Każda kobieta jest podobna do innej, tak samo jak każdy mężczyzna jest podobny do innego mężczyzny. Dobre zasady są jedne i jedyne, tak samo jak prawdziwa prawda jest tylko jedna. Trzeba się stosować do prawdy.
Pomijając standardowe kwestie zdrowotne, zdrowe odżywianie, rozluźniająco-kojące ćwiczenia fizyczne, oszczędzanie "się", w celu dożycia w zdrowiu późnej starości, należy porószyć kilka kontrowersyjnych spraw.
Do tego, żeby zauwżyć efekty stosowania złotych i dobrochynnych regół alchemicznych i Tao, potrzeba czasu. Potrzeba wytrwałości, cierpliwości. Tego właśnie potrzeba, bo główna nagroda przychodzi z czasem i jest rozłożona na raty. Nagrodę tą sączy się przez całe życie, a im więcej się jej sączy tym jest się szczęśliwszym, pełniejszy i dojrzalszy.
Do rzeczy: Kobieta z natury jest Yin. Kobieta jest głęboka, poważna. Kobiety rodzą dzieci, dają życie... mężczyzna przy kobiecie to zwykły kundel, zasługujący co najwyżej na to żeby merdać ogonem. W kobiecie uosabia się prawdziwa siła, mądrość i stabilość. Oczywiście jest to wyidealizowanie czystej kobiecej natury.
Kobieta produkuje żeńskie składniki organiczne. Ponieważ jest dokładnym przeciwieństwem energetycznym mężczyzny, doskonale do niego pasuje. Mężczyzna z kobietą ustanawiają równowagę. Klucze energetyczne muszą się jednak znakomicie zgrać, żeby związek jaki tworzy dana para, był w rzeczywistości kosmicznie udany.
Mężczyzna produkuje męskie hormony. Organizmowi kobiety do zachowania równowagi energetycznej i hormonalnej potrzebne są wszelkiego rodzaju męskie wydzieliny, i vice wersa mężczyźnie potrzebne są kobiece wydzieliny. Dlatego lizanie cipki jest takie zdrowe. Ale naprawdę jest to w stanie docenić tylko i wyłącznie mężczyzna który się nie spuszcza podczas bara, bara z kobietką. Kobieta jednak potrzebuje mężczyzny.
Dlaczego tak jest? Każdemu działającemu alchemikowi po prostu wygodniej jest przemilczeć pewne sprawy niż pakować się w trudne tematy, zwłaszcza na ucho kobiecie, z którą zaraz ma pójść do łóżka.
Alchemik nie powie kobiecie, że ona powinna pić jego spermę, albo przyjmować ją w siebie, zawsze jak to tylko możliwe, w ilościach nieograniczonych jak to tylko możliwe. Alchemik nie może jej tego powiedzieć, ponieważ kobieta ta, "na nim nic nie zarobi", ponieważ on nie odda jej swojej spermy, swojej energii.
Na szczęście dla oświeconych kobiet, większość "urzędujących" mężczyzn na świeci, to głupole które z przyjemnością się spuszczają gdzie popadnie, i tak częst jak popadnie. Mało tego, szpanują jeszcze przed sobą, kto bardziej się wypompował.
Pociąg do autodestrukcji, bardzo ciężko opanować. Najlepiej się nażreć, opić, spuścić, pójść spać. Jutro i tak obudzimy się automatycznie, dokładnie tak samo jak od lat. Życie jest takie do bańki w tym ciasnym mieszkanku, z tą głupią babą, z tą mizerną pensją, że nic innego mi nie pozostaje jak spalać się na raty na stosie mojej własnej głupoty. Nie tylko głupoty ile raczej niewiedzy.
Do taoizmu, mężczyzna przekonuje się z czasem, po tym jak zaczyna dostrzegać bezcenne efekty jego stosowania. Nie da się oddać ich żadnym słowem. To czeba po prostu przeżyć. Z tym trzeba po prostu poeksperymentować samemu na sobie. I nie śmiej teraz mówić cokolwiek na ten temat, skoro jeszcze tego nie próbowałeś i nie wiesz "jak to jest".
Dla kobiety, podobnie jak dla każdego człowieka na świecie, umieraniem jest nie kożystanie z takich dobrodziejstw tego świata jak z prostego zdrowego pożywienia, bez chemii i konserwantów, umieraniem jest zaniedbywanie swojego ciała pod względem "zastoju energetycznego". Soki owocowe po prostu dają kopa. Surowe żółtko kurze, po prostu powoduje, że umysł się rozjaśnia a my nabieramy energii i ochoty do życia.
Dla kobiety umieraniem jest nie korzystanie z okazji, że jej "niemądry partner" nie szanuje swojej energii. Jeżeli kobieta jest w stanie zyskać tyle energi z przyjęcia w siebie "spermy męskiej", ile ten traci energii wydalając z siebie ów bezcenny płyn, to dla kobiety właśnie umieraniem jest nie kożystanie z tego.
Jeden kochanek, drugi głupszy od pierwszego, trzeci to jeszcze dziecko które nic nie wie i dopiero się uczy, czwarty to sąsiad. Na kolację dzisiaj napchamy się świeżymi warzywami, na śniadanie zjemy wielką miskę soczystych owoców, na obiad pyszny soczek z marchewki, na kolacje wiadro borówek ze śmietaną, bez cukru oczywiście.
To jest życie. To jest pierwszy krok do długiego, zajebistego i naprawdę szczęśliwego życia. Później... później przychodzi samo. A jak robi większość bezmyślnych ludzi?
Budzi się rano, nic nie je bo się odchudza, poza tym nie ma ochoty bo nie jest głodna (jeszcze, bo się nażarła przed snem!). Wychodzi z domu na uczelnie, tam... jakieś precle (mąka), jakieś drożdżówki (mąka, chemia, cukier biały), jakieś batony (chemia, cukier), jakieś syfy... Ty też tak robisz? Napewno zatem nie odlecisz i nie poszybujesz na skrzydłach swojej energii gdzieś tam w dal, gdzie tylko chcesz poleceć, bo twója energia permanentnie jest zajęta trawieniem jakiś syfów którymi pracowicie wypełniasz brzuch. Nie płukasz okrężnicy i całe twoje kichy wypełnione są toksycznym gównem które fermentując przenika do krwi i toksycznie ją "uwala". Przez twój mózg płynie ściek, a nie świeża zjonizowana czerwoniutka krewka, która nakręca cię do myślenia, do marzeń, do nieskończoności.
Z czasem pojemiesz, że zamiana ołowiu w złoto to nic trudnego. To wszystko wydaje się niemożliwe z perspektywy twojego chorego, zatrutego, pełzającego organizmu. Pij spermę, a z czasem się podniesiesz i zobaczysz. Do tego czasu, nie mamy o czym ze sobą dyskutowć, ponieważ jak już wspomniałem, ty się czołgasz, a ja fruwam. Zresztą kogo to obchodzi.
Na szczęście nikogo. Pisząc to sam sobie buduje pomnik. Ot tak, żebym komuś za jakiś czas mógł się pochwalić ile już napisałem i na jaki temat. Ot tak, żeny po prostu oczarować sobie jakąś małą młodą niewinną dziewczynkę... w którą później wgryzę się kłami, by wypić jej soczystą, świeżutką, błękitniutką krewkę. Yin-full-injection. Tak, że już teraz rozumiecie dlaczego wampiry latały.
Na zakończenie tego jakże osobistego wywodu, chciałbym zapewnić wszystkich pośrednio lub bezpośrednio zainteresowanych, że nie jestem wampirem, ani mordercą, ani złodziejem, ani żadnym oszołomem... ale jestem na dobrej drodze, żeby SIĘ NIM STAĆ!
Poetą, arystą i pisarzem równocześnie, zatem pozwólcie mi żyć, a z czasem opowiem wam takie historie, że spalicie mnie żywcem na stosie. Jak AsięDark.
Hehehehe. Daliście się nabrać co? Nie ma co jak potęga słowa pisanego. Można się wystraszyć czuba, no nię? ;-) Tak więc miej się na baczności...