ZAŚLUBINY ATEIZMU Z RELIGIĄ „NA WYŻSZYM PIĘTRZE”
Światopoglądowa prawda jest tylko jedna, bo tylko jedna jest optymalna relacja ludzi jako ludzi do całokształtu rzeczywistości. A ponieważ tak religia, jak ateizm istnieją od zarania dziejów, to najwidoczniej zawierają prawdy cząstkowe, a fałsze przeciwstawne. Wniosek prosty: trzeba te fałsze odrzucić a prawdy złączyć. Wówczas okaże się, że prawdziwy światopogląd jest udoskonaloną religią i udoskonalonym ateizmem jednocześnie, ale w wyższym, pełniejszym rozumieniu. Szczytową niesprawiedliwością jest przeto gnębienie myśliciela jako „religianta” i „bezbożnika”, podczas gdy tworzy ten jeden jedyny prawdziwy światopogląd mający dwa spójne aspekty: prawdziwej religii i prawdziwego ateizmu.
Co jest fałszem religii? Tomasz z Akwinu w jednym miał rację (choć sam niezbyt się z nią liczył): że wiedza jest wyższa od wiary. Zatem jeśli ludzie religijni twierdzą, że Bóg jest Najwyższą Istotą godną najwyższej czci, to powinni Go czcić jako przedmiot prawdziwej wiedzy, a nie jako przedmiot złudnej wiary. Trzeba więc odrzucić całą „nadprzyrodzoność” wraz z metafizycznym Bogiem, a dostrzec i czcić Boga naturalnego, poznawalnego na gruncie doświadczenia. Jeśli Bogiem wiary jest metafizyczny Najwyższy Duch, to Bogiem poznawalnym jest jego przeciwnik: Duch Najwyższego, doświadczany przez nas poryw ku temu, co Najwyższe, najprawdziwsze, najlepsze, w danych warunkach optymalne. Właśnie mocą tego porywu, tej inklinacji, ludzie tworzą technikę, sztukę, naukę itd., a w poczuciu niemocy wobec gnębiącego ich zła, również mity metafizycznych bogów wiary. Chyba prawdziwy jest ten Bóg, który tworzy innego Boga, a nie ten, który jest tworzony? Krótko mówiąc, błędem religii jest spowodowane wiarą zabłąkanie w „nadprzyrodzone” światy, metafizykę i mitologię.
A co jest błędem ateizmu? Jest nim zblazowanie, odmówienie człowiekowi prawa do poznawania i posiadania tego prawdziwego Boga i do religii rozumianej nie jako wiara w „nadprzyrodzoność, ale jako wierność własnemu Duchowi Najwyższego. Z tym wiąże się zblazowanie w szerszym rozumieniu: pozbawienie ludzi prawa do tworzenia sobie fascynujących wizji, mimo iż nie są one sprzeczne z nauką, a są zasadniczo możliwe do urzeczywistnienia.
Jeśli zdemaskujemy i odrzucimy te dwa kapitalne błędy: religijne zabłąkanie i ateistyczne zblazowanie, to pojawi się możliwość połączenia tego, co religijne, z tym, co ateistyczne, na nowej, wyższej płaszczyźnie. Ale co jest tą wyższą płaszczyzną?
Błąkanie się w „nadprzyrodzoności”, w fikcyjnej sferze „nadświatowej” idzie w parze ze zlekceważeniem naszych wielkich Rodziców: Wszechświata i Ludzkości. Przeskakując myślami i uczuciami ponad tymi naszymi wielkimi Rodzicami w fikcyjne „nadświaty” zachowujemy się na podobieństwo pcheł. Wierzymy, że naszym Ojcem jest metafizyczny Bóg, a nie chcemy przyjąć do wiadomości, że jest nim Wszechświat. Nie tyle mieszkamy we Wszechświecie, ile jesteśmy Wszechświatem, dlatego główne jego prawa są naszymi prawami. Namacalnie rządzi nami prawo grawitacji, bez którego nie moglibyśmy celowo się poruszać, przemieszczać, pracować. Bardziej subtelne są dalsze prawa: autonomii, doświadczanej przez nas jako wewnętrznej wolności (autodeterminizmu) oraz prawo ukierunkowanego trendu wzwyż, którego doświadczamy jako idealizacji, warunkującej miłość i wszelką twórczość. Ponadto nasz wielki Ojciec jest – amoralny, czego dowodem katastrofy kosmiczne, klęski żywiołowe, nasze choroby i śmierć. Ale w toku ewolucji powstała nasza wielka Matka – Ludzkość, której prawa: empatia i zalążkowa kultura osobista łagodzą surowość Ojca, umożliwiają istnienie zorganizowanych społeczeństw.
Otóż syntetyczny splot tych praw w zakresie naszej podmiotowości jest tą wyższą płaszczyzną, na której uwolnione od błędów prawdy religijne i ateistyczne tworzą spójny światopogląd. Jego ośrodkiem jest kwintesencja tego splotu: Duch Najwyższego, czyli prawdziwy, „świecki”. dynamiczny Bóg, nasz poryw, tendencja, inklinacja wzwyż, czyli w istocie „świecka” religia. Nie jest to „świeckość” płaskiej codzienności, ale „świeckość” naszych wielkich, aczkolwiek jak najbardziej naturalnych Rodziców. Inaczej mówiąc, tą wyższą a wspólną płaszczyzną jest płaszczyzna naszego dziecięctwa Wszechświata i Ludzkości doświadczanego podmiotowo. Ta dwuaspektowa jedność: Boga-postępowego dynamizmu i religii-naszej aktywności jest jedynym rzeczywistym fundamentem etyki i moralności. Bez jej zrozumienia i uwydatnienia etyka jest „martwym” zbiorem norm, ewentualnie bezsilnym moralizowaniem. Na tej płaszczyźnie nie istnieje osobno Bóg i osobno religia, ani osobno religia i osobno ateizm, a tym bardziej sprzeczność między nimi – wszystko jest tyleż „religią świecką”, co i „religijną świeckością”. Osiągamy to dzięki usunięciu „nadprzyrodzonego” Najwyższego Ducha na rzecz naturalnego Ducha Najwyższego.
Rażącą niesprawiedliwością i krótkowzrocznością jest dyskryminowanie człowieka usuwającego religijne zabłąkanie jako bezbożnika, lub zwalczającego ateistyczne zblazowanie jako religianta. Te dwa kluczowe błędy muszą być usunięte, jeśli ma rozwinąć się, rozkwitnąć, światopoglądowo-ideowa jedność Ziemian. Tymczasem w kościołach i klerykalnych mediach, w zdewociałych społecznościach wciąż dominuje to dyskryminowanie, analogicznie szykanowani są twórcy pełnego światopoglądu w mediach i organizacjach dogmatycznie ateistycznych, lewicowych, kiedy krytykują i rugują ateistyczne zblazowanie. Dokądże najcenniejsza działalność będzie „nagradzana” wykluczeniem?
W naukowym światopoglądzie nie ma miejsca zarówno na bezpodstawne twierdzenie, że ponad naturalną rzeczywistością nie ma żadnego Wielkiego Inżyniera Wszechświata czy wielu Wszechświatów, jak i na kult takiego wyobrażenia. Jeśliby taka istota istniała, to najwyraźniej nie chce być znana i czczona tradycyjnymi modłami i gestami, gdyż nie jest ograniczonym bufonem. Wszelkie powinności wobec niej sprowadzają się do dzielnej wierności naszemu Duchowi Najwyższego w praktyce życia. Czyż nie ten poryw wzwyż, ku temu, co w konkretnej sytuacji stosunkowo najsłuszniejsze, najlepsze, najprawdziwsze itp. miał na myśli Jezus z Nazaretu, gdy oświadczał, że jest absolutnie „posłuszny woli Ojca” i nakłaniał uczniów do tego „posłuszeństwa”?
Jeśli religię określamy jako wierność naszemu Duchowi Najwyższego, stanowiącemu syntezę praw naszych wielkich Rodziców, to wcale nie znaczy, że lekceważymy edukację, wychowanie i doświadczenie życiowe. Jest tu również miejsce na lekturę Biblii, ale ostrożną, nie jako nieomylnego „słowa Bożego”, ale jako świadectwa wierności dawnych ludzi, którzy pisali ją w innych warunkach. W Biblii najcenniejszy jest przykład i nauka Jezusa z Nazaretu, który nie uczył wiary w Jehowę, ale „bezwzględnej wierności woli Ojca”, czyli własnemu Duchowi Najwyższego. Jak ostro krytykował on religijne zabłąkanie, dowodzi 23 rozdział Ewangelii według Mateusza.
Skoro Nasz Duch Najwyższego – prawdziwy Bóg – jest syntezą wiecznych praw o podmiotowym charakterze, to światopogląd naukowy nie wyklucza myśli o szczęśliwej wieczności. Miarą tego szczęścia byłaby utrwalona zgodność życia człowieka z tymi wiecznymi prawami. Podobnie myśleli twórcy religii Dalekiego Wschodu, tak myślą niektórzy współcześni autorzy. Oto główne tezy dotyczące naszej nieśmiertelności i jej charakteru:
1.Istnieje materialny Kosmos (Wszechświat) i jego Duch, czyli prawa postępowego, jakościowego rozwoju; 2.Wszystko, co żyje, ma duszę, która umiera wraz z ciałem; 3 Najważniejsze rozróżnienie: statyczny i dynamiczny aspekt Kosmosu; 4. Tylko istoty samoświadome mają Ducha – zespół dynamicznych, upodmiotowionych praw Kosmosu (Duch Najwyższego); 5. Można zgasić Ducha, żyć jak zwierzę – tak żyje i umiera większość ludzi; 6. Kto żyje Duchem, nie różni się od Ducha Kosmosu: my i Bóg to jedno; 7. Nie ma różnicy między Bogiem i religią: Bogiem jest to, co nazywamy autentyczną religią, czyli postępowa aktywność, świadoma kosmogeneza; 8. Żyjąc duchowo, żyjemy więcej lub mniej szczęśliwie, szczęście jest naszym najlepszym przewodnikiem; 9. Jesteśmy o tyle szczęśliwi, o ile „wygrywamy” na prawach Kosmosu jak na instrumencie, piękną „symfonię”; 10. Jesteśmy (pomimo powodzenia) nieszczęśliwi o tyle, o ile nasza „gra” jest „kakofonią”(głównie z powodu krzywdzenia innych); 11. Tak „symfonia”, jak i „kakofonia”, jest mocą wiecznych praw utrwalana na wieczność, której już tu i teraz doświadczamy;12. Jakie życie, taka wieczność: a/ nicość, b/ „kakofonia”, c/ „symfonia”; 13. Poza tą konsekwencją nie ma żadnych powinności ani sankcji; 14. Żaden Bóg nie cierpi z naszego powodu: nam samo życie dokładnie tak się odpłaca; 15. Wszystko, co poza tym, to kłamliwe i szkodliwe mity.
Kraków, 15 kwietnia 2009 r. Stanisław Cieniawa