Dorobek literacki / Literary output
:
SPIS TRESCI / CONTENT:
Bajki - "Trzy baśnie o gitarze właśnie" i opowiadania:
Wiersze: .
Wybór wierszy
Fraszki
Tłumaczenia Doroty Dabrowski
Fragment książki:
"Kalamala pogromca wulkanow" - / A part of the book "Kalamala"
- Polish only.
Poems - Poems translated by Dorota Dabrowski -
niektóre wiersze w tłumaczeniu Doroty Dąbrowskiej
English - fairy tale: "Soundplayer" - angielskie tlumaczenie
Legendy o Dźwiękograju
More pictures from fairy tales
about "The Sounplayer" / Dalsze ilustracje bajki o Dzwiekograju.
Rys. / drawn by Dariusz Romanowicz. "Legenda o Dzwiekograju" zwyciezyla
w konkursie "The world of English" - miesiecznika polecanego przez Ministra
Edukacji Narodowej.
Powrót do spisu treści.
Trzy baśnie o gitarze właśnie:
1. BAŚŃ O GITARZE
- Bajarzu, Bajarzu powiedz nam, jak to jest z gitarą, jak to było na
początku. Dzieci obiegły poczciwego Bajarza i usiadły wpatrzone w jego
zamyślone oczy. - Z gitarą? A... z gitarą. O! na początku gitara wcale
nie była gitarą taką, jaką jest dzisiaj. Zresztą to było tak dawno. Chyba
ledwie kto, kto pamięta najstarsze opowieści, mógłby pamiętać tę o pierwszej
gitarze. - A czy Ty Bajarzu pamiętasz ją? I jak to jest? - ja też chciałbym
zostać Bajarzem takim, jak Ty. Co mam robić, żeby być Bajarzem?
- Ho ho ho! - patrzcie no! - on chciałby zostać Bajarzem! Hm... Żeby
nim zostać trzeba wiele pracy. Czy myślałeś kiedyś o tym? Gdy będziesz
większy, mądrzejszy - to i może ty kiedyś, podobnie jak ja teraz... Ale
co tam. Żeby zostać Bajarzem trzeba szczerze i naprawdę najmądrzejszą z
najmądrzejszych swoich mądrości między bajki włożyć. Jeśli to będziesz
potrafił - będziesz Bajarzem. - A czy Ty też najmądrzejszą z najmądrzejszych
swoich mądrości włożyłeś między bajki? - Oczywiście. Przecież nie byłbym
bajarzem. - Bajarzu, to powiedz nam, co to za mądrość, którą włożyłeś między
bajki. Opowiedz. - Dobrze, zatem posłuchajcie:
Było to dawno. Tak dawno, że nawet najstarszy z żyjących na świecie
bajarzy nie pamięta tamtych czasów. Wtedy na świecie nie znano jeszcze
gitary, ale znano za to łuk, który dzień w dzień był w użyciu myśliwych
polujących po borach i stepach. W owych zamierzchłych czasach - w rodzinie
ani bogatej, ani biednej - żył młodzieniec urodziwy, który bardzo ukochał
przyrodę: lasy i łąki, jeziora i rzeki i często opiekował się leśnym ptactwem
i zwierzem, nie stroniąc także od zwierza groźnego, jako że był rosłym
i silnym młodzieńcem.
Wielu myśliwych miało go jednak za niezbyt rozgarniętego, gdyż miast
tropić i łowić zwierzynę on chadzał na wyprawy i doglądał zimą czy sarny
i jelenie mają dość siana w karmnikach, które sam budował albo czy ktoś
nie pozakładał sideł na sarny czy zające. Zdarzało się nawet, że musiał
się chronić przed myśliwymi, którzy nie chcieli darować mu niszczenia sideł
przez siebie zakładanych.
Pewnego razu matka wysłała go, by upolował sarenkę, bowiem przygotowywała
ucztę dla gości. On nie był z tego wcale zadowolony. Sam żywił się a to
korzonkami, a to jakimś warzywkiem i stroniąc od pachnących pieczeni, wolał
jeść sery i popijać mleko krowie lub kozie. Żal mu było nawet celować do
zwierząt, a co dopiero polować na swoich ulubieńców i potem ich zjadać.
Z wielką niechęcią, ale i z poczuciem obowiązku wypełnienia matczynej prośby,
przemierzał więc młodzian bór, wypatrując sarnich śladów.
Gdy uzbrojony w łuk stanął wreszcie oko w oko z sarenką - stała się
rzecz niebywała. Wzruszonemu młodzianowi wypadła w niezdarnym ruchu strzała
z ręki, a przypadkowo zawadzona cięciwa łuku wydała dźwięk taki, jak napięta
struna gitary. Sarenka znała dobrze młodzieńca - swojego opiekuna - zaciekawiła
się tym dźwiękiem i nastawiła uszu. Po chwili zrobiła parę kroków do przodu
i znowu jakby nasłuchiwała. Chłopiec widząc to, wzruszył się niebywale
i zrozumiał, że powinien przeciwstawić się woli matki. Usiadł pod drzewem
i zaczął trącać raz po raz cięciwę łuku, wygrywając ku swemu zdumieniu
miłą dla ucha melodyjkę - to napinając łuk, to luzując.
Zapadał zmrok. Matka niecierpliwiła się, gdyż syn nie powracał, a goście
zaczynali powoli się schodzić. Wtem ktoś zaczął rozgłaszać wieść, że zbliża
się olbrzymia ilość zwierząt. A to nasz bohater wracał z wyprawy grając
na łuku skoczne melodyjki. Zwierzęta wabione dźwiękiem stadnie szły za
młodzieńcem. Radość w domostwie była ogromna. Goście upolowali bez trudu
piękne okazy i mieli jadła w bród. Łukowego grajka okrzyknięto zaraz Dźwiękograjem,
jako że zasłużył się swoim muzykowaniem niebywale. Zabawa trwała kilka
dni...
Tu bajarz zamyślił się, a zniecierpliwione dzieci zagadywały: - A co
z sarenką? - I tak powstała gitara? - Zaraz, zaraz, wolnego - odrzekł bajarz
- to dopiero początek. Słuchajcie cierplliwie: Dźwiękograj był zasmucony,
ale jednocześnie odczuwał dumę - tak wiele uciechy mógł sprawić i gościom,
i zwierzętom grając na łuku...
Mijały tygodnie. Po tym wydarzeniu nasz bohater wiele pracował by ulepszyć
swój instrument. Do drzewca przymocował drewniane pudełko, a i jedna cięciwa
jako struna zdała mu się za mało. Każda kolejna struna, którą mocował i
rozpinał na instrumencie była jakby oddzielnym światem muzyki. Ta pierwsza
pochodziła z łuku i stale mu przypominała owo nieszczęsne polowanie. Następne
natomiast beztrosko i radośnie dźwięczały coraz to nowym tonem. Każda z
nich, a było ich sześć, jak łodyżka kwiatu wyrastającego z ziemi, wiodła
od wspólnego podstawka, gdzie była zaczepiona, ku siedmiu małym kołeczkom.
Tu Dźwiękograj struny mocował i zręcznie je nakręcał.
Muzyka Dźwiękograja była piękna. Często słuchały jej i zwierzęta, i
spragnieni miłych dźwięków ludzie. O muzyce i pomysłowym instrumencie Dźwiękograja
krążyły nawet legendy. Jedna z nich głosiła, że gdy w muzykę jego miał
wkraść się fałszywy ton, to wnet zrywała się struna, która właśnie miała
wydać ów zły dźwięk. Jak łuk niegdyś na polowaniu, tak i struny odmawiały
posłuszeństwa tak, że muzyka gitary leśnego grajka nigdy nie była nieczysta.
Zawsze dźwięczała pięknym harmonijnym tonem.
- To czyżby gitara Dźwiękograja była zaczarowana?- pytały dzieci. -
Nie. To Dźwiękograj był tak świetnym muzykantem, iż podobnie jak na pamiętnym
polowaniu chciał również w swojej muzyce mieć tylko dobro. Szczęście nie
opuszczało go. Ale do czasu. Bowiem pewnego dnia zgubił swój instrument
w lesie, gdy musiał uciekać przed złymi kłusownikami.
- I co, i co? - pytały dzieci. - Instrument przepadł i już. Biedny Dźwiękograj
próżno potem chodził po lesie szukając zguby. I dawno już zrobił sobie
inną gitarę, gdy pewnego razu po latach, na nocnej wyprawie spotkała go
ta jedyna w swoim rodzaju przygoda. Tu bajarz zamyślił się, a dzieci nie
zauważyły nawet, jak ukradkiem spojrzał westchnąwszy na swoją ulubioną
gitarę leżącą spokojnie obok.
Bajarz ciągnął dalej. Otóż owej pamiętnej dla niego nocy, Dźwiękograj
szedł tym samym borem, gdzie przed laty zgubił swój pierwszy ukochany instrument.
I nagle parę kroków przed sobą dostrzegł dziwny, spokojny blask, cudownie
rozświetlający pomrok zapadającej w lesie nocy. Zaciekawiony i podniecony
- jak zwykle, gdy po dżdżystym wieczorzee nieraz spotykał świecące próchno
powalonego drzewa - zbliżył się do źródła owego czarującego blasku. Dotykając
niepewnie palcami świecących punkcików, zauroczony pięknym zjawiskiem,
rozpoznał nasz grajek pod palcami, ku ogromnemu zdziwieniu, rozsypujący
się instrument zgubiony tu przed laty. Spróchniałe, omszałe pudło gitary
nie dawało się nawet podnieść. Rozsypywało się w dłoniach, jak delikatne,
zwęglone płomykami ognia papierowe pudełko. Młodzieniec z miejsca zawrócił
do domu i opowiedział wszystko matce.
Urocza nowina rozpowszechniła się szybko po okolicznych domostwach.
Dźwiękograj stawał się sławny na całą okolicę. Ludzie od tej pory zaczęli
mawiać, że gdy się w lesie spotka świecące próchno starego drzewa, to tak
jakby się znalazło zagubiony przez Dźwiękograja instrument. Później po
latach ludziska dopowiedzieli, że odzywa się wtedy także sama muzyka. A
kto zgubiłby się w lesie nocą, dzięki świecącemu próchnu starego drzewa,
jak przy świetle księżyca do domu zaraz trafi. Tu bajarz zakończył opowieść.
Dzieci czekały jednak na coś jeszcze. Gdy bajarz się tego domyślił, sięgnął
po gitarę i cichutko zagrał znaną tylko sobie melodię. Jego gitara, piękna
i gładka, leciutko połyskiwała odbijając delikatne światło lampy.
xxx
Powrót do spisu treści.
Motto: Zamki zawsze budowano z piasku. Zamki z piasku - także...
2. LEGENDA O DŹWIĘKOGRAJU
Działo się to dawno. A jest to opowieść tak zapomniana, że nawet w Królestwie
Zapominalskich ledwie kto wspomina imię pysznego Dźwiękograja. A i było
to nie byle gdzie - lecz w krainie, którą nawet najbardziej wyspani z Królestwa
Śpiących Śpiochów przesypiali w drodze udając się do niej.
I tam właśnie, gdzie rzecz niesłychana, największe legendy i mity, a
nawet i niektóre baśnie zamieniane były w kamień, gdyż nikt nie chciał
ich już słuchać - żył nieustraszony Dźwiękograj. Lecz niestety i jego rzadko
kto słuchał, mimo że był wspaniałym grajkiem. Największe bowiem legendy
i mity pozamieniane były w kamień i nie można było liczyć ani na mieszkańców
Królestwa Zapominalskich, ani Królestwa Śpiących Śpiochów.
Krainą Dźwiękograja było niegdyś państwo ogromne, pełne skarbów i uciech.
Kraina ta zwana Królestwem Nudzików nie znała jednak radości muzyki Dźwiękograja,
gdyż była już znudzona innymi wspaniałymi legendami i baśniami i niczego
nie oczekiwała po czymś nowym, choćby piękniejszym i wspanialszym.
Królestwo Nudzików było więc smutne i nic nie wróżyło, żeby ktoś zainteresował
się instrumentem naszego Dźwiękograja i chciał go słuchać. Aż kiedyś, zasmucony
zagładą legend i baśni, które wciąż i wciąż przemieniały się w głazy, wybrał
nasz Dźwiękograj chyba najpiękniejszą spośród legend o krainie Nudzików
i pod postacią wielkiego kamienia z szacunkiem ułożył ją na łące.
Wtedy to ujął w dłonie swój instrument i nie rozglądając się wiele czy
go ktoś słucha, czy nie zaczął grać... Za mało mu jednak było i muzyki,
i legend. Dźwiękograj wyszukał bowiem drugą piękną baśń i nie bez wysiłku
ułożył kamień. Dźwięki jego muzyki rozbrzmiewały nad łąką, a kamienie przydawały
dostojeństwa echem. Dźwiękograj zebrał jeszcze kilka głazów-legend, poustawiał
je starannie, po czym grał, słuchał i znowu ustawiał kamienie. Tak powstawał
piękny pałac...
Do ukończenia budowli pozostawało jednak jeszcze dużo pracy, gdy Dźwiękograj
raz po raz zasiadając wewnątrz wygodnie, grał z coraz to większym zachwytem.
Powstawał pałac na kształt świątyni, w której rozbrzmiewała muzyka, ale
której niestety nikt, podobnie jak i legend, nie słuchał. Królestwo Nudzików
wzbogaciło się o kolejną legendę - legendę o pięknym kamiennym pałacu,
w którym rozbrzmiewa muzyka powtarzając echem dźwięki odbijające się jakby
od kamiennych ścian.
Po jakimś czasie mieszkańcy krainy Nudzików zaczęli nawet opowiadać,
że to właśnie muzyka dzielnego Dźwiękograja zamieniła się w kamienny zamek.
Ale nikt nigdy nie dziwił się temu, tak jak i skamieniałym legendom. Mijało
wiele lat - legendarny kamienny zamek i pałac przetrwał wieki, przypominając
Nudzikom dzielnego Dźwiękograja. I tylko od czasu do czasu, gdy na ziemię
spadały z nieba kamienne meteory, niekiedy szeptano, że to właśnie Dźwiękograj
z nieba przypomina ludziom zapomniane legendy.
xxx
Powrót do spisu treści.
...................................................../
Wersja polska "Legendy o Dzwiekograju" bez polskich czcionek /
..........MOTTO: Zamki zawsze budowano
z piasku. Zamki z piasku - takze...
LEGENDA O DZWIEKOGRAJU
Dzialo sie to dawno. A jest to opowiesc tak zapomniana, ze nawet w Krolestwie
Zapominalskich ledwie kto wspomina imie pysznego Dzwiekograja. A i bylo
to nie byle gdzie - lecz w krainie, ktora nawet najbardziej wyspani z Krolestwa
Spiacych Spiochow przesypiali w drodze udajac sie do niej.
I tam wlasnie, gdzie rzecz nieslychana, najwieksze legendy i mity, a
nawet i niektore basnie zamieniane byly w kamien, gdyz nikt nie chcial
ich juz sluchac - zyl nieustraszony Dzwiekograj. Lecz niestety i jego rzadko
kto sluchal, mimo ze byl wspanialym grajkiem. Najwieksze bowiem legendy
i mity pozamieniane byly w kamien i nie mozna bylo liczyc ani na mieszkancow
Krolestwa Zapominalskich, ani Krolestwa Spiacych Spiochow.
Kraina Dzwiekograja bylo niegdys panstwo ogromne, pelne skarbow i uciech.
Kraina ta zwana Krolestwem Nudzikow nie znala jednak radosci muzyki Dzwiekograja,
gdyz byla juz znudzona innymi wspanialymi legendami i basniami i niczego
nie oczekiwala po czyms nowym, chocby piekniejszym i wspanialszym. Krolestwo
Nudzikow bylo wiec smutne i nic nie wrozylo, zeby ktos zainteresowal sie
instrumentem naszego Dzwiekograja i chcial go sluchac.
Az kiedys, zasmucony zaglada legend i basni, ktore wciaz i wciaz przemienialy
sie w glazy, wybral nasz Dzwiekograj chyba najpiekniejsza sposrod legend
o krainie Nudzikow i pod postacia wielkiego kamienia z szacunkiem ulozyl
ja na lace. Wtedy to ujal w dlonie swoj instrument i nie rozgladajac sie
wiele czy go ktos slucha, czy nie - zaczal grac...
Za malo mu jednak bylo i muzyki, i legend. Dzwiekograj wyszukal bowiem
druga piekna basn i nie bez wysilku ulozyl kamien. Dzwieki jego muzyki
rozbrzmiewaly nad laka, a kamienie przydawaly jej dostojenstwa echem. Dzwiekograj
zebral jeszcze kilka glazow-legend, poustawial je starannie, po czym gral,
sluchal i znowu ustawial kamienie. Tak powstawal piekny palac.
Do ukonczenia budowli pozostawalo jednak jeszcze duzo pracy, gdy Dzwiekograj
raz po raz zasiadajac wewnatrz wygodnie, gral z coraz to wiekszym zachwytem.
-Powstawal palac na ksztalt swiatyni, w ktorej rozbrzmiewala muzyka, ale
ktorej niestety nikt, podobnie jak i legend, nie sluchal.
Krolestwo Nudzikow wzbogacilo sie o kolejna legende - legende o pieknym
kamiennym palacu, w ktorym rozbrzmiewala muzyka powtarzajac echem dzwieki
odbijajace sie jakby od kamiennych scian. Po jakims czasie mieszkancy krainy
Nudzikow zaczeli nawet opowiadac, ze to wlasnie muzyka dzielnego Dzwiekograja
zamienila sie w kamienny zamek - ale nikt nigdy nie dziwil sie temu, tak
jak i skamienialym legendom.
Mijalo wiele lat - legendarny kamienny zamek i palac przetrwal wieki,
przypominajac Nudzikom dzielnego Dzwiekograja. I tylko od czasu do czasu,
gdy na ziemie spadaly z nieba kamienne meteory, niekiedy szeptano, ze to
wlasnie Dzwiekograj z nieba przypomina ludziom zapomniane legendy.
xxx
Back to index / Powrót do spisu treści.
"A LEGEND ABOUT THE SOUNDPLAYER"
Motto: Build your house on rock not sand.
This story happened a long time ago. So, many people have forgotten
it that the name of the proud Soundplayer is hardly ever recalled, even
in the Empire of Forgetfulness. The Soundplayer came from a rich land which
used to be slept in by even the most rested from the Empire of Sleepyheads
on their way to the Empire of the Forgetfulness.
Although it may sound unbelievable to you, it was in this land between
the Empires of Sleepyheads and Forgetfulness that the longest legends,
myths and even some fairy tales were changed into stones because nobody
wanted to listen to them any more.
Here the fearless Soundplayer lived, but unfortunately, people rarely
listened to him either, even though he was a wonderful player. The longest
legends and most marvellous myths of his land were metamorphosed into stones
and the inhabitants of neither of the Empires of Sleepyheads nor Forgetfulness
could be relied upon to show any interest.
Our Soundplayer`s land was called the Empire of the Bores. Once it had
been a great country full of treasures and amusements, but it didn’t know
the joy of the Soundplayer`s music because it was already bored by other
wonderful legends and fairy tales. Bores automatically expected nothing
from anything even more beautiful and fantastic. The Empire of the Bores
was sad and no one predicted that somebody would ever be iterated in the
Soundplayer`s instrument and be willing to listen to it.
One day, saddened by the destruction of all the legends and fairy-tales,
our Soundplayer chose the most beautiful of all stone legends in the Empire
of the Bores. With great respect, he moved it to a meadow. Then, without
bothering to see if anyone was listening to him or not, he began to play.
One stone legend, however, was not enough; he found another stone fairy-tail
and, with some effort, also moved it. The sound of his instrument rang
out all over the meadow and the music echoed majestically. Then he collected
several stone legends, arranged them in order, played, listened and arranged
them again. Thus a magnificent castle was built.
When the building was a long way off from being completed, the Soundplayer
would, from time to time, sit inside and play with a delight that was getting
stronger and stronger. A temple-like castle was coming into being where
the gentle music could be heard; unfortunately, as no one listened to the
legends, no one was listening to the music.
The Empire of the Bores grew richer by another legend, one of a magnificent
stone castle where the walls echoed with music. Those from the Empire of
the Bores starting saying, after a while, that the stone castle was the
music of the brave Soundplayer. Just as other legends and stories, it had
become a stone. Nobody was surprised by such a change, of course.
Many ages passed and this legendary castle remained, to remind the Bores
about the brave Soundplayer, but only when occasional stone meteors fell
from the sky, did people whisper that it was the Soundplayer, reminding
people from the heavens of some old forgotten legend.
xxx
Powrót do spisu treści.
3. JAK PISKLIWIEC DŹWIĘKORÓB STAŁ SIĘ DŹWIĘKOPLIMPLACZEM
To było znacznie dalej niż dałoby się tam dorzucić kamieniem. Znacznie
też dalej niż do miejsca, z którego słychać byłoby jeszcze muzykę. To było
tak daleko, że nawet gdyby wspiąć się na palce... to nadal byłoby dalej,
jeszcze dalej. Ale nie aż tak daleko, żeby nie można było o tym miejscu
swobodnie pomyśleć i pomarzyć sobie. Było to bowiem tam, gdzie pewnego
razu zaborczy i nieczuły Piskliwiec zwany Dźwiękorobem, powziął się zmierzyć
z najohydniejszą z odmian Hałaśliwców - sforą Brzdękoplimplaczy zamieszkującą
sąsiednią krainę.
Piskliwiec Dźwiękorób aż do momentu spotkania się z pierwszym Hałaśliwcem
niewielkie miał pojęcie o tym, jak wyglądają Hałaśliwce. Brzdękoplimplacza
wyobrazić sobie nie mógł w ogóle. Tak naprawdę to Piskliwiec Dźwiekorób
mylił się dalece, gdyż Hałaśliwce to nic innego, jak zwykłe zwierzęta.
Odmiana Brzdękoplimplaczy to też był jego wymysł. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Owego dnia Piskliwiec Dźwiękorób raźnym krokiem przemierzał bór w poszukiwaniu
Hałaśliwców. Wtem zza pagóra ozwał się głos straszliwy niczym pomruk olbrzymiej
trąby, w którą, jakby ktoś bez opamiętania, nie bacząc na wrażliwość chociażby
muzykalnych czyichś uszu - dął i dął. Było to pierwsze spotkanie Piskliwca
z domniemanym Hałaśliwcem.
Ale jak wielkie zdziwienie ogarnęło naszego bohatera na widok najzwyczajniejszego
w świecie słonia, który trąbił na swej długiej trąbie - oddać mogłoby tylko
to, co wydarzyło się właśnie w tamtym momencie. Piskliwiec umknął przerażony
w bok. Schował się za drzewem i wykrzykiwał: "Jak to, to to ma być Hałaśliwiec?
To takiemu stworowi przeznaczałem moją najpiękniejszą muzykę, gdy on tu
tak trąbi i trąbi, i taki ogromny???" Posłuchajmy, co było dalej.
Piskliwiec hucząc wciąż, wyskoczył zza drzewa, sięgnął do swojego ogromnego
tobołu i wymierzył słoniowi najokrutniejszą karę, na jaką mógł się zdobyć.
- A masz gitarę za karę - krzyknął szybkko podbiegając do słonia i położył
przed nim swą gitarkę, po czym dał susa w krzaki i tyle go było widać.
- Nie, już nie idę dalej - słychać było jeszcze zza krzaków. Ale Piskliwiec
Dźwiękorób tylko tak wykrzykiwał. W rzeczywistości pociągała go ogromnie
chęć zmierzenia się z kolejnym Hałaśliwcem. Tym razem jednak począł przygotowania
bardziej przemyślane.
W tobołku na końcu mocnego kija, Dźwiękorób miał przeróżne przedmioty.
Było tam i jedzenie, i coś na podpałkę, parę rzeczy podręcznych, ale i...
kilka małych i większych ziarenek, nasion i pestek. Przemierzając bór huczący
i zdradliwy, Piskliwiec Dźwiękorób wiedział co robi. Tyle tylko, że nie
bardzo znał się na nasionach. Zamierzał chytrze zasadzić taką roślinę,
która pomogłaby mu poskromić wszystkie Hałaśliwce i ujarzmić wreszcie Brzdękoplimplacza,
o którym tak wiele słyszał, ale którego niestety nigdy dotąd nie spotkał.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Piskliwiec Dźwiękorób wypróbował już
prawie wszystkie nasiona, z których powzrastały najprzeróżniejsze rośliny;
warzywa i drzewka. A miał ze sobą i zieloną pestkę dyni, żołędzie, ziarenka
maku, fasolę, nasiona nasturcji, kasztany, orzechy i wiele innych nasion,
pestek i pesteczek. Z nich to miało wykiełkować drzewo, o którym marzył
i którego wielkość przezwyciężyć miała wszystkie jego trudności. Aż pewnego
dnia, w gąszczu roślin przez siebie zasadzonych, dostrzegł tę, o której
marzył. I wcale nie było za późno na to, by usadowić się wygodnie na gałęzi
i obserwować wszystkie Hałaśliwce z góry.
Pod drzewem przechodziły przeróżne bestie: i ryczące, i wyjące, syczące,
szczekające, i tupiące. Słychać było i pomruki, i stukania, świergot, jazgot
i pohukiwanie. Piskliwiec Dźwiękorób zamieszkał na drzewie. Przygotował
się starannie do spotkania z Brzdękoplimplaczem. Wyczekiwał wraz ze swą
wspaniałą gitarką zrobioną z drewna ukochanego drzewa, na którym zamieszkał,
a które go żywiło, chroniło i kołysało do snu cichutko poskrzypując.
I kiedy tak z utęsknieniem nasłuchiwał i wypatrywał choćby oznak zbliżania
się Brzdękoplimplacza, wpomiędzy rozłożyste gałęzie jego drzewa zaczynały
wlatywać kolorowe ptaszki: ćwierkające, śpiewające, to gwiżdżące. A wiatr
- kołysał drzewem i cichutko poświstywałł... A Piskliwiec Dźwiękorób siedział
na drzewie z gitarką, siedział, siedział i siedział...
xxx
Powrót do spisu treści.
Motto: Gdy znikają chmury... czuję, że wszyscy ludzie mieszkają pod
jednym dachem.
SZUKAJ WIATRU W POLU
Na skraju lasu, we wsi Nędzewidze nie opodal Bogatoryji, żył w swoim
czasie Nierobek z Darmozjadem. Dobrze im się działo - dostatnio i radośnie.
Nierobek chwalił Darmozjada za jego pracowitość, Darmozjad podziwiał nieugiętość
Nierobka. Niewiele spraw mogło zakłócić ich spokojne życie. Przeszkodą
było jedynie to, że Darmozjad czasami nakłaniał Nierobka do pracy.
Pewnego dnia stało się to, czego obawiali się najbardziej - Darmozjad
wypędził Nierobka z domu na cztery wiatry. - Tylko wracaj mi zaraz - krzyczał
za nim jeszcze - jak tylko sobie na to zasłużysz. Biedny Nierobek, zasmucony
wielce rozłąką z Darmozjadem ubolewał. - Czemu mi tak wiatr w oczy wieje?
-Ale ruszył w swoją drogę.
Wszędzie jednak, gdzie tylko zaszedł, witano go jak dostojnego gościa,
któremu wszyscy coś zawdzięczają. I nie mógł biedaczysko w żaden sposób
zasłużyć sobie na powrót do domu, gdyż nikt nie dawał mu prezentów, a nijak
było mu podjąć jakąś pracę, żeby w zamian coś otrzymać. Krążył więc po
okolicy snując plany jakby to sumiennie zasłużyć na powrót do domu.
Czas płynął. Ciepłe popołudnie uprzyjemniało Darmozjadowi chwile rozłąki,
gdy z drzemki wyrwał go szelest ciągniętego po ziemi wielkiego kosza. Nadchodził
Nierobek ze swoim trofeum.
- Co tam masz? - Przyniosłem kosz pełen gruszek - odpowiedział dumnie
Nierobek. - A skąd go masz? - A uplotłem go sobie z gałązek i natrząsłem
doń gruszek. - No, a skąd te gruszki? - A rosły na gruszy polnej. - A po
coś je tu przyniósł? - Jak to po co? Wypędziłeś mnie na cztery wiatry i
kiedy chodziłem szukać wiatru w polu, znalazłem gruszę, uplotłem z gałązek
kosz i zasłużyłem sobie na powrót do domu. - Co ty pleciesz? Pokaż no te
gruszki. Darmozjad zjadł jedną, zamlaskał, poweselał i rzekł: - Masz co
tam jeszcze w tym koszu? - Mam. - No, to dawaj. - Nie mogę. - Jak to? Co
tam masz jeszcze? - Mam tu cztery wiatry, które znalazłem w polu. Odpowiedział
nie bez lęku Nierobek.
- Co ty opowiadasz? Nie kazałem ci przynosić żadnych wiatrów. Nie lubię
wiatrów. - Same przywędrowały, gdy szedłem polem. - Ja ich nie potrzebuję
- wypędź je zaraz na cztery wiatry. - Jaak to mam cztery wiatry wypędzić
na cztery wiatry? Jeszcze przywieją tu cztery nowe i będziemy mieli razem
osiem. No i co?
- Oj Nierobku, Nierobku! Nic nie rozumiesz? Wiatr jest jeden - tylko
tak się mówi. - A skąd wiesz, że jest jeden? Liczyłeś? Zapytał Nierobek
z nieufnością, ale przestał się obawiać, że Darmozjad wypędzi go znowu
na cztery wiatry.
- To wpuścisz mnie już do domu?- upewniał się jeszcze. - Ale po co nam
tyle gruszek? -Dziwił się dalej Darmozjad. - No właśnie. To wpuścisz mnie
już do domu?- niecierpliwie dopytywał się Nierobek.
Darmozjad posmutniał. - Już naprawdę nigdy nie wyrzucę cię z domu. Wiesz,
niedługo po twoim odejściu była taka wichura, że rozleciał się nasz szałas,
gdy piorun uderzył w drzewo. Nawet tęcza zniknęła z polanki natychmiast
po burzy. Musimy zbudować sobie nowy domek. - Co? Jak to? Nie wierzę ci.
Pilnowałeś domu sam i teraz co mamy? Nie chcę już więcej mieszkać z tobą
pod jednym dachem. Odpowiedział Nierobek, po czym usiadł na pieńku i przyjaźnie
zamrugał do Darmozjada. - Będziemy odtąd mieszkać pod gołym niebem. I...
tak dalej... dzień po dniu, żyli długo i radośnie, opływając w dostatki,
których nie szczędził im los - Nierobek z Darmozjadem.
xxx
Powrót do spisu treści.
KASZTELAN
Rosła sobie w ogrodzie jabłoń. Jabłka rodziła słodkie. Ludzie nazywali
je kosztelami. Ktokolwiek ich tylko skosztował chciał tyle ich zjeść, by
najeść się do syta. Dlatego jabłka te nazwano właśnie tak; kosztele - czyli
kosztuj tyle, ile chcesz. Jabłoń rosła już wiele lat i coraz mniej było
ludzi, którzy pamiętali kiedy jabłoń tę zasadzono.
A do ogrodu przybywali wędrowcy z różnych stron, by dostać choć jeden
owoc, a w nim brązowe pestki, z których miałyby kiełkować nowe drzewa.
Każdy chciał mieć w swoim ogrodzie taką jabłoń. Wieść o niespotykanym smaku
owoców z tej właśnie jabłoni niosła się daleko po wioskach. Jednak nigdy
nikt nie słyszał, żeby w innym ogrodzie wyrosło drzewo równie dorodne,
o równie pysznych zielono-żółtych owocach.
Mijały lata. Jabłoń starzała się, choć daleko jej jeszcze było do schyłku.
Ludzie niepokoili się jednak o los dobrodziejki, gdyż nietrudno było wyrządzić
krzywdę drzewu, które rodziło ciężkie owoce, chylące swym ciężarem rozłożyste
gałęzie. Jabłoń rosła tuż za kościelnym murem na małym placu, który wszyscy
nazywali ogrodem, ale którego właściciel nikomu nie był znany. Był to bowiem
mały placyk przy drodze, o który od lat spierali się dwaj gospodarze z
księdzem proboszczem. Pleban nie chcąc zaogniać konfliktu gotowy był zrzec
się własnych praw i bronić jedynie neutralności ogrodu, "by se gospodarze
łbów - jak mawiał - nie pourywali". Tak działo się od kilku pokoleń.
Jeden z tych gospodarzy - karczmarz zarazem - szczególnie przejmował
się swym niedoszłym majątkiem. Żydowska natura i kupiecki dryg sprawiły,
że najął on parobka by strzegł dzień i noc rzekomej jego własności. Ten
baczył by krzywdy drzewu nikt nie uczynił. Pozwalał jednak by ludzie owoc
brali, ale nie dopuszczał nikogo by ktoś trząść miał gałęźmi lub rwał owoc
prosto z drzewa. Śmieszyło to ludzi i szybko żyda ochrzcili "kosztelanem",
jako że zakusy miał i polityczne.
Stało się jednak, że wkrótce parobek zmarł i nikt na jego miejsce nie
chciał pójść w służbę żydowi. Jakaś klątwa zdawała się ludziom, wisieć
nad drzewem, choć może nie tyle nad drzewem, ile nad kawałkiem niczyjej
ziemi, z której ono wyrosło. Dlatego jak niczyje było drzewo, tak i waśnie
o cały plac przycichały. Żyd jednak, gdy nie minął rok, począł znowu swych
praw dochodzić.
Najpierw chciał kupić od konkurentów plac, potem samo drzewo, aż w końcu
zaproponował im udział w handlu kosztelami. Lecz ani plebanowi, ani drugiemu
gospodarzowi, który w zdarzeniu całym też cud upatrywał, nie w głowie było
handlować tu czymkolwiek. Drzewo z miesiąca na miesiąc jednak jakby marniało.
Najpierw liście pokrył nalot, później i na owocach pokazały się jakieś
parchy. Ksiądz z ambony grzmiał nad ludzkimi obyczajami, a lud pokorny
cierpliwie czekał, co z tego wyniknie.
I wydarzyło się... Następnego roku ktoś jakby zaszczepił drzewo nowymi
pędami. Bogobojny gospodarz zaklinał się, że nic z drzewem nie uczynił,
co miałoby być podobne do tego, co wszyscy oglądali. Dać wiarę temu było
w istocie trudno. Nikt nie posądzał też żyda o umyślne zaszczepienie w
jabłoni kasztanowca! Wszyscy z ciekawością czekali kolejnej wiosny i wreszcie
lata.
Drzewo wypuściło najprzód liście podobne do liści kasztanowca, a gdy
nikt do końca nie był pewien czy to czyjś podstęp, czy natura z nich durniów
stroi, przyoblekło się w kolczaste owoce niczym nie przypominające pysznych
koszteli. Ksiądz bił w dzwony i z dnia na dzień dostarczał nowych dowodów
cudu i pokarania boskiego.
Pokorny gospodarz zrzekł się przed Bogiem swych zakusów na ów "święty"
skrawek ziemi i stał się pokornym sługą kościoła strzegącym osobiście porządku
na owej "ziemi świętej". Z zapałem też oprowadzał pielgrzymów po ogrodzie
opowiadając dumnie o tym ni to kosztelowcu, ni kasztanowcu, na którym z
roku na rok coraz mniej było jabłek, a więcej kasztanów. Nie bez zadowolenia
wskazywał utrudzonym pielgrzymom karczmę, gdzie wszyscy najeść się mogli
do syta, a i wkrótce nawet marynowane kasztany spożyć.
W rok później pleban już nową dzwonnicę budował, a sprytny żyd zacierał
ręce, gdyż lud nie bez kozery z "kosztelana" kasztelanem go okrzyknął,
co zresztą z racji stanu, a raczej majątku było całkiem możliwe do urzeczywistnienia.
Na koniec zaś, gdy kasztelan wieś wykupił nikt z ludu nie miał mu za złe
cały ten teren zaorać i postawić na nim fabrykę. Po dziś dzień wielu cieszy
się tam pracą, chwaląc z pokolenia na pokolenie dobroduszność swego pana...
xxx
Powrót do spisu treści.
Spis wybranych wierszy oraz niektórych tłumaczeń
na język angielski:
Fraszki
Poems translated by Dorota Dabrowski / Kilka wierszy w tłumaczniu
na jez.angielski (tlum. Dorota Dabrowski)
Powrot do początku spisu wszystkich wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
..........
- Słoń -
Historia człowieka -
- pusta fraszka
- opowiastka o ziarnku piasku.
O ile godniejszy jest sam On,
z którego kła
statuetkę pokoju,
czy wolności
wyrzeźbiono?
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Nie mów mi ... -
Długo pragnąłem,
by dotrzeć
do Ciebie
- lecz nie mów mi,
że dotarłaś do mnie
pierwsza.
Przeszedłem przez wysoką górę,
by powrócić do prawdy,
a odnalazłem ją
u dziecka
- lecz nie mów mi,
że masz jej więcej
niz ja.
Niekiedy nie wiem
o czym myślisz
- lecz nie mów mi...
promienie Słońca
odbijają się
w mych oczach.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Studium natury -
Zamki zawsze budowano z piasku.
Zamki z piasku także.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Dur i mole -
Pewna gitara była stara,
żadne na niej było granie
- powieszono ją na ścianie.
Nie służyła już nikomu,
gdy zamieszkał w niej, jak w domu
mól, co wraz z rodziną moli
sam już w pudle nie swawoli.
Smutny koniec tej zabawy
niemuzycznej - bez obawy,
gdyż w sąsiedztwie chłodu muru,
mól brzusznego dostał duru.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Dzwoneczek -
Serce małej dziewczynki
jest jak polny dzwoneczek.
Miłość zapyla w nim radość,
czystość i oddanie...
Inne jest serce dziewczyny.
- Po jego każdym drgnieniu,
jak po biciu dzwonów
obłudni wierni pędzą,
by modlić się spode łba.
Czasami sam ciągnę
za sznurek jej dzwonka.
Dźwięk klarowny
wypełnia wtedy
moje serce.
Pragnę
w kościółku tym
być tylko sam...
Z rozwianymi włosami,
pod chmurami myśli,
z wiarą oczekuję dźwięku
polnego dzwoneczka
- na ruinach świątyni.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Jabłko -
Skąd ta radość i do kogo żal,
gdy Ziemia domaga sie płodu?
Czy to ona przywołuje
do spadku dojrzałe jabłko,
czy Niebo pogania
zmianą pór roku?
A może
to tylko
sen jabłoni?
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Suche drzewa -
Uschnięte drzewa są uniwersalne.
Mogą stać wszędzie.
Łatwo nasiąkają wodą, szybko schną.
Można do nich przyczepić owoc.
W nocy nawet świecić potrafią.
.
Niekiedy w ich koronie zaczepi gniazdo ptak.
- Podobno wiatr mniej kołysze.
- Dzięcioł tyle nie stuka.
- Komu by się chciało
suche drzewa odrobaczać?
Jedynie ognia boją się naprawdę.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Fraszka na poszczącego -
Dość dziś Gosia gości gości,
By ktoś z gości mógł dziś pościć.
Nie dość, żeś gość jest u Gosi,
To niezgody kość przynosisz?
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Ciałopalenie -
Tabuny rozszalałych myśli -
w barwach wojennych obraz senny.
Nad lustrem ciszy spokój sieje
czerwone w słońcu płatki maku.
Obrazy płyną jeden drugim -
przenikające ramy stygną.
Malarz zamyka w pamięć wizje.
Na ramach kurz osiada w sidła.
Została pamięć - życie zwiędło -
w kurzu uschnięte płatki maku.
Jak strych puste ramy pachną
- na ogień pojdą - na piekielny.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Na poddaszu -
Na poddaszu domu babki
wszystko stoi tak, jak stało:
zegar, krzesło, szafka, stojak itepe.
Czasem wstawi się do kąta
staro-nową rzecz z pięterka;
nowe miejsce - nowy przedmiot,
starzy ludzie - wieczny ruch.
Ani ślepi, ani glusi,
przymykają chyba oczy?
Postarzały się już meble -
skrzypi żal z kanapich sprężyn.
Młodość wkradła się do domu!
Z kości krzeseł, z mięśni puf
wionie teraz nowe tchnienie:
Nie ma miejsca dla staroci
tak, jak dla starości miejsca
nie ma.
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Odnalezienie -
(Piosenka)
Nie szukam zapomnienia
i nie odwracam losu,
gdy dbam, by me pragnienia
spełniły się przy tobie.
Zbyt długo nie chcę czekać,
bo ktoś mi raz już zabrał czas,
a drugi raz nie odnajdę się w tym,
co mogę teraz dać.
Przebija się błysk szczęścia
przez znaki, gdy jak echo
wracając skądś z oddali
łączą ciebie ze mną.
Stąd wiem, że nie chcesz czekać - jak ja,
bo ktoś ci raz już zabrał czas - jak mi,
a drugi raz nie odnajdziemy się w tym,
co chcemy sobie dać.
Ty jesteś w moich myślach
jak ptak, jak dzień powszedni.
Gdy płynę - jesteś wodą,
gdy czekam - to powietrzem.
Gdy płyniesz - ja jestem wodą,
gdy jesteś - ja powietrzem
unoszę cię jak obłok
i znikam w twoim cieniu...
Powrot do spisu wierszy.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Pod obłoki -
Czy pamięć nas zawodzi?
Czy tyle wokół nas spokoju,
że nie sięgamy
do przepływających obłoków?
Czyż nie czujemy,
że gościmy pod jednym dachem,
gdy odsłania się ponad nami
to samo niebo?
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Niebieski Ptak -
Potrafię wyłonić się z cienia,
lecz nie śpiewam z innymi ptakami
na polanie wzruszeń.
Obserwuję własny cień
przed każdym odlotem,
by z radością witał mnie,
gdy powracam...
Zdarza się bowiem,
że jestem zamyślony
- niczym samolot -
lecz nikt nie płacze,
gdy wszyscy myślą,
że mnie nie ma
- gdyż mój cień tęskni za mną.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Jestem cały czas -
Może trochę z Nieba...
gdy jak ptak za ziarnem
schylam się po upuszczoną
kromkę chleba.
A może z Ziemi
- niczym roślina...
gdy wyciągam ręce
zakładając sweter,
gdy patrzę ku Słońcu.
Z wody?
- może - choć jestem suchy
po ostatniej kąpieli.
W każdym razie jestem człowiekiem
i potrafię skakać w powietrzu
dostrzegając ziemski niepokój
w spadającym kasztanie.
Gdy wieje mroźny wiatr,
jak mgłą chucham na zmarznięte palce
zapominając na jakiś czas
o dmuchawcach.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Ciemno -
Starałem się
jak zwykle.
Jakoś.
"Rusz się, wysil"!
Zdjęto z krzyża.
Ty nie słuchasz?
- Gaszę lampę.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Kołysanka -
W ramionach moich śnij,
słoneczne gwiazdy licz.
Zstępuje przez okno
księżyca blask.
Bajecznych szat
roztacza tysiące
- mgieł zgasłych lamp.
"Zaśnij już"
- niesie głos
tobie i mnie.
Wspomniania dnia jasny ślad
zaciera się, gdy dzień niesie sen,
a sen niesie dzień.
O tak, o tak,
zaciera się on nam,
gdy dzień niesie sen,
a sen niesie dzień tobie i mnie.
I ciebie mnie.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Wiersz dedykowany
pani Irenie Koźmińskiej,
założycielce Fundacji
ABCXXI -
Program
Zdrowia Emocjonalnego.
- Stworzenie świata -
Biegniemy razem
- ja i syn.
Ma krótkie nóżki,
nie dotrzymuje kroku.
Wybiegam naprzód
- wielki płacz.
Wracam i mijam go.
Znowu nie tak
- biegam więc wokół.
Księżycem jestem
- na wyciągnięcie rączki.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Wierszokleta -
(Tryptyk programowy)
- piosenka -
Nie mam się za Poetę,
nie mam się za Muzyka!
- mam się za wierszokletę,
po którym Muzyka spływa.
O Wielcy! - czy to błąd
popełnić mądry wiersz?
- tak nie wiadomo skąd
jest ów ton, ów gest...
Nie mam się za Poetę,
nie mam się za Muzyka!
- mam się za wierszokletę,
po którym Muzyka spływa.
Pismem - dla tych, którzy je widzą,
słowem - dla tych, którzy je słyszą.
Dla tych, którzy go czują
zapachem, smakiem, dotykiem; dźwiękiem...
a w najgłębszym poznaniu...?
- wiedzą dla tych, którzy ją mają.
- Oto wiersz.
Są piosenki różne tak,
jak i różny bywa świat!
- w ciepły dzień,
w słotną noc,
kiedyś, dziś
- tu, czy tam...
Jedne dobrze jest znać,
innych można się bać.
Tak jak śmiech,
tak jak płacz
- które z nich dobrze znać?
Nie mam się za Poetę,
nie mam się za Muzyka!
- mam się za wierszokletę,
po którym Muzyka spływa.
O Wielcy czy to błąd
popełnić mądry wiersz?
- tak nie wiadomo skąd
jest ów ton, ów gest...
Nie mam się za Poetę,
nie mam się za Muzyka!
- Tak, nie wiadomo stąd,
że ów ton... to błąd...
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Miasto marzeń -
Hej! przechodniu!
wieje wiatr,
nikną chmury pod twym dachem...
Hej! dziewczyno!
popatrz - ja
śpiewam właśnie tobie!
W twym miasteczku
to się dzieje
- to w twoim ogrodzie
snów i bajań
- gratce mojej
- w malowanym witrażyku
śpiewam tobie.
Teraz nie masz...
- z twoich marzeń
zniknął kwiat,
a ja z kamienia
go podnoszę
- zmęczony...
po marzeniach.
Lecz bezdusznych,
tylko ty ożywić możesz
biorąc kwiat ów
w swoje dłonie...
Cóż?
marzenia
będą trwały...
- nie spełnione.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Narodziny ogrodu -
Gdybym znał się na ogrodach,
przechadzałbym się alejami
- przycinałbym gałęzie
- zrywał kwiaty...
Lecz nie rozumiem
o czym brzęczą pszczoły,
gdy udaje mi się zaledwie,
wiosną - podzielać ich zachwyt.
Nie pojmuję też do końca
o czym szumią letnie liście.
Lecz gdy widzę płatki kwiatu,
rozchylone - chcę być
tuż obok...
i nasłuchiwać podpowiedzi
mądrej pszczoły:
Spotkałem kwiat!
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Czerwone morze -
Ze świstem wiatru
zawadzam o linie wysokiego napięcia
przydługimi rzęsami...
Lekkim wymachem nogi
zrywam krępujące więzy,
jak kotwicę z DNA
- po podniesieniu
- spokojnie, zmęczony odpływam
pokonując fale
zniechęcenia i obojętności.
Kłaniam się falom
- gdyż to dzięki nim
ogarniam horyzont!
Żaglowcem jestem.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Złota ramka -
Wkradłem się
do czystego serca
- niepostrzeżenie niby.
Trwam przemieniony
nie wierząc...
oto strzepuję z włosów
srebro rozbitego lustra!
Jak na swoje usprawiedliwienie
zachowuję pustą ramę
zwierciadła.
Nie chciałbym się kiedyś wstydzić
nie rozróżniając,
z czyjej twarzy
odgarnę kosmyk złotych włosów.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Na Boże Narodzenie -
Jeśli człowiek jest
jak wypowiedziane
słowo
- kim byłby, jeśli
słowo to
byłoby kłamstwem?
A jeśli człowiek jest
jak powstała myśl
- kim byłby, jeśli
to myśl
o pustce?!
Lecz jeśli człowiek
jest jak popełniony
czyn ...
- czyż wtedy,
jak ogień
może być zdmuchnięty?
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Słoneczny dzień -
Zawsze brakowało mi słońca,
a gdy się pojawiało -
sprawdzałem często
czy nie zbliżają się chmury.
Teraz wystarcza mi nawet deszcz...
gdy zjawiasz się wczesnym rankiem
i czuję, jakbyś była cały czas.
Nie potrzebuję przeglądać się
w twoich oczach, by upewniać się,
że jesteś blisko.
Przyjmuję od ciebie
promień słońca i...
nie tęsknię już tak
za błękitem nieba.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Tęsknota -
Nad nizinami nostalgii
rozpościeram tęczę pragnień...
- Zapamiętałem poranek.
Jak młody ptak
przed kolejnym lotem czekam
na następne słońce.
Być może noc nastanie...
ale nie zmrużę oczu,
nie utracę resztek światła.
- Ożywi mnie
wszystko,
co nie będzie
ciemnością...
- choćby cisza,
gdy zakiełkuje we mnie
słoneczny poranek.
Powrot do spisu wierszy.
- Złoty kluczyk -
Odkrywasz przede mną
skarb mojej miłości,
gdy wyczuwam
dziewiczą otwartość
w Twojej obecności
i upragnioną mądrość,
którą przyniosłaś
z radością naszego spotkania.
Gdy tajemnice ciał
przeniknionych duchem
już ukryjemy...
i utulimy
w dłoniach,
jakby w szkatułce
ze złotą parą kluczy
zawieszonych u szyi
wzajemnie zamiast ramion
- zapytam:
Czyż teraz miłość
może opuścić nas...
sama?
Powrot do spisu wierszy.
- Kochane dłonie -
Bywa ciemno,
gdy nie widzę,
gdy potykam się
- gdy wyciągasz
do mnie dłoń...
Budzi we mnie
jasność dotyk,
kiedy widzę
dłonią dłoń.
Wtedy pragnę...
garstkę wody
Twoją wypić,
czytać z dłoni
swój przewodnik:
"Gdybyś tonąć
miał w ramionach
- przytul dłoń
i kochaj ją"...
Powrot do spisu wierszy.
- Kochanie -
Gdyby świat
przestał istnieć
nagle...
- nie zapłakałbym!
Zatrzymałbym
wpół drogi
łzę... radości,
- wiedziałbym,
że zdążyłem
pokochać Ciebie...
Kto był w życiu
najważniejszy?
- wiem i dziś...
gdy wypełniasz
moje serce.
A gdy miłość
je przepełni...
może spytasz:
skąd wiedziałeś?
wtedy powiem:
nie wiedziałem,
ja kochałem...
Powrot do spisu wierszy.
- Ocean pragnień -
Z błękitu nieba wchłonę urok
upragnionego spojrzenia i ...
z rozpalonej plaży ustąpię
zwycięski - bosymi stopami.
Gdy jeszcze nie ochłonę,
unoszony ożywczym wiatrem,
poczuję Ziemię tuż, tuż...
przed koniuszkami fal,
co bezkresny na piasku
zamykają horyzont.
I przeciągnę się w słońcu,
niczym wzrok po oceanie
szukający jasnych mielizn
skrytości ciała...
Zamienię w pragnienie
bliskość dali,
i kołysania fal
delikatnych uderzeń,
co ocean z niebem łączą
horyzontu linią...
- w miłosny uścisk.
Powrot do spisu wierszy.
- Chwila -
Niosę dla ciebie
w otwartych ramionach
swoją chwilę szczęścia,
gdy jesteśmy blisko.
- Lecz spojrzenia ludzkie
chcą podzielić
tę czasu cząsteczkę
na więcej niż
dwie cześci,
a zmieści się w dłoniach...
Niosę więc dla ciebie,
gdy jesteśmy blisko,
ową chwilę szczęścia
w swych otwartych dłoniach.
Tak... ale my przecież
czas dzielimy między sobą,
a to tylko moment?...
Naszą chwilę szczęścia,
- gdyż jesteśmy blisko -
niosę więc dla ciebie
w swym otwartym sercu.
Tak! - jak aktor,
co ma się szczęśliwy
wcielić w czyjąś rolę
i będzie grał
chwilę:
jesteśmy!
Powrot do spisu wierszy.
- Opowiadanie -
Opowiem ci wierszem,
bo nie chcę cię
nużyć powieścią,
którą sama przecież
wystukujesz codziennie
w korytarzach
swego biura
obcasami.
Opowiem ci pieśnią,
gdyż uwierzyłem,
że przebrzmiawszy...
pozostaje we mnie-tobie,
przedzielony ścianą piersi
rytm serc dwojga.
Czytam z ust twych
wbitych w pamięć
swoje słowa:
kocham.
Powrot do spisu wierszy.
- O... -
A gdy nie spojrzę
jakbym chciał...
patrząc pod słońce
wiedz, że marzę...
Kiedy nie powiem tak,
jakbym chciał...
w potoku słów utonę -
pamiętasz? marzę...
Gdy piszę coś
drżącymi dłońmi
nie tak, jak marzę...
mażę i marzę...
Powrot do spisu wierszy.
- List -
Chowam się za swoje myśli,
jak cień w kształcie gołąbka,
który stwarzam na ścianie
za splecionymi dłońmi.
Lecz pragnę spleść je z twoimi,
by potem skryć w nich twarz
widząc, w jak cudowne
i dobre trafiłem ręce.
W nich to trwając
pomyślę - zapominalski,
o cieple twoich kolan...
i ucieknę - spóźnialski...
ukryć ukochaną w koszyku ramion,
by włos z głowy nie spadł.
Z miłością patrzyłbym,
gdyby jak piórko odlatywał
w tęsknotę...
i dlatego chcę
pocałować twoje włosy,
twoje oczy - gdy zmęczone,
gdy policzki będą czekać
na mój dotyk.
Powrot do spisu wierszy.
- Niejedna to chwila -
To chwil wiele...
jak mgławica...
rzeczywistość
dwojga.
Mniej realne
inne światy...
- wszystko zbytek?
Obłokami
płyną dwoje
w zacienione
światy
- stare...
Płyną w chmurach,
na planecie
światłem!
- kochający się
ci dwoje
- cieniem!
Oby ziemią był
ich obłok...
kiedy marzyć
nie ustają,
jak podłogą
starej chaty,
gdy się kiedyś
chylić będzie,
gdy się kochać
nie przestaną.
Powrot do spisu wierszy.
- Szczęśliwa liczba -
Spoglądałem
spoza ważnej tabeli,
zza nie mniej ważnych
ciasteczek,
wkalkulowany
w cisze...
oczekiwania na miłość
w poważnym biurze.
I nie przeliczyłem się:
konta się zgadzały
- ja nie!
Za mało szczęśliwych liczb
- stwierdziłem.
Do ósemki skrzyżowanych rąk
dodałem siódemkę nogą
założywszy ją na nogę
i...
osiągnąłem
pełnię szczęścia
w gabinecie z numerem
siedemdziesiąt osiem.
Powrot do spisu wierszy.
- Horyzont -
I...
zniknąłem
za horyzontu linią
niepamięci
o rzeczach zgubnych
- w niemyśleniu...
gdzie myśli się samo
i samo się jawi,
stykają się światy
i nikt nieciekawy
skąd, dokąd,
kiedy,
dlaczego
i po co?
Zniknąłem
- byłem...
wróciłem
- jestem
i będę...
- nocą.
Powrot do spisu wierszy.
- Na urodziny -
Był taki dzień,
gdy rozbłysło
światło we mnie,
gdy zgaszono
słońce moje.
Czy go szukać
w myślach,
oczach?
- może w słowach,
albo w dłoniach...
Był dzień taki,
kiedy słowa
tchnęły wiarą,
myśli w kościach
skamieniałe
- stygnąc...
miłość oddawały
kształtem.
Teraz czuję
dotyk dłoni.
Miłość w słowach
nieprzebrzmiałą
wychwytuję...
z echa słów
twych.
Promień słońca...
- z ciepła
twego ciała.
Powrot do spisu wierszy.
- Chmura -
Zdarzyła się:
bez początku,
bez celu,
bez końca.
- Pobyła i...
przesłoniła
błękit czysty
nieba radosnego.
Cień rzuciła
ukradkiem
- rozlała deszcz
łez dwuznacznych:
wytchnienie
wypalonej ziemi
albo pomruk
nieobecnego
huraganu...
Być może
pomknęła
ku...
pamięci
powietrznej
niebyłej trąby
pod okiem
cyklonu
ostrożności.
Powrot do spisu wierszy.
- Tajemnica -
Tajemnicą mego serca
pozostanie obraz twój...
ten ze ściany,
i ten z głowy,
co spuszczona - niby
w serce zapatrzona...
Lecz do kolan
jej daleko!
Trudno zgiąć się,
by w modlitwie
zamiast ducha
- materialnie
padła głowa
na kolana...
A duch? lekko
duchem nasycony
pozostaje
sprytnie poza...
Poza garstką pustą,
z której wody
nie wypito,
w którą wody
nie nalano,
bo święcona?...
- Pozostanie
poza...
w świętym geście
cnej modlitwy
miłość
nieskończona.
Powrot do spisu wierszy.
- Uspokojenie -
W toku wielu
ważnych spraw
rośnie trawa.
Słowa tętnią
nieprzebrzmiałe,
kiedy widzę ją
zieloną...
i jak kurz opada
wilgny
z ziemią łącząc się
na powrót
- stygną słowa
w zimnej krwi.
I spokój
we mnie
drogą idzie
ku przyszłości,
a w niej Ty
i dzban
mych myśli...
słońca pełen
uśmiech.
Powrot do spisu wierszy.
- Gdzie jesteś? -
W dłoniach
z jabłkiem
rozłupanym
tworzę obraz
Twej postaci...
wśród radości,
które stygną
w mej pamięci.
Tak zasycha sok
połówki jabłka
we wspomnienie...
i jak w zmarszczce
chwile szczęścia
wryte w skórę,
czas w zadumę
zmieni kiedyś
uśmiech starca.
Powrot do spisu wierszy.
- Narodziny cienia -
Gdy czekam gdzieś w otchłani czasu
trwa za moimi plecami wojna.
Dzwony biją w strugach deszczu,
poza chwilą pominiętą, w której trwam...
sam i moje ja - bez cienia, puste,
odtąd dotąd, sama przestrzeń przezroczysta.
Ludzie biegną poprzez świat ów
i przeze mnie, nie czekając, będąc, mając
I gdy w końcu końców czasu tego KTOŚ
przystaje i chwileczkę swą oddaje...
wstaje dzień, a w promień słońca
serce wtapia się
i pragnieniom stwarza cień:
kocham cię!
Powrot do spisu wierszy.
* FRASZKI *
- Fraszka na poszczącego -
Dość dziś Gosia gości gości,
By ktoś z gości mógł dziś pościć.
Nie dość, żeś gość jest u Gosi,
To niezgody kość przynosisz?
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Studium natury -
Zamki zawsze budowano z piasku.
Zamki z piasku także.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Na intrygę -
Z woli intryganta
i śmierć dominanta.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Unia Europejska -
Europa nie bez powodu
zwana bywa krową
- linia podziału świata
wciąż przebiega międy
świata Wschodem,
a jego Zachodem...
Wschód bowiem ma świętą,
Zachód - wściekłą krowę.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Ford Focus -
(hasło reklamowe na literkę "F")
Fascynacja Focusem Forda fallusem.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Seksuolog -
z teorią zapobiegania nie zdąży,
gdy sam się stanie przyczyną ciąży.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Zakochany -
pragnie dać jej promień słońca,
a cień własny - gdy gorąca.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Pustelnik -
tak spokoju szukał
we wszechświecie,
aż naraził się kobiecie.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Zawód -
Chciał zostać świętym
i został...
ale trochę niedorozwiniętym.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Łatwowierny -
nie czyni psotnie - nie porzuca żony
dla kilku kochanek - ani odwrotnie.
Powrot do spisu wierszy i fraszek.
- Mędrzec -
bywa taki mądry, że
z mądrością trafia
do flądry!
Powrot do spisu wierszy i fraszek. ..........Powrót
do spisu treści / Back to index.
Tłumaczenia niektórych wierszy na język angielski / tlum.: Dorota Dabrowski
- In my arms -
Keep dreaming in my arms,
And count the sunny stars.
In from the window,
comes the moon`s glow:
A fairy tale cloak covers thousands
-glows of dark lamps.
Sleep my dear
-the voice calls
to you and me.
The day`s memories
the bright trace
becomes faded,
when day brings sleep,
and sleep the day.
Oh yes, Oh yes
It is faded for us,
when day brings sleep.
and sleep the day
to you and me
and you to me.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Let`s go to sleep -
When time begins to make us sleep,
Either by day, or may be by night,
the time for sleeping is very near,
the world sleeps with sleepy might.
Let`s go to sleep, let`s doze,
Our time has come, let`s go.
Sleep shapes the formlees juices
from the cells of our minds.
Though, the world of greams is fruitless,
until sleep lets us unwind.
Let`s go to sleep, let`s doze,
Our time has come, let`s go.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Proud rhythm -
From where comes power in music,
From wher that necessary breeze,
For the notes to dance along,
With their voices in harmonies?
What puts melody in order,
What takes it from solence to space?
This will sound like a masquarade,
But of words, what better a base?
It`s motion, potion, poetic notion
Rhythm in music,
A step, a leap, ahead or due East,
The notes do a clever trick.
As in dance, so it`s in rhythm,
A sour note can come about,
But disorder soon disappears
Once music plays it aloud.
From silence born, there it returns,
The life of sound becomes empty,
Like a hunter, Rhythm preys notes,
And hunts for eternity.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Awakening the notes -
To sleep means to be and not to be,
and each dream has it`s beginning and and,
you dream, and awaken only to think,
a dream it was only a dream.
Awakening the notes,
Awakening rhythm,
Scattering the impression
of dreams, in wich still
many sleepers sleep.
And a dream can also seem to be
an ordinary dream, each of us,
once gone - we dream a common dream.
Yes it`s a dream, it`s like a dream.
And when you happen to sleep in a train,
You travel through valleys both good and bad,
in half-sleep tracing stations your journey ends,
once you awaken and the train ride ends.
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Oh fantasia! -
A certain clever minstrel used to say,
when in trouble a thought of advice came to him,
That for everything there is a way,
simply this you should sing:
Oh Fantesia, heja heja ho!
What idea will you provide in a moment of need?
Oh Fantesia, heja heja ho!
With what new thought must I engross myself indeed?
The honest minstrel has many ideas,
Some have been heard, but many he still keeps,
While the minstrel and Fantasia live,
There are no limits to our dreams.
Oh Fantesia, heja heja ho!
What idea will you provide in a moment of need?
Oh Fantesia, heja heja ho!
With what new thought must I engross myself indeed?
Powrot do spisu wierszy. ..........
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
- Like a carnival -
Oh, what is it that`s happening with you?
- with me? - better look at yourself.
Everone`s dancing, laughing too
- this is wild - I should leave myself.
Ref.
Oh, what is it that`s happening with me?
This excites like a carnival, you see.
I think I`ve hitten a drunken chord.
Though champagne hasn`t even been poured.
In this dance we embrace,
our legs become of one kind,
as in the Lambada there is no space
for thinking - I think I`ve lost my mind.
Stay with me, I want to dance,
Dance? That`s not what I should say.
Rather a carnival`s drunken trance.
I think here is where I shall stay.
Ref. Oh, what is...
Powrot do spisu wierszy.
..........Powrót
do spisu treści / Back to index.
< Fragment książki - oryginalny układ treści nie
został zachowany ze względu na ograniczone możliwości edytora html
>
"Kalamala pogromca wulkanów":
"Szelest liści zdradził lekki podmuch wiatru. Przez szczelinę w skale
przedostała się pierwsza smuga księżycowego światła. Gra półcieni lekko
rozkołysanych gałęzi wyparła z umysłu ciszę zmąconą powiewem ciepłego jeszcze
powietrza. W oddali rozbłysły delikatne światła domostw. Ledwo dawały się
odróżnić od gasnącej poświaty zachodniego horyzontu. Góry lekko parowały
i mgła nad lasem pozwalała wychwycać wzrokiem szykujące się do snu ptactwo,
które wzbijało się nad mgłę, jak ryby ponad taflę jeziora. Umysł był spokojny.
Wzrok przeszywał kilkudziesięciokilometrową mroczną przestrzeń już bez
wrażenia rzeczywistej odległości. Chmury wtapiały się w masyw gór i zamykały
przestrzeń bez poczucia zniewalania. Jakiś ptak wzbił się z furkotem w
powietrze i pomknął w kierunku świateł ludzkiej osady.
W pokoju był półmrok. Pusty ekran telewizora pulsował wysyłając resztki
emocji niedawno zakończonej transmisji meczu. Mężczyzna zwlókł się z kanapy
i podszedł do barku. Odruchowo sięgnął po pilota by wyłączyć przegrzany
aparat. Przypadkowo nacisnął jakiś przycisk. Na chwilę mignęła mu rozpromieniona
twarz krótko ogolonego, młodego chłopaka o wschodnich rysach i ekran zgasł.
Siadł znowu na kanapie. Chrapanie żony dobiegało z sąsiedniego pokoju.
-Przeżył porażkę swych ulubieńców. Spojrrzał znów w ekran. Telewizor był
wyłączony. Kineskop zachował jednak kontur twarzy oglądanej przez ułamek
sekundy tuż przed wyłączeniem. -Szybko zaczął kojarzyć mgliste fakty. Nerwowo
sięgnął w stronę pilota. Program po programie przeleciał kilkanaście stacji.
-Jest. Wysoka może na kilkaset stóp wieżża wypełniła cały ekran. Chłopak
był już nieważny. Poczuł mrowienie pod stopami i ostre kłucie na szczycie
głowy z lewej strony. - Cholera - parsknął. - Znowu wyłączyli światło.
Który to raz w tym tygodniu?
[ ... ]
Ze snu wyrwały Roberta wrzaski rozbawionej młodzieży. Uniósł głowę znad
stołu. Kate krzątała się w kuchni. W powietrzu wisiał dziwny, z lekka świąteczny
nastrój. - Gdybyś umiał chrapać przynajmniej obudziłbyś się w łóżku wyspany
-dobiegło zza ściany.- Twoje stukanie poo nocy wcale nie jest lepsze od
mojego chrapania. W dodatku zapomniałeś o balonach. Kate miała rację. Doroczne
święto baloniarstwa zawsze wywoływało u Roberta wspomnienia z dzieciństwa.
Zrobiło mu się przykro. Nieźle żonie przypiekł w nocy. -I tak mi wybaczy
-pomyślał. Zresztą jak ja bym się miał ppieklić za jej fochy, to już dawno
kosiłbym trawę na jej łonie.
Nie ma nic wspanialszego niż spacer na czczo i to w taki dzień. Niewiele
myśląc wybiegł z domu zostawiając Kate jak zwykle z całym żywiołem. Droga
była lekko błotnista, a ruch, jak w targowy dzień. Pod górę ciągnęły obładowane
jeepy zawodników z osprzętem, handlarze, i pełno było turystów. Robert
skręcił ścieżką w dół tuż za mostem. Na rozmiękczonym gruncie nie było
znać świeżych śladów turystów. Poczuł się szczęśliwy. Zawsze lubił samotne
wyprawy. Słońce ostro przypiekało, a powietrze było parne i unosiło ciężki
ziemisty zapach mięty przyprawiający go o zawrót głowy. Znowu skręcił w
dół zbocza. Polana, z której zwykł był obserwować gotującą się do święta
balonowego wieś, roztaczała się przed nim implozją wilgotnej zieleni pachnącej
ziołami i kwieciem. Oświetlone porannym słońcem skłębione po zachodniej
stronie chmury zdawały się jednak nie wytrzymywać naporu brzemiennej rosą
pary. Wszystko wskazywało na niechybną burzę. Bezlitosne słońce podgrzewało
ten gotujący się do burzy napar z ziół i w głowie Roberta zaczęła tworzyć
się wizja ulewy. Już zaczynał myśleć o powrocie, gdy stanął jak wryty w
ziemię. Kilkadziesiąt jardów przed nim unosiła się w powietrzu ludzka postać...
Oniemiały z wrażenia ukucnął. By nie być dostrzeżonym przez obserwowanego
skrył się za paprociami i delikatnie jął rozchylać zarośla. Z dreszczem
emocji i zafascynowania, jakby po latach znów mu się nadarzyła okazja podglądania
nago kąpiących się dziewczyn - zawstydził się. On dojrzały mężczyzna zza
krzaka podgląda? -I to faceta. Wstał. Wyprostował się. Otrzepał nogawki
z igliwia, poprawił koszulę i najpierw cicho, potem głośniej zachrząkał.
Po raz pierwszy w życiu na swoim terenie poczuł się nieswojo. On który
od dzieciństwa przemierzał tę polanę w górę i w dół, ze wschodu na zachód...
On w miejscu, gdzie każdy kamień pytał go czy dobrze leży, on poczuł się
tu intruzem... Podszedł parę kroków...- Kątem oka zerknął na lewitującego
mężczyznę i... krok za krokiem przespacerował obok. Jak turysta - swoją
drogą - obejrzawszy, co było do obejrzenia.
Uszedł kilkadziesiąt kroków. Nie wytrzymał - znów się obejrzał. - Mam
do niego zawrócić? -wymyślił. - Co u licha? W końcu to moja polana. -Ech!
-machnął ręką. Chmury jakoś powstrzymywaały się od wyładowań i deszczu,
chociaż co rusz to coś pomrukiwały. Cała ta aura nie miała już najmniejszego
znaczenia. -Dopiero w tej chwili Robert uzmysłowił sobie, że właściwie
to jest to świetna okazja. -Pomyślał o swojej książce. Krok po kroku zbliżał
się ku lewitującemu mężczyznie. Był to może trzydziestoparoletni blondyn
o pogodnej twarzy i lekkim zaroście. Ubrany swobodnie w popelinowe spodnie
i takąż koszulę siedział nieruchomo, jakby na powietrznej poduszce półtorej
stopy ponad ziemią. Otoczenie zdawało się go nic nie obchodzić. Opanował
się. Myśli miał powściągnięte, choć serce biło mu jeszcze przepełnione
niepokojem. Im bliżej podchodził do gościa, tym pewniejsze wydawało mu
się, że wszystko jest jak zawsze. Powoli rozejrzał się po polanie. Nabierał
pewności siebie. Usiadł obok i mimo woli zaczął się skupiać.
Tak naprawdę nigdy nie medytował, chociaż wydawało mu się wcześniej,
że wiele rozumie. Teraz nie czuł już niepokoju, nie czuł też potrzeby medytacji.
Wszystko wydawało mu się takie normalne. Siedzieli bez słowa nieruchomo
może parę minut, gdy spomiędzy drzew zaczęły dobiegać odgłosy zbliżającej
się wycieczki. Spojrzał ukradkiem w jej stronę i w niezrozumiałym odruchu
samoobrony pomyślał o ucieczce. Jego kompan siedział zawieszony w powietrzu
i nadal nie zdradzał ochoty do jakichkolwiek reakcji. -Mamo, mamo tam są
jacyś ludzie! -Robert poczerwieniał z pomieszania, lecz siedział dalej
nieruchomo. -Mamo, tato, chodźcie szybciej - jakiś pan się powiesił. Odgłos
łamanych pod stopami gałęzi dobiegł zza zarośli. Na skraj polany wybiegł
tata - rosły mężczyzna z potężnym drągiem - gotowy do walki. -Dzieci, do
mnie. -Zapanowała kłopotliwa cisza. Rodzinka uzbrojona w kije i objuczona
plecakami stała naprzeciw Roberta i jego kompana, który nadal wisiał w
powietrzu.
[ ... ]
To były dla Roberta ciężkie dni. Źle sypiał. W klatce piersiowej, a
raczej na skórze nad splotem słonecznym czuł palące mrowienie. Po nocach
męczyły go węże, w które rzucał śliwkami i oliwkami...Nie był to jednak
dla niego powód do niepokoju. Gdy którejś nocy przyśnił mu się blondas-
nie wytrzymał. - Wiesz Kate, chciałbym ci powiedzieć, co mi się dzisiaj
przyśniło. Kathleen aż rozchyliła usta ze zdziwienia.- Robert który nie
zwierzał się jej nigdy chciał jej opowiedzieć sen. Serce zabiło w piersiach
dziewczyny radośnie i ku swemu zaskoczeniu podeszła i objęła męża, tak
jak to czyniła zaraz po ślubie. Robert nie zwrócił początkowo na to uwagi,
lecz w miarę jak zagłębiał się we wspomnienie o śnie ciepło zaczęło rozchodzić
się po jego ciele i poczuł wzbierające pożądanie Kate. Nie zdążył nawet
rozpocząć opowieści, gdy gorące wargi Kate przylgnęły do jego ust tak mocno,
że stracił nad sobą panowanie. [...] Zaskoczona Kathleen była w siódmym
niebie. Jeszcze nigdy nie zaznała takiej porywczości męża, który eksplodował
swym pożądaniem tak silnie, że nie zdążyła się do niego nawet dostosować
i... było już po wszystkim.
Temperament Roberta gasł z każdą chwilą. [...] Radość biła z ich twarzy,
a po policzkach Kate spływały łzy. Nie pozwoliła mężowi wypowiedzieć żadnego
słowa. Namiętnym pocałunkiem zamykała mu usta. Nie mogła zrozumieć czemu
albo komu zawdzięczała tę nagłą przemianę Roberta i tak wyraziście nie
doznane nigdy wcześniej chwile szczęścia. -Chyba faktycznie przyśniło ci
się coś niesamowitego- przerwała milczenie wypełnione głębokimi jeszcze
oddechami. - Nie wiem, jak to zrozumiesz, ale chyba śniła mi się twoja
rodzina z Polski.- To była chyba twoja babka z dziadkiem i twoja mama,
jak jeszcze była dzieckiem.- Śniło mi się, że gdzieś w górach spotkałem
dziwnego faceta, o dźwięcznym imieniu Kalamala, który lewitował nad ziemią,
tak jak robią to niektórzy jogini.- No wiesz unosił się w powietrzu...
Gdy dosiadłem się obok nagle zza drzew wyszli oni, uzbrojeni w długie kije.
Tu Robert zawiesił głos przeżywając na wpół realnie wspomnienie sprzed
kilku dni i swój sen. Wizja wspomnienia była tak silna, że poczuł się jakby
znowu na tej samej polanie, daleko od Kate [...].
"Siedzieli bez słowa nieruchomo może parę minut, gdy spomiędzy drzew
zaczęły dobiegać odgłosy zbliżającej się wycieczki. Robert spojrzał ukradkiem
w jej stronę i w niezrozumiałym odruchu samoobrony pomyślał o ucieczce.
Jego kompan siedział zawieszony w powietrzu i nadal nie zdradzał ochoty
do jakichkolwiek reakcji. -Mamo, mamo tam są jacyś ludzie! -Robert poczerwieniał
z pomieszania, lecz siedział dalej nieruchomo. -Mamo, tato, chodźcie szybciej
- jakiś pan się powiesił. Odgłos łamanycch pod stopami gałęzi dobiegł zza
zarośli. Na skraj polany wybiegł tata - rosły mężczyzna z potężnym drągiem
- gotowy do walki. -Dzieci, do mnie. -Zaapanowała kłopotliwa cisza. Rodzinka
uzbrojona w kije i objuczona plecakami stała naprzeciw Roberta i jego kompana,
który nadal wisiał w powietrzu.
- Bij, kto w boga wierzy!- ryknął potężnym głosem ojciec, wznosząc drąg
do góry. Lecz żona złapała go za ramię, bo nagle błysnęła w jej głowie
myśl, która pozbawiwszy ją w piersi tchu, nieledwie rzuciła na kolana.
- Poczekaj, Kazimierz- poprosiła, a dwiee łzy, jak dwie gwiazdy, zalśniły
na jej policzkach.- Przecież to Ojciec Święty przyjeżdża jutro do naszego
miasta. Więc Bóg na pewno cud nam zesłał, a myśmy go pierwsi zobaczyli,
za co dzięki jemu... A to, ani chybi, Pan Jezus i Święty Piotr, bo któż
inny tak by nad ziemią się unieść potrafił... - O Panienko Przenajświętsza!-
krzyknął mężczyzna, padając na kolana..."
- Robercie, Robercie!- dobrze się czujesz?- Zaniepokojona oddaleniem
się męża, gdzieś w inne wymiary Kathleen przestraszyła się nie na żarty.
- To był tylko sen.- Kate usiłowała wyrwwać Roberta z zapaści chorobliwie,
jak czuła, pobudzonej wyobraźni męża. Robert nic nie odpowiedział. Mimo
uczucia szczególnej bliskości z Kate, która w tym momencie zdawała się
być jednym z nim, nie wiedział, gdzie tkwi ta niewidzialna granica sprawiająca
jego ciągłą tęsknotę za jeszcze większym zbliżeniem. Czuł się oddalony
i wciąż odsuwany przez niemoc podzielenia się z nią i z kimkolwiek innym
swoim rozumieniem siebie, ludzi i czegokolwiek na świecie. Zamknął oczy
i... poprzysiągł sobie, że już nigdy nie będzie próbował zwierzać się nikomu
i z niczego...
[ ... ]
Pole namiotowe było pełne wrzawy i poruszenia. Dym przesłoniał naturalną
czerwień nieba po zachodniej stronie i już nie można było rozróżnić jego
kolorytu od łuny bijącej od płonących lasów. Zamieszanie i zgiełk były
tak potworne, że można było się czuć w tym mrowiu ruchliwych i jakby chaotycznie
poruszających się istot, rzeczywiście jak mucha w mrowisku. Max prowadził
i aż dziwne, że po tak krótkim czasie znaleźli się przed namiotem "wodza",
jak skojarzył sobie to Robert. Namiot był rozległy i w niczym nie przypominał
tradycyjnych turystycznych namiotów. Rozległy i przestronny wydawał się
być faktycznie przybytkiem jakby jakiegoś indiańskiego wodza, tym bardziej,
że wystrojony był wewnątrz różnymi proporcami i malowidłami na płótnach.
Spoza pergaminowego parawanu dobywało się delikatne światło i jak w
chińskim teatrzyku cieni na ściankach parawanu malował się kontur sylwetki
młodego chłopca siedzącego ze skrzyżowanymi nogami. Tej części namiotu
strzegła stara tanka z tybetańskim kołem życia, ponad którym widniała druga
z sześcioramiennym brzydalem siedzącym pośród płomieni. Robert znał dobrze
wizerunek sześcioramiennego Mahakali i kiedy ujrzał jaśniejącą i pogodną
twarz tybetańskiego kilkunastoletniego chłopca wydało mu się to równie
silnym doznaniem, jak widok po raz pierwszy oglądanego gniewnego straszydła
z sześcioma ramionami...
Chłopiec miał przymknięte oczy i mruczał jakieś mantry obracając w palcach
malę. - Dobrze że już jesteście, wyrecytował poprawną angielszczyzną nie
przerywając mantrowania i nie otwierając oczu. Przeprowadzę jeszcze twoją
żonę, bo zdaje mi się, że ma niezłe kłopoty z wodą... Robert nie skojarzył,
że lama mówił do niego i zaczął się rozglądać po namiocie. Max podał mu
zieloną herbatę i odpalił następne kadzidło. Właściwie nie było tu czuć
dymu płonącego lasu. Słodki zapach kadzideł mieszał się ze wszystkimi innymi
zapachami.
Młody lama skończył medytować i odłożył dzwonek i dordże na prowizoryczny
ołtarz. Pokłonił się w kierunku owego małego ołtarzyka z trzema poziomami
różnych naczyń i akcesorów, ponad którymi siedział zastygły w odlewie jakiegoś
metalu Budda i podszedł do Roberta. Nie pytając go o nic przytknął mu swoje
czoło do jego czoła i coś pomamrotał. - Napijemy się herbaty i zwijamy
obóz. Niedługo zaczną wyganiać stąd wszystkich i będzie spory ścisk- wypowiedział
spokojnie Kalamala.
Robert spokojnie przyglądał się gospodarzowi i nie mógł się oprzeć wyrażeniu
swego podziwu dla "dojrzałości" nieletniego gospodarza i zarazem jakiejś
ponadludzkiej wiedzy czy mądrości emanującej z niego. Zauważył to Max i
wyszedł naprzeciw rozterce Roberta. - Kalam jest uosobieniem mądrości trzystuletniego
człowieka...- powiedział. Tulku spojrzał na Maxa i uśmiechnął się. - Zawsze
dużo gadasz. Jak tam twoja książka?- zwrócił się do Roberta. Jak ją już
napiszesz przynieś mi jedną - za nisko mi siedzieć i bolą mnie plecy- roześmiał
się szczerze zadowolony ze swojego dowcipu. Jego śnieżnobiałe zęby błysnęły
odbijając delikatne światło świecy...
"Nie musimy się już widywać" - wciąż brzmiało w uszach Roberta nietypowe
pożegnanie Kalamali - "Będziesz i tak nosił mnie w swoim sercu"... Robert
czuł jakąś dziwną, nieznaną mu wcześniej tęsknotę do tego młodego, jakby
z lekka zarozumiałego tybetańskiego chłopaka. Uczucie to było trochę podobne
do dziecięcej przyjaźni, jaką przypominał sobie z lat chłopięcych. Pamiętał
dobrze ból w sercu, kiedy to jego starszy, bardzo opiekuńczy kolega z podwórka
i przyjaciel, przeprowadzał się ze swymi rodzicami w drugi koniec Stanów..."
Powrót do spisu treści.
© Waldemar Jablonski.