ZBAWCZA ANALIZA INDOKTRYNACJI


Nasi opiekunowie tak troszczą się o nasze zbawienie od pierwszych chwil naszego życia, że ta ich troska staje się podejrzana. Dlaczego nasi rodzice tak skwapliwe, zaraz po urodzeniu, przez chrzest poddali nas pod władzę kapłanów? Czyżby nie po to, aby oni wpoili nam święte przykazanie: Czcij ojca i matkę swoją? A ci kapłani czyż nie po to namnożyli „religijnych” powinności, modlitw i sakramentów, i z taką żarliwością nas do nich wdrożyli, abyśmy uznali ich za niezastąpionych i hojnie im za to płacili? Możemy na mocy tych podejrzeń wyzwolić się z wpojonego nam wyznania, ale i tak pozostanie indoktrynacja tradycyjna, kulturowa: wiara w Boga, święte księgi, w humanizm. Toteż jeżeli chcemy poddać swe życie pod własne, dobre racje, poddajmy zbawczej analizie tę właśnie indoktrynację.

Ktokolwiek ma w poszanowaniu własne człowieczeństwo i myśli racjonalnie, ten może i powinien stwierdzić, że ludzkość od zarania swych dziejów cierpi straszliwą niewolę w okowach potwornie fałszywej i kłamliwej indoktrynacji: najpierw z powodu zdradliwego antropomorfizmu, a następnie z powodu podłego, a w gruncie rzeczy bezdennie głupiego fałszerstwa, rzekomo w interesie możnych tego świata, a faktycznie ku nieszczęściu i zgubie wszystkich bez wyjątku.

Później zobaczymy, że najbardziej oczywisty i najbliższy nam jest Bóg, ale skoro jesteśmy ludźmi, to wypada skorzystać z przykładu i nauki tych, którzy przez nadzwyczajną wrażliwość na wartość prawdy nie poddali się powszechnemu zakłamaniu i dlatego zginęli z woli zaciekłych głosicieli kłamstwa. Było ich wielu, ogół zakryło potężne tsunami kłamstwa i obłudy, ale jakimś cudem dotrwała do naszych czasów wiedza o kilku postaciach wyjątkowych, którymi byli: Sokrates, Jezus i Gandhi. Sokrates (469-399) życie poświęcił walce o prawdę i sprawiedliwość. Często zatrzymywał przechodniów na ulicach Aten i zadawał im pytanie: Czyż nie wstydzisz się dbać o pieniądze, sławę, zaszczyty, a nie o rozum, prawdę i o to, by dusza stała się najlepsza? Gandhi, zwany Mahatmą „wielki duchem”(1869-1948) był politycznym i duchowym przywódcą Hindusów w walce o niezawisłość, sprawiedliwość społeczną i zgodne współżycie obywateli różnych wyznań. Początkowo działał w oparciu o władzę angielską, ale zniechęcony zbyt małymi ustępstwami, od roku 1919 zwrócił się przeciwko niej rzucając hasło „niewspółdziałania” i stosując metodę systematycznego nieposłuszeństwa wobec niesprawiedliwego prawa. Był kilkakrotnie więziony przez Anglików, a w końcu zamordowany. Swoją obszerną, fascynującą autobiograficzną książkę, znaną mi w języku angielskim, opatrzył skromnym hasłem: I have nothing new to teach the world. Truth and non-violence are as old as the hills.

Dla Jezusa z Nazaretu złamałem chronologię, bo jego przykład i nauka mają największe znaczenie, mimo iż jest wciąż kwestionowany jako postać historyczna. Jako były teolog nieźle znam Biblię, w tym Nowy Testament, w szczególności wszystkie cztery Ewangelie, toteż mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że istotna treść Jezusowej nauki jest zbrodniczo pomijana i sfałszowana. Jezus nie chciał być Chrystusem ani odkupicielem świata, a jeżeli uważał się za Boga, ściślej, za syna Bożego, co mu zarzucano i on nie wypierał się tego, to tylko w takim sensie, w jakim to jest przyjęte w psalmie 82, a następnie przez Pawła apostoła, który napisał: Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi (List do Rzymian 8, 14). By jednak stanowczo zabezpieczyć się przed zarzutem, że jako jednostka mogę się mylić co do istotnej treści Ewangelii, powołuję się na identyczne rozumienie tej treści przez dwóch spośród wielu teologów: R. Winlinga i W. Słomkę (dokładniej o tym w innym moim tekście pod tytułem Nie wierz, że czyjaś krew Cię zbawi: zbawi Cie własne SAWIN). Obaj niezależnie podkreślają to, co ja twierdzę od wielu lat, że religią Jezusa była gwarantująca Sens życia, subtelne duchowe Szczęście, Absolutna Wierność własnej Intuicji Najwyższego – w skrócie SAWIN. Widać to we wszystkich Ewangeliach, a szczególnie w czwartej, według Jana. Musimy tylko – jeszcze bardziej niż sam Jezus w tamtych czasach – przeciwstawić się interesownej kapłańskiej obłudzie, co on czynił i co go zgubiło (tu koniecznie trzeba zagłębić się w 23 rozdział Ewangelii według Mateusza) i to jego „bezwzględne posłuszeństwo woli Ojca niebieskiego” pojmować racjonalnie, zgodnie ze współczesną postawą naukową, a nade wszystko z własnym, wolnym od mitologii doświadczeniem: odczuwaną uniwersalną powinnością kierowania się tym, co w najgłębszym przeświadczeniu jawi się nam jako Najwyższe, w konkretnych okolicznościach Optymalne. Powszechnie znane jest wyznanie rzymskiego poety Owidiusza: Video meliora proboque, deteriora sequor – intuicyjnie dostrzegam powinność czynienia lepiej, znam wzory lepsze i pochwalam je, ale niestety, czynię to, co gorsze... Nie do końca prawdziwe jest przekonanie, że to poczucie winy wynika ze złamania nakazu sumienia. Owszem, tak często bywa, ale to poczucie winy powinno być poddane rozumowej i jeszcze wyższej analizie. Sumienie to nauczyciel ukształtowany w przeszłych warunkach czasu i przestrzeni, dlatego na ogół – niewiarygodny. Wszelkie wojny wyznaniowe plemion, narodów, państw mają u podstaw różnie ukształtowane sumienia. Kiedyś, dawno temu, surowym nakazem sumienia dzieci było zabijanie zniedołężniałych rodziców. Sumienie podlega też interesom: żądzy władzy, bogactwa, prestiżu, co jaskrawo się ujawnia w postępowaniu władców duchownych i świeckich.

Jak zatem odróżnić sumienie od intuicji Najwyższego? Oczywistą różnicą jest to, że sumienie ma charakter zakazu, a intuicja Najwyższego – subtelnego nakazu, szlachetnego porywu „ponad to”, na przykład ponad zakaz zgodnego, przyjaznego współżycia z innowiercą lub członkiem innego, politycznie „zakazanego” plemienia. Niezłym obrazem żądań sumienia pierwotnych ludzi był – Dekalog, mający wybitnie negatywny charakter. Nieprzypadkowo drugie przykazanie musiało z czasem być usunięte, a wszystkie pozostałe przykazania, o ile nie są wsparte intuicją Najwyższego dostosowaną do konkretnych okoliczności, zazwyczaj zakrawają na parodię. Na przykład dawni Żydzi, mimo iż znali Dekalog, żarliwie tępili inne narody i zagarniali ich ziemie i bogactwa, ponieważ wierzyli w dogadzające ich interesom proroctwa, na przykład takie: Słuchaj Izraelu, ty dzisiaj masz przejść przez Jordan, aby wydziedziczyć narody większe i mocniejsze od ciebie, miasta ogromne i umocnione pod niebo (Biblia, Księga powtórzonego prawa, 9, 1-2). Największym nieszczęściem ludzkości, istnym przekleństwem jest to, że sumienia ludzi są urabiane przez przeróżne, najdziwaczniejsze mitologie, które fałszują również intuicje Najwyższego. Ośrodkiem mitologii jest zwykle jakiś Bóg osobowy, na przykład izraelski Jahwe, który rzekomo tak oto zachęca do boju i przyrzeka: Niech ci dzisiaj będzie wiadomo, że Pan, Bóg twój, kroczy przed tobą jak ogień pożerający. On ich (wrogów) zniszczy, On ich poniży przed tobą, prędko ich wypędzisz, zniszczysz, jak ci to przyrzekł Pan (tamże, 9, 3).

Ludzkość nie wcześniej wyzwoli się od mitologicznej zmory, aż pozna i zrozumie genezę intuicji Najwyższego, genezę SAWIN. Wstępnym wyjaśnieniem jest psychoanaliza Freuda, Junga i Adlera, rozróżniająca w człowieku dwojakie Ja: realne – takie, jak nas inni widzą i oceniają, oraz idealne, siedlisko naszych aspiracji i ideałów. Ale bardziej zasadnicze wyjaśnienie dają biologia i kosmologia. Niesamowite, poniekąd aż komiczne jest to, że ważny wkład w to wyjaśnienie daje... zdeklarowany ateista, Richard Dawkins w słynnej książce Bóg urojony. Walcząc z mitologicznym kreacjonizmem i koncepcją projektu napisał tak: Dobór naturalny działa, ponieważ jest to jednokierunkowy mechanizm kumulacji udoskonaleń (Warszawa 2007, s. 201). Tak więc nawet ateiści zakładają, że we Wszechświecie istnieje ukierunkowany, wznoszący się trend, który w zakresie naszej podmiotowości jest doświadczany jako dążenie, by być „ponad to”, czyli jako idealizacja. A że ludzie są zdolni idealizować nie tylko dobro, ale i zło, nie tylko prawdę, piękno, wzniosłość, ale i fałsz, brzydotę, podłość, to dzięki rozwojowi życia i powstaniu ludzkości istnieje jakiś na to lek: empatia oraz zalążkowa kultura, wrodzona każdemu człowiekowi. Właśnie uszlachetniona empatią i kulturą idealizacja, czyli połączenie darów naszych Wielkich Rodziców: Wszechświata i Ludzkości, to wystarczające wyjaśnienie genezy naszego Ducha Najwyższego, którego „głosem” jest nasza intuicja Najwyższego oraz inklinacja „wzwyż”. Czyż można dziwić się Jezusowi, że w owych zamierzchłych czasach, gdy dominowało mitologiczne myślenie, nazywał tę intuicję Najwyższego i poryw ku Najwyższemu – wolą Boga Ojca? Czyż zatem nie jest – powiedzmy delikatnie – nieuczciwością ze strony władców duchownych, że zamiast usunąć resztki mitologicznego myślenia w pojmowaniu naturalnego Ducha Najwyższego, spotęgowali tę mitologię do monstrualnych rozmiarów, czego wyrazem Trójca Święta i Kościół Święty, roszczący sobie prawo do manipulowania wszystkimi władcami świeckimi i całym życiem wszystkich ludzi według rozpasanej mitologii, dogmatyki i obrzędowości? Pomyślmy, co powiedziałby na to Jezus, gdyby korzystał z dzisiejszych zdobyczy nauki i kultury, skoro nie mógł ścierpieć tego samego w swoich czasach? Czym wobec tego jest ustawiczne powoływanie się na niego podczas nabożeństw, jeśli nie porażającą perfidią?

Oto co nam ukazuje analiza pierwszych dwóch przekonań chrześcijan: że wierzą w Boga i w Ewangelię. Nie wiedzą, a raczej nie chcą wiedzieć, że ich nadświatowy Bóg osobowy to utworzony z wybujałych pragnień i pożądań bożek, i że oni sami są bałwochwalcami gorszymi od ateistów. Wprawdzie w każdym człowieku jakoś tam kołacze się nasz Duch Najwyższego, dlatego absolutny ateizm jest niemożliwy, ale co z naszą wiernością temu prawdziwemu Bogu na wzór Jezusa? Nie istnieje prawdziwa wiara: zaufanie własnemu Duchowi Najwyższego, bo wyrugowały ją mitologiczne wierzenia; nie istnieje prawdziwa miłość Boga, bo wierność Bogu w praktyce życia zastąpiono obłudnymi deklaracjami i obrzędami; czymże wobec tego może być doktrynalna nadzieja, jeśli nie mglistym złudzeniem?

W końcu ani w życiu „wierzących”, ani „niewierzących”, nie istnieje prawdziwy humanizm: pierwsi wyrzynają się nawzajem w imię idiotycznych mitów, drudzy spłaszczają swoją hierarchię wartości do materialnych dóbr, a tak jedni, jak i drudzy, mają zamknięty dostęp do szczęśliwej wieczności w tym życiu, tu i teraz, co kompletnie unicestwia radosną perspektywę na szczęśliwą wieczność poza grobem. Rozwinięciem poszczególnych wątków niniejszych rozważań są załączone teksty.


Kraków, 24 kwietnia 2009 r. Stanisław Cieniawa