U progu szaleństwa umysłowego. (Pierwszy autorski tekst prosto
z mobilizującej filozofii amatorsko-użytkowej. Powodzenia w auto-ćwiczeniach.)
Właśnie tam, na granicy, gdy tylko człowieku uda ci
się tam dotrzeć - samochodem, samolotem bądź na piechotę, zaczyna się
prawdziwe życie. Jeden wielki nieskończony błysk światła,
który do tej pory widziałeś jedynie na końcu tunelu. Początki schizofrenii,
na własne żądanie - tak mógłby powiedzieć o tym ktoś, kto nie rozumie
nic. Okazuje się, ze wszystko jest jednym wielkim wydaje mi się. To
permanentny sen na jawie, to jawa we śnie. Jeżeli zrozumiesz i pogodzisz
się na jawę we śnie, zrozumiesz i nauczysz się obsługiwać sen za życia,
sen podczas jawy (zrozumiesz, że życie to sen). Masz kontrole nad wszystkim
i wszystkim, możesz wszystko i wszystkich pokierować dokładnie w taki
sposób w jaki chcesz to coś pokierować. Słodycz nie będzie słodyczą
bez goryczy. Drobne chwile to największe życiu coś. Całe nasze życie
składa się jedynie z drobnych chwil. Dzisiaj odkryłem
co mnie nakręca i co będzie mnie nakręcać w życiu. Długo myślałem, aż
w końcu wymyśliłem coś wielkiego. Powrót do korzeni. Zawsze mnie przyciągało
przekraczanie pewnych granic, pewnych norm społecznych. Chodzi mi o
moment, w którym ludzie spodziewają się, że zachowasz się w dokładnie
taki a nie inny sposób. Kiedy wyłamuje się z tej nudnej po raz miliardowy
przeprowadzonej za ludzkiego życia procedury, czuje, że zyskuje maksymalną
uwagę swojego obiektu, swojego słuchacza. Nie może on zrozumieć mojego
zachowania się, dlatego zaczyna się zastanawiać. Nie może jednak nic
ciekawego wymyślić na mój temat. Wszystko za co się złapie, jest automatycznie
chybione. Zaczynam istnieć w jego umyśle jak duch. No chyba, że wymyśli
sobie on jakąś prostą "przyswajalną dla swojego mózgu piosenkę"
i ślepo w nią uwierzy. Tylko, że to właśnie będzie dla niego uproszczenie,
z którego ja śmieje się najgłośniej. Stop. Nic co powiedziałem do tej
pory nie ma sensu. Wszystko jest w porządku, zacznijmy od początku.
Okazuje się, że to co kiedyś było dla mnie przeszkodą teraz mnie nakręca,
jak to sprytnie zauważył mój pewien mądry kolega. Stop, stop, stop.
Znowu zacznijmy od początku. Na początek chcę mieć zwykłą zupełnie czystą
kartkę, niezadrukowaną jeszcze, żadnym, ani nawet jednym słówkiem.
Litania wariata. Nie boje się nikogo.
Mam jaja ze stali. To od czego powinienem stronić i czego powinienem
unikać staje się moim celem, najatrakcyjniejszym i największe nagrody
mi obiecującym. Tyczy się to absolutnie wszystkich małych chwili w życiu,
z których składa się całe nasze życie. Zatem zaczynam maszerować dziarsko
właśnie tam gdzie najbardziej się obawiam. Pierwsze odwiedzę miejsce,
gdzie wydaje mi się w tym momencie nie powinienem się pojawiać nigdy
w życiu.
Odrobina auto motywacji. Ludzie to idioci
(99,9% - oto do czego natchnął mnie taki inny kolega). Z reguły nic
nie wiedzą i nic nie rozumieją, a zwłaszcza mnie i mojego genialnego
toku rozumowania. Myślę dla nich za szybko itd. 2. Przemyślałem w życiu
wszystko i chyba już nikt mnie niczym nie powinien zaskoczyć, a jeżeli
mnie zaskoczy - to chwila mojego zaskoczenia, stanie się chwilą błogosławioną.
3. Wszyscy żyją w stagnacji. Nawet jeżeli są to ludzie niesamowicie
błogosławieni, to ja i tak wykonując pierwszy krok "biorę ich na
błysk". Cóżkolwiek to znaczy. 4. Jedna sekunda mojej cudownej egzystencji
warta jest miliard dolarów. Czuję swoją wartość i rozumiem, że nikt
na świecie nie może być ważniejszy od ważności jaką ja sam narzucam
sobie automatycznie. Po prostu, jeżeli ja sobie postanowię, że jestem
najlepszy, to na całym świecie nie ma drugiego równie dobrego jak ja.
I jeszcze 3 miliony innych bzdur, najmądrzejszych myśli, jakie kiedykolwiek
gościła nasza planeta pod pięknym słońcem. Dobrze to wszystko rozumiem.
|