak mgłą chucham na zmarznięte palce
    zapominając na jakiś czas
    o dmuchawcach.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

     
    - Ciemno -
     

    Starałem się
    jak zwykle.
    Jakoś.

    "Rusz się, wysil"!

    Zdjęto z krzyża.

    Ty nie słuchasz?
    - Gaszę lampę.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

     
    - Kołysanka -

    W ramionach moich śnij,
    słoneczne gwiazdy licz.

    Zstępuje przez okno
    księżyca blask.
    Bajecznych szat
    roztacza tysiące
    - mgieł zgasłych lamp.

    "Zaśnij już"
    - niesie głos
    tobie i mnie.

    Wspomniania dnia jasny ślad
    zaciera się, gdy dzień niesie sen,
    a sen niesie dzień.

    O tak, o tak,
    zaciera się on nam,
    gdy dzień niesie sen,
    a sen niesie dzień tobie i mnie.

    I ciebie mnie.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    Wiersz dedykowany
    pani Irenie Koźmińskiej,
    założycielce Fundacji ABCXXI -
    Program Zdrowia Emocjonalnego.
    - Stworzenie świata -

    Biegniemy razem
    - ja i syn.

    Ma krótkie nóżki,
    nie dotrzymuje kroku.

    Wybiegam naprzód
    - wielki płacz.

    Wracam i mijam go.
    Znowu nie tak
    - biegam więc wokół.

    Księżycem jestem
    - na wyciągnięcie rączki.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Wierszokleta -
               (Tryptyk programowy)
                      - piosenka -

    Nie mam się za Poetę,
    nie mam się za Muzyka!
    - mam się za wierszokletę,
    po którym Muzyka spływa.

    O Wielcy! - czy to błąd
    popełnić mądry wiersz?
    - tak nie wiadomo skąd
    jest ów ton, ów gest...

    Nie mam się za Poetę,
    nie mam się za Muzyka!
    - mam się za wierszokletę,
    po którym Muzyka spływa.

    Pismem - dla tych, którzy je widzą,
    słowem - dla tych, którzy je słyszą.
    Dla tych, którzy go czują
    zapachem, smakiem, dotykiem; dźwiękiem...

    a w najgłębszym poznaniu...?
    - wiedzą dla tych, którzy ją mają.
    - Oto wiersz.

    Są piosenki różne tak,
    jak i różny bywa świat!
    - w ciepły dzień,
    w słotną noc,
    kiedyś, dziś
    - tu, czy tam...

    Jedne dobrze jest znać,
    innych można się bać.
    Tak jak śmiech,
    tak jak płacz
    - które z nich dobrze znać?

    Nie mam się za Poetę,
    nie mam się za Muzyka!
    - mam się za wierszokletę,
    po którym Muzyka spływa.

    O Wielcy czy to błąd
    popełnić mądry wiersz?
    - tak nie wiadomo skąd
    jest ów ton, ów gest...

    Nie mam się za Poetę,
    nie mam się za Muzyka!

    - Tak, nie wiadomo stąd,
    że ów ton... to błąd...
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Miasto marzeń -

    Hej! przechodniu!
    wieje wiatr,
    nikną chmury pod twym dachem...

    Hej! dziewczyno!
    popatrz - ja
    śpiewam właśnie tobie!

    W twym miasteczku
    to się dzieje

    - to w twoim ogrodzie
    snów i bajań
    - gratce mojej
    - w malowanym witrażyku

    śpiewam tobie.

    Teraz nie masz...
    - z twoich marzeń
    zniknął kwiat,
    a ja z kamienia
    go podnoszę

    - zmęczony...
    po marzeniach.

    Lecz bezdusznych,
    tylko ty ożywić możesz
    biorąc kwiat ów
    w swoje dłonie...

    Cóż?
    marzenia
    będą trwały...

    - nie spełnione.
     

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Narodziny ogrodu -

    Gdybym znał się na ogrodach,
    przechadzałbym się alejami
    - przycinałbym gałęzie
    - zrywał kwiaty...

    Lecz nie rozumiem
    o czym brzęczą pszczoły,
    gdy udaje mi się zaledwie,
    wiosną - podzielać ich zachwyt.

    Nie pojmuję też do końca
    o czym szumią letnie liście.
    Lecz gdy widzę płatki kwiatu,
    rozchylone - chcę być

    tuż obok...

    i nasłuchiwać podpowiedzi
    mądrej pszczoły:

    Spotkałem kwiat!

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Czerwone morze -

    Ze świstem wiatru
    zawadzam o linie wysokiego napięcia
    przydługimi rzęsami...

    Lekkim wymachem nogi
    zrywam krępujące więzy,
    jak kotwicę z DNA

    - po podniesieniu
    - spokojnie, zmęczony odpływam

    pokonując fale
    zniechęcenia i obojętności.

    Kłaniam się falom
    - gdyż to dzięki nim
    ogarniam horyzont!

    Żaglowcem jestem.

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Złota ramka -

    Wkradłem się
    do czystego serca
    - niepostrzeżenie niby.

    Trwam przemieniony
    nie wierząc...
    oto strzepuję z włosów
    srebro rozbitego lustra!

    Jak na swoje usprawiedliwienie
    zachowuję pustą ramę
    zwierciadła.

    Nie chciałbym się kiedyś wstydzić
    nie rozróżniając,
    z czyjej twarzy
    odgarnę kosmyk złotych włosów.


    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Na Boże Narodzenie -

    Jeśli człowiek jest
    jak wypowiedziane
    słowo

    - kim byłby, jeśli
    słowo to
    byłoby kłamstwem?

    A jeśli człowiek jest
    jak powstała myśl

    - kim byłby, jeśli
    to myśl
    o pustce?!

    Lecz jeśli człowiek
    jest jak popełniony
    czyn ...

    - czyż wtedy,
    jak ogień
    może być zdmuchnięty?
     


    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Słoneczny dzień -

    Zawsze brakowało mi słońca,
    a gdy się pojawiało -
    sprawdzałem często
    czy nie zbliżają się chmury.

    Teraz wystarcza mi nawet deszcz...
    gdy zjawiasz się wczesnym rankiem
    i czuję, jakbyś była cały czas.

    Nie potrzebuję przeglądać się
    w twoich oczach, by upewniać się,
    że jesteś blisko.

    Przyjmuję od ciebie
    promień słońca i...
    nie tęsknię już tak
    za błękitem nieba.


    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Tęsknota -

    Nad nizinami nostalgii
    rozpościeram tęczę pragnień...

    - Zapamiętałem poranek.

    Jak młody ptak
    przed kolejnym lotem czekam
    na następne słońce.

    Być może noc nastanie...

    ale nie zmrużę oczu,
    nie utracę resztek światła.

    - Ożywi mnie
    wszystko,
    co nie będzie
    ciemnością...

    - choćby cisza,

    gdy zakiełkuje we mnie
    słoneczny poranek.
     

       
    
    
    Powrot do spisu wierszy.
    - Złoty kluczyk - Odkrywasz przede mną skarb mojej miłości, gdy wyczuwam dziewiczą otwartość w Twojej obecności i upragnioną mądrość, którą przyniosłaś z radością naszego spotkania. Gdy tajemnice ciał przeniknionych duchem już ukryjemy... i utulimy w dłoniach, jakby w szkatułce ze złotą parą kluczy zawieszonych u szyi wzajemnie zamiast ramion - zapytam: Czyż teraz miłość może opuścić nas... sama?
    Powrot do spisu wierszy.
    - Kochane dłonie - Bywa ciemno, gdy nie widzę, gdy potykam się - gdy wyciągasz do mnie dłoń... Budzi we mnie jasność dotyk, kiedy widzę dłonią dłoń. Wtedy pragnę... garstkę wody Twoją wypić, czytać z dłoni swój przewodnik: "Gdybyś tonąć miał w ramionach - przytul dłoń i kochaj ją"...
    Powrot do spisu wierszy.
    - Kochanie - Gdyby świat przestał istnieć nagle... - nie zapłakałbym! Zatrzymałbym wpół drogi łzę... radości, - wiedziałbym, że zdążyłem pokochać Ciebie... Kto był w życiu najważniejszy? - wiem i dziś... gdy wypełniasz moje serce. A gdy miłość je przepełni... może spytasz: skąd wiedziałeś? wtedy powiem: nie wiedziałem, ja kochałem...
    Powrot do spisu wierszy.
    - Ocean pragnień - Z błękitu nieba wchłonę urok upragnionego spojrzenia i ... z rozpalonej plaży ustąpię zwycięski - bosymi stopami. Gdy jeszcze nie ochłonę, unoszony ożywczym wiatrem, poczuję Ziemię tuż, tuż... przed koniuszkami fal, co bezkresny na piasku zamykają horyzont. I przeciągnę się w słońcu, niczym wzrok po oceanie szukający jasnych mielizn skrytości ciała... Zamienię w pragnienie bliskość dali, i kołysania fal delikatnych uderzeń, co ocean z niebem łączą horyzontu linią... - w miłosny uścisk.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Chwila - Niosę dla ciebie w otwartych ramionach swoją chwilę szczęścia, gdy jesteśmy blisko. - Lecz spojrzenia ludzkie chcą podzielić tę czasu cząsteczkę na więcej niż dwie cześci, a zmieści się w dłoniach... Niosę więc dla ciebie, gdy jesteśmy blisko, ową chwilę szczęścia w swych otwartych dłoniach. Tak... ale my przecież czas dzielimy między sobą, a to tylko moment?... Naszą chwilę szczęścia, - gdyż jesteśmy blisko - niosę więc dla ciebie w swym otwartym sercu. Tak! - jak aktor, co ma się szczęśliwy wcielić w czyjąś rolę i będzie grał chwilę: jesteśmy!
    Powrot do spisu wierszy.
    - Opowiadanie - Opowiem ci wierszem, bo nie chcę cię nużyć powieścią, którą sama przecież wystukujesz codziennie w korytarzach swego biura obcasami. Opowiem ci pieśnią, gdyż uwierzyłem, że przebrzmiawszy... pozostaje we mnie-tobie, przedzielony ścianą piersi rytm serc dwojga. Czytam z ust twych wbitych w pamięć swoje słowa: kocham.
    Powrot do spisu wierszy.
    - O... - A gdy nie spojrzę jakbym chciał... patrząc pod słońce wiedz, że marzę... Kiedy nie powiem tak, jakbym chciał... w potoku słów utonę - pamiętasz? marzę... Gdy piszę coś drżącymi dłońmi nie tak, jak marzę... mażę i marzę...
    Powrot do spisu wierszy.
    - List - Chowam się za swoje myśli, jak cień w kształcie gołąbka, który stwarzam na ścianie za splecionymi dłońmi. Lecz pragnę spleść je z twoimi, by potem skryć w nich twarz widząc, w jak cudowne i dobre trafiłem ręce. W nich to trwając pomyślę - zapominalski, o cieple twoich kolan... i ucieknę - spóźnialski... ukryć ukochaną w koszyku ramion, by włos z głowy nie spadł. Z miłością patrzyłbym, gdyby jak piórko odlatywał w tęsknotę... i dlatego chcę pocałować twoje włosy, twoje oczy - gdy zmęczone, gdy policzki będą czekać na mój dotyk.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Niejedna to chwila - To chwil wiele... jak mgławica... rzeczywistość dwojga. Mniej realne inne światy... - wszystko zbytek? Obłokami płyną dwoje w zacienione światy - stare... Płyną w chmurach, na planecie światłem! - kochający się ci dwoje - cieniem! Oby ziemią był ich obłok... kiedy marzyć nie ustają, jak podłogą starej chaty, gdy się kiedyś chylić będzie, gdy się kochać nie przestaną.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Szczęśliwa liczba - Spoglądałem spoza ważnej tabeli, zza nie mniej ważnych ciasteczek, wkalkulowany w cisze... oczekiwania na miłość w poważnym biurze. I nie przeliczyłem się: konta się zgadzały - ja nie! Za mało szczęśliwych liczb - stwierdziłem. Do ósemki skrzyżowanych rąk dodałem siódemkę nogą założywszy ją na nogę i... osiągnąłem pełnię szczęścia w gabinecie z numerem siedemdziesiąt osiem.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Horyzont - I... zniknąłem za horyzontu linią niepamięci o rzeczach zgubnych - w niemyśleniu... gdzie myśli się samo i samo się jawi, stykają się światy i nikt nieciekawy skąd, dokąd, kiedy, dlaczego i po co? Zniknąłem - byłem... wróciłem - jestem i będę... - nocą.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Na urodziny - Był taki dzień, gdy rozbłysło światło we mnie, gdy zgaszono słońce moje. Czy go szukać w myślach, oczach? - może w słowach, albo w dłoniach... Był dzień taki, kiedy słowa tchnęły wiarą, myśli w kościach skamieniałe - stygnąc... miłość oddawały kształtem. Teraz czuję dotyk dłoni. Miłość w słowach nieprzebrzmiałą wychwytuję... z echa słów twych. Promień słońca... - z ciepła twego ciała.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Chmura - Zdarzyła się: bez początku, bez celu, bez końca. - Pobyła i... przesłoniła błękit czysty nieba radosnego. Cień rzuciła ukradkiem - rozlała deszcz łez dwuznacznych: wytchnienie wypalonej ziemi albo pomruk nieobecnego huraganu... Być może pomknęła ku... pamięci powietrznej niebyłej trąby pod okiem cyklonu ostrożności.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Tajemnica - Tajemnicą mego serca pozostanie obraz twój... ten ze ściany, i ten z głowy, co spuszczona - niby w serce zapatrzona... Lecz do kolan jej daleko! Trudno zgiąć się, by w modlitwie zamiast ducha - materialnie padła głowa na kolana... A duch? lekko duchem nasycony pozostaje sprytnie poza... Poza garstką pustą, z której wody nie wypito, w którą wody nie nalano, bo święcona?... - Pozostanie poza... w świętym geście cnej modlitwy miłość nieskończona.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Uspokojenie - W toku wielu ważnych spraw rośnie trawa. Słowa tętnią nieprzebrzmiałe, kiedy widzę ją zieloną... i jak kurz opada wilgny z ziemią łącząc się na powrót - stygną słowa w zimnej krwi. I spokój we mnie drogą idzie ku przyszłości, a w niej Ty i dzban mych myśli... słońca pełen uśmiech.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Gdzie jesteś? - W dłoniach z jabłkiem rozłupanym tworzę obraz Twej postaci... wśród radości, które stygną w mej pamięci. Tak zasycha sok połówki jabłka we wspomnienie... i jak w zmarszczce chwile szczęścia wryte w skórę, czas w zadumę zmieni kiedyś uśmiech starca.
    Powrot do spisu wierszy.
    - Narodziny cienia - Gdy czekam gdzieś w otchłani czasu trwa za moimi plecami wojna. Dzwony biją w strugach deszczu, poza chwilą pominiętą, w której trwam... sam i moje ja - bez cienia, puste, odtąd dotąd, sama przestrzeń przezroczysta. Ludzie biegną poprzez świat ów i przeze mnie, nie czekając, będąc, mając I gdy w końcu końców czasu tego KTOŚ przystaje i chwileczkę swą oddaje... wstaje dzień, a w promień słońca serce wtapia się i pragnieniom stwarza cień: kocham cię!
    Powrot do spisu wierszy.

    * FRASZKI *

    - Fraszka na poszczącego - Dość dziś Gosia gości gości, By ktoś z gości mógł dziś pościć. Nie dość, żeś gość jest u Gosi, To niezgody kość przynosisz?
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Studium natury - Zamki zawsze budowano z piasku. Zamki z piasku także.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Na intrygę - Z woli intryganta i śmierć dominanta.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Unia Europejska - Europa nie bez powodu zwana bywa krową - linia podziału świata wciąż przebiega międy świata Wschodem, a jego Zachodem... Wschód bowiem ma świętą, Zachód - wściekłą krowę.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Ford Focus - (hasło reklamowe na literkę "F") Fascynacja Focusem Forda fallusem.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Seksuolog - z teorią zapobiegania nie zdąży, gdy sam się stanie przyczyną ciąży.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Zakochany - pragnie dać jej promień słońca, a cień własny - gdy gorąca.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Pustelnik - tak spokoju szukał we wszechświecie, aż naraził się kobiecie.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Zawód - Chciał zostać świętym i został... ale trochę niedorozwiniętym.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Łatwowierny - nie czyni psotnie - nie porzuca żony dla kilku kochanek - ani odwrotnie.
    Powrot do spisu wierszy i fraszek.

    - Mędrzec - bywa taki mądry, że z mądrością trafia do flądry!

    Powrot do spisu wierszy i fraszek. ..........Powrót do spisu treści / Back to index.


    Tłumaczenia niektórych wierszy na język angielski / tlum.: Dorota Dabrowski



          - In my arms -
    Keep dreaming in my arms,
    And count the sunny stars.

    In from the window,
    comes the moon`s glow:
    A fairy tale cloak covers thousands
    -glows of dark lamps.

    Sleep my dear
    -the voice calls
    to you and me.

    The day`s memories
    the bright trace
    becomes faded,
    when day brings sleep,
    and sleep the day.

    Oh yes, Oh yes
    It is faded for us,
    when day brings sleep.
    and sleep the day

    to you and me

    and you to me.

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Let`s go to sleep -

    When time begins to make us sleep,
    Either by day, or may be by night,
    the time for sleeping is very near,
    the world sleeps with sleepy might.

    Let`s go to sleep, let`s doze,
    Our time has come, let`s go.

    Sleep shapes the formlees juices
    from the cells of our minds.
    Though, the world of greams is fruitless,
    until sleep lets us unwind.

    Let`s go to sleep, let`s doze,
    Our time has come, let`s go.

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Proud rhythm -

    From where comes power in music,
    From wher that necessary breeze,
    For the notes to dance along,
    With their voices in harmonies?

    What puts melody in order,
    What takes it from solence to space?
    This will sound like a masquarade,
    But of words, what better a base?

    It`s motion, potion, poetic notion
    Rhythm in music,
    A step, a leap, ahead or due East,
    The notes do a clever trick.

    As in dance, so it`s in rhythm,
    A sour note can come about,
    But disorder soon disappears
    Once music plays it aloud.

    From silence born, there it returns,
    The life of sound becomes empty,
    Like a hunter, Rhythm preys notes,
    And hunts for eternity.

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````


    - Awakening the notes -

    To sleep means to be and not to be,
    and each dream has it`s beginning and and,
    you dream, and awaken only to think,
    a dream it was only a dream.

    Awakening the notes,
    Awakening rhythm,
    Scattering the impression
    of dreams, in wich still
    many sleepers sleep.

    And a dream can also seem to be
    an ordinary dream, each of us,
    once gone - we dream a common dream.
    Yes it`s a dream, it`s like a dream.

    And when you happen to sleep in a train,
    You travel through valleys both good and bad,
    in half-sleep tracing stations your journey ends,
    once you awaken and the train ride ends.

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````


    - Oh fantasia! -

    A certain clever minstrel used to say,
    when in trouble a thought of advice came to him,
    That for everything there is a way,
    simply this you should sing:

    Oh Fantesia, heja heja ho!
    What idea will you provide in a moment of need?
    Oh Fantesia, heja heja ho!
    With what new thought must I engross myself indeed?

    The honest minstrel has many ideas,
    Some have been heard, but many he still keeps,
    While the minstrel and Fantasia live,
    There are no limits to our dreams.

    Oh Fantesia, heja heja ho!
    What idea will you provide in a moment of need?
    Oh Fantesia, heja heja ho!
    With what new thought must I engross myself indeed?

    Powrot do spisu wierszy. ..........

    ````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

    - Like a carnival -
    Oh, what is it that`s happening with you?
    - with me? - better look at yourself.
    Everone`s dancing, laughing too
    - this is wild - I should leave myself.

    Ref.

    Oh, what is it that`s happening with me?
    This excites like a carnival, you see.
    I think I`ve hitten a drunken chord.
    Though champagne hasn`t even been poured.

    In this dance we embrace,
    our legs become of one kind,
    as in the Lambada there is no space
    for thinking - I think I`ve lost my mind.
     

    Stay with me, I want to dance,
    Dance? That`s not what I should say.
    Rather a carnival`s drunken trance.
    I think here is where I shall stay.

    Ref.   Oh, what is...


    Powrot do spisu wierszy.

    ..........Powrót do spisu treści / Back to index.


    < Fragment książki - oryginalny układ treści nie został zachowany ze względu na ograniczone możliwości edytora html >
    "Kalamala pogromca wulkanów":

    "Szelest liści zdradził lekki podmuch wiatru. Przez szczelinę w skale przedostała się pierwsza smuga księżycowego światła. Gra półcieni lekko rozkołysanych gałęzi wyparła z umysłu ciszę zmąconą powiewem ciepłego jeszcze powietrza. W oddali rozbłysły delikatne światła domostw. Ledwo dawały się odróżnić od gasnącej poświaty zachodniego horyzontu. Góry lekko parowały i mgła nad lasem pozwalała wychwycać wzrokiem szykujące się do snu ptactwo, które wzbijało się nad mgłę, jak ryby ponad taflę jeziora. Umysł był spokojny. Wzrok przeszywał kilkudziesięciokilometrową mroczną przestrzeń już bez wrażenia rzeczywistej odległości. Chmury wtapiały się w masyw gór i zamykały przestrzeń bez poczucia zniewalania. Jakiś ptak wzbił się z furkotem w powietrze i pomknął w kierunku świateł ludzkiej osady.

    W pokoju był półmrok. Pusty ekran telewizora pulsował wysyłając resztki emocji niedawno zakończonej transmisji meczu. Mężczyzna zwlókł się z kanapy i podszedł do barku. Odruchowo sięgnął po pilota by wyłączyć przegrzany aparat. Przypadkowo nacisnął jakiś przycisk. Na chwilę mignęła mu rozpromieniona twarz krótko ogolonego, młodego chłopaka o wschodnich rysach i ekran zgasł. Siadł znowu na kanapie. Chrapanie żony dobiegało z sąsiedniego pokoju. -Przeżył porażkę swych ulubieńców. Spojrrzał znów w ekran. Telewizor był wyłączony. Kineskop zachował jednak kontur twarzy oglądanej przez ułamek sekundy tuż przed wyłączeniem. -Szybko zaczął kojarzyć mgliste fakty. Nerwowo sięgnął w stronę pilota. Program po programie przeleciał kilkanaście stacji. -Jest. Wysoka może na kilkaset stóp wieżża wypełniła cały ekran. Chłopak był już nieważny. Poczuł mrowienie pod stopami i ostre kłucie na szczycie głowy z lewej strony. - Cholera - parsknął. - Znowu wyłączyli światło. Który to raz w tym tygodniu?

    [ ... ]

    Ze snu wyrwały Roberta wrzaski rozbawionej młodzieży. Uniósł głowę znad stołu. Kate krzątała się w kuchni. W powietrzu wisiał dziwny, z lekka świąteczny nastrój. - Gdybyś umiał chrapać przynajmniej obudziłbyś się w łóżku wyspany -dobiegło zza ściany.- Twoje stukanie poo nocy wcale nie jest lepsze od mojego chrapania. W dodatku zapomniałeś o balonach. Kate miała rację. Doroczne święto baloniarstwa zawsze wywoływało u Roberta wspomnienia z dzieciństwa. Zrobiło mu się przykro. Nieźle żonie przypiekł w nocy. -I tak mi wybaczy -pomyślał. Zresztą jak ja bym się miał ppieklić za jej fochy, to już dawno kosiłbym trawę na jej łonie.

    Nie ma nic wspanialszego niż spacer na czczo i to w taki dzień. Niewiele myśląc wybiegł z domu zostawiając Kate jak zwykle z całym żywiołem. Droga była lekko błotnista, a ruch, jak w targowy dzień. Pod górę ciągnęły obładowane jeepy zawodników z osprzętem, handlarze, i pełno było turystów. Robert skręcił ścieżką w dół tuż za mostem. Na rozmiękczonym gruncie nie było znać świeżych śladów turystów. Poczuł się szczęśliwy. Zawsze lubił samotne wyprawy. Słońce ostro przypiekało, a powietrze było parne i unosiło ciężki ziemisty zapach mięty przyprawiający go o zawrót głowy. Znowu skręcił w dół zbocza. Polana, z której zwykł był obserwować gotującą się do święta balonowego wieś, roztaczała się przed nim implozją wilgotnej zieleni pachnącej ziołami i kwieciem. Oświetlone porannym słońcem skłębione po zachodniej stronie chmury zdawały się jednak nie wytrzymywać naporu brzemiennej rosą pary. Wszystko wskazywało na niechybną burzę. Bezlitosne słońce podgrzewało ten gotujący się do burzy napar z ziół i w głowie Roberta zaczęła tworzyć się wizja ulewy. Już zaczynał myśleć o powrocie, gdy stanął jak wryty w ziemię. Kilkadziesiąt jardów przed nim unosiła się w powietrzu ludzka postać...

    Oniemiały z wrażenia ukucnął. By nie być dostrzeżonym przez obserwowanego skrył się za paprociami i delikatnie jął rozchylać zarośla. Z dreszczem emocji i zafascynowania, jakby po latach znów mu się nadarzyła okazja podglądania nago kąpiących się dziewczyn - zawstydził się. On dojrzały mężczyzna zza krzaka podgląda? -I to faceta. Wstał. Wyprostował się. Otrzepał nogawki z igliwia, poprawił koszulę i najpierw cicho, potem głośniej zachrząkał. Po raz pierwszy w życiu na swoim terenie poczuł się nieswojo. On który od dzieciństwa przemierzał tę polanę w górę i w dół, ze wschodu na zachód... On w miejscu, gdzie każdy kamień pytał go czy dobrze leży, on poczuł się tu intruzem... Podszedł parę kroków...- Kątem oka zerknął na lewitującego mężczyznę i... krok za krokiem przespacerował obok. Jak turysta - swoją drogą - obejrzawszy, co było do obejrzenia.

    Uszedł kilkadziesiąt kroków. Nie wytrzymał - znów się obejrzał. - Mam do niego zawrócić? -wymyślił. - Co u licha? W końcu to moja polana. -Ech! -machnął ręką. Chmury jakoś powstrzymywaały się od wyładowań i deszczu, chociaż co rusz to coś pomrukiwały. Cała ta aura nie miała już najmniejszego znaczenia. -Dopiero w tej chwili Robert uzmysłowił sobie, że właściwie to jest to świetna okazja. -Pomyślał o swojej książce. Krok po kroku zbliżał się ku lewitującemu mężczyznie. Był to może trzydziestoparoletni blondyn o pogodnej twarzy i lekkim zaroście. Ubrany swobodnie w popelinowe spodnie i takąż koszulę siedział nieruchomo, jakby na powietrznej poduszce półtorej stopy ponad ziemią. Otoczenie zdawało się go nic nie obchodzić. Opanował się. Myśli miał powściągnięte, choć serce biło mu jeszcze przepełnione niepokojem. Im bliżej podchodził do gościa, tym pewniejsze wydawało mu się, że wszystko jest jak zawsze. Powoli rozejrzał się po polanie. Nabierał pewności siebie. Usiadł obok i mimo woli zaczął się skupiać.

    Tak naprawdę nigdy nie medytował, chociaż wydawało mu się wcześniej, że wiele rozumie. Teraz nie czuł już niepokoju, nie czuł też potrzeby medytacji. Wszystko wydawało mu się takie normalne. Siedzieli bez słowa nieruchomo może parę minut, gdy spomiędzy drzew zaczęły dobiegać odgłosy zbliżającej się wycieczki. Spojrzał ukradkiem w jej stronę i w niezrozumiałym odruchu samoobrony pomyślał o ucieczce. Jego kompan siedział zawieszony w powietrzu i nadal nie zdradzał ochoty do jakichkolwiek reakcji. -Mamo, mamo tam są jacyś ludzie! -Robert poczerwieniał z pomieszania, lecz siedział dalej nieruchomo. -Mamo, tato, chodźcie szybciej - jakiś pan się powiesił. Odgłos łamanych pod stopami gałęzi dobiegł zza zarośli. Na skraj polany wybiegł tata - rosły mężczyzna z potężnym drągiem - gotowy do walki. -Dzieci, do mnie. -Zapanowała kłopotliwa cisza. Rodzinka uzbrojona w kije i objuczona plecakami stała naprzeciw Roberta i jego kompana, który nadal wisiał w powietrzu.

    [ ... ]

    To były dla Roberta ciężkie dni. Źle sypiał. W klatce piersiowej, a raczej na skórze nad splotem słonecznym czuł palące mrowienie. Po nocach męczyły go węże, w które rzucał śliwkami i oliwkami...Nie był to jednak dla niego powód do niepokoju. Gdy którejś nocy przyśnił mu się blondas- nie wytrzymał. - Wiesz Kate, chciałbym ci powiedzieć, co mi się dzisiaj przyśniło. Kathleen aż rozchyliła usta ze zdziwienia.- Robert który nie zwierzał się jej nigdy chciał jej opowiedzieć sen. Serce zabiło w piersiach dziewczyny radośnie i ku swemu zaskoczeniu podeszła i objęła męża, tak jak to czyniła zaraz po ślubie. Robert nie zwrócił początkowo na to uwagi, lecz w miarę jak zagłębiał się we wspomnienie o śnie ciepło zaczęło rozchodzić się po jego ciele i poczuł wzbierające pożądanie Kate. Nie zdążył nawet rozpocząć opowieści, gdy gorące wargi Kate przylgnęły do jego ust tak mocno, że stracił nad sobą panowanie. [...] Zaskoczona Kathleen była w siódmym niebie. Jeszcze nigdy nie zaznała takiej porywczości męża, który eksplodował swym pożądaniem tak silnie, że nie zdążyła się do niego nawet dostosować i... było już po wszystkim.

    Temperament Roberta gasł z każdą chwilą. [...] Radość biła z ich twarzy, a po policzkach Kate spływały łzy. Nie pozwoliła mężowi wypowiedzieć żadnego słowa. Namiętnym pocałunkiem zamykała mu usta. Nie mogła zrozumieć czemu albo komu zawdzięczała tę nagłą przemianę Roberta i tak wyraziście nie doznane nigdy wcześniej chwile szczęścia. -Chyba faktycznie przyśniło ci się coś niesamowitego- przerwała milczenie wypełnione głębokimi jeszcze oddechami. - Nie wiem, jak to zrozumiesz, ale chyba śniła mi się twoja rodzina z Polski.- To była chyba twoja babka z dziadkiem i twoja mama, jak jeszcze była dzieckiem.- Śniło mi się, że gdzieś w górach spotkałem dziwnego faceta, o dźwięcznym imieniu Kalamala, który lewitował nad ziemią, tak jak robią to niektórzy jogini.- No wiesz unosił się w powietrzu... Gdy dosiadłem się obok nagle zza drzew wyszli oni, uzbrojeni w długie kije. Tu Robert zawiesił głos przeżywając na wpół realnie wspomnienie sprzed kilku dni i swój sen. Wizja wspomnienia była tak silna, że poczuł się jakby znowu na tej samej polanie, daleko od Kate [...].

    "Siedzieli bez słowa nieruchomo może parę minut, gdy spomiędzy drzew zaczęły dobiegać odgłosy zbliżającej się wycieczki. Robert spojrzał ukradkiem w jej stronę i w niezrozumiałym odruchu samoobrony pomyślał o ucieczce. Jego kompan siedział zawieszony w powietrzu i nadal nie zdradzał ochoty do jakichkolwiek reakcji. -Mamo, mamo tam są jacyś ludzie! -Robert poczerwieniał z pomieszania, lecz siedział dalej nieruchomo. -Mamo, tato, chodźcie szybciej - jakiś pan się powiesił. Odgłos łamanycch pod stopami gałęzi dobiegł zza zarośli. Na skraj polany wybiegł tata - rosły mężczyzna z potężnym drągiem - gotowy do walki. -Dzieci, do mnie. -Zaapanowała kłopotliwa cisza. Rodzinka uzbrojona w kije i objuczona plecakami stała naprzeciw Roberta i jego kompana, który nadal wisiał w powietrzu.

    - Bij, kto w boga wierzy!- ryknął potężnym głosem ojciec, wznosząc drąg do góry. Lecz żona złapała go za ramię, bo nagle błysnęła w jej głowie myśl, która pozbawiwszy ją w piersi tchu, nieledwie rzuciła na kolana. - Poczekaj, Kazimierz- poprosiła, a dwiee łzy, jak dwie gwiazdy, zalśniły na jej policzkach.- Przecież to Ojciec Święty przyjeżdża jutro do naszego miasta. Więc Bóg na pewno cud nam zesłał, a myśmy go pierwsi zobaczyli, za co dzięki jemu... A to, ani chybi, Pan Jezus i Święty Piotr, bo któż inny tak by nad ziemią się unieść potrafił... - O Panienko Przenajświętsza!- krzyknął mężczyzna, padając na kolana..."

    - Robercie, Robercie!- dobrze się czujesz?- Zaniepokojona oddaleniem się męża, gdzieś w inne wymiary Kathleen przestraszyła się nie na żarty. - To był tylko sen.- Kate usiłowała wyrwwać Roberta z zapaści chorobliwie, jak czuła, pobudzonej wyobraźni męża. Robert nic nie odpowiedział. Mimo uczucia szczególnej bliskości z Kate, która w tym momencie zdawała się być jednym z nim, nie wiedział, gdzie tkwi ta niewidzialna granica sprawiająca jego ciągłą tęsknotę za jeszcze większym zbliżeniem. Czuł się oddalony i wciąż odsuwany przez niemoc podzielenia się z nią i z kimkolwiek innym swoim rozumieniem siebie, ludzi i czegokolwiek na świecie. Zamknął oczy i... poprzysiągł sobie, że już nigdy nie będzie próbował zwierzać się nikomu i z niczego...

    [ ... ]

    Pole namiotowe było pełne wrzawy i poruszenia. Dym przesłoniał naturalną czerwień nieba po zachodniej stronie i już nie można było rozróżnić jego kolorytu od łuny bijącej od płonących lasów. Zamieszanie i zgiełk były tak potworne, że można było się czuć w tym mrowiu ruchliwych i jakby chaotycznie poruszających się istot, rzeczywiście jak mucha w mrowisku. Max prowadził i aż dziwne, że po tak krótkim czasie znaleźli się przed namiotem "wodza", jak skojarzył sobie to Robert. Namiot był rozległy i w niczym nie przypominał tradycyjnych turystycznych namiotów. Rozległy i przestronny wydawał się być faktycznie przybytkiem jakby jakiegoś indiańskiego wodza, tym bardziej, że wystrojony był wewnątrz różnymi proporcami i malowidłami na płótnach.

    Spoza pergaminowego parawanu dobywało się delikatne światło i jak w chińskim teatrzyku cieni na ściankach parawanu malował się kontur sylwetki młodego chłopca siedzącego ze skrzyżowanymi nogami. Tej części namiotu strzegła stara tanka z tybetańskim kołem życia, ponad którym widniała druga z sześcioramiennym brzydalem siedzącym pośród płomieni. Robert znał dobrze wizerunek sześcioramiennego Mahakali i kiedy ujrzał jaśniejącą i pogodną twarz tybetańskiego kilkunastoletniego chłopca wydało mu się to równie silnym doznaniem, jak widok po raz pierwszy oglądanego gniewnego straszydła z sześcioma ramionami...

    Chłopiec miał przymknięte oczy i mruczał jakieś mantry obracając w palcach malę. - Dobrze że już jesteście, wyrecytował poprawną angielszczyzną nie przerywając mantrowania i nie otwierając oczu. Przeprowadzę jeszcze twoją żonę, bo zdaje mi się, że ma niezłe kłopoty z wodą... Robert nie skojarzył, że lama mówił do niego i zaczął się rozglądać po namiocie. Max podał mu zieloną herbatę i odpalił następne kadzidło. Właściwie nie było tu czuć dymu płonącego lasu. Słodki zapach kadzideł mieszał się ze wszystkimi innymi zapachami.

    Młody lama skończył medytować i odłożył dzwonek i dordże na prowizoryczny ołtarz. Pokłonił się w kierunku owego małego ołtarzyka z trzema poziomami różnych naczyń i akcesorów, ponad którymi siedział zastygły w odlewie jakiegoś metalu Budda i podszedł do Roberta. Nie pytając go o nic przytknął mu swoje czoło do jego czoła i coś pomamrotał. - Napijemy się herbaty i zwijamy obóz. Niedługo zaczną wyganiać stąd wszystkich i będzie spory ścisk- wypowiedział spokojnie Kalamala.

    Robert spokojnie przyglądał się gospodarzowi i nie mógł się oprzeć wyrażeniu swego podziwu dla "dojrzałości" nieletniego gospodarza i zarazem jakiejś ponadludzkiej wiedzy czy mądrości emanującej z niego. Zauważył to Max i wyszedł naprzeciw rozterce Roberta. - Kalam jest uosobieniem mądrości trzystuletniego człowieka...- powiedział. Tulku spojrzał na Maxa i uśmiechnął się. - Zawsze dużo gadasz. Jak tam twoja książka?- zwrócił się do Roberta. Jak ją już napiszesz przynieś mi jedną - za nisko mi siedzieć i bolą mnie plecy- roześmiał się szczerze zadowolony ze swojego dowcipu. Jego śnieżnobiałe zęby błysnęły odbijając delikatne światło świecy...

    "Nie musimy się już widywać" - wciąż brzmiało w uszach Roberta nietypowe pożegnanie Kalamali - "Będziesz i tak nosił mnie w swoim sercu"... Robert czuł jakąś dziwną, nieznaną mu wcześniej tęsknotę do tego młodego, jakby z lekka zarozumiałego tybetańskiego chłopaka. Uczucie to było trochę podobne do dziecięcej przyjaźni, jaką przypominał sobie z lat chłopięcych. Pamiętał dobrze ból w sercu, kiedy to jego starszy, bardzo opiekuńczy kolega z podwórka i przyjaciel, przeprowadzał się ze swymi rodzicami w drugi koniec Stanów..."

    Powrót do spisu treści.


    © Waldemar Jablonski.