| O filmie | Treść | Realizacja |
Tytuł oryg.: | Starship Troopers |
Reżyseria: | Paul Verhoeven |
Scenariusz: | Ed Nuemeier na podstawie powieści Roberta A. Heinleina |
Obsada: | Casper Van Dien, Dina Meyer, Denise Richards, Jake Busey |
Muzyka | Basil Poledouris |
Produkcja: | Jon Davison, Alan Marshall |
Zdjęcia: | Jost Vacano |
Scenografia: | Steve Wolff, Bruce Robert Hill |
Dystrybucja: | Syrena |
Rok prod.: | 1997 |
Czas: | 127 min. |
Wbrew
powszechnie panującej tendencji twórcy zdecydowali się obsadzić w głównych
rolach aktorów o stosunkowo niewielkim dorobku chcąc ułatwić widzowi pełniejszą
identyfikację z odtwarzanymi przez nich postaciami. Ogromne wrażenie robią
niesamowite efekty specjalne, za które odpowiedzialni byli twórcy słynnego
"Jurassic Park" Stevena Spielberga. Piękna Dizzy
Flores zainteresowana jest swym kolegą Johnnym Rico, on jednak faworyzuje Carmen
Ibanez, której marzeniem - podobnie jak większości jej kolegów i koleżanek -
jest kariera wojskowa. Chcąc być blisko dziewczyny Johnny wbrew sprzeciwowi
rodziców wstępuje do armii. Ojciec wyrzeka się go... Johnny szybko
awansuje, jednak podczas ćwiczeń nieświadomie prowokuje wypadek, w którym ginie
jeden z rekrutów. Po publicznej chłoście decyduje się opuścić oddział.
Kontaktuje się z rodzicami, którzy doradzają mu natychmiastowy powrót do
domu. W dniu, w
którym Johnny ma odejść do cywila, wybucha wiadomość o wojnie wywołanej przez
przypominających monstrualne owady przedstawicieli wrogiej cywilizacji, którzy
pacyfikują największe miasta na Ziemi. Johnny decyduje się przyłączyć do
oddziałów wyruszających na macierzystą planetę najeźdźców, Klendathu, by tam
stoczyć z nimi ostateczną - jak się wydaje - walkę. Wyprawa ponosi
całkowitą klęskę. Monstrualne owady dziesiątkują oddziały, ginie przeszło
300.000 młodych żołnierzy. Johnny zostaje ciężko ranny, wielu - w tym Carmen -
uważa go za zmarłego. Dzięki najnowszym zdobyczom medycyny chłopak powraca
jednak do zdrowia, ku nieukrywanej radości Dizzy. Nieudana
wyprawa powoduje zmianę na stanowisku sekretarza obrony. Opracowana zostaje nowa
strategia ataku i młodzi rekruci znów ruszają do walki. Wkrótce udaje im się
odkryć szokujący sekret najeźdźców... Paul Verhoeven
jest jednym z najbardziej wszechstronnych reżyserów współczesnego kina. W jego
dorobku, który obejmuje filmy zrealizowane w rodzinnej Holandii i w Hollywood,
znaleźć można filmy historyczne, wojenne, fantastyczno-naukowe, thrillery
erotyczne i dramaty psychologiczne. Reżyser znany jest przy tym z otwartego
podejścia do spraw seksu i przemocy. W filmach
zrealizowanych w Holandii, w tym "Turkish Delight" i "The 4th Man", Verhoeven
zawarł tragikomiczny, przenikliwy i gorzki obraz współczesnego społeczeństwa i
jego uwarunkowań historycznych. Wielkie uznanie zdobył przy tym jego styl
reżyserski, który opierał się na uczynieniu z kamery pełnoprawego bohatera
dramatu. Po przyjeździe
do USA Verhoeven postanowił początkowo zmienić konwencję. Jak mówi: Zawsze
chciałem dotrzeć ze swoimi filmami do szerokiej widowni. Nigdy nie kierowałem
ich li tylko do intelektualistów czy wielbicieli kina artystycznego. Skoro w USA
były one wyświetlane w kinach studyjnych, tamtejsza widownia za takie je
uważała, choć w rzeczywistości reprezentowały one to, co nazywa się kinem
popularnym. Kiedy przybyłem do Stanów Zjednoczonych, zrozumiałem, że na razie
nie wiem na tyle dużo o amerykańskiej kulturze, by kręcić filmy, które
ukazywałyby tamtejsze społeczeństwo. Uznałem, że popełniłbym zbyt wiele błędów,
bo moja wiedza na temat zachowań społecznych nie była wystarczająca. Poczułem,
że byłbym w stanie realizować filmy science fiction, bo nie musiałbym obawiać
się, że złamię reguły rządzące społeczeństwem amerykańskim. Science fiction
odzwierciedla te reguły, ale nie ukazuje ich w bezpośredni sposób. Verhoeven
nigdy nie krył fascynacji kinem science fiction lat 50-tych. Czuł przy tym, że
film tego gatunku zrealizować można jedynie w oparciu o zaplecze wielkiego
producenta hollywoodzkiego i ta właśnie możliwość wydała mu się szczególnie
pociągająca. Jednym z wielu
scenariuszy, które następnie trafiły do jego biura, był szkic zatytułowany
"Robocop"/"Superglina". Początkowo Verhoeven odrzucił możliwość realizacji
opartego na nim filmu. Dopiero, gdy za namową żony Martine ponownie przeczytał
scenariusz, docenił jego walory. Pod jego wpływem scenariusz zmienił oblicze,
pojawiły się w nim wątki dotykające spraw tak poważnych jak śmierć i
zmartwychwstanie. Gotowy film odniósł ogromny sukces u widzów i krytyków.
"Newsweek" napisał o nim: "Triumf sprawnie zrealizowanego, oryginalnego filmu
Verhoevena leży w tym, że nigdy nie poświęca on swej duszy na rzecz techniki. Ma
on w sobie ożywczego ducha kina klasy B: nawet, gdy rzuca tobą o ścianę,
łaskocze cię przy tym pod żebra". "Żołnierze
kosmosu" zawdzięczają swoje powstanie producentowi "Robocopa" Jonowi Davisonowi
i autorowi scenariusza tamtego filmu Edowi Neumeierowi. Verhoeven, który
zasłynął także dzięki swemu następnemu filmowi science fiction, bijącej rekordy
frekwencyjne "Pamięci absolutnej" z Arnoldem Schwarzeneggerem, z entuzjazmem
odniósł się do propozycji wyreżyserowania adaptacji powieści Roberta A.
Heinleina. W proces przygotowania filmu zaangażował nawet producenta Alana
Marshalla, z którym pracował nad "Nagim instynktem" i "Showgirls". Jon
Davison mówi: Jak większość innych przeczytałem powieść Roberta A.
Heinleina w dzieciństwie i nigdy jej nie zapomniałem. Pamiętam, jak wielkie
kontrowersje polityczne budziła w latach późniejszych. Chcieliśmy uchwycić je w
scenariuszu. Pomyśleliśmy, że koncepcja faszyzującej utopii jest czymś nowym w
kinie ostatnich lat. Wydała nam się ze wszech miar interesująca. Swoje początki
projekt datuje od dnia, w którym Ed Neumeier przyszedł do Jona Davisona ze
scenariuszem zatytułowanym "Bug Hunt" ("Polowanie na robale") w roku 1991.
Historia zainteresowała Davisona na tyle, że wraz ze studiem Touchstone Pictures
nabył on prawa do sfilmowania powieści Heinleina. Paul
Verhoeven zaczął odbywać regularne spotkania z Neumeierem: Spotykaliśmy
się raz na tydzień - dwa, aby dyskutować nad rozwojem fabuły. Spędzaliśmy wiele
czasu grzebiąc się we wspomnieniach. Przydały się przy tym moje doświadczenia ze
służby wojskowej w marynarce Holandii. Sięgnęliśmy także do doświadczeń z okresu
szkoły średniej. Rozmawialiśmy sobie, a on wszystko zapisywał. Ja podsuwałem
pomysły i razem szkicowaliśmy zarysy postaci. Nie martwiłem się zachowaniem
oryginalnej warstwy powieściowej, bo wiedziałem, że Ed, który przestudiował ją
tak dogłębnie, sam o to zadba. Zrozumiałem, że mój wkład ograniczy się do strony
wizualnej i konstrukcji postaci. Mnożyliśmy bohaterów i pogłębialiśmy ich
wychodząc od minimalistycznej charakteryzacji zawartej w powieści.
Kształtowaliśmy postacie, szczególnie kobiece, bo zawsze byliśmy zdania, że
ciekawe bedzie pokazanie społeczeństwa, gdzie mężczyźni i kobiety są sobie
równi. W dużej mierze opieraliśmy się ponadto na konfrontacji z owadami, które
reprezentują obcą cywilizację - mówi. Jon
Davison dodaje: Aby nadać polemice Heinleina dramatyczny charakter,
opracowaliśmy ideę sieci FedNet, która nasuwa skojarzenia z wiadomościami z
"Robocopa". Wspomniane
przez Davisona informacje rządowe podkreślają konflikt pomiędzy człowiekiem a
owadem i nadają filmowi ton satyryczny. W scenariuszu odnaleźć można poza tym
echa filmów o II wojnie światowej, które Hollywood realizował w niedalekiej
przeszłości. Jon Davison mówi: Chcieliśmy uchwycić ich ducha.
"Żołnierze kosmosu" to w gruncie rzeczy epicki film wojenny. Paul
Verhoeven mówi: Podczas II wojny światowej walczyło się z naprawdę
groźnymi przeciwnikami, którymi byli Niemcy i Japończycy. Było to jasne dla
wszystkich, na porządku dziennym było więc stwierdzenie, że idziemy walczyć z
tymi właśnie ludźmi. W naszym filmie owady mają jawnie zgubne zamiary, kieruje
więc nami jedna myśl: wybić ich w pień. "Żołnierze kosmosu" są echem sytuacji,
jaka panowała w czasie II wojny światowej. Oczywiście nie wszyscy Niemcy i
Japończycy byli źli, ale nikt nie zaprzątał sobie głowy subtelnościami. Podobne
uproszczenie wydawało się idealnie na miejscu w naszym filmie. Po dwóch
latach pracy nad kolejnymi szkicami twórcy zdecydowali, że nadszedł czas, by
przedstawić scenariusz wytwórni TriStar. Szefowie wytwórni zadecydowali jednak,
że choć scenariusz uznać należy za obiecujący, trudno będzie wyobrazić sobie
rasę owadów i realistycznie pokazać ją na ekranie. Postanowiono więc, że
najpierw powstanie film krótkometrażowy, który pokaże żołnierza walczącego z
dwoma bezlitosnymi owadami. Jon Davison
skontaktował się z mistrzem efektów specjalnych Philem Tippettem, który dokonał
prawdziwych cudów na planie "Robocopa". Paul Verhoeven mówi: Projekt
wydał mi się aktrakcyjny także dlatego, że dawał okazję do ścisłej współpracy z
Alanem Marshallem, Jonem Davisonem, Philem Tippettem i Edem Neumeierem. Wierzę,
że udało nam się zgromadzić bardzo ciekawą ekipę, w której każdy pełnił równie
ważną rolę i równie wiele wniósł od siebie. Jon
Davison dodaje: Pracowałem z Philem Tippettem przy wielu realizacjach od
czasu, gdy spotkaliśmy się na planie filmu "Piranha": ten człowiek to geniusz.
Pierwsze pieniądze z budżetu wydaliśmy w roku 1993 na projekty robali
przygotowane przez Craiga Hayesa z Tippett Studio. W tym czasie pojawił się Paul
i mogliśmy podjąć decyzje co do wyglądu i zachowania insektów. Latem 1994 Paul
wyreżyserował "zdjęcia próbne robali" zrealizowane metodą animacji
komputerowej. Verhoeven i
Tippett spędzili pół roku przygotowując film krótkometrażowy, który miał
zadecydować o skierowaniu "Żołnierzy kosmosu" do realizacji: Dopiero on
przekonał szefów wytwórni TriStar, mało tego - wywołał ich prawdziwy
entuzjazm - mówi Paul Verhoeven. Kompletując
obsadę Verhoeven zadecydował, że podstawowym kryterium będzie znalezienie
aktorów na tyle młodych, by wydali się przekonywający w rolach uczniów szkoły
średniej, nawet jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z głośnych nazwisk. Jak
mówi: Poznajemy bohaterów, gdy uczą się w szkole średniej, gdzie wszystko
wydaje się romantyczne i panuje przekonanie, że życie jest piękne. A potem
wszystko się zmienia. Najpierw obóz polowy, gdzie rzeczywistość nie jest usłana
różami, a potem wojna, gdzie nie ma już miejsca na coś takiego jak dobro.
Niewinność młodości zderza się z brutalnością wojny. Po
przesłuchaniu setek młodych aktorów Verhoeven zdecydował się powierzyć kluczową
rolę Johnny'ego Rico stosunkowo mało znanemu aktorowi Casperowi Van
Dienowi, który mówi: Już po pobieżnej lekturze scenariusza uderzyło mnie,
jak wiele cech wspólnych łączy mnie z Johnnym. Ukończyłem szkołę wojskową, w
szkole średniej byłem nawet kapitanem drużyny piłkarskiej. Pochodzę z rodziny
wojskowych, mój ojciec był komandorem marynarki i pilotem przez 20 lat, dwóch
moich dziadków także służyło w marynarce. Jeden był lekarzem, drugi walczył w I
wojnie światowej. Wiedziałem, że to rola dla mnie, zrobiłem więc wszystko, by ją
zdobyć. Nigdy nie rezygnuję, lubię odnosić sukcesy. Lubię wygrywać i nie chcę
przegrać za żadną cenę. Przypominam Johnny'ego, który musi pokonać wiele
przeszkód, by stać się "najlepszym z najlepszych". Przechodzi długą drogę, ale
odnosi sukces, bo kiedy już coś robi, robi to dobrze. Sam nie czułbym
satysfakcji, gdybym nie dał z siebie wszystkiego. To rola na tyle duża i ważna,
że musiałem się w nią zaangażować bez reszty. Nie mogło być inaczej. To w dużej
mierze film z bohaterem zbiorowym - mówi Jon Davison. - Wiele
czasu poświęcamy na scharakteryzowanie i pogłębienie wszystkich postaci. Paul
chciał dać widzom wystarczająco czasu, by poczuli się związani z bohaterami.
Jeśli nie zżyjesz się z nimi, niewiele cię będzie obchodziło, co się z nimi
stanie. Chcieliśmy dochować wierności duchowi powieści Heinleina i zgromadzić
możliwie młodą obsadę. Nasze dzieciaki są w gruncie rzeczy absolwentami szkoły
średniej. Problem polega na tym, że nie ma wielu gwiazd filmowych w wieku lat
dwudziestu, postanowiliśmy więc znaleźć aktorów, którzy możliwie jak najlepiej
odpowiadać będą granym przez siebie postaciom. Zdjęcia do
filmu rozpoczęły się 29 kwietnia 1996 w plenerach Hell's Half Acre, 70
kilometrów za miasteczkiem Casper w stanie Wyoming, gdzie nakręcono dwie z
najbardziej spektakularnych sekwencji filmu: atak armii insektów na bazę na
planecie P oraz zmasowaną nocną inwazję Klendathu. Ekipa przeniosła się
następnie do Południowej Dakoty, gdzie zrealizowano sekwencję bitwy na Tango
Urilla. Zanim twórcy
zdecydowali się na Hell's Half Acre, przemierzyli niemal całe Stany. Paul
Verhoeven mówi: W Wyoming znaleźliśmy plenery, które wyglądały jak nie z
tego świata. Równiny ciągną się tam całymi milami, a potem nagle, ni stąd ni z
owąd, natrafia się na gigantyczną dziurę w ziemi. Możesz się w niej zagłębić i
godzinami wędrować kanionem. Czujesz się, jakbyś spacerował po Marsie. Hell's
Half Acre to nieznana okolica, nie przypomina niczego, co widziałem do tej
pory. Producent
Alan Marshall dodaje: Aby podkreślić wrażenie, że znajdujemy się na
innej planecie, wybraliśmy plenery położone na uboczu. Powstał więc problem,
gdzie zakwaterować ekipę złożoną z 500 osób. Znaleźliśmy dość odległe miejsce,
skąd codziennie dowoziliśmy wszystkich na plan. W rozwiązaniu
problemów natury logistycznej Alanowi Marshallowi pomogli pracownicy służb
państwowych okręgu Natrona. Za ich zgodą wybudowano szosę, która skróciła drogę
przez bezkresne przestrzenie Hell's Half Acre. Alan
Marshall mówi: Mieszkańcy okręgu Natrona wykazali się niezwykłą
życzliwością. Budowali drogi, ułatwiali nam przygotowanie planu zdjęciowego. Bez
nich byłoby nam dużo trudniej. Gdy ekipa
przeniosła się na prywatne rancho w okolicach Badlands w Południowej Dakocie,
zmuszona była wybudować czterokilometrowy odcinek drogi, która prowadziła na
miejsce zdjęć. Ekipa musiała
sobie ponadto radzić ze zmieniającymi się warunkami pogodowymi. Alan
Marshall mówi: Zaczęliśmy od klimatu umiarkowanego, a potem wielokrotnie
stawaliśmy w obliczu skrajności: na dzień przed rozpoczęciem zdjęć padał śnieg,
zalewały nas powodzie, spadał na nas huragan, a temperatury sięgały
tropików. Zdjęcia zajęły
sześć miesięcy. W tym czasie ekipa odwiedziła tak różnorodne okolice jak
Wyoming, Południową Dakotę, Orange County, Kalifornię, Malibu i śródmieście Los
Angeles. Wzniesiono olbrzymie dekoracje przedstawiające bazę wojskową, która
odpiera atak armii insektów oraz obóz terenowy, w którym bohaterowie przechodzą
szkolenie polowe, a także podziemne tunele, które wybudowano w historycznym już
studio Sony Pictures w Culver City. Zanim poszły w
ruch kamery, aktorzy przeszli wyczerpujący trening w Sony Fitness Center. Był to
jednak dopiero początek: Verhoeven chciał, aby młodzi aktorzy poznali prawdziwy
smak wojskowego życia i zarządził dziesięciodniowy obóz polowy w Wyoming pod
kierunkiem doradcy techniczego Dale'a Dye'a. Casper Van
Dien mówi: Pierwszej nocy rozstawiliśmy namioty. Pod tą szumną nazwą
kryły się nasze peletyny powiązane ze sobą i podtrzymywane przez podpórki. W
nocy rozpętała się zamieć i ziemię pokryła sześćdziesięciocentymetrowa warstwa
śniegu. Jedyne, co przyszło nam chronić, to nasze śpiwory i naprędce sklecony
schron. Następnej nocy uderzył w nas huragan, który rozniósł nasze peleryny, ale
mężnie to wytrzymaliśmy. Każdego dnia przebiegaliśmy kilka mil, ćwiczyliśmy
musztrę i strzelanie z broni palnej. Przechodziliśmy szkolenie techniczne i
wiele maszerowali. Nasze jedzenie ukrywało się pod skrótem GDS, co oznacza
"gotowy do spożycia", choć według nas odpowiedniejszym kryptonimem było Szczurze
Ścierwo. Słowem dostaliśmy niezły wycisk. Obóz wojskowy
pozwolił aktorom lepiej wczuć się w role żołnierzy walczących z reprezentującymi
obcą cywilizację gigantycznymi insektami. Te z kolei należą do osiągnięć
technicznych, z których twórcy czują się szczególnie dumni. Powołane do życia
przez ekipę Phila Tippetta usuwają w cień istoty stworzone przez niego na
potrzeby sławnego "Jurassic Park". Paul
Verhoeven mówi: W filmach z przeszłości potwory pokazywały się tylko na
mgnienie oka. Strach rodził się z poczucia, że czają się one gdzieś za rogiem
lub rzucą się na ciebie w mroku. Równie nagle pojawiają się, co znikają.
Techniki komputerowy pozwoliły nam wyprowadzić potwory z mroku i wykorzystać je
w dużo większym stopniu, podobnie jak w "Jurassic Park". To, że są w pełni
widoczne, stawiało Phila i mnie w obliczu szczególnego wyzwania. Polegało ono na
tym, by pokazać je w pełnym świetle dnia, a jednocześnie uczynić
przekonywającymi na tle środowiska, które je otacza. Zdecydowaliśmy się stworzyć
wroga w oparciu o reguły zaczerpnięte z biologii. W dużej mierze przypominają
one prawdziwe owady i mogą dokładnie tyle, co one. Ich siłę potęgują oczywiście
ich gigantyczne rozmiary. Reprezentują okrutną siłę biologiczną, prowadzą walkę
uderzając, miażdżąc i rozrywając swoje ofiary. Verhoeven i
Tippett szukali inspiracji w badaniach nad pająkami i owadami. Ogromne
fotografie pomogły im poznać najdrobniejsze szczegóły budowy tych zwierząt. Paul
Verhoeven mówi: Nasza metoda polegała na tym, że braliśmy szczęki jednego
gatunku i nogi innego. Phil konstruował nowe gatunki gigantycznych insektów
czerpiąc z budowy różnych robali, które istnieją w realnym świecie. Dla
przykładu: wojownicy to w gruncie rzeczy owady, ale obdarzone zdolnością ruchu
pająków. Całą wieczność zajęło nam znalezienie robala, który zdolny byłby
rozpylać magmę. Bardzo nam się przydał przy projektowaniu naszego
insekta-tankowca. Phil
Tippett mówi: Początkowo Paul, producenci i ja spotykaliśmy się, by
dyskutować nad ogólnymi koncepcjami. Potem Craig Hayes z mojego studia opracował
całą menażerię insektów, z których ostatecznie wybraliśmy sześć. Potem w oparciu
o projekty przygotowaliśmy małe, trójwymiarowe modele. Z ich pomocą ekipa
opracowała modele w systemie grafiki komputerowej. Z naszych modeli korzystała
też firma ADI, która konstruowała części ciała owadów w pełnej skali. Mieliśmy
to szczęście, że pracowaliśmy z animatorami należącymi do najbardziej
uzdolnionych w swej dziedzinie, ale i tak nie mogliśmy polegać wyłącznie na
animacji komputerowej. Twórcy
wykorzystali także system kontroli ruchu opracowany przez Craiga Hayesa na
potrzeby "Jurassic Park". Za opracowanie tego systemu ekipa Tippetta oraz
Industrial Light & Magic otrzymała Oscara 1996 za osiągnięcie techniczne.
System ten pozwala animatorom zajmującym się animacją poklatkową pracować w
danym czasie nad jedną lub dowolną liczbą klatek. Komputer zostaje
poinstruowany, by powielać animację ruchomego obiektu i uzyskać w ten sposób
pełną ciągłość ruchu. Dzięki tej metodzie można zainscenizować dużo bardziej
karkołomne popisy kaskaderskie niż byłoby to możliwe nawet przy narażaniu ludzi
na skrajne niebezpieczeństwo. System ten pozwala uchwycić ruch aktora, a potem
wykorzystać go do symulacji sceny, której w normalnych warunkach nie sposób
byłoby nakręcić - mówi Phil Tippett. Wykorzystanie
efektów specjalnych na tak wielką skalę wiązało się dla Paula Verhoevena
z ogromną odpowiedzialnością. W filmie są sceny, w których setki komputerowo
generowanych istot wchodzą w interakcję z aktorami. Reżyser mówi: Musiałem
montować film w głowie już podczas kręcenia, bo wszystko to wymagało ogromnej
precyzji. Nie mogłem nakręcić ujęcia trwającego 60 sekund, pozwolić Phillowi
uzupełnić go o efekty, a potem przyciąć go do 20 sekund. Musiałem powiedzieć mu
od samego początku, który fragment sceny mam zamiar wykorzystać. Musiałem więc
decydować natychmiast, która część ujęcia trafi w jego ręce. Ze względu na
ograniczenia czasowe i budżetowe nie mogłem go prosić, by przygotowywał więcej
efektów cyfrowych, niż było to absolutnie konieczne. Zadanie
zrealizowania kosmicznej bitwy, równie realistycznej, co walka na lądzie, Paul
Verhoeven powierzył studiu Sony Imageworks. Ekipa 300 artystów i techników,
pracująca pod kierunkiem Scotta E. Andersona i Dana Radforda korzystała z
wszelkich dostępnych technik efektów specjalnych. Skomplikowaną animację
komputerową łączono z modelami, miniaturami i fotografią pirotechniczną. Każde z
ponad 125 ujęć przygotowanych przez Imageworks składało się przeciętnie z 50 lub
więcej osobnych elementów, były też ujęcia, w których ponad 200 samodzielnych
elementów połączono w spójną całość. Przygotowując
ostateczną wersję sekwencji specjaliści z Imageworks zwrócili się o pomoc do
studia Thunderstone, które zbudowało ponad 100 modeli. Najmniejsze z nich miały
po 15 centymetrów, największy - 6 metrów. Zdjęcia z wykorzystaniem modeli zajęły
11 miesięcy, kierował nimi nagrodzony Oscarem operator Alex Funke. Ekipa
korzystała z trzech studiów w Culver City. Alan Marshall mówi: Pod
względem liczby efektów specjalnych nasz film przewyższa wszystkie inne. Mamy w
nim blisko 550 ujęć z efektami specjalnymi, podczas gdy w "Zaginionym świecie"
było ich - jak sądzę - najwyżej 170. O rozmachu
produkcyjnym filmu świadczy fakt, że druga ekipa, kierowana przez koordynatora
pracy kaskaderów i reżysera Vica Armstronga, którego Paul Verhoeven poznał na
planie "Pamięci absolutnej", pracowała równolegle z pierwszą przez cały okres
realizacji. W sekwencjach
bitew oglądamy broń najróżniejszego typu. Ekipa ustanowiła absolutny rekord
ilości amunicji zużytej na planie filmowym. Alan Marshall mówi:
Korzystaliśmy z karabinków, które nazwaliśmy Moritas, a które łączyły cechy
broni maszynowej i strzelby. Paul Verhoeven nie chciał, by aktorzy markowali
wymianę ognia. Chciał, by strzelali naprawdę. Pomogło im to lepiej wczuć się w
role. PODSUMOWANIE Paul
Verhoeven mówi: Dzięki science fiction możesz snuć marzenia o życiu na
innych planetach. Kiedy nocą patrzysz w niebo, widzisz tysiące gwiazd, niektóre
z nich odległe o miliony lat świetlnych. Większość z nich otaczają planety, na
których mogło rozwinąć się życie. Osobiście jestem przekonany, że we
wszechświecie istnieje wiele form życia. Z punktu widzenia czasu i przestrzeni
niemal nie sposób dotrzeć do tych światów. Takie podróże, nawet po osiągnięciu
prędkości światła, zajęłyby miliony lat. To coś, co za naszego życia nigdy nie
będzie możliwe. Filmy science fiction pozwalają nam wyrwać się z ograniczeń
czasowo-przestrzennych, zapomnieć o regułach Einsteina i poznać inne ze
światów.
"Żołnierze kosmosu" to widowiskowy film science fiction w reżyserii mistrza
gatunku Paula Verhoevena, twórcy "Robocopa" i "Pamięci absolutnej". Jego
bohaterowie to grupa młodych ludzi, którzy wstępują do armii przyszłości, by
stoczyć zacięty bój z przypominającymi monstrualne owady przedstawicielami obcej
cywilizacji rozpoczynającymi inwazję na Ziemię.
Niedaleka przyszłość. Uczniowie jednej ze szkół średnich snują plany na
przyszłość. Podczas lekcji wpaja im się pogląd, że wszelka władza opiera się na
sile i dominacji, a demokracja jest systemem szkodliwym społecznie. W czasie
lekcji biologi nauczycielka z entuzjazmem wyraża się o świecie owadów, które
uważa za najdoskonalsze z istot żywych...
Obóz szkoleniowy. Rekruci poddani zostają morderczemu treningowi. W dniu, w
którym Johnny i odbywająca z nim szkolenie Dizzy ślubują sobie przyjaźń, chłopak
otrzymuje wiadomość od Carmen, która informuje go, że zdecydowała się poświęcić
karierze militarnej...
Na podstawie materiałów dystrybutora
|