Legendy gołonoskie
Powrót do strony głównej
Tajemniczy Pustelnik
Było to przed wielu wiekami. Na drewnianym zamku w Będzinie mieszkał
srogi rycerz - pan, znany z okrucieństwa i znęcania się nad poddanymi.
Długo straszył wszystkich tyranią, długo gnębił swą służbę i poddanych
w najokrutniejszy sposób, aż wreszcie miarka się przebrała. Bóg
jednego dnia srodze go ukarał. Stracił na raz żonę i dzieci, które
zginęły tragiczną śmiercią.
|
Zamek w Będzinie |
Od tej chwili cały świat wydał mu się grobem. Dzień i noc spędzał w
łzach i żalu za żoną i dziećmi, nie mogąc nigdzie znaleźć zapomnienia.
Aż tu pewnej nocy miał sen, w którym ujrzał wszystkie swe zbrodnie
w całej pełni. Przerażony zerwał się z łoża, a biegając roztargniony
po izbie zamkowej, błagał Boga o natchnienie, co ma dalej uczynić.
l zlitował się Najwyższy nad tym okrutnikiem - zesłał mu sen, który
wskazał mu skaliste wzgórze Gołonoga na miejsce pokuty.
|
Kosciół w Gołonogu. Drzeworyt
sztorcowy pochodzący z „Tygodnika Ilustrowanego” z 1862 roku. |
Pewnego dnia dumny panek zabrawszy trochę skarbów, ruszył potajemnie
w puszczę. Błąkając się po niej przez wiele dni, zjawił się pod
górą i zaczął piąć się na jej szczyt. Mieszkańcy osady patrzyli
na utrudzonego wędrowca co bosymi nogami kroczy po zwałach kamieni,
patrzyli i litowali się nad nieznajomym, a on piął się dalej aż
zniknął z oczu.
Za kilka dni ciekawsi poszli za jego śladami, zobaczyli go jak
w skale wykuwał grotę przyśpiewując sobie żałośnie. Początkowo miano
pomóc mu w pracy, lecz ktoś odradził tego. Więc pozostawiono przybysza
jego własnym siłom. A on kuł skałę dzień, tydzień, miesiąc a? pod
jesień wykuł grotę a w niej łoże kamienne.
Po pewnym czasie zaczął schodzić w dolinę do osady. Odwiedzał
chorych, obdzielał ich lekami, maściami sporządzanymi ziół, opatrywał
rany mieszkańcom osiedli, zjawiając się zawsze w porę, niosąc pomoc
ludowi. Zimą i latem chodził boso, choć nogi miał pokaleczone i
ociekające krwią. Nigdy od nikogo nie przyjął żadnego posiłku, ani
jałmużny, żył korzonkami i grzybami leśnymi przez siebie uzbieranymi.
Za łoże służyła mu wyżłobiona skała a za posłanie garść liści i
mchu.
W jakiś czas po swoim przybyciu zaczął rozdawać hojnie jałmużnę
wszystkim, kto tylko był w potrzebie. Tak trwało kilka lat. Lud
okolicy tak zżył się z pustelnikiem, którego dla bosych nóg nazwał
Gołonogiem, tak przyzwyczaił się do głosu jego dzwonka, który trzy
razy dnia rozbrzmiewał z pustelni, że gdy pewnego ranka nie posłyszał
go, wyległ zdumiony na podwórze osiedli porzuciwszy pracę.
Następnych dni wyczekiwano głosu dzwonka, wyczekiwano pustelnika
ale na próżno. Chciano podążyć na wzgórze, lecz przypomniano sobie,
że pustelnik zabronił wszystkim wstępu do pustelni. Upłynęło jeszcze
kilka dni na wyczekiwaniu, aż tu wczesnym rankiem usłyszano głos
dzwonka, lecz inny i w innej stronie. Znów wyległ ludek na podwórza
osiedli, porzuciwszy pracę, wyległ i począł nadsłuchiwać.
A głos dzwoneczka zbliżał się od strony Siewierza coraz więcej.
Wreszcie zajęczał tuż przy chatach. Równocześnie ukazał się chłopiec
w białej komży, prowadzący za uzdę konia. na którym kapłan siedział,
wioząc komuś wiatyk. Podróżni minęli szybko osiedle, skierowali
się ku górze i zaczęli się na nią piąć. Wówczas poszła gadka między
ludzi, że pustelnik na wzgórzu chory, że Gołonóg umiera! Kto żył,
ruszył za księdzem.
Za niedługi czas otoczono kołem pustelnię, gdzie na łożu wykutym
w skale, spoczywał chory pustelnik. Rozpoczęła się spowiedź publiczna
śmiertelnie chorego przed księdzem i mnogim ludem. Drżącym głosem
rozpoczął pustelnik Gołonogiem zwany: „Jam jest dawny pan zamku
będzińskiego i dziedzic tych lasów i borów, pan okrutny dla swoich
poddanych, krzywdziciel srogi ludu mego, krzywdziciel służby mojej,
krzywdziciel biednych i opuszczonych, krzywdziciel niewinnych. życie
moje jako pana i dziedzica było ciągłą niegodnością, było jedną
wielką zbrodnią, było tyraństwem, gwałtem i wszelkim złem. Bóg mnie
srogo ukarał - w jednym dniu zabrał mi wszystkich najdroższych,
żonę i dzieci. Szalałem z boleścią, szalałem z wściekłości. I oto
przyszedł sen, który mówił: rzuć dostatki, dostojeństwa i idź na
pokutę, czyniąc dobrze tym, coś ich przez lata całe krzywdził. I
poszedłem! Długo tułałem się po ziemi, aż tu na tym wzgórzu spocząłem.
Resztę wiecie..."
Następnie prosił, aby lud się usunął. Gdy się to stało, poszeptał
jeszcze trochę z księdzem, wyciągnął z dziupli skalnej ostatnim
wysiłkiem mieszek skórzany napełniony złotem oddał go księdzu i
… skonał. Posmutnieli ludziska, gdy dowiedzieli się z ust księdza
o śmierci pustelnika. Pocieszyło ich jednak, że pustelnik pozostawił
złoto, za które miano wybudować kaplicę na wzgórzu.
Legendy gołonoskie
Powrót do strony głównej
|