To tak naprawdę nie tyle kropla adrenaliny, co recenzja książki, a oczywiście zadaniem recenzenta jest zwracanie uwagi na słabe punkty. Tekst był w Czasie Kultury Nr 6/02, tymczasem książka o ile wiem nadal jest w sprzedaży, w dodatku zdaje się być jednym z głównych źródeł informacji Polaków na temat Afganistanu. Poniżej kilka słów o tym, czego się czytelnik z tej książki nie dowie.
MIŁY NAWET PRZELOTNY DESZCZYKKsiążka Wojciecha Jagielskiego "CZEKAJĄC NA DESZCZ" ma ambicje nie należeć do działu 'fikcja literacka'. Co z tego wynika? Ano wynika z tego to, że pewne informacje nie powinny się tam pojawić. Nie powinna się na przykład pojawić informacja (na stronie 208), że Baburowi i jego potomkom nie udało się nigdy zdobyć Kabulu, bowiem Kabul był właśnie pierwszą stolicą Babura, stąd wyruszył on na podbój Indii, a jego potomkowie przez następne dwieście lat nie musieli tego miasta zdobywać, bo go wcale nie utracili. Nie powinna się pojawić (na tej samej stronie) informacja, że Szah Dżahan był synem Babura, skoro w rzeczywistości był jego praprawnukiem (równie dobrze możnaby napisać, że Zygmunt August był synem Jagiełły). Nie powinna się pojawić informacja (na stronie 243), że Ahmad Shah Durrani założył pierwsze i jedyne imperium Afgańskie, skoro paręset lat wcześniej wspomniany wyżej Babur wyruszając z Kabulu podbił Indie tworząc imperium Wielkich Mogołów, a jeszcze paręset lat wcześniej Mahmud z Ghazni władał połową Iranu i prawie całym współczenym Pakistanem. Nie powinna się pojawić informacja (na stronie 347), że Afganistan niepodległy jest od 1919 roku, skoro w innym miejscu jest informacja (słuszna) o tym, że Brytyjczykom nigdy nie udało się tego kraju podbić. Jeszcze parę innych, podobnie zabawnych informacji nie powinno się pojawić w książce, która ma ambicję nie być traktowaną jak fikcja literacka. No ale cóż, napisana jest przez dziennikarza, a dziennikarzom zdarza się podawanie informacji bez sprawdzenia ich prawdziwości w encyklopedii. Bo to przecież historia, a dziennikarzy interesuje współczesność. To jest jednak zarzut również pod adresem wydawcy. Jak rozumiem zadziałała tu niewidzialna ręka rynku: niechęć do wydawania pieniędzy na adjustację spowodowała wypuszczenie na rynek dóbr - powiedzmy sobie - niedoskonałych. Prawdą jest jednak (choć nie jest to usprawiedliwienie), że przytoczone powużej nieprawdziwe fakty (a także kilka innych, nieprzytoczonych) nie są kluczowe dla tej książki, że o co innego w niej chodzi. Książka ta nie jest również pracą egzaminacyjną. Co z tego wynika? Ano przede wszystkim to, że zbędne jest owijanie w bawełnę niewiedzy autora. Niestety, spore kawałki czyta się właśnie jak pracę studenta, który wie niewiele, ale pisać musi, wobec czego rozwadnia informacje posiadane do granic możliwości. Książka jest nierówna, obok rozdziałów zwięzłych i treściwych są rozdziały bardzo wodnite, te ostatnie poświęcone są osobom, których autor nie spotkał i o których stosunkowo niewiele wie, ale ponieważ są to postacie kluczowe - Mułła Omar i Osama bin Laden - rozdziały im poświęcone muszą być odpowiednio długie. Woda oczywicie też jest - ex definitione - nieistotna dla książki, ale chwilami chciałoby się, żeby było jej mniej (szczególnie, jeli się niby czeka na deszcz). Czy z tego wynika, że książka jest niewarta czytania? Nic dalszego od prawdy! Jak powiada chińskie przysłowie: nic co bez uszczerbku nie jest doskonałe. Doskonała ta książka może nie jest, ale jest niewątpliwie warta przeczytania. Dlaczego? Bowiem nieprawdą jest, że ważne rzeczy dzieją się tylko w Nowym Jorku, natomiast w górach Koh i Baba dzieją się rzeczy nieważne i niewarte tego, by o nich wiedzieć (tak gwoli informacji: Koh I Baba to największy masyw górski Afganistanu). Pewne niedawne wydarzenie w Nowym Jorku właśnie uświadomiło to światu niezwykle dobitnie. A książka Jagielskiego, mimo wszystkich braków, jest kopalnią wiedzy na temat Afganistanu, przede wszystkim jego zupełnie niedawnej sytuacji politycznej. Wielu kluczowych przywódców spotkał on osobicie i znakomicie ich charakteryzuje. Najwięcej miejsca powięca Massoudowi, i słusznie, Massoud bowiem (jak sądzę) winien być bohaterem narodowym nie tylko Afganistanu, ale także Polski. Jednakże niektórzy przywódcy zostali z niewiadomych powodów pominięci. Szczególnie kłujące w oczy jest pominięcie dwóch osób: króla Zahira Shaha oraz obecnego prezydenta Karzaja. Dlaczego króla kiedyś odsunięto od władzy i jaką rolę odegrać może dziś? I skąd się wziął ten Karzaj, który nagle został prezydentem? Jest jeszcze jedno pominięcie i jest ono poważniejszym mankamentem niż owe wpadki historyczne: nie dowiemy się z książki Jagielskiego praktycznie nic na temat obecnej sytuacji religijnej Afganistanu. Zważywszy, że wojna między Massoudem a talibami była w zasadzie wojną religijną, jest to poważny brak. Nie dowiemy się, jaką rolę w formowaniu ruchu talibów miały misje sekty wahhabitów, odrzucającej tradycyjną naukę muzułmańską i nie tolerującej innych - poza islamem - wyznań. Sekta ta jest dominująca w jednym tylko kraju, z którego za petrodolary jest eksportowana gdzie się tylko da; wahhabickie madrasy w Pakistanie i Czeczenii to wcale nie tradycyjny islam. Talibowie wysadzający posągi Buddów w muzułmańskim kraju, w którym przez tysiąclecie stały one nietknięte, wcale nie reprezentują tracycji. Warto właściwie wiedzieć, czy nie jest to fundowany za petrodolary sznur Lenina, na którym kto chce nas powiesić. Niestety, książka Jagielskiego milczy w tej materii. Jeszcze bardziej niestety książka milczy na temat drugiej strony medalu, czyli otwartego i tolerancyjnego nurtu w islamie. Ów nurt skupiony jest wokół sufich, a przede wszystkim wokół zakonu derwiszów Naqszbandi, którego twórcą był Chodża Bahauddin Naqszband. Nazwa Chodża Bahauddin pojawia się w książce kilkakrotnie jako nazwa wsi, natomiast nie pojawia się żadna informacja na temat roli derwiszów we współczenym Afganistanie. Mimo wszystkich mankamentów książka jest warta przeczytania. Napisana jest potoczyście, czyta się ją gładko. A wiedza na temat krajów takich jak Afganistan jest - wbrew pozorom - potrzebna. Książka Jagielskiego pomija wprawdzie parę kluczowych tematów, ale gdy się czeka na ulewę, mile widziany jest nawet i przelotny deszczyk. |