LinkExchange
LinkExchange Member

Z SZACONKIEM
SOHO LIVE FESTIVAL

11-14 Listopad 1996, Londyn, LA2

GRZEGORZ K KLUSKA
KORESPONDENCJA WLASNA Z LONDYNU

Artykul ukazal sie w Tylko Rock 03/1997

Soho nalezy w nocy do najbardziej zatloczonych miejsc w Londynie. Jezeli nie macie co ze soba zrobic po 23.00, kiedy to zamykaja puby, mozecie smialo udac sie w okolice Leicester Square czy Piccadilly Circus. Znajduje sie tam duzo klubow i kafejek otwartych czesto do wczesnych godzin rannych.

Sa jednak w Londynie takie miesiace,
jak Listopad, kiedy nawet tu jest nieco spokojniej.
Powodem jest m in mniejsza ilosc turystow, ktorzy oszczedzaja pieniadze na
Bozonarodzeniowe wakacje. Wtedy to nie pozostajenic innego, jak sztucznie napedzic
koniunktore. Przy wspoludziale BBC Radio1 zorganizowany zostal wiec czterodniowy festiwal Soho Live. Oprocz koncertow, transmitowanych na zywo, zorganizowano roznego rodzaju sympozja i spotkania, na ktorych mozna bylo sie dowiedziec jak dziala przemysl muzyczny.
Kazdego dnia w niewielkiej sali London Astoria 2 wystepowalo trzech wykonawcow. Program byl dostosowane scisle do potrzeb transmisji radiowych. Kazdy zespol mial wiec dla siebie okolo 20-30 minut na scenie.

PONIEDZIALEK

Babybird nalezy do grona zespolow, ktorych piosenki znajduja sie obecnie na tzw playlistach niemal wszystkich brytyjskich rozglosni radiowych. Na przelomie pazdziernika i listopada ukazal sie ich debiutancki LP Ugly Beautiful. No moze nie do konca debiutancki, poniewaz Steven Jones nagral do tej pory na czterosciezkowcu i wydal za posrednictwem wlasnej firmy, cztery LP sygnowane nazwa Babybird. Ugly Beautiful stanowi wiec w wiekszosci powtorke, nagrana tym razem w pelnym, piecio osobowym skladzie. Kwintet rozpoczal od Too Handsome To Be Homless opartego na smutnych brzmieniach instrumentow klawiszowych. Powialo chlodem. Atmosfere rozladowal, taneczny Goodnight. Do klawiszy dolaczyla tu gitara zagrana w troche policyjnym stylu Andy Summersa. Gdy sie slucha wokalu Jonesa, trudno sie nie oprzec porownaniom z Timem Boothem z James. Brzmienie Babybird przypomina rowniez nieco Jamesa z plyty Seven. Nastrojowy Dead Bird Sings lider zaspiewal troche jak Bono. W July bylo cos z The Cure. Wreszcie nadszedl moment na hit prosto z list przebojow -You're Gorgeus. Pozniej kolejna ballada z Ugly Beautiful - Bad Shave. Wreszcie na koniec, w Cornershop Babybird zrobili troche halasu, na przesterowanej gitarze. Bowiem w wiekszosci piosenek, gitarzysta wykorzystywal czyste, naturalne brzmienie instrumentu, ktore uzupelnialy delikatne klawisze. Nie jest to jednak wada. Melodyjnych piosenek Babybird slucha sie doprawdy z duza przyjemnoscia. Kolejny zespol zapowiedziano, jako jeden z najciekawszych tegorocznych debiutow. Geneva to pieciu Szkotow z Aberdeen. Grupa nie ma jeszcze na swym koncie LP, ale jak slychac bylo z zapowiedzi, mass media traktuja ich tworczosc bardzo przychylnie.
Nie jestem pewien, czy genewiacy zasluguja na tak duzy kredyt zaufania. Pierwszy utwor Into The Blue to nic innego jak kolejna kopia The Smiths. Trzeba jednak z szacunkiem dodac, ze gitarzysta Steven Dora to najlepszy wsrod mlodych muzykow odtworca gitarowego stylu, wymyslonego przez Marra. Tranquilliser byl z kolei mieszanka Kowalskich i Suede. Zbiegiem okolicznosci Geneva podpisala kontrakt z Nude, dla ktorej nagrywa rowniez Suede. Troche "butlerowego" grania bylo w No One Speaks. To utwor z ich pierwszego singla, wydanego na poczatku pazdziernika. Poczatek Feather to prawie tak jak by sie sluchalo gitarowego wstepu z Don't Dream It's Over Crowded House. Dalej, z wyjatkiem fragmentu w stylu Radiohead muzycy zagrali z odrobina wlasnej inwencji. Swoj wystep genewiacy zakonczyli piosenka Nietche's Word. Specjalnie na koniec postanowilem napisac cos na temat wokalisty.. Dlaczego ? Otoz, nikt po prostu nie spiewa tak jak Andrew Montgomery. Facet moglby byc spokojnie liderem Poznanskich Slowikow. W rezultacie brzmi to jakby David McAlmont lub Jimmy Sommerville probowali nasladowac maniere wokalna Morrisseya. Dziwna mieszanka, ale moze na tym bedzie wlasny styl grupy Geneva. Pozostaje tylko cierpliwie czekac na duza plyte zespolu.

Gwiazda poniedzialkowego wieczoru byl duet John Parish And Polly Jean Harvey. Dawno juz nie sluchalem na zywo tak zakreconej muzyki. W jednym z wywiadow Parish przyznal, ze oprocz Harvey nie ma nikogo, kto potrafilby zaspiewac to co skomponowal. To prawda. W pewnych utworach wydaje sie wrecz niemozliwe zaspiewanie jakiejkolwiek linii melodycznej, do pelnego polamanych rytmow i gitarowych dysonansow muzycznego piekla.
Zaczelo sie spokojnie, od blusowatego Rope Bridge Crossing. Nastepnie byl City Of No Sun, z refrenem, w ktorym Polly zaspiewala prawie jak Kate Bush. Dalej bylo glosno i rockowo, z przerwami na troche bardziej romantyczne utwory, jak Un Cercle Autor Du Soleil czy Is That All There Is ?. Parish i Polly Jean Harvey zagrali prawie wszystkie utwory z plyty Dance Hall at Louse Point. Piosenki pozbawione studyjnej produkcji zabrzmialy mniej eksperymentalnie. Na plus trzeba zaliczyc przymusowe zatrudnienie towarzyszacych muzykow. Pomimo, ze John Parish uporal sie w studiu z nagraniem basu i perkusji, to nie ma to jak rasowy basmen i bebniarz. A musze dodac, ze tego wieczora za zestawem perkusyjnym zasiadl mistrz ciosu -Rob Ellis, kiedys zwiazany z PJ Harvey. Klasa dla siebie byl Parish, obstawiony roznego rodzaju gitarowymi efektami. Nie nalezy on do gitarowych wymiataczy, ale potrafi umiejetnie wykorzystac mozliwosci jakie niesie ze soba technika.

WTOREK

Amerykanie z Fun Lovin Criminals zaprezentowali ciekawa mieszanke hip-hopu, rocka i ... bluesa. To wypadkowa zainteresowan muzykow, ktorym udalo sie polaczyc tradycje z nowoczesna technika. Tworzacy klasyczny rockowy sklad - Huey, Fast i Steve, wspomagani byli przez komputery, odgrywajace zaleznie od potrzeb role innych instrumentow. To pozostalosc z czasow, kiedy to dwaj ostatni grali razem techno.Fun Lovin Criminals are grejt!
Jezeli w przypadku Parisha i Harvey mozna powiedziec, ze koncert byl inny niz plyta, ale rownie dobry - to w przypadku Kryminalistow jest troche inaczej. Ich wystep na zywo byl o niebo lepszy od ich dbiutanckiego Come Find Yourself. Po prostu zagrali wszystko z rockowym czadem. Na poczatek bylo Bombin' The L z trzema akordami zapozyczonymi ze Smoke On The Water. Dalej Smoke 'Em, w ktorym o swoich blusowych zainteresowaniach dal znac Huey. W trakcie utworu zaprezentowal troche zagrywek w stylu Claptona, a na koniec wymiotl ogniste solo przy jazzowym akompaniamencie Fasta na pianinie Fendera. Rewelacyjnie wypadl napisany do spolki z Quentinem Tarantino Scooby Snacks. Zespol pozbawil go studyjnej miekkosci i zagral prawie hard rockowo. Ponownie w I Can't Get With That blysnal swym gitarowym talentem Huey. W The Grave And The Constant, w ktorym trio nawiazuje do tworczosci Sly & The Family Stone, Fast zagral na trabce. Fun Lovin' Criminal Huey zaczal od zagrywki w stylu Hendrixa, a Fast zagral tu na kolejnym instrumencie - harmonijce ustnej. Swoj wystep zakonczyli lekko fankowym King Of New York. Zdecydowanie polecam na przyszlosc.
Nie moge tego natomiast powiedziec o Mansun. Kwartet powstal w Manchester w marcu 1995. Ma w swym dorobku trzy EP-ki. Grupa stara sie mieszac wszystkie mozliwe style rockowe. Mozna bylo wiec uslyszec troche Yes i Genesis, troche The Cult i U2 oraz troche maniery Rottena w glosie Paula Drapera. Zespol zagral swoje najwieksze "przeboje" - Take It Easy Chicken, Flourella. Muzycy maja szczescie, ze podpisali kotrakt z Parlophone, ktory ma duzo pieniedzy na promocje. Przez jakis wiec czas trzeba bedzie sie przyzwyczaic do obecnosci Mansuna w radio i TV. Miejmy nadzieje, ze to nie potrwa za dlugo, gdyz zespol nie nalezy do najciekawszych.
Ozdoba wtorkowego wieczoru byl Super Furry Animals. Walijczycy zaczeli od clashowego Frisbee. Nastepnie zaspiewali o przemytniku narkotykow w Hangin' With Howard Marks. Inna piosenka, ktorej tekst oparty byl na autentyczej historii byl Hometown Unicorn. Opowiesc o chlopcu z Francji, ktory w 1979 roku, jak wiele osob wierzy, byl przez kilka dni wieziony przez przybyszow z kosmosu. Tak naprawde, to nie wiem dlaczego Super Furry Animals.zyskali sobie calkiem duza popularnosc w Wielkiej Brytanii. W LA2 brzmieli zupelnie nijako. Ot, troche przesterowanych gitar i troche nieprzemyslanych halasow uzyskanych za pomoca instrumentow klawiszowych. W sumie z dziesieciu numerow, ktore zagrali na uwage zasluguja jedynie If You Don't Want Me To Destroy You i Something For The Weekend. Pozostaje sie tylko uzbroic w cierpliwosc. Kontrakt z Creation przewiduje bowiem wydanie jeszcze pieciu plyt.

SRODA

Po dosyc mizernym wtorku, sroda zaczela sie od znakomitego wystepu Divine Comedy. Choc zespol istnieje od kilku lat i nagral dwie duze plyty, to dopiero tegoroczny Casanova sprawil, ze o zespole zrobilo sie glosno. Przyczyna jest prosta. Muzyka i teksty jakie pisze lider Neil Hannen Neil Hannon from NMEzdecydowanie wyrozniaja sie wsrod zalewu gitarowych zespolow, nasladujacych The Smiths, czy The Beatles. W LA2 Divine Comedy zostali powitani wrecz entuzjastycznie. Zaczeli od Something For The Weekend. Takiej, troche tanecznej wersji Tindersticks, zagranej przy uzyciu gitar akustycznych i elektrycznych, instrumentow klawiszowych i pianina, odgrywajacego bardzo istotna role przy aranzacji utworow. Becoming More Than A Life byl zywiolowa dawka czegos, co w ich wykonaniu mozna umownie nazwac rokendrolem. Skrzyzowanie Brechta i Doorsow uslyszelismy w balladzie Middle-Class Heroes. Natomiast Burta Bucharacha i Joe Dassina (!!!) w Woman Of The World. Na zakonczenie byl najwiekszy przeboj - The Frog Princess.

My Puppet Pal zesolu Tiger w okresie, kiedy odbywal sie festiwal nalezal do piosenek zawziecie lansowanych w angielskim radio. Zgoda, mozna sie do tego przyzwyczaic. Ale reszta kawalkow z ich najnowszego LP jest raczej watpliwej jakosci. Odgrzewanie starych punkrockowych schematow nie zawsze bywa udane. Na szczescie Tiger gral krotko, jakby wyczuwajac bijacy od publicznosci chlod i niechec do sluchania ich "przebojow".

Kolejnego wykonawce w przedkoncertowych reklamach przedstawiano jako Very Special Guests. Jak niespodzianka i prezent, to wiadomo, ze musi sie to obdarowywanemu podobac. Takim pewniakiem w Wielkiej Brytanii jest bez watpienia Gene. Publicznosc przyjela ich bardzo goraco. Zespol oprocz piosenek znanych z Olympian zagral kilka nowych kompozycji. Stylowo nie odbiegaja one od tego, do czego przyzwyczaili nas Rossiter i spolka. W aranzacjach nowych utworow wieksza role odgrywa jednak brzmienie organ i pianina. Na przyklad konczacy koncert Drawn To The Deep Water zaspiewany byl wylacznie przy akompaniamencie fortepianu. W innych nowosciach, takich jak We Could Be Kings czy Speak To Me Someone, znalazlo sie miejsce na krotkie fortepianowe improwizacje. Rewelacyjnie wypadl zagrany w tempie walca, z akompaniamentem gitary akustycznej i organ Why I Was Born. Ballada ozdobiona zostala krotkim solem pianina oraz na poczatku delikatna, a po chwili ostra, sfuzowana solowka gitarowa. Dla podkreslenia, ze Gene to zespol rockowy, muzycy zagrali niemal hard rockowo Lefthanded, a gitarzysta okrasil We Could Be Kings i Be My Light, Be My Guide rockowymi solami. Gdybyz tylko muzycy Gene mieli tak niewyparzone GEMBY jak bracia Galllagherowie, mogliby byc naprawde krolami. Posiadaja ku temu wszelkie atuty - charyzmatycznego wokaliste, swietnego gitarzyste, wlasny styl i talent do tworzenia znakomitych kompozycji.

CZWARTEK

Dla Imperial Teen Soho Live byl okazja do promocji ich debiutanckiego longplaya Seasick. Muzycy Imperial Teen podobnie jak ich koledzy z Tiger, nie grzesza kopozytorrskim talentem. W ich muzyce uslyszec mozna wplywy takich wykonawcow jak Velvet Underground, Chumbawamba czy Nirvana. sposrod szesciu piosenek, zdecydowanie wyrozniala sie You're One. To jeden z niewielu utworow charakteryzujacych sie ciekawsza linia melodyczna.

O 3 Colours Red wyrazalem sie dosyc niepochlebnie przy okazji ich wystepu w Finsbury Park podczas Fillthy Lucre Tour. Po koncercie w LA2, pragne odwolac wiekszosc zarzutow skierowanych pod adresem zespolu. W czwartkowy wieczor wypadli o wiele lepiej niz w lipcu. Byc moze wplyw na to miala minimalna zmiana repertuaru. Trojkolorowi zaczeli od przypominajacego prace sieczkarni Nerve Gas. Dalej byly nie mniej dynamiczne Pure i This Is My Hollywood z ich pierwszego singla nagranego dla Creation. Kolejny czad to Nuclear Holiday z najnowszej malej plyty. Zespol zwolnil troche tempo podczas Copper Girl, aby zakonczyc nastepnymi czadami Mental Blocks i Hate Slick. 3 Colours Red wyraznie w warstwie muzycznej nawiazuja ostatnio do osiagniec The Wildhearts. Nie jest to jednak zrzut skierowany pod ich adresem. W brytyjskim melodyjnym rocku lat dziewiecdziesiatych brakowalo bowiem troche odpowiednikow Slade czy The Sweet.

Gwiazda ostatniego dnia festiwalu byli The Presidents Of The United States Of America. Zapowiedz konferansjera - Yes, it's coming home, punk rock's coming home, sugerowala, ze bedziemy mieli do czynienia z kolenym wykonawca zafascynowanym Sex Pistols. Mi osobiscie muzyka Prezydentow kojarzy sie bardziej z dynamicznym wydaniem The Blues Brothers. Dajo niezle czadu

Zespol zaczal ostro od Kick Out The James. Nastepnie byly dwie kompozycje z najnowszego LP - Lunatic To Love i Volcano. Te piosenki swym stylem nie odbiegaly od kolejnych znanych hitow Dune Buggy, Naked And Famous i Lump z The Presidents Of The United States Of America - One. Chris Ballew, Dave Dederer i Jason Finn nadal graja zywiolowego, przebojowego rockendrolla. Muzycy nie probuja niczego komplikowac. Na pewno w komponowaniu prostych numerow pomagaja im dziwne gitary, w ktorych z zalozenia brakuje po kilka strun. Ludzie bawili sie Gromy rekendrola!swietnie przy kolejnych nowych utworach, Twig In The Wind, Mach 5 z chwila na wytchnienie podczas jednego z niewielu wolnych numerow Feather Pluckn. Koncowka, w postaci Bug City, Tiki God, Toob Amplifier oraz Peaches porwala do tanca nawet najbardziej opornych.

Mniej wiecej w tym samym okresie w 1995 roku Radio 1 zorganizowalo podobna impreze. Camden Live miala na celu przedstawienie nowych wykonawcow i propagacje londynskiej dzielnicy Camden. Soho Live stal na znacznie wyzszym poziomie artystycznym. O dziwo, najciekawiej wypadli przybysze zza Oceanu - Fun Lovin Criminals i The Presidents Of The United States Of America. Nawiasem mowiac, gdy tak sobie slucham niektorych brytyjskich zespolow, nie moge sie oprzec wrazeniu, ze tak sie juz kiedys gralo. I to gdzie. W Polsce, gdzies w polowie lat osiemdziesiatych. Posluchajcie czy Cast nie brzmi czasem jak Oddzial Zamkniety. Przekonajcie sie, ze "Inzynier" z Bielizny Goeringa juz kilkanascie lat temu spiewal tak jak Martin Rossiter. A z kolei Robert Sadowski w 1985 roku w Jarocinie, wtedy jeszcze w Madame, gral na gitarze brzmiacej jak gitara Chada z Mansun. Z calym szaconkiem dla brytyjskiego rocka, ale ...

P.S.
Mozecie mnie spotkac w sieci pod adresem: greg-k@dircon.co.uk
by Grzegorz K Kluska


PRZESZUKAJ STRONY AMP

   Search this site                 powered by FreeFind
 

since 11-06-97

TOP of thE pAge

Enter your e-mail address to receive e-mail when this page is updated.
Your Internet e-mail address:

LAST UPDATE: