Wiersze Wandy Dramińskiej

(prawa autorskie zastrzeżone)


Boże Narodzenie

Kosmos, ziemia i skała.
W skale niewielka pieczara,
blask anielski, garstka siana
i Matka promienna, szczęśliwa ...
Noc jest niezwykła, jedyna,
MIŁOŚĆ się narodziła!


*

Do Młodych

To nie jest "oda do młodych",
kazanie o sile ducha,
że zdolny jest losy odmienić
- nie do mnie należy nauka.
Wy sami dobrze wiecie,
że król zupełnie nagi.
Golizny nie okryją
transparenty i flagi.
Pot króla cuchnie siłą.
Pół - wierni pretorianie
liczą z kamienną twarzą
na nasze wyczerpanie.
Tak bliskie mi Wasze dążenia
do prawdy, do ideału.
Chcę iść z Wami w szeregu
ale sił mam za mało.
W naturze nic się nie zmienia
czas tak szybko umyka.
Czas mój własny, człowieczy
już prawie gwiazdy dotyka.
Nic na to nie poradzę
- duchem podążam za Wami.
Przemijania pokoleń
nie można lekceważyć.
Bracia! Młodzi! Kochani!
Weźcie me wierne serce!
Modlę się za Was wieczorem
- to dla Was piszę wiersze.


*

Ewa

Biorę szminkę do ręki
i maluję obrazy
Botticellego, Tycjana
kładę lekko na twarzy.
Brwi japońskim rysunkiem
ozdabiają mi oko
a na rzęsy zbyt jasne
kładę węgiel Van Gogha.
Z palety Gauguina
biorę barwy niektóre
aby w lustrze zobaczyć
już nie-martwą naturę.

*

Jeszcze do nas nie strzelają.
Jeszcze nie!
Jak to w końcu rozegrają?
Kto to wie?
Powój wspina się po murze.
Śmierć przeciąga się w kaburze.
Krzyż wyrasta w świeże kwiaty,
obok budy, w oknach kraty.
Jeszcze do nas nie strzelają ...
jeszcze nie ...


*

Kolęda

Jezu, Jezu malusieńki,
naródź się na nowo!
Daj przy żłóbku przytulisko
skołatanym głowom.

Jezu, Jezu malusieńki,
naródź się na nowo!
Pokrusz serca skamieniałe,
naucz prawdy słowo.

Jezu, Jezu malusieńki,
naródź się na nowo!
Przypominaj, co to znaczy
Ojczyzna i Honor.

1996 r.


*

Koniec

Świat nie runie
gdy odejdę,
nie zamarzną oceany.
Góry będą stać na miejscu
a wiatr hulać nad polami.

Pory roku zazielenią,
wyzłocą
ziemię, wybielą.
Ludzie będą się krzątali
między klęską a nadzieją.

A ja, z całym
mym dobytkiem
egoizmu, zaniedbania,
będę, już ponad tym wszystkim
żebrać o znak Zmiłowania.


*

Listopad

Szmer deszczu jest listopadem,
Grób Nieznanego - kaplicą.
Podejść nam nie pozwolą,
stoimy czarną ulicą.

W krtani wzrasta orzech włoski,
deszcz spływa słonymi łzami.
Nieznany - to Orlę Polskie
z podwiązanymi skrzydłami.


*

Matkom - Polkom

Eurydyka nie tańczy,
Eurydyka zmęczona.
Końcem szala otula
pochylone ramiona.
Włosów siwych przybywa.
Spracowane ręce
z trudem ciągną żelazkiem
po dziecinnej sukience.
Nogi, nabrzmiałe bólem,
tysiącznymi krokami
przemierzają podłogi
daremnymi latami.

Eurydyka nie tańczy,
Eurydyka zmęczona.
Szal jest sprany, spłowiały,
na schylonych ramionach.

1989 r.


*

Memento

Miasta wydziedziczone
stoicie za moim progiem.
W dłoniach wysoko wzniesionych,
na tarczach Jagiellonowych,
aż po sam Tron Jasny, Boski
dźwigacie Orlęta Lwowskie
- że dzieci, poznaję po głosie.
Dźwigacie tych, co na Rossie ...
Wznosicie w dłoniach olbrzyma
zwłoki z Kołymy, Katynia,
z Auschwitzu, Off- i Stalagów
Z Archipelagu Gułagu ...

Miasta wydziedziczone,
stoicie za moim progiem.


*

Podróż do Itaki

W starym atlasie Romera
skryła się moja Itaka,
w szeleście mocnych dębów,
w wachlarzu skrzydeł ptaka.

Płynę moją pamięcią
- krainą Posejdona.
Woda Niemna jest gorzka
a woda Wilii słona.

Miasto siedmiu pagórków,
opasane lasami,
spływa w wąskie uliczki,
zamknięte zaułkami.

Białą szatą anioła
krzyże, srebrzyście lśniące,
górują ponad miastem,
poważne, wszechwiedzące.

A piękna Pani w perłach
Królowa Ostrej Bramy,
Spogląda na tłum klęczących,
najlepszej Matki oczami.

Rossa. Grobom poległych,
oświetlonych zniczami,
drzewa śpiewnie zawodzą
słowiczymi trelami.

W starym albumie Romera
skryła się moja Itaka,
w szeleście mocnych dębów,
w wachlarzu skrzydeł ptaka.

*

Stworzyłeś Panie
to drzewo,
z którego Krzyż
ociosany.
Przybiliśmy Cię Panie
do Niego
naszą niewiarą,
grzechami.
Miłość jest w Krwi
Najświętszej.
Miłość jest w każdej
Twej Ranie.
Konasz bezbronna Miłości
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Za trzy dni Zmartwychwstajesz w Chwale.


*

Ulica Śniegowa - Wilno

Uliczka wcale nie kręta,
nie wysadzona drzewami,
pięła się z trudem pod górę
pokryta "kocimi łbami".
Domy przy niej drewniane,
kryte papą lub gontem
zapraszają - gościnne -
ganeczkami od frontu.
Czas wymiótł tamtą uliczkę,
Dom Babci, zaczarowany,
razem z gruszami w ogrodzie
w mojej pamięci schowany.
W bielutkim paltociku,
zwinne, szczupłe, nieduże,
skacze moje - lat cztery -
w niebo odbite w kałuży.
Uliczkę wcale nie krętą,
nie wysadzaną drzewami,
wspominam z bardzo daleka
uśmiechem zmieszanym ze łzami.


*

Wiersz Oświęcimski

Transport nadjechał wieczorem,
do Auschwitz,
stacji docelowej.
Zmieszani między cywilami
my, Powstańcy Warszawy.
Mieliśmy ją w oczach,
więc trzeba przymknąć powieki.
Niech trupy ludzi i domów
mogą w nich zostać na wieki.
Jej długie włosy płonące
wcale się nie dopalały,
świeciły tak jak słońce -
poległym na polu chwały.
Stała na barykadzie
nieugięta, wspaniała,
w krwi, w pocie, w mazi, w brudzie.
Taką ją zapamiętałam.
Ihr seid polnische Schweine!
Ihr seid polnische Banditen!
Stoimy piątkami na rampie
a oczy w ziemię wbite.
A obok ściana ognia -
to ludzie żywi płoną
zwożeni na całopalenie
od Rodanu do Donu.

O Birkenau przeklęte,
o Birkenau szalone
ideą nienawiści
mordowałaś miliony.
Noro bestii okrutnej,
dla ciebie człowiek - wróg.
Prawdę o Tobie całą
zna tylko jeden Bóg.

I przyszło wyzwolenie
za sprawą Czerwonej Armii,
za bramę wyszły szkielety,
w niebo wzlecieli umarli.
Radość z przeżycia tak wielka,
że aż dech w piersi zapiera,
ale ze wschodu się toczy
nowej niewoli era.
Prawdę w kłamstwo się zmienia,
hasła, slogany, słowa,
zapełniając więzienia
rośnie R.P. Ludowa.
Tyran chce niewolników,
Tyran ręce zaciera,
chce upaństwowić myśli,
skomunizować sumienia.
Naród - Nie! - odpowiedział,
z grobów powstali zmarli
i dopomogli żywym,
atak tyrana odparli.
Przed nami droga daleka
i wiele trudów przed nami.
Mario! Królowo Nieba
zmiłuj się nad Polakami!
Użycz nam wytrwałości,
spraw by już krew nie płynęła,
daj jasną, spokojną przyszłość
Tej, co Nigdy Nie Zginęła.


*

Wiersz "siwy" (właściwie proza)

Uciekaliście z barykady
lisią ścieżką
bełkocząc:
szkielety karłów siedzą na niej okrakiem
i plują jadem i krwią
na ten jasny dzień wolności
za obcy kapitał.

Powiększaliście wasze nory,
sierść zająca
stała się kawiorem,
na piersiach wyrosły grzędy orderów,
przytulne gniazdka,
kryształowe klamki
i pyski zaklejone.

Uciekaliście z barykady,
a może nigdy Jej dla was nie było?


*

O wieży kościoła św. Jakuba na Pl. Narutowicza

Wieżo pseudoromańska
z ciemno czerwonej cegły!
Byłaś od lat dziecinnych
drogowskazem bezcennym.

Stąd blisko było do domu
a dom to słowo tak czyste,
że nic nie trzeba dodawać,
wszystko jest oczywiste.

W murach twego Kościoła
płakałam będąc dzieckiem,
nad ukwieconą trumną,
nad moim półsieroctwem.

Ty jak latarnia morska
wołająca okręty,
prowadziłaś mnie zewsząd
tam, gdzie próg domu czysty.

Byłaś na moim ślubie,
w wojennej szacie godowej.
Strzelałaś w powstańcze niebo -
ja obok, na Filtrowej.

Wieżo żałoby głuchej!
Byłaś na miasta pogrzebie.
Zginął ksiądz Salamucha -
On tak dobrze znał ciebie.

Ty Mekko moich marzeń
w oświęcimskim obozie!
Stawałaś na apelu
w deszczu, spiekocie, mrozie.

Potem powrót do ciebie,
wokół zgliszcza, ruiny.
U twych stóp kwitnące topole
- one pierwsze ożyły.

Wieżo dobrych nadziei!
Dom już odbudowany.
I znowu blisko ciebie
Myszki sercem ogrzany.

Skarbcu wspomnień - klejnotów
cennych jak kromka chleba.
Nie ma już mojej Myszeńki
i tego domu nie ma.

Kiedy i ja przeminę,
innych prowadząc wiernych,
trwać będziesz pseudoromańska
wieżo z czerwonej cegły.


*

Wiersz wileński

Wracają wspomnieniem lądy
szczęśliwego dzieciństwa,
gdzie dotyk Świętej Anny
i Góra stoi Trzykrzyska.
Obrazy takie wierne -
soczyste, z dobroci ciepłe
zielenią drzew w ogrodzie,
gruszkami na kredensie,
migotem gwiazd sierpniowych
na roziskrzonym niebie,
dzwonkami sani konnych
na polach puszystych śniegiem.
Dawnych bliskich wspominam,
czułam się wtedy bezpieczna.
- Ten ląd daleko odpłynął
w inny układ słoneczny.

*

Ziemio moja ojczysta,
Ziemio umiłowana!
Nikt Cię zmusić nie zdoła
do życia na kolanach.

Pokorniejesz w kościele.
Gardzisz knutem i batem.
Pszenicznym łanem się ścielesz
przed Boskim majestatem.

Ziemio krwią użyźniona
zaowocujesz obficie.
Ziemio nieustraszona,
droższa niż moje życie!


*

Modlitwa

Za świergot wróbli, żółty brzuszek sikorki, godnie kroczącą kawkę, śmigające jerzyki, rozkrzyczane sroki, wierność jaskółek, mądrość szpaków
Dziękuję Ci Panie...

Za trawę za oknem, którą zazieleniasz na wiosnę jednym pociągnięciem wilgotnego pędzla, szepczące, wrażliwe drzewa, niepokojące się na wietrze i za piękno kwiatów
Dziękuję Ci Panie...

Za deszcz i śnieg za oknem (Panie Ty wiesz, że jestem zmarźlakiem ale rozumiem, że ziemia musi odpoczywać)
Dziękuję Ci Panie...

Za psy i koty, i te zadbane i te bezpańskie.
Ufam, że w Przyszłym Świecie będą ptaki, drzewa, kwiaty i zwierzęta, bo w nich też jest cząstka Ciebie, Ty wszystko stworzyłeś
Dziękuję Ci Panie...

Za ludzi, z którymi wymieniam myśli, za Dobro, które mnie w nich dotyka; Za tych, którzy mnie potrzebują
Dziękuję Ci Panie...

Za wszystko....
Dziękuję Ci Panie...

1996 r.