Minęła kolejna rocznica postawienia w Polsce pierwszego pomnika Jana Piotra Drugiego. Postanowilismy i my zbudować mały pomniczek, ale żeby się nie powtarzać nasz pomniczek przedstawia obecny wygląd Jana Piotra Drugiego. Oto on.



 Ubierz Jezusa w ubranko !



Gdy sztorm się rozszalał, kapitan uświadomił sobie, że statek szybko tonie.
Wykrzyknął, "Czy ktoś tutaj potrafi się modlić?"
Jeden człowiek wysunął się naprzód. "Tak, kapitanie, ja potrafię."
"Dobrze", powiedział kapitan, "ty się módl podczas gdy reszta z nas wkłada kamizelki ratunkowe - mamy o jedną za mało."


Tatuś Jezusa

Jezus jak zwykle obszedł niebo gdy zauważył, siwego z białymi włosami i
zmarszczkami staruszka siedzącego w rogu i wyglądającego na bardzo
strapionego. Następnego tygodnia zaniepokoił się gdy znowy zobaczył
strapionego staruszka i tydzień potem podszedł porozmawiać z nim.

"Słuchaj no, staruszku", powiedział Jezus łagodnie, "to jest niebo.
Słońce świeci, masz wszystko co mógłbyś potrzebować do jedzenia, wszystkie
instrumenty, na których mógłbyś chcieć grać - powinieneś doświadczać
rozkosze szczęścia! Co jest nie w porządku?"

"Aa," powiedział staruszek, "widzisz, byłem cieślą na ziemi i pewnego
dnia straciłem mojego jedynego ukochanego syna w młodym wieku. I tutaj w
niebie miałem nadzieję większą niż cokolwiek innego, że go odnajdę."
"A jak on wyglądał ?"
"No... miał dziury w rękach i w nogach".
Łzy pociekły z oczu Jezusa. "OJCZE !" wykrzyknął.
Stary człowiek zerwał się na nogi, wybuchnął łzami i wzruszony
powiedział "PINOKIO !"


Bóg zmęczony stwarzaniem postanowił pojechać na wczasy.
Gdzie by tu pojechać. Wszędzie już byłem. - zastanawia się.
Może na ziemię. Taka ładna. - doradza św. Piotr.
Tylko nie na ziemię, tylko nie na ziemię ! - krzyczy przerażony bóg.
Dlaczego ? - odpowiada zdziwiony Piotr.
Ja już tam byłem na wczasach. Jebnąłem tam jakąś ździrę,
jakieś dwa tysiące lat temu i teraz jeszcze o tym mówią !



Na lekcji religii siostra Maria pyta klasę: "Jaka część ciała idzie do
nieba pierwsza ?"
Z tyłu klasy łobuz Józek macha ręką jak szalony, ale siostra Maria,
spodziewając się złej odpowiedzi, zwraca się do innego
 dziecka. "Tak, Zuziu ?"
"Serce idzie do nieba pierwsze ponieważ tam mieszka miłość boża."
"Doskonale" mówi siostra Maria "a ty Irenko ?"
"Dusza, siostro Mario, ponieważ to jest ta część która żyje po śmierci."
"Bardzo dobrze Irenko" mówi siostra Maria i widzi że Józek wciąż
wymachuje ręką z desperacją.
"No dobrze Józiu, a co ty sądzisz ?"
"Stopy idą pierwsze siostro, stopy !"
"To dziwna odpowiedź Józiu. A dlaczego stopy ?"
Józiu odpowiada "bo widziałem mamę z nogami wysoko uniesionymi gdy
krzyczała, boże, dochodzę, dochodzę !"



Różnica między psami i kotami

pies myśli: hej, ci ludzie z którymi mieszkam, kochają mnie, dostarczają mi przyjemny ciepły suchy dom, wypieszczają mnie i dobrze się mną opiekują...Oni muszą być bogami!

kot myśli: hej, ci ludzie z którymi mieszkam, kochają mnie, dostarczają mi przyjemny ciepły suchy dom, wypieszczają mnie i dobrze się mną opiekują...Ja muszę być bogiem!


 Jak stać się "dobrym" chrześcijaninem
w dwudziestu prostych krokach

1. Wyznaj wszystkim swoim przyjaciołom, kolegom i przywódcom kościelnym, że kochasz Jezusa i chcesz stać się Jego niewolnikiem i że poświęcisz Mu swoje życie. Nie ma znaczenia, czy w to wierzysz czy nie. Po prostu mówienie tego zmieni ciebie na styl chrześcijański.

2. Wstąp do kościoła, ochrzcij się i przypisz swoje zainteresowanie religią kapłanowi lub księdzu. Wpatruj się, pełen czci, w jego oczy gdy on będzie wypowiadać swoje dogmaty o naturze boga. Wzdychanie co jakiś czas, lub ocieranie łez zagwarantuje ci twoje oddanie. Jeżeli wstąpisz do kościoła reformowanego, upadnij na podłogę, potrząsaj ciałem, podnieś obie ręce i krzycz: Jeee-zuuu  ! NIGDY nie poruszaj przy twoim księdzu tematu wykorzystywania seksualnego, bez względu na to ile chłopców lub dziewcząt mógł on skłonić do seksu.

3. W każdą niedzielę wkładaj dużą sumę PIENIĘDZY do kościelnego koszyka na PIENIĄDZE. Zrób to tak, żeby każdy z obecnych widział jak dajesz PIENIĄDZE.

4. Gdy rozmawisz ze swoim księdzem i religijnymi przyjaciółmi, od czasu do czasu porównaj to co oni powiedzieli z tym co powiedział Jezus. To zrobi na nich wrażenie i będą ciebie bardziej podziwiać.

5. Czytaj biblię, ale ignoruj okrucieństwa i koncentruj się tylko na tym co wydaje ci się "dobre". Na przykład opuszczaj te części, gdzie bóg zabija pierworodnych, kobiety w ciąży itp. a zwracaj uwagę tylko na takie wersty jak "bóg jest miłością". To tak jak branie cukru razem z gorzkim lekarstwem, ale wyda się to dobre a właśnie to się liczy.

6. Naucz się kilku podstawowych słów hebrajskich i gdy tylko uczestniczysz w dyskusji religijnej, wspominaj je w kontekście ich oryginalnego znaczenia i w porównaniu z ich polską wersją. To zrobi wrażenie na innych, że znasz biblię, nawet jeśli nie masz zielonego pojęcia o teologii.

7. Ufaj wierze i wierz w przesądy biblijne, nie zwracając uwagę na to, jak głupie mogą się wydawać. Tak, nawet w te części które mówią o mówiącym ośle, jednorożcu i spacerze po wodzie. Nawet jeśli uważasz te rzeczy za nieprawdziwe, udawaj że w nie wierzysz. Nikt nie dostrzeże różnicy.

8. Porzuć całkowicie rozum i krytyczne myślenie. To jest konieczne. Nie możesz być dobrym chrześcijaninem, jeśli kwestionujesz biblię kierując się rozumem lub sceptycyzmem.

9. Uśmiechaj się dużo do każdego którego widzisz. Mów im, że ich kochasz, nawet jeśli jesteś przesiąknięty nienawiścią do nich. Musisz udawać za wszelką cenę, że kochasz swoich najgorszych wrogów, nawet jeśli to ich w końcu wykończy.

10. Próbuj nawrócić swoich niewierzących przyjaciół. Zrób z siebie głupca na punkcie doprowadzenia ich do wściekłości. Pamiętaj, żebyś ciągle się uśmiechał i mów jak bardzo ich kochasz. To wzmoże ich gniew a ciebie sprawi w pełni usatysfakcjonowanym. Jeśli oni się upierają, twierdź że są w zmowie z szatanem i tylko wiara w Jezusa może ich uwolnić (pamietaj żebyś ciągle się uśmiechał).

11. Jeśli ktoś pokaże rozsądne argumenty przeciw chrześcijaństwu, po prostu zaprzeczaj. Powiedz, że ich kuszenie tylko wzmaga twoją wiarę. Nigdy nie przyznawaj im racji.

12. Jeśli twoi przeciwnicy zacytują werset z biblii, który zaprzecza twojemu zdaniu, powiedz po prostu, że go wyrwali z kontekstu. Taktyka "wyrwane z kontekstu" wyciągnie cię z wielu trudnych sytuacji i sprawi że będzie się wydawać, że faktycznie rozumiesz kontekst właściwie, gdy faktycznie nie rozumiesz.

13. Módl się. Koniecznie módl się nie tylko w kościele ale w parkach publicznych, szkołach, bibliotekach i gdy odwiedzasz przyjaciół i krewnych. Modlenie się na głos jest pewnym sposobem by przekonać innych o swoim chrześcijaństwie.

14. Reklamuj się ze swoim chrześcijaństwem. Przykłady: noś symbole religijne takie jak krzyż; zawsze miej pod ręką biblię; umieść znak ryby na swoim samochodzie; umiesc dzieciątko Jezus na trawniku przed domem; plastikowego Jezusa w samochodzie. Często się żegnaj.

15. Noś konserwatywne ubrania. Dla najlepszego efektu: mężczyźni powinni nosić białe koszule i ciemne spodnie.  Marynarki powinny być błękitne. Kobiety powinny nosić długie sukienki i woalki. Uczesanie powinno być proste. Starsze panie powinny farbować włosy na błękitno. NIGDY nie próbuj wyglądać seksownie. Kobiety nigdy nie powinny pokazywać piersi. Mężczyźni nie powinni nigdy pokazywać genitalii.

16. Zawrzyj związek małżeński i wychowaj rodzinę. Im większa tym lepsza. Jeśli jesteś niepłodny, zaadoptuj. Ucz wartości rodzinnych. Jeśli oszukujesz małżonka nigdy nie wyjaw mu tego. Nigdy nie bierz rozwodu, niezależne od tego jak źle się oboje czujecie.

17.  W czasie odbywania stosunku seksualnego, daj znać, że robisz to dla Chrystusa (nie mam na myśli wykrzykiwania imienia "Jezus" w czasie odczuwania podniecenia). Myśl o Jezusie gdy dojdziesz do orgazmu. Po stosunku, zamiast zapalić papierosa, dyskutuj prace dziewiczego Jezusa.

18.  Jeśli jakakolwiek siła zagraża twojemu chrześcijaństwu, zrób tak, żeby twoja pozycja polityczna skierowała się ku zniszczeniu tego zagrożenia (zawsze poprzez miłość, oczywiście). Jeśli zagrożenie pochodzi z innego kraju, popieraj wojsko, żeby zwalczyło wroga (oczywiście  zawsze poprzez miłość). Jeśli zagrożenie pochodzi z twojego własnego kraju, popieraj propozycje zmiany konstytucji, tak, by twoja chrześcijańska pozycja dominowała, albo łam konstytucję.

19.  Jeśli szczęśliwym trafem dojdziesz do władzy, użyj swoich przekonań religijnych dla kierowania się swoimi działaniami. Nie ma znaczenia ilu wrogów zabijesz czy też kto straci wolność, o ile twój osąd jest oparty na biblii, staniesz się chrześcijaninem historii.

20. Najważniejsze ze wszystkiego: Rozdaj wszystkie swoje rzeczy. Biblia mówi żebyś dał wszystko co masz każdemu, kto o to prosi (Łukasz 6:30). Czy mogę zaproponować na przykład, żebyś dał mnie wszystkie swoje pieniądze? Oficjalnie proszę żebyś dał mi WSZYSTKIE swoje PIENIĄDZE. Ostrzeżenie: Jeśli tego nie zrobisz, nie posłuchasz bezpośredniego polecenia Jezusa. Jeśli jednak posłuchasz jego polecenia, to ci zapewni chrześcijańską pozycję i zdobędziesz mój największy szacunek i respekt.

Jeśli zrobisz tak jak tu zostało wymienione (szczególnie punkt 20), to zostaniesz prawdziwym chrześcijaninem.
 
 
 
 


Heretyk

Przechodziłem przez most pewnego dnia, i zobaczyłem człowieka stojącego na krawędzi, który miał zamiar wyskoczyć, więc podbiegłem i powiedziałem, "Zatrzymaj się! Nie rób tego!"
"A to dlaczego?" odpowiedział.
"No, jest tyle rzeczy dla których warto żyć", odparłem.
"Jakie na przykład?"
"Hm, jesteś religijny czy ateista ?"
"Religijny", odpowiedział.
"Ja też! Jesteś chrześcijaninem czy buddystą?"
"Chrześcijaninem"
"Ja też! Jesteś katolikiem czy protestantem?"
"Protestantem"
"Ja też! Jesteś episkopalianem czy baptystą?"
"Baptystą"
"O la la! Ja też! Jesteś baptystą z Kościoła Boga czy baptystą z Kościoła Pana ?"
"Baptystą z Kościoła Boga"
"Ja też! Czy jesteś pierwotnym baptystą z Kościoła Boga czy reformowanym baptystą z Kościoła Boga?"
"Reformowanym baptystą z Kościoła Boga"
"Ja też! Czy jesteś reformowanym baptystą z Kościoła Boga, reformacja z 1879 roku, czy reformowanym baptystą z Kościoła Boga, reformacja z 1915 roku ?"
"Reformowanym baptystą z Kościoła Boga, reformacja z 1915 roku", odpowiedział.
Na to ja powiedziałem "Giń heretyku, skurczybyku!" i wypchnąłem go przez barierkę.


Ankieta boga w sprawie jakości usług

Bóg chciałaby wam podziękować za waszą wiarę i poparcie. Żeby lepiej służyć waszym potrzebom, prosi ona żebyście poświęcili kilka chwil by odpowiedzieć na te pytania.

Pamiętaj, że twoje odpowiedzi będą poufne i że nie potrzebujesz ukrywać swojego nazwiska i adresu nawet jeśli wolisz bezpośrednią odpowiedź na swoje komentarze i uwagi.

1. Jak dowiedziałeś się o bogu?

           _z gazety                          _z innej książki
           _z telewizji                       _z Boskiej Inspiracji
           _z ustnego przekazu        _z przeżyć bliskich śmierci
           _z biblii                             _z innego źródła
           _z tory                                   (określ dokładnie)__________

2. Czy używasz obecnie innych źródeł natchnienia oprócz boga? Zaznacz wszystkie pozycje które odpowiadają.

           _wróżba                                   _loteria
          _horoskop                                _telewizja
          _ciasteczka z wróżbami          _Tadeusz Rydzyk
          _książki z poradami                 _seks
          _biorytmy                                _alkohol i narkotyki
          _mantry                                   _inne:____________
          _polisy ubezpieczeniowe       _żadne
 

3. Bóg stosuje ograniczony stopień Boskiej Interwencji dla ochrony wyważonego poziomu odczuwanej obecności i ślepej wiary. Zaznacz kółkiem które wybierasz?

              a.  Więcej Boskiej Interwencji
              b.  Mniej Boskiej Interwencji
              c.   Aktualny poziom Boskiej Interwencji jest akurat dobry
              d.   Nie wiem

4.  Bóg także usiłuje utrzymywać wyważony poziom nieszczęść i cudów. Określ proszę na skali od 1 do 5 w jaki sposób się za to zabiera (1-niezadowalający, 5-doskonały)

               a. Nieszczęścia (powódź, głód,
                       trzęsienie ziemi, wojna)             1   2   3   4   5

               b. Cudy (uratowanie ludzi, spontaniczne
                         zatrzymanie choroby)              1   2   3   4   5

5. Czy masz jakieś dodatkowe uwagi lub propozycje poprawienia jakości usług boga? (W razie potrzeby dołącz dodatkową kartkę): _____________________________________________
_________________________________________________________________________
__________________________________________________________________________
 


Dlaczego bóg nigdy nie dostał doktoratu

1. Miał tylko jedną większą publikację.

2. Była napisana po aramejsku, nie po angielsku.

3. Nie miała odnośników.

4. Nie została nawet opublikowana w magazynie naukowym.

5. Są poważne wątpliwości co do tego czy sam ją napisał.

6. To może być prawda że stworzył świat ale co zrobił od tamtej pory ?

7. Jego działania niosące pomoc były dosyć ograniczone.

8. Społeczeństwo naukowe miało trudność w odtworzeniu jego doświadczenia.

9. Niezgodnie z prawem wykonywał doświadczenia nie tylko na zwierzętach, ale i na ludziach.

10. Gdy jeden z eksperymentów źle poszedł, usiłował to zatuszować przez utopienie przedmiotu doświadczenia.

11. Gdy przedmioty doświadczenia nie zachowywały się zgodnie z oczekiwaniami, usuwał je z próbki.

12. Rzadko przychodził na zajęcia, a tylko mówił studentom, żeby poczytali książkę.

13. Niektórzy mówią, że kazał swojemu synowi wykładać na lekcjach.

14. Wydalił swoich dwóch pierwszych studentów.

15. Chociaż było tylko dziesięć wymagań, większość ze studentów oblewała na testach.

16. Jego godziny urzędowania były rzadkie i zwykle odbywały się na szczytach gór.
 
 


Witamy w piekle




Facet umiera i odzyskuje przytomność stwierdzając że jest w piekle. Jest naprawdę przygnębiony stojąc w kolejce w oczekiwaniu na rozmowę z urzędnikiem który wpuszcza do środka.

Myśli sobie "wiem że wiodłem dzikie życie, ale nie byłem taki zły. Nigdy nie sądziłem że do tego dojdzie". Widzi że nadchodzi jego kolej na przyjęcie do piekła. Ze strachem i ciężkim sercem zbliża się do urzędnika.

Urzędnik: Co ci jest, wyglądasz na przygnębionego ?

Facet: A co myślisz? Jestem w piekle.

Urzędnik: Piekło nie jest takie złe, faktycznie nieźle się tu bawimy. Lubisz popić?

Facet: Pewnie, że lubię popić.

Urzędnik: No, wygląda na to że spodobają ci się poniedziałki. W poniedziałki pijemy na umór. Mamy tu whiskey, rum, tekilę, piwo, co tylko zechcesz i tyle ile zechcesz. Zabawa idzie przez całą noc. Palisz ?

Facet: W zasadzie palę.

Urzędnik: To spodobają ci się wtorki. Wtorek jest dniem palenia. Możesz palić najlepsze cygara i papierosy jakie tylko są. I nie musisz się bać że dostaniesz raka bo już nie żyjesz! Świetne, nie ? Na pewno polubisz wtorki. Bierzesz narkotyki ?

Facet: No, w młodszych latach eksperymentowałem trochę.

Urzędnik: To polubisz środy. To jest dzień narkotyków. Możesz próbować dowolnego narkotyku jaki chcesz i nie musisz się martwić że przedawkujesz lub że pójdziesz do więzienia bo już nie żyjesz. Widać że spodobają ci się środy. Uprawiasz hazard ?

Facet: Tak, uwielbiam hazard.

Urzędnik: A, to polubisz czwartki bo hazard idzie całą noc - black jack, gra w kości, poker, maszyny wrzutowe, wyścigi konne, wszystko! Spodobają ci się czwartki. Jesteś homoseksualistą ?

Facet: Oj...nie.

Urzędnik: Oj, nie spodobają ci się piątki...
 
 



 Włamywacz

Włamywacz objeżdżał powoli jedno z szykownych przedmieść wypatrując sposobnego celu. Przy jednym domu zauważył ciężarówkę wyładowującą duży telewizor, radio stereo i zestaw video. Wszystko to musiało kosztować tysiące dolarów. Zrobił notatkę w pamięci i pojechał dalej.

Następnego dnia był z powrotem w tym samym miejscu. Gdy przejeżdżał koło domu z tymi wszystkimi wspaniałymi rzeczami, zobaczył parę starszych ludziłądującą walizki do bagażnika w ich samochodzie. Nie mógł się doczekać.

Tej samej nocy, bezksiężycowej i z gęstą mgłą, podjechał do domu. Zadzwonił do drzwi i gdy nikt nie odpowiedział, rozerwał zamek w drzwiach kuchennych
i wszedł do środka.

W środku było zupełnie ciemno, gdy posuwał się przez kuchnię i jadalnię do pokoju mieszkalnego, gdzie oczekiwał znaleźć rzeczy które chciał ukraść.

"Widzę cię i Jezus cię widzi", powiedział głos.

Włamywacz stanął jak wryty.

"Widzę cię i Jezus cię widzi", powiedział znowu głos.

Gdy nic więcej się nie stało, włamywacz wyjął latarkę i zaświecił w kierunku głosu. Wszysko co zobaczył to była papuga siedząca na pręcie.

"Widzę cię i Jezus cię widzi",

Włamywacz zaśmiał się.

"Tylko głupi ptak", powiedział.

Zasunął kurtyny zanim zapalił światło i co zobaczył to był duży złowrogo spoglądający doberman pinczer siedzący pod prętem papugi.

"Bierz go, Jezus !" powiedziała papuga.


Gwoździe Wilsona

Wilson jest właścicielem fabryki gwoździ i decyduje, że jego firma potrzebuje trochę reklamy. Rozmawia z przyjacielem, który pracuje w reklamie i on obiecuje zrobić reklamę telewizyjną gwoździ Wilsona.

"Daj mi tydzień", mówi przyjaciel, "i będę z powrotem z taśmą"

Mija tydzień i znajomy z reklamy przychodzi do Wilsona. Wkłada kasetę do magnetowidu i naciska na start. Rzymski żołnierz jest zajęty przybijaniem Jezusa do krzyża. Zwraca twarz do kamery i mówi z uśmiechem "Używaj gwoździ Wilsona. Utrzymają wszystko"

Wilson wpada w szał krzycząc: "Co z tobą ? Nigdy tego nie pokażą w telewizji. Daję ci drugą szansę, ale już nie pokazuj rzymskich żołnierzy krzyżujących Jezusa !"

Mija kolejny tydzień i pracownik reklamy przychodzi z powrotem zobaczyć się z Wilsonem, z kolejną taśmą. Wkłada ją do magnetowidu i puszcza. Tym razem kamera przejeżdża z rzymianina stojącego z założonymi rękami, na Jezusa na krzyżu. Rzymianin patrzy na niego i mówi "Gwoździe Wilsona. Utrzymają wszystko !"

Wilson wychodzi z siebie. "Nie rozumiesz: Ja nie chce niczego z Jezusem na krzyżu ! Słuchaj, dam ci ostatnią szansę. Wróć za tydzień z reklamą którą mogę nadać."

Mija tydzień a Wilson czeka niecierpliwie. Pracownik reklamy przybywa i wkłada nową taśmę. Nagi człowiek z długimi włosami, dysząc z braku tchu, ucieka przez pole. Jakiś tuzin rzymskich żołnierzy podchodzi do wzgórza, idąc jego śladem. Jeden z nich zwraca się do kamery i mówi "Gdybyśmy tylko używali gwoździ Wilsona !"



Katolicy twierdzą , że Bóg istnieje choć nikt przy zdrowych zmysłach go nie widział. Mimo to, są tacy którzy są za całowaniem nieistniejących osób w dupę.
 

Tego poranka ktoś zapukał do mych drzwi. Kiedy je otworzyłem, ujrzałem zadbaną, ładnie ubraną parę ludzi. Mężczyzna odezwał się pierwszy:

- Cześć! Ja jestem Jan, a to Maria.
Maria: - Cześć! Przyszliśmy by zaprosić cię byś pocałowal z nami dupę Henryka.
Ja: - Przepraszam?! O czym wy mówicie? Kim jest Henryk, i dlaczego miałbym chcieć całować jego dupę?
Jan: - Jeśli pocałujesz Henryka w dupę, da ci on milion dolarów; a jeśli nie, spierze cię na kwaśne jabłko.
Ja: - Co? Czy to jakieś wariackie rozruchy?
Jan: - Henryk jest miliarderem i filantropem. Henryk zbudował to miasto. Henryk posiada je całe. On może zrobić wszystko co zechce, i chce ci akurat dać milion dolarów, ale nie może póki nie pocałujesz go w dupę.
Ja: - To zupełnie bez sensu. Dlaczego...
Maria: - Kim jesteś by podawać w wątpliwość dar Henryka? Nie chcesz miliona dolarow? Czy nie są one warte małego pocałunku w dupę?
Ja: - No cóż, może, jeśli to prawda, ale...
Jan: - A wiec chodź pocałować z nami dupę Henryka.
Ja: - Czy czesto ją całujecie?
Maria: O tak, cały czas...
Ja: - I dał wam już ten milion dolarów?
Jan: - No cóż, nie, nie można dostać pieniędzy póki nie wyjedzie się z miasta.
Ja: - A więc czemu jeszcze z niego nie wyjechaliście?
Maria: - Nie możesz wyjechać póki Henryk ci nie pozwoli, bo inaczej on nie da ci pieniędzy i stłucze na kwaśne jabłko.
Ja: - Czy znacie kogokolwiek kto pocałował Henryka w dupę, wyjechał z miasta i dostał milion dolarów?
Jan: - Moja matka całowała Go w dupę całe lata. Rok temu wyjechała, i jestem pewien że dostała pieniądze.
Ja: - Nie rozmawiałeś z nią od tamtej pory?
Jan: - Oczywiście że nie, Henryk nie pozwala na to.
Ja: - Dlaczego więc sądzicie że ktokolwiek dostaje pieniądze, skoro nigdy z nikim takim nie rozmawialiście?
Maria: - No cóż, dostajesz troszkę przed wyjazdem. Może będzie to podwyżka, może wygrasz coś na loterii, może po prostu znajdzieszdwudziestaka na ulicy.
Ja: - A co to ma wspólnego z Henrykiem?
Jan: - Henryk ma pewne znajomości.
Ja: - Przykro mi, ale pachnie mi to jakimś monstrualnym oszustwem.
Jan: - Ale to przecież milion dolarów, czy możesz przepuścić taką szansę? Poza tym, pamiętaj że jeśli nie pocałujesz Henryka w dupę,zbije cię on na kwaśne jabłko.
Ja: - Może jeśli bym mógł zobaczyć Henryka, pogadać z nim, uzyskać więcej bezpośrednich informacji...
Maria: - Nikt nie widział Henryka, nikt z nim jeszcze nie rozmawiał.
Ja: - A wiec jak całujecie go w dupę?
Jan: - Czasem posyłamy po prostu całusa, myśląc o jego dupie. Czasem całujemy w dupę Karola, i on przekazuje to dalej.
Ja: - Kim jest Karol?
Maria: - Naszym przyjacielem. To on nauczył nas wszystkiego o całowaniu dupy Henryka. Wszystko co musieliśmy zrobić, to po prostu zaprosić go do nas kilka razy na obiad.
Ja: - I tak po prostu uwierzyliście mu na słowo, kiedy powiedział że jest Henryk, że Henryk chce byście pocałowali go w dupę, i że zostaniecie za to wynagrodzeni?
Jan: - O nie, Karol miał list który Henryk wysłał mu wiele lat temu, w którym wszystko zostało wyjaśnione. Tutaj jest jest jego kopia, sam ją zobacz.

 Jan podał mi kserokopię ręcznie zapisanej kartki, w której naglówku stało: "Z notatnika Karola". Było tam wypisanych jedenaście punktów.

 1. Pocałuj Henryka w dupę, a dostaniesz milion dolarow gdy opuścisz miasto.
 2. Używaj alkoholu z wstrzemięźliwością.
 3. Bij na kwaśne jabłko każdego kto jest inny od ciebie.
 4. Zdrowo jadaj.
 5. Henryk osobiście podyktował ten list.
 6. Księżyc jest zrobiony z zielonego sera.
 7. Wszystko co Henryk powiedział jest prawdą.
 8. Myj ręce po skorzystaniu z toalety.
 9. Nie pij.
 10. Jadaj swe parówki wyłącznie w bułkach, bez żadnych dodatków.
 11. Pocałuj Henryka w dupę, bo inaczej zbije cię on na kwaśne jabłko.

Ja: - Ale to wygląda na pisane w notatniku Karola.
Maria: - Henryk akurat nie miał papieru.
Ja: - Mam wrażenie że gdybyśmy sprawdzili, okazałoby się to pismem Karola.
Jan: - Oczywiście, ale to Henryk to podyktował.
Ja: - Mówiliście przecież że nikt Henryka nie widział?
Maria: - Teraz nie, ale wiele lat temu przemawiał on do niektórych ludzi.
Ja: - Mówiliście że jest on filantropem. Co za filantrop bije ludzi na kwaśne jabłko tylko za to że są inni?
Maria: - Tego chce Henryk, a ma on zawsze rację.
Ja: - Skąd to wiecie?
Maria: - Punkt 7 mówi że 'Wszystko co Henryk powiedział jest prawdą'.To mi wystarczy!
Ja: - Może wasz przyjaciel Henryk po prostu zmyslił to wszystko?
Jan: - Nie ma mowy! Punkt 5 mówi 'Henryk osobiście podyktował ten list'. Poza tym, punkt 2 mówi 'Używaj alkoholu z wstrzemięźliwością', punkt 4 'Zdrowo jadaj', i punkt 8 'Myj ręce po skorzystaniu z toalety'. Każdy wie że te stwierdzenia są prawdziwe, a więc i reszta taka musi być.
Ja: - Ale punkt 9 stwierdza 'Nie pij', co nie pasuje zbytnio do punktu 2. Punkt 6 zaś mówi 'Księżyc jest zrobiony z zielonego sera', a to jest totalna bzdura.
Jan: - Nie ma sprzeczności miedzy 9 i 2; 9 po prostu uściśla 2. A co do 6, to przecież nigdy nie byleś na Księżycu, a więc nie możesz wiedzieć na pewno.
Ja: - Naukowcy udowodnili przecież że księżyc jest zrobiony ze skał...
Maria: - Ale nie wiedzą czy przybyły one z Ziemi, czy z głębi kosmosu, więc równie dobrze może to być zielony ser.
Ja: - Naprawdę nie jestem tu ekspertem, ale wydawało mi się że teoria iż Księżyc powstał z fragmentów Ziemi została obalona. Poza tym, niewiedza skąd skała przybyła nie czyni jej jeszcze zielonym serem.
Jan: - Aha! Właśnie przyznałeś że naukowcy często się mylą, lecz my wiemy że Henryk zawsze ma rację!
Ja: - My wiemy?
Maria: - Oczywiście że tak, Punkt 5 przecież tak mówi.
Ja: - Mówicie że Henryk zawsze ma rację ponieważ tak mówi list, a list jest prawdziwy ponieważ Henryk go podyktował, ponieważ tak mówi list.
To okrężna logika, w niczym nie różniąca się od stwierdzenia: 'Henryk ma rację, ponieważ powiedział że ma rację'.
Jan: - Wreszcie zaczynasz rozumieć! To takie radosne widzieć kogoś przybliżającego się do myśli Henryka.
Ja: - Ale... eh, nieważne. A co z parówkami?

 Maria sie zarumienila. Jan mi zaś odpowiedział:
- Parówki, w bułkach, bez dodatków. To po Henrykowemu. Każdy inny sposob jest zly.
Ja: - A co jeśli nie mam bułki?
Jan: - Nie ma bułki, nie ma parówki. Parówka bez bułki jest zła!
Ja: - Bez przypraw? Bez musztardy?

 Maria zamarła porażona. Jan krzyknął: - Jak ci nie wstyd używać takich słów! Wszelkie dodatki są złe!
Ja: - A więc wielki stos kiszonej kapusty z kawałeczkami parówek jest nie do przyjęcia?

 Maria zatkała sobie uszy palcami, mrucząc: - Nie słyszę tego, la la la, la la, la la la.
Jan: - To obrzydliwe. Tylko jakiś potworny zboczeniec mógłby to jeść...
Ja: - To dobrze! Ja jem to bardzo często.

 Maria omdlała. Jan zdążył ją pochwycić i wysyczał: - Jeślibym wiedział że jesteś jednym z tych, nie marnowałbym swego czasu. Kiedy Henryk zbije cię na kwaśne jabłko, ja tam będę, licząc swe pieniądze i głośno się śmiejąc. Na razie jednak pocaluję Henryka w dupę za ciebie, ty bezbułkowy, parówkokrojący pożeraczu kapusty!

Mówiąc to, pociągnął Marię do ich czekającego samochodu, i odjechal.
 

    Robert Anton Wilson
    Tlumaczenie: Eimi Kion


Pewien pastor z Montany, po latach pogobojnego życia postanowił zakosztować mocnych wrażeń i wybrał się w góry Bitterroot z zamiarem skłusowania niedźwiedzia. Historię tę można opowiadać długo, ale ja się streszczę. Niedźwiedź został znaleziony, pastor wystrzelił dwa razy, dwa razy spudłował, po czym potknął się, spadł ze skarpy do niewielkiego wąwozu, gubiąc po drodze sztucer. Niedźwiedź jest tuż i staje na tylnych łapach.
Pastor wznosi oczy ku niebu: "Boże, spraw, aby ten niedźwiedź okazał się chrześcijaninem..."
Niedźwiedź zatrzymał się, wzniósł oczy do nieba i mówi: "Panie, pobłogosław ten posiłek...".



 
 

Stanisław Lem
Dzienniki Gwiazdowe


Książka ta znajduje się w spisie lektur dla klasy IV szkoły średniej. Fragment pochodzi z rozdziału "Podróż dwudziesta druga".


Po trzech tygodniach zauważyłem planetę, która do złudzenia przypominała pamiętną Satellinę; serce uderzało mi szybciej, gdym ją okrążał po zacieśniającej się spirali; próżno jednak wypatrywałem owego lotniska. Już chciałem skierować się na powrót w bezmiar przestrzeni, gdy dostrzegłem, że jakaś malutka postać daje mi z dołu znaki. Zamknąwszy silnik, splanowałem szybko i osadziłem wehikuł w pobliżu grupy malowniczych skał, na których wznosił się spory budynek z ciosanego kamienia. Na moje spotkanie biegł polem rosły starzec w białym habicie dominikanina. Był to, jak się okazało, ojciec Lacymon, przełożony wszystkich misji działających na obszarach pobliskich gwiazdozbiorów w promieniu sześciuset lat świetlnych. Okolica ta liczy około pięciu milionów planet, w tym dwa miliony czterysta tysięcy zamieszkanych. Ojciec Lacymon, dowiedziawszy się o przyczynie, która sprowadziła mnie w te strony, wyraził współczucie, zarazem zaś radość z mego przybycia, bo jak mi rzekł, jestem pierwszym człowiekiem, jakiego widzi od  siedmiu miesięcy.
    - Tak się przyzwyczaiłem - powiedział - do obyczajów Meodracytów, którzy zamieszkują tę planetę, że wielokrotnie chwytałem się na osobliwej pomyłce: oto gdy chcę pilnie nasłuchiwać, podnoszę w górę ręce, jak oni... (Meodracyci, jak wiadomo, mają uszy pod pachami).
   Ojciec Lacymon okazał się bardzo gościnny; spożyliśmy razem obiad, przyrządzony z miejscowych potraw (tęciwe piżanki w drżonie, drumble ustercone, a na deser miesiochy - dawno już takich nie kosztowałem), po czym udaliśmy się na werandę domu misyjnego. Liliowe słońce przygrzewało, pterodaktyle, od których roi się planeta, śpiewały w krzakach i w południowej ciszy sędziwy przeor dominikanów począł zwierzać mi się ze swych strapień; uskarżał się na trudności, jakie napotyka praca misyjna w tych regionach. Tak na przykład Pięciorniakowie, mieszkańcy gorącej Antyleny, którzy marzną już przy 600 stopniach Celsjusza, słyszeć nawet nie chcą o raju, natomiast opisy piekła budzą w nich żywe zainteresowanie, a to dla korzystnych warunków (smoła wrząca, płomienie), jakie tak panują. Poza tym nie wiadomo właściwie, którzy z nich mogą wstępować do stanu kapłańskiego, albowiem rozróżnia się u nich pięć płci; jest to niełatwy problem dla teologów.
   Wyraziłem współczucie; ojciec Lacymon wzruszył ramionami: - Ach, to nic jeszcze. Bżutowie na przykład uważają powstawanie z martwych za czynność tak codzienną, jak wdziewanie odzieży, i w żaden sposób nie chcą uznać tego zjawiska za cud. Dartrudzi z Egilli, nie mają rąk ani nóg; mogliby się żegnać tylko ogonem, lecz nie mogę o tym sam decydować; czekam na odpowiedź stolicy apostolskiej - cóż, kiedy Watykan milczy już drugi rok... A czy słyszał pan o okrutnym losie, jaki spotkał biednego ojca Orybazego z naszej misji?
   Zaprzeczyłem.
   - Niechże pan więc słucha. Już pierwsi odkrywcy Urtamy nie mogli nachwalić się jej mieszkańców, potężnych Memnogów. Panuje przeświadczenie, że te rozumne istoty należą do najbardziej uczynnych, łagodnych, dobrotliwych i przenikniętych altruizmem stworzeń w całym Kosmosie. Licząc więc na to, że na takim gruncie doskonale przyjmie się ziarno wiary, wysłaliśmy do Memnogów ojca Orybazego mianując go biskupem in partibus infidelium. Przybyłego na Urtamę przyjęli Memnogowie tak,  że trudno sobie życzyć czegoś lepszego; otaczali go macierzyńską opieką, szanowali, wsłuchiwali się w każde jego słowo, odczytywali mu z oczu i spełniali natychmiast każde życzenie, wprost pili wygłaszane przezeń nauki, jednym słowem, oddali mu się całkowicie. W listach, które mi pisywał, nie mógł się ich nachwalić, nieszczęśliwy...
   Tu ojciec dominikanin strzepnął rękawem habitu łzę z powieki. - W tak sprzyjającej atmosferze ojciec Orybazy nie ustawał dniem ani nocą głosić zasad wiary. Wyłożywszy Memnogom historię Starego i Nowego Testamentu, Apokalipsę i Listy apostolskie, przeszedł do żywotów świętych; szczególnie wiele żaru włożył w opiewanie męczenników pańskich. Biedak... to zawsze była jego słabość...
   Przemagając wzruszenie ojciec Lacymon ciągnął drżącym głosem:
   - Prawił im przeto o świętym Janie, który zdobył światłość wiekuistą, kiedy go żywcem ugotowano w oleju, o świętej Agnieszce, co dałą sobie głowę dla wiary odciąć, o świętym Sebastianie, przeszytym mnogimi strzałami, który cierpiał srogie katusze, za co w raju przywitały go pienia anielskie, o młodziankach świętych ćwiartowanych, duszonych, łamanych kołem i palonych małym ogniem. Męki te przyjmowali z zachwytem, pojmując, że zyskują tak miejsce po prawicy Pana Zastępów. Kiedy opowiedział im wiele podobnych, godnych naśladowania żywotów, zasłuchani w jego słowach Memnogowie jęli spoglądać na siebie, a największy z nich zagadnął nieśmiało:
   - Wielebny kapłanie nasz, kaznodziejo i ojcze czcigodny, powiedz nam proszę, jeśli tylko zechcesz zniżyć się do niegodnych twych sług, czy dusza każdego, kto gotów jest na męczeństwo dostaje się do nieba?
   - Niewątpliwie tak, synu mój! - odrzekł ojciec Orybazy.
   - Taak? To bardzo dobrze... - powiedział przeciągle Memnóg. - A czy ty, ojcze duchowny, pragniesz dostać się do nieba?
   - Jest to moim najgorętszym życzeniem, synu.
   - A świętym chciałbyś zostać? - pytał dalej wielki Memnóg.
   - Synu zacny, któż by nie chciał nim zostać, ale gdzie mnie tam, grzesznemu, do tak wysokiej godności; trzeba wytężać wszystkie siły i dążyć nieustannie w największej pokorze serca, aby wstąpić na tę drogę...
   - Więc chciałbyś zostać świętym? - upewnił się Memnóg raz jeszcze, spozierając zachęcająco na towarzyszy, którzy nieznacznie unieśli się z miejsc.
   - Oczywiście, synu.
   - No to my ci pomożemy!
   - W jaki sposób, miłe owieczki? - spytał z uśmiechem ojciec Orybazy, albowiem radowała go naiwna gorliwość wiernej trzódki.
   Na to Memnogowie delikatnie, lecz mocno wzięli go pod pachy i rzekli:
   - W taki sposób, drogi ojcze, jakiego nas właśnie nauczyłeś!
   Za czym najpierw zdarli mu z grzbietu skórę i namaścili to miejsce smołą, jak to zrobił kat Irlandii świętemu Hiacyntowi, potem odrąbali mu lewą nogę, jak to poganie uczynili świętemu Pafnucemu, następnie rozpruli mu brzuch i wsadzili weń wiecheć słomy, jak to się przydarzyło błogosławionej Elżbiecie normandzkiej, za czym wbili go na pal, jak Emalkici świętego Hugona, połamali mu żebra, jak Tyrakuzanie świętemu Henrykowi z Padwy, i spalili go powolutku na małym ogniu, jak Burgundzi Dziewicę Orleańską. Potem zaś odsapnęli, umyli się i jęli łzy ronić rzewne za swym utraconym pasterzem. Na czym właśnie zastałem ich, albwiem objeżdżając wszystkie gwiazdy diecezji wstąpiłem do ich parafii. Kiedy usłyszałem, co się stało, włosy wstały mi na głowie. Załamawszy ręce krzyknąłem:
   - Niegodni zbrodniarze! Mało dla was piekła! Czy wiecie, żeście wydali dusze na wieczne potępienie?!!
   - A jakże - odparli szlochając - wiemy!
  Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:
   - Czcigodny ojcze, wemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i musieliśmy toczyć straszne walki duchowe, zanim powzięliśmy ten zamiar, jednakowoż ojciec Orybazy nieustannie powtarzał nam, że nie ma takiej rzeczy, której dobry chrześcijanin nie uczyniłby dla swego bliźniego, że należy oddać mu wszystko i na wszystko być dlań gotowym; tak więc zrezygnowaliśmy z największą rozpaczą ze zbawienia myśląc tylko o tym, by najdroższy ojciec Orybazy zyskał koronę męczeńską i świętość. Nie umiem ci powiedzieć, jak trudno nam to przyszło, bo zanim przybył do nas ojciec Orybazy, żaden z nas muchy nawet nie ukrzywdził. Ponawialiśmy więc błagania, prosiliśmy go na kolanach, by nieco popuścił i zmniejszył surowość nakazów wiary, ale on kategorycznie twierdził, że dla umiłowanego bliźniego należy czynić wszystko bez żadnego wyjątku. Tak tedy nie byliśmy mu w stanie odmówić. Rozumieliśmy przy tym, że jesteśmy istotami mało znaczącymi i niegodnymi wobec tego męża świątobliwego i że zasługuje on na największe wyrzeczenie z naszej strony. Wierzymu też gorąco, że przedsięwzięcie dobrze się powiodło i że ojciec Orybazy króluje teraz w niebie. Tutaj masz, ojcze czcigodny, worek z sumą, jaką zebralismy na proces kanonizacyjny, bo tak trzeba, to nam ojciec Orybazy, pytany, dokładnie wyjaśnił. Muszę powiedzieć, że stosowaliśmy tylko jego ulubione tortury, o których prawił nam z największym zapamiętaniem. Sądziliśmy, że będą mu miłe, jednakowoż opierał się, a zwłaszcza niechęć budziło w nim łykanie wrzącego ołowiu. Nie dopuściliśmy jednak myśli, że ten kapłan co innego nam mówił, a co innego myślał. Krzyk zaś, jaki podnosił, był tylko dowodem nieukontentowania niskich, cielesnych cząstek jego jestestwa i lekceważyliśmy go w myśl nauki, że należy poniżać ciało, aby tym wyżej wznieść ducha. Pragnąc go podtrzymać, przypominaliśmy mu zasady, które nam głosił, na co ojciec Orybazy odpowiedział jednym tylko słowem, całkiem niepojętym i niezrozumiałym; nie wiemy, co by znaczyło, bo nie znaleźliśmy go ani w książeczkach do nabożeństwa, które nam wręczył, ani w Piśmie świętym.
   Zakończywszy opowieść ojciec Lacymon otarł kroplisty pot z czoła i przez czas dłuższy siedzieliśmy w milczeniu, które sędziwy dominikanin przerwał w końcu słowami:
   - No i niechże pan sam powie, jak tu byc duszpasterzem w takich warunkach?! Albo znowu ta historia! - Ojciec Lacymon uderzył ręką w list rozpostarty na stole. - Ojciec Hipolit donosi mi z Arpetuzy, tej małej planey Wagi, że mieszkańcy jej zupełnie przestali zawierać małżeństwa, nie płodzą więcej dzieci i zagraża im całkowite wygaśnięcie!
   - Dlaczegóż to? - spytałem zdumiony.
   - Dlatego, bo kiedy usłyszeli, że obcowanie cielesne jest grzechem, tak bardzo zapragnęli zbawienia, że wszyscy ślubowali i zachowują czystość! Od dwu tysięcy lat Kościół głosi wyższość troski o zbawienie duszy nad sprawami doczesnymi, lecz nikt nie brał tego dosłownie, na miły Bóg! Ci Arpetuzańczycy poczuli co do jednego powołanie i wstępują masowo do klasztorów; wzorowo przestrzegają reguły, modlą się poszczą i umartwiają, a tymczasem upada przemysł, rolnictwo, nadciąga głód i zagłada grozi planecie. Napisałem o tym do Rzymu, ale jak zwykle odpowiedzią jest milczenie...
   - Bo też to bardzo ryzykowne - zauważyłem - nieść wiarę na inne planety...
   - A co mieliśmy robić? Kościół nie spieszy się, Ecclesia non festinat, jak wiadomo, bo królestwo jego nie jest z tego świata, ale kiedy kolegium kardynałów obradowało i wahało się, tymczasem na planetach zaczęły jak grzyby po deszczu wyrastać misje kalwinów, baptystów, redemptorystów, mariawitów, adwentystów i sam nie wiem jakie jeszcze! Musieliśmy więc ratować, co się da. No, drogi panie, skoro już to powiedziałem... pójdź pan ze mną.
   Ojciec Lacymon wprowadził mnie do swego gabinetu. Jedną ścianę zajmowała olbrzymia błękitna mapa nieba gwiazdowego; cała jej prawa strona była zaklejona papierem.
   - Widzi pan! - wskazał tę część zakrytą.
   - Cóż to oznacza?
   - Zgubę, drogi panie. Zgubę ostateczną. Obszary te zamieszkują ludy o niesłychanie wysokiej inteligencji. Głoszą one materializm, ateizm i zalecają skupiać wszystkie wysiłki wokół rozwoju nauki, techniki i doskonalenia warunków życia na planetach. Posyłaliśmy do nich naszych najmędrszych misjonarzy, ojców salezjanów, benedyktynów, dominikanów, ba, nawet jezuitów, natchnionych głosicieli słowa bożego, mówców miodoustych; wszyscy powracali ateistami!!
   Ojciec Lacymon podszedł nerwowo do stołu.
   - Był u nas ojciec Bonifacy, pamiętam go jako jednego z najbardziej świątobliwych zakonników; dni i noce spędzał na modłach leżąc krzyżem, prochem były dlań wszystkie sprawy świata, nie znał innego zajęcia jak odmawianie różańca, ani większej radości od mszy, a po trzech tygodniach pobytu  t a m  - tu ojciec Lacymon wskazał zalepioną część mapy - wstąpił na politechnikę i napisał tę oto książkę! - Ojciec Lacymon podjął i natychmist z obrzydzeniem odrzucił na stół gruby tom. Przeczytałem tytuł: "O sposobach powiększenia bezpieczeństwa lotów rakietowych".
   - Bezpieczeństwo marnego ciała przełożył nad zabezpieczenie ducha, czy to nie potworne?! Wysyłaliśmy alarmujące raporty i tym razem stolica apostolska nie zwlekała. Przy współpracy specjalistów z ambasady amerykańskiej w Rzymie, Akademia Papieska opracowała te oto dzieła. - Ojciec Lacymon podszedł do wielkiego kufra i otworzył go; wnętrze pełne było grubych tomów in quarto.
   - Jest tu około dwustu tomów przedstawiających z największą szczegółowością metody gwałtu terroru, sugestii, szantażu, wymuszania, hipnozy, zatruwania, tortur i odruchów warunkowych których  o n i  używają do tępienia wiary. Włosy mi stawały na głowie, kiedy to przeglądałem. Tam są fotografie, zeznania, protokoły, dowody rzeczowe, opowiadania naocznych świadków i Bóg wie co jeszcze. Zachodzę w głowę, jak oni to wszystko tak prędko zrobili i co to znaczy technika amerykańska, bo drogi panie... rzeczywistość jest o wiele straszniejsza!
   Ojciec Lacymon podszedł do mnie i paląc mi ucho oddechem, szeptał:
   - Jestem tu na miejscu, więc orientuję się najlepiej... panie. O n i  nie męczą, nie przymuszają do niczego, nie torturują ani nie wkręcają do głowy śrubek, tylko po prostu uczą, co to jest wszechświat, skąd wzięło się życie, jak się rodzi świadomość i jak stosować naukę na pożytek powszechny. Mają dowód, z którego pomocą potrafią wykazać, jak dwa a dwa jest cztery, że cały świat jest wyłącznie materialny. Ze wszystkich moich misjonarzy ocalił wiarę tylko ojciec Serwacy, i to tylko dlatego, że jest głuchy jak pień i nie słyszał co do niego mówili! Tak, to jest gorsze od tortur, drogi panie! Miałem tu młodą zakonnicę, karmelitankę, uduchowione dziecko, oddane tylko niebu; wciąż pościła, umartwiała się, miała stygmaty widzenia, obcowania ze świętymi, szczególnie upodobała sobie świętą Melanię i całym sercem ją naśladowała; mało tego, od czasu do czasu dostrzegała nawet archanioła Gabriela... Pewnego dnia wyruszyła  t a m - ojciec Lacymon wskazał prawy brzeg mapy. - Spokojnie jej na to pozwoliłem, ponieważ była uboga duchem, a do takich należy Królestwo Niebieskie; jak tylko człowiek zaczyna myśleć: a co, a skąd, a jak, zaraz otwierają się otchłanie herezji. Byłem pewny, że argumenty tej  i c h  mądrości nie będą się jej imać; i otóż, kiedy tam przybyła, po pierwszym publicznym widzenie świętych połączonym z napadem ekstazy religijnej uznali ją za neurotyczkę, czy jak to się nazywa, i leczyli ją kąpielami, ogrodnictwem, dali jej jakieś zabawki, jakieś lalki; po czterech miesiącach wróciła, w jakim stanie!
   Ojciec Lacymon zadrżał.
   - Co się z nią stało? - spytałem z litością.
   - Przestałą miewać widzenia, wstąpiła na kurs pilotów rakietowych i poleciała z ekspedycją badawczą do jądra Galaktyki, biedne dziecko! Słyszałem niedawno, że objawiła się jej święta Melania, i serce zadrżało we mnie od radosnej nadziei, ale okazało się, że jej się tylko ciotka śniła. Powiadam panu: klęska, ruina, upadek. Naiwni ci specjaliści amerykańscy; awizują mi właśnie pięć ton książek i literatury opisującej okrucieństwa wrogów wiary. O, żebyż  o n i  zechcieli prześladować religię, żeby zamykali kościoły, rozpędzali wiernych, ale niestety, nic podobnego, na wszystko pozwalają: i na odprawianie nabożeństw, i na szkolnictwo duchowne, tyle że rozpowszechniają swe dowody i teorie. Przez jakiś czas próbowaliśmy tej metody - ojciec Lacymon wskazał mapę - ale nie dała rezultatów.
   - Przepraszam, jakiej metody?
   - No, zalepiliśmy tę część Wszechświata papierem i ignorowaliśmy jej istnienie, ale to nie pomogło. Obecnie mówi się w Rzymie o krucjace w obronie wiary.
   - Co ojciec o tym sądzi?
   - Owszem, nie byłoby to złe; gdyby się wysadziło ich planety, zburzyło miasta, spaliło księgi, a ich samych wytłukło do nogi, może udałoby się ocalić naukę miłości bliźniego, ale kto ma pociągnąć na tę krucjatę? Memnogowie? Arpetuzańczycy może? Pusty śmiech mnie chwyta, a zarazem trwoga!
   Zapadło głuche milczenie. Zdjęty głębokim współczuciem, położyłem dłoń na ramieniu steranego kapłana, by go pokrzepić uściskiem.


 Powrót do strony głównej