W pierwszym tygodniu marca 1991 otrzymałam brązową
kopertę
zawierającą przesyłkę poleconą nadaną 28 lutego 1991 roku w Porterville
w stanie Kalifornia. W kopercie znajdowała się kaseta magnetofonowa,
list
i rysunki wykonane przez Lindę Porter.
Kiedy rzuciłam okiem na jej ołówkowe szkice i notatki
instynktownie wyczułam, że to wartościowy materiał. Pamiętam że
włożyłam
wszystko z powrotem do oryginalnej koperty i położyłam na parapecie
okiennym,
dokładnie przed maszyną do pisania, aby nie zawieruszyła się w stosach
korespondencji i pudłach z materiałami archiwalnymi na temat
niewytłumaczalnych
zjawisk, które rosły znacznie szybciej od tempa, w jakim kupowałam nowe
szafki, w których je trzymam. Tego samego dnia zabrałam kasetę do
samochodu,
aby odtworzyć ją w czasie jazdy. Jej wyraźny i właściwie artykułowany
głos
wywarł na mnie wrażenie.
Załączona kaseta magnetofonowa zawierała na początku
opis tego, co Linda pamiętała świadomie, poczynająć od wieku lat
szesnastu.
Pozostałe dwa wydarzenia - dotyczące „Modliszki” w holu i choroby
lokomocyjnej,
jakiej doświadczyła w wyniku przemieszczania się w czymś, co nazywa
„międzywymiarowymi
tunelami” - ujrzały światło dzienne w czasie regresji hipnotycznej
przeprowadzonej
przez byłego pracownika NASA, Richarda F. Hainesa. Zajął się on
badaniem
syndromu wzięć i nauczył, w jaki sposób stosować hipnozę do badania
„luk
w czasie” i podświadomych przebłysków pamięci.
Linda Porter zwróciła się do niego w roku 1988, a
następnie
poddała godzinnej sesji regresji hipnotycznej, która pomogła jej
przypomnieć
sobie szczegóły powtarzającej się wizji „konika polnego” oraz
przemieszczania
się wewnątrz snopu światła. Po tej sesji nie chciała już poddawać się
kolejnym
regresjom hipnotycznym, ponieważ to, co sobie przypomniała podczas
pierwszej
sesji, przeraziło ją.
Mijały dni, tygodnie i miesiące, w czasie których
zaczęła
spontanicznie przypominać sobie szczegóły swoich stosunków z obcymi
istotami
i ich techniką. Poniżej podaję zapis pierwszej taśmy, jaką otrzymałam
od
niej, zawierający objaśnienie pięciu szkiców ołówkowych załączonych do
jej przesyłki z 28 lutego 1991 roku.
To jedno z pierwszych wspomnień, jakie powróciły do mnie po sesji
hipnotycznej
przeprowadzonej przez Richarda Hainesa w roku 1988. Pamięć tego
wydarzenia
wróciła mi jakieś dwa lub trzy tygodnie po sesji, kiedy zmywałam
naczynia.
W czasie kiedy to się stało, miałam, o ile sobie przypominam, około
piętnastu
lat. Stałam w wąskim korytarzu na pokładzie niewielkiego pojazdu.
Ściany
były solidne i miały szary kolor. Podłoga była jakby z siatki i można
było
przez nią widzieć, co się dzieje poniżej. Na lewo było pomieszczenie
wypełnione
bardzo intensywnym, bardzo jasnym, srebrzystym światłem. Zdawało się
mieć
materialną strukturę, tak jakby znajdowały się w nim maciupeńkie
cząstki,
które odbijały światło. Było bardzo gęste - nic nie było przez nie
widać.
Wiem, że zabrano mnie do tego pomieszczenia, ale nie wiem, co się tam
ze
mną działo, z wyjątkiem tego, że odczuwałam przerażenie, że nie chce
wiedzieć,
nie chce sobie przypomnieć, tak jakby coś się tam stało i mogłabym to
sobie
przypomnieć.
Korytarz skręcał w lewo i zobaczyłam coś, co przypominało
modliszkę. Była wysoka, miała około 2,40 m wzrostu i wyglądała zza
zakrętu
korytarza, wychylona, jak sądzę, do pasa. Jej widok przeraził mnie
śmiertelnie
- wyglądała strasznie. Tylko to pamiętam i mam również wrażenie, że
przydarzyło
mi się w tym pomieszczeniu coś okropnego. Ostrzeżono mnie, jak
przypuszczam,
że nie wolno mi tego pamiętać. Stworzenie to miało bardzo długie
ramiona,
które wystawały z torsu, lecz zupełnie inaczej niż to ma miejsce u
ludzi.
Miało bardzo duży tors.
Stworzenia te oświadczyły mi, że potrafią manipulować czasem. Mogą
wyjąć kogoś z ram czasu i zatrzymać tak długo, jak będą chciały, a
potem
wprowadzić z powrotem w ramy czasu, tak że osoba ta nawet nie będzie
zdawała
sobie sprawy z tego, że gdzieś była, chyba że jej to powiedzą. Nikt
również
nie zauważy jej nieobecności, ponieważ dla innych ludzi osoba ta nigdy
i nigdzie się nie oddalała.
Prawdopodobnie zabrano mnie do podziemnej bazy znajdującej się pod
wodą u wybrzeży Kaliforni. Z jakiegoś powodu wmówiono mi, że jest ona
zlokalizowana
w rejonie Santa Barbary. Jeśli stanie sie na dnie morza, jedynym, co
można
tam ujrzeć, jest wystająca z piasku srebrzysta wieża. Ma ona wysokość
dwu
lub trzykondygnacyjnego domu. Oświadczono mi, że ta wieża jest
maskowana
pewnego rodzaju ekranem elektronicznym, który sprawia, że jest ona
niewidzialna.
Mają tam też coś, co w jakiś sposób odpycha ludzi i ryby.
Podłogi, ściany i sufity wewnątrz tej budowli były srebrzystoszarego
koloru. Było dużo światła, zaś drzwi, których było tam mnóstwo, są w
żywych
kolorach, jaskrawoczerwonym, jaskrawoniebieskim lub jaskrawozielonym.
Nad
każdym z nich znajdował się jakiś przypominający hieroglify lub pismo
arabskie
napis.
Następnym razem, kiedy to się wydarzyło, miałam, zdaje
się, siedemnaście lat. Wciąż mieszkaliśmy w tym samym domu. Spałam w
łóżku,
kiedy coś mnie obudziło. Tym razem pokój był wypełniony pomarańczową
poświatą
z dziurą w środku, z której wyłaniały sie trzy wyraźnie zarysowane
sylwetki
trójwymiarowych, zbudowanych ze stałej materii, ludzi. Jeśli ktoś
potrafi
sobie wyobrazić kogoś bez wyraźnych cech osobowych, jego trójwymiarowy
cień, który można dotknąć, to tak właśnie wyglądali.
Dziurę wypełniało pomarańczowe światło, które było źródłem poświaty
w pokoju. Krawędzie dziury były postrzępione, miały złotawy kolor i
wyglądało
na to, że iskrzą. Dziura miała owalny kształt i znajdowała się jakieś
30
centymetrów nad podłogą. Dwaj ludzie-cienie wyszli z niej, chwycili
mnie
i pociągnęli w jej kierunku. To ostatni szczegół, jaki sobie
przypominam.
Później zdałam sobie sprawę, że na prawo ode mnie stał mały szary
facet,
którego nazywam Creep [Lizus], i przyglądał się moim reakcjom na
wszystko.
Wydawał się być mocno zainteresowany moimi reakcjami na to, co się
dzieje.
Zdawał się być odpowiedzialny za przebieg zdarzeń. Jest tym samym małym
facetem lub lizusem, który zawsze jest obecny, kiedy mnie biorą.
Wszystko
to stało się momentalnie, mimo iż wyglądało, jakby trwało nieskończenie
długo.
Kolejne moje wspomnienie dotyczy pobytu na pokładzie statku. Znalazłam
się w małym pomieszczeniu z dużym okrągłym otworem w środku. Wyglądało,
jakby ten otwór miał trzy uszczelki, chyba po to, aby odizolować go od
otoczenia. W każdym bądź razie widać było przezeń w dole ziemię - domy,
ulice.
Wysłano mnie na dół przez ten otwór w wiążce bladożółtego światła.
W tym przypadku ono również zawierało cząsteczki, które zdawały się
połyskiwać
lub odbijać światło. To światło było bardzo gęste. Wysłano mnie na dół
z ogromną prędkością, tak dużą, że zdawało mi się, iż roztrzaskam się o
ziemię. To było przerażające. Na wysokości około metra nad ziemią nagle
zwolniłam. Powiedziałabym, że prędkość spadła ze 130 do 5 kilometrów na
godzinę. Niesamowita różnica. Wylądowałam na ziemi. Nie miałam żadnego
odczucia spadania. Nie czułam żadnego podmuchu. Nie było słychać
żadnych
odgłosów. Spadanie z tak dużej wysokości powinno dać wrażenie podobne
do
tego, jakie ma się podczas jazdy z zawrotną szybkością kolejką
wysokogórską
w wesołym miasteczku. Nic takiego jednak nie wystąpiło. To było bardzo
dziwne.
Kolejna sprawa jest dla odmiany bardzo dziwna. Przypuszczam,
że to może być prawda. [Obce istoty] powiedziały mi [przed rokiem 1991]
o miejscu noszącym nazwę Sycamore Remote Facility należącym do General
Dynamics, przynajmniej według nich. Mieści się ono w południowej
Kaliforni
w kierunku na San Diego w regionie Poway. Podobno jest to poligon
testowy
rakiet, jednak w rzeczywistości w miejscu tym przetrzymywane są pojmane
przez nasz rząd obce istoty. Podobno jest tam budynek, który sięga w
głąb
ziemi na pięć, sześć pięter. Na najniższym piętrze znajduje się bardzo
duże pomieszczenie, w którym trzymane są ciała obcych istot umieszczone
w odpowiednich pojemnikach. Pojemniki stoją na betonowych postumentach.
Nie wiem czy są z pleksiglasu, czy też innego materiału, są jednak
przezroczyste,
dzięki czemu znajdujące się w nich istoty dobrze widać.
Jest tam też pewna szczególna istota, którą obce istoty chcą odzyskać.
Z jakiegoś względu, co było wielokrotnie podkreślane, chcą, jak mi się
zdaje, abym wiedziała, kim ona jest. Sugerowano mi również, że trzymane
tam istoty są wciąż żywe, że są utrzymywane w stanie kriogenicznym, w
stanie
zawieszonej świadomości.
Wmawiano mi, że są żywe, mimo iż są nieprzytomne. Jak już mówiłam,
nie wiem, czy to prawda. Całe pomieszczenie jest kontrolowane przy
pomocy
komputerów. Wszystkie pojemniki są, jak sądzę, monitorowane komputerowo
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę - z ich pomocą sprawdzane są
warunki
bytowania trzymanych w nich istot.
Istota znajdująca się w pojemniku ma bardzo ludzki wygląd. Nie jest
do nich [szaraków] w ogóle podobna. Na górnej części tułowia ma coś w
rodzaju
siatkowej kamizelki, cała reszta jest czarna. Ma piaskowoblond włosy i
chłopięcy wygląd, aczkolwiek ma najprawdopodobniej ponad trzydzieści
lat.
Zabezpieczenia na drodze wiodącej do tego pomieszczenia są wręcz
niesamowite.
Mają [rząd USA] zamki cyfrowe, których kombinacje cyfr zmieniają się co
dwie godziny i te zamki, a raczej pudełka, do których wprowadza się te
cyfry, znajdują się w przezroczystych pomieszczeniach - nie wiem
dokładnie,
z czego są wykonane ich ściany, być może z pleksiglasu - które w razie
zagrożenia są błyskawicznie wypełniane gazem. Kiedy więc dostanie się
tam
ktoś niepowołany i będzie starał się otworzyć taki zamek, wystarczy, że
straż przyciśnie przycisk wyzwalający gaz porażający system nerwowy,
aby
go unieszkodliwić. Sparaliżowany musi czekać na kolejne etapy procedury
odbezpieczającej.
Pod całym regionem Sycamore rozciąga się podobno system
podziemnych tuneli komunikacyjnych prowadzących z bazy marynarki
wojennej
w San Diego do tego obiektu i jeszcze jednego miejsca, w którym
znajduje
się do niego wejście. To nie do wiary, ale wejście prowadzi przez garaż
dobudowany do zupełnie zwyczajnie wyglądającego domu posadowionego na
wzgórzu
położonym na izolowanym terenie. Garaż jest wejściem do podziemnej
sieci
tuneli, które przechodzą przez wzgórze.
Jeśli coś z tego jest prawdą, oznacza to, że amerykańskie
społeczeństwo nie ma o tym pojęcia, jak również, na co są wydawane
publiczne
pieniądze. Powiedziano mi, że dwaj młodzi marynarze zostali zabici z
polecenia
rządu, tylko dlatego że dowiedzieli się o tym miejscu. Ich rodzinom
oświadczono,
że zginęli w wypadku samochodowym, do którego doszło rzekomo w ich
jednostce
wojskowej.
Istoty nie będące ludźmi i znajdujące się w stanie
zawieszonych
czynności życiowych opisywałam już w innych swoich opracowaniach.
Opisywał
je również jeden z najwybitniejszych badaczy zjawiska UFO, Leonard
Stringfield,
między innymi w opublikowanym w lipcu 1991 roku raporcie UFO
Crash/Retrievals:
The Inner Sanctum, Status Report VI (katastrofy-Odnalezienia NOLi:
Wewnętrzne
Sanktuarium - Raport nr VI). Stringfield zmarł w roku 1995 po
długiej
chorobie. W raporcie tym podaje zapis wywiadu przeprowadzonego w
Houston
w Teksasie przez badacza Rona Madeleya z pewnym starszym mężczyzną, do
którego zwracał się per dr Epigoni. Epigoni twierdził, że wie o dysku i
jego załodze, który wylądował w pobliżu bazy sił powietrznych Edwards w
Kaliforni: „...i otworzyły się drzwi, i wyszli przez nie faceci, i
położyli
się na ziemi. Trap, którym zeszli, schował się do statku, podobnie
podpory
i statek osiadł na ziemi”. Humanoidzi leżeli tam, dopóki „dysk i jego
załoga
nie zostali przetransportowani do zabezpieczonego budynku w bazie,
gdzie
mieli być poddani badaniom naukowym”.
Epigoni oświadczył Madeleyowi, że latający spodek był
„trzymany w dużym hangarze” i poddawany badaniom. Kiedy badano
powierzchnię
statku w miejscu, gdzie otworzyły sie drzwi, okazało się, że jest ona
„równie
gładka jak w innych miejscach - nie było żadnej szczeliny”. Epigoni
przypuszczał,
że humanoidzi, którzy położyli się na ziemi, musieli przejść w stan
zawieszonych
czynności życiowych, w który zostali „wprowadzeni zdalnie z innego
pojazdu”,
znajdującego się prawdopodobnie w innym miejscu.
Kiedy któregoś razu zapytałam o to zdarzenie
pewnego
emerytowanego mężczyznę, który miał podobno bezpośredni kontakt z
ludźmi
z MJ12, był bardzo zaskoczony. „Skąd, u diabła, wiesz o tym?” - zapytał
niemal ze złością. Potem powiedział, że w dniu, w którym ten statek
wylądował
i wyszły z niego obce istoty, które następnie położyły się i weszły w
stan
„zawieszonych czynności życiowych”, planowano przeprowadzenie próby z
tajną
bombą. Zgodnie z tym, co mi oświadczył, po wylądowaniu tego statku
próbę
z bombą odłożono, ponieważ MJ-12 bało się, że istoty leżące na pustyni
są ostrzeżeniem i że może nastąpić odwet, jeśli próba zostanie
przeprowadzona.
Czy relacja Shermana była dokładniejsza, czy też mamy tu do czynienia z
dwoma różnymi zdarzeniami?
Ani Linda Porter, ani ja nie miałyśmy w
lutym 1991 roku żadnych danych co do prawdziwości tych informacji, to
znaczy,
kiedy opowiedziała mi o swoich wzięciach, które sprawiły, że zaczęła
zastanawiać
się, czy rząd Stanów Zjednoczonych nie przetrzymuje czasem jednej lub
więcej
obcych istot znajdujących sie w stanie zaieszonych czynności życiowych.
Jej ówczesny kalifornijski dom w Porterville był położony w prostej
linii
na zachód od China Lake Naval Weapons Center (Ośrodek Doświadczalny
Broni
Marynarki Wojennej China Lake) i jednocześnie na północny zachód od
bazy
sił powietrznych Edwards.
Kolejny Fragment nagrania na taśmie magnetofonowej
Lindy
zawierał opis innego zdarzenia, również dotyczącego wzięcia, który nie
był tym razem uzupełniony szkicami.
Pewnego razu pokazano mi pomieszczenie, w którym znajdowały się bardzo wysokie, przezroczyste, podobne do rur pojemniki [cylindry] stojące w rogu tego pomieszczenia na podwyższonych postumentach. Wewnątrz nich byli umieszczeni w pozycji pionowej nadzy, wyglądający na uśpionych, ludzie. Wyglądali, jakby byli wprowadzeni w stan zawieszonych czynności życiowych. Nie sądzę, aby byli martwi, ponieważ ich kolor był zbyt żywy. Unosili się w czymś, co wyglądało jak purpurowy gaz. Był on bardzo gęsty i trudno było przezeń cokolwiek zobaczyć. Dostrzeżenie niektórych szczegółów było możliwe tylko dzięki temu, że gaz wirował. Nigdy nie udzielono mi jakichkolwiek wyjaśnień na ten temat, a przynajmniej niczego takiego nie pamiętam. Po prostu zaprowadzono mnie do tego pomieszczenia, pokazano te pojemniki i wyprowadzono. To wszystko. Nie przypominam sobie, abym zadawała jakieś pytania, ani jakichkolwiek wyjaśnień z ich strony.
Swój list zakończyła następującymi słowami:
Naprawdę chcę się dowiedzieć, o co tu chodzi. To przecież coś okropnego. Całe moje życie zostało pogmatwane, przynajmniej ja tak to odczuwam, i ani trochę mi się to nie podoba.
Napisałam do niej nie zwlekając ani chwili i poprosiłam, aby spróbowała narysować w kolorze wiązkę światła, przy pomocy której była przeniesiona, ludzi-cienie i wszystko, co udało się jej zapamiętać na temat ludzi w cylindrach, ponieważ zależało mi na uzyskaniu dokładniejszego obrazu tego, co starała się mi opisać. Kilka tygodni później otrzymałam od niej pełen emocji list z załączonymi do niego kilkoma szkicami, tym razem wykonanymi kolorowymi kredkami. Oto, co napisała.
Istota przypominająca modliszkę i pomieszczenie wypełnione światłem.
To wspomnienie staje się z upływem czasu coraz wyraźniejsze. w czasie
[seansu
hipnotycznego przeprowadzonego przez Richarda Hainesa w roku 1988] to
wspomnienie
tak mnie przeraziło, że nie mogłam sobie nic więcej przypomnieć. Teraz
pamiętam, że ta istota powoli wyszła zza rogu i stanęła na wprost mnie.
Stała nieruchomo i czekała, jak gdyby wiedziała, jakim przerażeniem
napełnia
mnie jej widok. W końcu zaczęła do mnie mówić, chociaż w tej chwili nie
potrafię sobie przypomnieć, co takiego. Zdawała się mieć w sobie dużą
dozę
dostojeństwa i odniosłam wrażenie, że jest dosyć stara.
Po skończeniu tego, co miała do powiedzenia, wyprowadziła mnie z
pomieszczenia
[tego wypełnionego gęstym światłem]. Wspomnienie to kończy się obrazem,
w którym wchodzę do jakiegoś pomieszczenia z myślą „przekształcona w
światło”.
Cokolwiek to znaczy, ma coś wspólnego z tym, co się wydarzyło.
Zarówno ciała w cylindrach, jak i wyrażenie „przekształcona w światło” bardzo nas zastanawiały. W tym czasie, na początku 1991 roku, nie miałam kontaktu z żadnym innym przypadkiem wzięcia przypominającym jej przypadek. Uważałam, że utrzymywanie z nią kontaktu jest ważne. W trakcie następnych ośmiu miesięcy często rozmawiałyśmy telefonicznie, po czym 24 października 1991 roku napisała do mnie, że użyła na próbę taśmy umożliwiającej wprowadzenie siebie w autohipnozę, aby się zrelaksować i przypomnieć sobie więcej szczegółów. Napisała, że zrozumiała, iż istota-modliszka i pokój wypełniony światłem były związane z ludźmi w cylindrach i dołączyła do listu jeszcze dwa szkice, aby „uwidocznić ostatnią część wspomnienia”. Oto, co udało się jej przypomnieć:
Kiedy miałam dwanaście lat bardzo poważnie rozchorowałam się. Miałam
bardzo wysoką gorączkę i mocno zainfekowane gardło. Gorączka była tak
wysoka,
że miałam halucynacje. Przypominam sobie, że miałam uczucie, iż latam
pod
sufitem i spoglądam z góry na swoje leżące w łóżku ciało. Byłam bardzo
chora. Moi rodzice nie wierzyli w lekarzy, więc zostawiono mnie sobie
samej,
abym sama odzyskała zdrowie, czego też dokonałam, a przynajmniej tak
wówczas
sądziłam!
Zabrano mnie na pokład statku, gdzie to wszystko sie dokonało. Mimo
iż wszystko rozpoczęło się przy udziale stworzenia podobnego do
modliszki,
obcy, który był ze mną w trakcie wszystkich moich przeżyć, był białawy,
miał około półtora metra wzrostu lub trochę więcej i ogromne oczy z
czarnymi
źrenicami.
Wszystkie szkice, o których mówiłam, odnoszą się do zdarzenia, w czasie
którego zabrano mnie do „pokoju światła”, gdzie pokazano mi człowieka w
wieku około czterdziestu pięciu lat bardzo bliskiego śmierci. Leżał w
prostokątnym
pojemniku.
Nie przypominam sobie przebiegu tego procesu, pamiętam tylko, że jego
dusza została wyjęta z jego umierającego ciała! Wyszła z ciała w
okolicy
splotu słonecznego. Miała długość około pół metra, szerokość 15
centymetrów
i była tak piękna, że aż zapierała dech w piersi. Miała delikatny,
zmienny
żółty kolor z jasnobiałym rdzeniem, który emanował łagodne ciepło.
Wokół
żółci było pastelowopomarańczowe obrzeże.
Dusza przepłynęła przez pokój do innego ciała, które wyglądało jak
ten umierający człowiek, tyle że dwadzieścia pięć lat temu. Nowe ciało
było chyba puste. Nie przychodzi mi do głowy inny sposób wyrażenia tego
- było jak pusty pojemnik. Stare ciało miało teraz niebieskawy kolor i
z całą pewnością było martwe.
Dusza unosiła sie nad nowym ciałem, które było ustawione w pozycji
stojącej w cylindrze. Było lekko pochylone do przodu i niczym nie
podparte.
Potem dusza opuściła się i wniknęła w nie przez tylną szczytową część
głowy,
po czym przeszła w dół aż do obszaru między łopatkami. Następnie
całkowicie
zespoliła się z ciałem i usadowiła przed kolumną kręgosłupa w rejonie
splotu
słonecznego.
Potem jakby sie rozciągnęła kilka centymetrów w górę i w dół. W tym
momencie ciało przybrało wygląd „zajętego”, jak gdyby uśpionego.
Prostokątny pojemnik, w którym znajdowało się „stare”, puste ciało,
napełnił się cieczą, która miała za zadanie zabezpieczyć tkanki do
czasu
wykonania sekcji zwłok. Chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób dostała
się
do niego pewna trucizna i jak się w nim rozprzestrzeniła, a także w
którym
momencie osiągnęła poziom, w którym organizm nie był już w stanie z nią
walczyć.
Powiedziano mi, że po sekcji ciało zostanie wyrzucone. Byli bardzo
zdziwieni, że jest mi z tego powodu smutno, że to ciało zostanie po
prostu
wyrzucone za burtę! Powiedzieli mi, że to tylko pojemnik duszy i samo w
sobie nie przedstawia żadnej wartości.
Uważają, że nasz zwyczaj pochówku jest barbarzyński. Nie widzą żadnej
różnicy między pustą puszką po piwie a pustym ciałem.
Powiedziano mi, że ten sklonowany [odrodzony] człowiek zostanie
umieszczony
gdzie indziej [przypuszczalnie w Australii] i będzie tam kontynuował
swoje
życie. Częściowym powodem, dla którego pobierają próbki tkanek od ofiar
wzięć, gdy są jeszcze młode, jest stworzenie rezerwy tkanek na wypadek
konieczności dostarczenia nowego ciała w późniejszym okresie życia.
Nowe ciała można magazynować w nieskończoność. Pojemniki przedstawione
na szkicu z trzema ludźmi w cylindrach służą do magazynowania ciał.
Pojemniki,
które przedstawiłam na obu szkicach, które ci przesłałam, to pojemniki
„aktywacyjne”. Mają one światło na szczycie, które musi byc włączone
nad
daną osobą przez pewien [nieznany] okres czasu przed jej aktywizacją, o
ile ciało było w stanie przechowywania. Jeśli ciało jest świeżo
sklonowane,
nie potrzebuje światła. Na szkicu z trójką ludzi w cylindrach, ciało
najbardziej
na prawo było [młodszym] ciałem, które dano mężczyźnie.
Odniosłam wrażenie, że [obce istoty] nie chcą przeprowadzać tego
transferu
duszy zbyt często. W rzeczy samej odniosłam wrażenie, że w ogóle nie
wolno
im tego robić.
Zdaje się jednak, że zostali zapędzeni w ślepą uliczkę i nie mają
innego
wyjścia. Wydaje się, że starają się ukryć tę swoją działalność przed
jakąś
„wyższą” formą życia. Kimkolwiek jest ta wyższa „władza” zakazująca
transferu
dusz, zakazała im ona również wtrącania się w ziemskie sprawy. (?)
Ktokolwiek
to jest, jest znacznie bardziej rozwiniety od nich i posiada potężną
władzę
nad wieloma innymi rzeczywistościami.
Linda Porter została następnie zaszokowana widokiem umierającego jej własnego, siedemnastoletniego ciała i transferu swojej duszy do klonu jej ciała, który miał identyczną, zarówno pod względem wieku, jak i kształtu, postać jak jej stare ciało.
Położono mnie na stole i pozbawiono przytomności. Potem wyłuskano
moją
dusze z mojego ciała i umieszczono w innym, które wyglądało dokładnie
tak
jak stare.
Następnie rozbudzono mnie, już w „nowym ciele”. Istota podprowadziła
mnie do „starego ciała”. Leżało na stole z otwartą klatką piersiową.
Istota
wyjęła z niej serce i pokazała mi je!
Powiedziała mi, że moje serce zostało bardzo mocno uszkodzone z powodu
gorączki reumatycznej i wkrótce zatrzymałoby się!
Spojrzałam w otwór w klatce piersiowej i nie zobaczyłam nigdzie krwi!
Ani jednej kropli! Wnętrze nie wyglądało nawet na mokre! Kiedy istota
uniosła
do góry moje serce, nie spadła z niego ani jedna kropla krwi. Nie było
krwi także na jego ręce! Serce było równie suche jak jama osierdziowa!
Znacznie później, już po tych wydarzeniach, ten sam naukowiec obcych
istot, który był ze mną w tym pomieszczeniu, powiedział mi, że jest
pewna
chemiczna trucizna, która rozprzestrzenia się na Ziemi (o której
absolutnie
nic nie wiemy). Powstała ona w wyniku pewnych testów, które nasz rząd
przeprowadzał
w przestrzeni kosmicznej. W trakcie tych testów powstał niebezpieczny
produkt
uboczny, który przedostaje sie teraz do atmosfery. Powiedziano mi, że
koncentruje
się w naszych zasobach wody. Ludzie mieszkający w pobliżu dużych
zbiorników
wody są wystawieni na poważne niebezpieczeństwo. Powiedział, że
najbezpieczniej
jest w głębi lądu, z dala od dużych zbiorników wodnych. Powiedział
rónież,
że do gotowania i picia należy używać wyłącznie wody destylowanej.
Powiedziano mi, że ten związek chemiczny spowoduje w ostatecznej
konsekwencji
pożar nieba. Początkowo twierdzono, że to nuklearne odpady znajdujące
się
w atmosferze zapoczątkują ten proces reagując z czymś innym. To „coś
innego”
jest związkiem chemicznym powstałym w wyniku stosowania broni typu
wiązki
energetycznej, którą nasz rząd już posiada. Tak więc ta chemiczna
trucizna
plus cząstki powstałe jako odpad nuklearnych reakcji wytworzą łańcuch
śmiercionośnych
reakcji chemicznych, które doprowadzą do zapłonu atmosfery (tak
przynajmniej
twierdzą obce istoty). Nie słyszałam o żadnych tajnych testach z
nuklearnymi
odpadami prowadzonych w kosmosie przez nasz rząd. Czy słyszałaś coś o
tym?
Wyjaśniano mi, mocno to podkreślając, że bez względu na to, jak bardzo
będzie ta reakcja śmiercionośna dla nas, jescze gorsze skutki spowoduje
ona w innych światach i wymiarach. Wtedy zdaje się zrozumiałam to w
pełni
i byłam kompletnie zdruzgotana z powodu ignorancji naszego rządu i kół
wojskowych oraz będącej ich dziełem destrukcji.
Obecnie to zrozumienie zniknęło i pozostało jedynie wspomnienie
zrozumienia
powagi całej tej sytuacji.
Pamiętam, że zdałam sobie sprawę z tego, jak mało ważna jest nasza
planeta i mieszkający na niej ludzie w porównaniu do całości.
Zapytałam,
dlaczego nie wkroczyli i nie powstrzymali w porę tego, co się działo.
Moja
uwaga bardzo go rozgniewała i stwierdził, że wciąż nie rozumiem, że nie
wolno im sie wtrącać.
Skoro wolno im wtrącać się do tego stopnia, że mogą wyjmować dusze
z naszych ciał, to dlaczego nie mogą powstrzymać tego, co sie tu
dzieje?
Oczywiście chcieli wkroczyć i zapobiec temu, lecz ta trzecia istota, ta
zewnętrzna, zabroniła im wtrącania się. W tej sytuacji jedyne, co mogli
zrobić, to stać i wszystkiemu sie przyglądać. Jest to z pewnością złe
dla
nas i zdaje się jeszcze gorsze dla nich. Czułam, że promieniuje z niego
obezwładniająca frustracja.
O cokolwiek tu chodzi, proces ten zdaje sie nabierać tempa, szybko
dokądś zmierzać. Rozmawiałyśmy telefonicznie o kręgach zbożowych. Mam
wrażenie,
że są to przekazy do podświadomości. Do kogo są skierowane? Do ofiar
wzięć?
Do obcych istot mieszkających na ziemi? Nie wiem. Mam odczucie, że
ktokolwiek
wykonuje te kręgi, wie, że za pośrednictwem telewizji zobaczą je
miliony
ludzi. Sądzę, że są to sygnały, lecz nadal nie wiem, dla kogo są
przeznaczone
i czego dotyczą.
Jedenaście lat wcześniej, 13 marca 1980 roku, dr
psychologii
Leo Sprinkle i ja udaliśmy się na spotkanie z ofiarą wzięcia Judy
Doraty.
Chodziło o zdarzenie, w czasie którego ona i czterech innych członków
jej
rodziny przejeżdżając w maju 1973 roku samochodem w pobliżu Houston w
stanie
Teksas w drodze do domu ujrzało w pewnej chwili podążające za ich
samochodem
jasne światło. Judy chciała mu się lepiej przyjrzeć i w tym celu
wysiadła
z samochodu. Cała grupa była ostatecznie bardzo zdziwiona, kiedy po
dotarciu
do domu pilnujący ich dzieci krewni zapytali ich: „Dlaczego
spóźniliście
sie dwie godziny?”
Ta „luka w czasie”, po której Judy doznała silnych
bólów
głowy i przebłysków wspomnień czegoś nie-ludzkiego, nie dawała jej
spokoju.
W czasie seansu hipnotycznego z naszym udziałem Judy opisała
brązowo-białego
cielaka podnoszonego w górę wewnątrz snopu światła. Potem znalazła się
wewnątrz kolistego pomieszczenia, w którym dwaj „mali mężczyźni” o
szarej
skórze, czterech palcach i żółtych, „takich jak u węża”, oczach
pobierali
za pomocą tnących narzędzi próbki tkanek z oka, języka i jąder cielaka.
Słowa Judy Doraty z tamtego dnia bardzo przypominały
słowa Lindy Porter wygłoszone dziesięć lat później. Doraty powiedziała,
że była w laboratorium, w którym szare istoty prowadziły eksperymenty
na
pobranych od cielaka tkankach w ramach działań znanych na całym świecie
jako „okaleczenia zwierząt”. Judy twierdziła, że te istoty badają te
tkanki,
ponieważ „boją się o ludzi, którzy dążą do unicestwienia siebie samych
w wyniku skażenia ziemi... Są tutaj od dawna i sprawdzają glebę, naszą
wodę, faunę i florę. I będą to robić nadal. [Jest chemiczna trucizna],
która została rozprzestrzeniona i opadła na dół do środowiska
człowieka.
Początkowo była w gruncie, ale teraz jest już w roślinach i... oni
sprawdzają,
jak głęboko przeniknęła. Spowoduje mnóstwo kłopotów. Dużo ludzi umrze,
ponieważ trucizna już zdążyła zatruć wody. Jest w wodzie. Ma to jakiś
związek
z plutonem... Bardzo mocno podkreślali, że te testy, mimo iż odbywały
się
w przestrzeni kosmicznej, mają wpływ na to, co dzieje się tutaj, na
dole...
Nie wiedziałam [że my, ludzie] prowadzimy w przestrzeni kosmicznej
jakieś
testy”.
Judy Doraty powiedziała również, że te istoty
oświadczyły
jej, iż ludzie dokonują także testów podwodnych, które wywołają pewne
reakcje
chemiczne, kiedy dojdzie do zetknięcia z innym związkiem. „...Wiele się
z tym wiąże, nie tylko skażenie. Jeśli będziemy postępować tak jak
dotychczas,
to dotknie to nie tylko nas, ale również innych. Starają się
powstrzymać
coś, co może wywołać reakcję łańcuchową, być może dotyczącą również ich
samych. Zapytałam, dlaczego nie powiedzą czegoś więcej i dlaczego nie
mogą
tego powstrzymać mając tak ogromną wiedzę, na co się rozgniewali...
powiedzieli,
że wciąż brak mi wiedzy. Że jestem niedojrzała. Że nie osiągnęłam
dojrzałości”.
Zadzwoniłam do Lindy Porter, aby powiedzieć jej, że
będę
w Los Angeles w listopadzie, by wziąć udział w następnej konferencji, i
że miałabym ochotę pojechać na północ, do Bakersfield, aby się z nią
spotkać.
Bała się gościć mnie u siebie w domu, ponieważ jej mąż miał pretensje
do
niej o zajmowanie się sprawami związanymi z obcymi istotami. Bała się,
że jej małżeństwo, już drugie, nie przetrwa długo, dlatego wolała
spotkać
sie ze mną na gruncie neutralnym, bez stresu wywołanego jego
obecnością.
Ustaliłyśmy, że spotkamy się 13 listopada 1991 roku w motelu
znajdującym
sie na przedmieściu Bakersfield, który wybrała Linda.
Linda miała 46 lat, około 170 centymetrów wzrostu i
krótkie,
ciemnobrązowe włosy. jej oczy koloru bladoszarobrązowego sprawiały
wrażenie
lekko powiększonych, ponieważ nosiła silne okulary. Miała na sobie
dżinsy
i lekki, różowy rozpinany sweterek haftowany drobnymi perełkami. Miała
niski, przyjemny tembr głosu, prawie nienaturalnie spokojny. Ten
wymuszony
spokój spostrzegłam już wcześniej u innych ofiar wzięć, które doznały w
swoim życiu wielu niezwykłych stresujących przeżyć i starają się
doprowadzić
swój umysł do równowagi, do stanu, w którym najbardziej przerażające
emocje
zostają zepchnięte na bok, umożliwiając prowadzenie względnie
normalnego
życia.
Linda Porter urodziła się 2 czerwca 1946 w Portland w
stanie Oregon, gdzie mieszkała na farmie, na której hodowano kurczaki,
króliki i porzeczki. Mieszkała tam z rodzicami, dwiema starszymi od
niej
siostrami i młodszym bratem.
— Sądzę, że byłam przypadkowym dzieckiem -
oznajmiła,
ponieważ jej siostry są o szesnaście i osiemnaście lat od niej starsze.
— Mam też młodszego brata i my dwoje nie jesteśmy podobni do nikogo w
rodzinie.
Linda niewiele wie o krewnych swoich rodziców, z
wyjątkiem
tego, że matka jej ojca była Indianką z plemienia Cherokee i pochodziła
z Arkansas. Rodzice Lindy Porter byli pragmatycznymi ludźmi, którzy
„nie
mieli zwyczaju dyskutować o rzeczach, których nie da sie wyjaśnić”.
— Kiedy byłam nastolatką, byłam inna od moich
rówieśników.
Nie buntowałam się. Czytałam prace Immanuela Kanta, Nietzschego,
Sartre'a
oraz innych filozofów, jakie wpadły mi w ręce. Tak więc, tak naprawdę,
nie byłam normalną nastolatką. Wtedy też rozwinęłam w sobie
zainteresowanie
rysunkiem i malarstwem. Byłam raczej introwertykiem, takim, co stara
się
dociec, w jakim celu znalazł się na tym świecie.
Rozłożyłam wszystkie rysunki, które mi
przysłała,
i poprosiłam ją o dogłębne omówienie każdego z nich. Jej wypowiedź
nagrywałam
na magnetofonie. Chciałam porozmawiac o szczegółach dotyczących
cylindrów
i ciał oraz wynikających z nich implikacji. Zaczęłam jednak od moich
wątpliwości
dotyczących różnic między przemieszczaniem się w snopie światła i w
„tunelach”,
o których czasami wspominała.
— Czy tunel jest konstrukcją o charakterze
fizycznym?
— zapytałam.
— Nie, to jest coś, co istnieje trwale. Jest
tworzony
w określonym celu [transportu], po czym znika. Tunel różni się od snopu
światła. Snop jest stosowany wyłącznie do transportu ludzi z ziemi na
statek
i ze statku na ziemię. Tunel jest fizyczną, stworzoną sztucznie dziurą
prowadzącą z jednego wymiaru do innego. Podróż tunelem przyprawiła mnie
o złe samopoczucie. Ma to coś wspólnego ze zmianą fizycznej gęstości
dwóch
różnych wymiarów.
Zapytałam ją następnie o noc, podczas której
ludzie-cienie
weszli przez „dziurę” w przestrzeni do jej sypialni wraz z małym
szarakiem,
który stał obok jej łóżka.
— Czy to było wniknięcie innego wymiaru do twojej
sypialni?
— Nałożenie innego wymiaru na nasz, tak.
Wszystko,
co istnieje, zależy od częstotliwości dźwięku, tak mi powiedzieli.
Pamietasz,
jak przesłałam ci pierwszy zestaw szkiców. Powiedziałam wtedy, że
istota
przypominająca modliszkę coś mi powiedziała? Wydaje mi się, że
przypomniałam
sobie teraz większość tego, co mi wtedy powiedziano.
Podała mi kilka kartek poliniowanego papieru do
pisania,
na którym napisała swoim starannym charakterem pisma:
Jest bardzo, bardzo wiele do powiedzenia na temat bytu, znacznie
więcej
niż będziemy kiedykolwiek w stanie zrozumieć. Większość tego, czego nas
uczono na temat fizycznego wszechświata i rządzących nim praw, jest
błędne.
Cywilizacja tych stworzeń przekazuje trudne problemy za pomocą symboli
emanujących emocje. Stosują tę formę do przekazu koncepcji w ich
dokładnym,
nienaruszonym znaczeniu. W tym systemie nie ma mowy o błędnej
interpretacji.
To nie są symbole matematyczne, lecz trójwymiarowe obrazy holograficzne
przypominające trochę abstrakcyjne rzeźby. Aspekt emocjonalny jest
przekazywany
poprzez fale nośne, które przypominają fale dźwiękowe, przy czym fale
te
nie mieszczą się w zakresie słyszalnym przez ludzi. Fale te można
odczuwać,
lecz nie można ich usłyszeć. Jeśli te istoty chcą oczyścić pewien
obszar
z ludzi, mogą „nadać” falę nośną o określonej częstotliwości na dany
obszar,
któa wywoła u ludzi strach, sprawiając, że uciekną z niego nawet nie
wiedząc
dlaczego. Taka fala nie powoduje żadnych uszkodzeń, tak przynajmniej
twierdzą.
[Większość ludzi nie jest w stanie słyszeć częstotliwości niższych
od
125 herców i wyższych od 10 000 herców - Przyp. L.M.H.]
Problemy zaczynają się, kiedy ktoś próbuje przetłumaczyć te
wizualno-emocjonale
symbole na słowa. Ludzka semantyka może prowadzić w bagno
niezrozumienia.
To, co jest szczególnie łatwe do zrozumienia na jednym poziomie bytu
przy
zastosowaniu jednej formy ekspresji, staje sie bardzo trudne do
prawidłowego
zinterpretowania po przetłumaczeniu na inny poziom przy zastosowaniu
ograniczonej
formy ekspresji, takiej jak na przykład ludzki język. Mnóstwo znaczeń
zostaje
zagubionych i wiele ważnych koncepcji staje się mglistych lub zostają
one
wręcz błędnie zinterpretowane.
Wszechświat jest zbudowany na wzorcach dźwiękowych, dzięki czemu
w przestrzeni może istnieć tak wiele różnych światów/wymiarów. Każdy z
nich funkcjonuje na innej częstotliwości. Zakłócenie świata/wymiaru
poprzez
zniszczenie fali nośnej, na której on istnieje, powoduje wytworzenie
„dziury”
w istnieniu, które nie jest wówczas w stanie podtrzymywać wymiarów
znajdujących
się zarówno pod nim, jak i nad nim. Każda częstotliwość, niezależnie od
utrzymywania swojego własnego świata/wymiaru, wspiera również - albo
raczej
utrzymuje na właściwym miejscu - ten nad nim i ten pod nim. Wszystko
jest
od siebie zależne!
Inne światy/wymiary zaczną zapadać się w powstałą
„dziurę”.
Prowadzić to może nie tylko do zniszczenia niezliczonej liczby
cywilizacji,
ale co więcej wynikowy obszar materii ściśniętej do takiej gęstości
może
wytrącić z równowagi całość pola grawitacyjnego w promieniu wielu
parseków,
co wywoła dalsze zniszczenia kolejnych swiatów, gdy wypadną one ze
swojej
orbity. To samonapędzający proces.
Istnieje nieskończona liczba światów /wymiarów zajmujących tę samą
przestrzeń, światów nie zdających sobie sprawy z istnienia innych,
dlatego
że każdy z nich istnieje w ramach swojej własnej oktawy. Ta
oktawa/częstotliwość
utrzymuje świat/wymiar na swoim miejscu i umożliwia jego bezpieczne
istnienie
nie powodujące zakłóceń w pozostałych światach. Częstotliwość ta działa
jak strefa buforowa utrzymująca wszystko na swoim miejscu. Jeśli w
jakiś
sposób ją zakłócimy, wówczas zainicjujemy zapaść będącą początkiem
śmiercionośnej
reakcji łańcuchowej. Jeśli gęstość tej zapaści osiągnie pewną wielkość,
wtedy zapadać się zacznie sama czasoprzestrzeń.
Jeśli eksperyment, w który zaangażowany jest nasz rząd, czymkolwiek
on jest, powiedzie się, wówczas gęstość materii zmieni się do tego
stopnia,
że nikt w żadnym świecie/wymiarze nie będzie w stanie zatrzymać tak
zapoczątkowanej
reakcji łańcuchowej! Są dosłownie setki obcych form życia, które
starają
się zapobiec temu, co się dzieje, ponieważ grozi to ich światom
potwornymi
następstwami. Niektórym z nich nie wolno, jak już wspomniałam we
wcześniejszych
listach, interweniować, lecz mimo to robią to. To, co starają się
zrobić,
to powstrzymanie „efektu zmarszczenia”, który zostanie przez nas
wygenerowany,
jeśli ten eksperyment się powiedzie.
Lindo, dlaczego przy tych wszystkich swoich możliwościach
technologicznych
istoty te - bądź te stojące jeszcze wyżej - nie wkroczą i same tego nie
powstrzymają? Dlaczego wykorzystują nas, wziętych, do przemawiania w
ich
imieniu? Coś mi tu nie gra. Zastanawiam się, czy nie jesteśmy
okłamywani,
używani do zaszczepiania ich idei, które chcą nam w jakimś celu wpoić.
Może chodzi o to, że jeśli ten eksperyment sie uda, będziemy mogli
konkurować
z nimi o coś, czym nie chcą się z nami dzielić. Może próbują zniechęcić
nas do wkroczenia w ich swiat.
Linda powiedziała mi, że mimo iż niektóre przekazy
obcych
istot wydawały się jej sensowne, nie ma całkowitej pewności, że zna ich
zamiary. I dodała: „Wciąż odnoszę wrażenie, że coś tu cuchnie. Coś,
czego
nie chcą nam powiedzieć”.
Zapytałam ją, w czyich rękach jest urządzenie do
strojenia,
jeśli nakładające się światy porównamy do częstotliwości fal wysyłanych
przez stacje telewizyjne?
— Facet na szczycie, kimkolwiek jest, ten, który ma
największą
kontrolę i największą władzę. Kimkolwiek jest ten pies łańcuchowy, ma
to
urządzenie do strojenia.
— Czy przypominasz sobie, aby coś z tego miało
jakiś
związek z tymi ludźmi-cieniami, którzy zabierali cię gdzieś przez tę
dziurę?
— Pamietam ciemny świat. Wyglądało, jak gdyby wszystkie
światła, jakie mieli, były położone tak daleko, że było ciemniej niż u
nas po zmierzchu. Było to jak malutkie słońce rozmiaru gumki do
ścierania
na ołówku.
— A co jest dookoła?
— Budynki, okrągłe, dziwne. Budynki nie mają
rogów.
Są zupełnie okrągłe, prawie jak igloo. Żadnej roślinności.
— Coś jak pustynia?
— Tak, tyle, że jest bardzo chłodno.
— Czy widziałaś tam jeszcze kogoś?
— Ktoś prowadzi mnie przez żółte drzwi w jednym
z budynków. Jest tam dużo istot, które wyglądają jak ludzie, tyle że są
dziwnie ubrane. Wydaje mi się, że jest tam duży stół i wszyscy stoją
wokół
niego. Jedna z osób wstaje, jest ubrana w długą, purpurową szatę -
piekna
purpura - z wysokim kołnierzem. Jest wysoka, ma nieco ponad dwa metry
wzrostu.
Zdaje się, że kieruje tym, co się dzieje, tym, po co tu przybyliśmy.
— Czy możesz opisać ją dokładniej?
— Nie sądzę, aby była człowiekiem. Zdaje się,
że ma szarą skórę. To nie jest kolor ludzkiej skóry. Jest jak gdyby
biaława.
Ta istota jest bardzo wysoka i bardzo, bardzo chuda. Ma duże oczy,
takie
jak kot. Nie ma włosów. Ma zaokrągloną u góry czaszkę i nos, którego
nie
mają małe szaraki.
— Jaki ma nos?
— Długi. Ma długi nos i długą twarz. Ma też
uszy,
których małe szaraki również nie mają.
— Czy nos stanowi dominujący element twarzy?
— Jest duży.
— Czy twój rysunek jest zbliżony do tego, co
pamiętasz?
— Mój rysunek przypomina to, co pozostało w
mojej
pamięci, tyle że ta istota wygląda tu na złą, natomiast w
rzeczywistości
na taką nie wyglądała.
— A usta?
— Żadnych warg, ale mówiła. To nie była mowa
telepatyczna,
ponieważ widziałam, że jej usta się ruszają. Pamietam, że w czasie gdy
coś mówiła, podnosiła rece do góry. Pamiętam, że miała białe ramiona -
zobaczyłam je, kiedy zsunęły się jej rękawy.
— Jakie miała ręce?
— Długie i białe, i bardzo szczupłe.
— Ile palców?
— Nie wiem. Przypominam sobie tylko, że
widziałam
długie palce.
— Czy zgromadzeni wokół stołu ludzie coś mówią?
— Wszyscy słuchają tego, co mówi ta istota.
Czułam
do niej duży respekt. Cokolwiek mówiła, było to bardzo skomplikowane,
coś
bardzo naukowego.
— Czy miało to jakiś związek z istotą zwaną
potocznie
modliszką?
— Nie wiem.
— Co jeszcze przypominasz sobie na temat modliszki?
— Była bardzo wysoka. Miała od 2 do 2,5 metra
wzrostu i bardzo szeroki tors. Jej ramiona były długie i wyrastały z
torsu
zupełnie inaczej niż u nas. Miała trzy podobne do palców wyrostki,
które
nie poruszały się tak jak palce. Były znacznie sprawniejsze. Miała
również
stopy, też inne od naszych. Były cienkie i wąskie, małe i szpiczaste.
Oczy
miała czerwonobrązowe z wyraźnymi banieczkami na nich, które się lekko
wybrzuszały. Nie wiem czy to była jakaś osłona oczu, czy co innego.
Miałam
wrażenie, że może czuć to, co ja, i że nie chce wprawiać mnie w wieksze
przerażenie, niż jest to konieczne.
— Czy wyczuwałaś płynące z jej strony jakieś
uczucia,
na przykład dobroć lub współczucie?
— Podeszły wiek, mądrość i nieskończoną
cierpliwość.
To nie była dobroć i współczucie. Miałam wrażenie, że ona i jej gatunek
istnieją od tysięcy lat - od bardzo, bardzo dawna. Najmocniej
odczuwałam
jej niesamowitą mądrość. Nigdy przedtem nie znalazłam się w obecności
kogoś
takiego, kogoś, kto emanował taką mądrością. Powiedziała mi wiele, lecz
nie miałam wówczas pojęcia, co to wszystko znaczy. Cokolwiek to było,
musiało
być bardzo ważne. Było to coś, co dotyczyło tego, co sie stanie w
przyszłości,
i czegoś związanego z „przekształceniem w światło”, cokolwiek to
znaczy.
To ma coś wspólnego z tym, co się mi przydarzyło w pomieszczeniu
wypełnionym
swiatłem. Moje ostatnie wspomnienie kończy się w momencie, gdy wkraczam
do tego pomieszczenia.
— Czy ta wielkonosa istota mogła być przełożonym
modliszek?
— Nie.
— Jakiegoś rodzaju humanoid?
— Tak, humanoidzi o złotawym odcieniu skóry, i
to nie jako przełożeni, ale bardziej jako sprzymierzeńcy. Jak gdyby
współpracowali
ze sobą od długiego czasu.
— Złociści humanoidzi i modliszki?
— Tak.
— Czy jest między nimi jakieś przymierze?
— Nie, przynajmniej nie wojskowe. Nie myślą
tymi
kategoriami, ale jest między nimi wzajemny respekt i troska, które są
oparte
na bazie wspólnego systemu wartości etycznych i duchowych. Obie rasy
zdają
się pracować dla tego samego celu - jakikolwiek on jest.
— Wielki respekt i troska między obu gatunkami?
— Tak. Obie rasy są bardzo zaawansowane w
rozwoju
i mimo iż gatunek modliszki jest znacznie starszy, obie rasy zdają sie
dobrze współżyć i pracować w pełnej harmonii i wzajemnym szacunku.
— W takim razie gdzie należy umieścić te
białoskórą,
wielkonosą istotę?
— Nie wiem. Widziałam ją tylko ten jeden raz,
w czasie gdy przemawiała.
— Czy mogła należeć do inteligencji, która była
nadrzędna
wobec wszystkich innych?
— Nie, nie. Najwyższą byłaby istota, o której
opowiadałam ci w Sedonie [w Arizonie]. Dotyczy to olbrzymiej, wysoko
rozwinietej
formy życia, która ma już za sobą etap wymagający posiadania fizycznego
ciała.
— W porządku. Ustawmy więc tę bezcielesną istotę na
szczycie. Czy istota ta znajduje się w naszym wszechświecie?
— W naszym świecie. Mogę to jedynie wytłumaczyć
w ten sposób, że odczuwam, iż jedyną istotą nad nimi mógłby być ktoś,
kto
jest Bogiem?
— Nad tymi olbrzymimi, niefizycznymi istotami?
— Tak. Postawmy te niefizyczne istoty nad
humanoidami
i modliszkami. Są one ogromne i zdolne do przemieszczania się we
wszechświecie
bez potrzeby używania jakichkolwiek statków bądź innych fizycznych
pojazdów.
— Kto znajdzie się bezpośrednio pod nimi?
— Humanoidzi, ludzie o złotawej skórze. Potem
modliszki, wreszcie wysokie szaraki, które mają białą skórę i są wyższe
od małych szaraków. Wyższe szaraki mają źrenice w oczach. Z powodu ich
ubioru nazywam ich Gumby. Ciągnie się on do samego dołu, przez co nigdy
nie widziałam jego stóp i dlatego nazwałam go Gumby.
— To ci o jakby skośnych oczach i białkami takimi
jak nasze?
— Mają białka w oczach i źrenice i wszyscy
zdają
się być naukowcami.
— Na twoim rysunku, ta głowa...
— Wybrzusza się z tyłu. Ich głowy są
ukształtowane
inaczej niż u szaraków [EBE typu I? - Przyp. L.M.H.].
— Zatem pod nimi znalazłyby się...?
— Małe szaraki. To tylko robotnicy, jak
pszczoły
lub mrówki, coś w tym rodzaju. Oni tylko wykonują prace [EBE typu
II?
- Przyp. L.M.H.].
— Czy wszystkie cylindry są takie same?
— Nie. Są różne cylindry. Cylindry do
magazynowania
mają różne zakończenia u góry - są zaokrąglone. Cylindry aktywizujące
mają
kanciaste naroża. W cylindrach aktywizujących jest światło, bardzo
silne,
które świeci w dół na znajdujące się w nich ciała, które muszą
przebywać
w nim przez wiele godzin, zanim dusza będzie mogła w nie wstąpić. Nie
wiem
dlaczego tak się dzieje.
— Cylindry magazynujące są do ciał?
— Tak. Do sklonowanych ciał. W jednym cylindrze
jest przechowywane sklonowane ciało, a w drugim następuje jego
aktywizacja.
Dusza była, jak mi się wydaje, najcudowniejszą rzeczą, jaką
kiedykolwiek
widziałam. Mój rysunek jest bardzo daleki od prawdziwego jej obrazu.
Była
piękna, mieniąca się kolorami z miękkim oranżem dookoła i białym,
mieniącym
się wnętrzem, które promieniowało delikatne ciepło. [Linda była
wyraźnie
pod wrażeniem, jakie wywołał w niej widok świetlistej duszy, a także
poruszona
śmiercią mężczyzny.] Obce istoty dokonały sekcji ciała mężczyzny,
który
zmarł z powodu jakiegoś skażenia, które jest tu na Ziemi w wodzie. Jest
ono tak niebezpieczne, że ludzie w ogóle nie powinni przebywać w
pobliżu
zbiorników wodnych, nie mówiąc już o jej piciu. Dokonali sekcji,
próbując
znaleźć ślady uszkodzeń, jakich ta trucizna dokonała w ciele. Było to
dla
nich z jakichś względów bardzo ważne. Potem wyrzucili to ciało za
burtę,
jakby nie było nic warte, tak jak się wyrzuca zużyty but. Pamiętam, że
byłam tym bardzo poruszona, ponieważ tu, na dole, chowamy naszych
zmarłych.
— Z naszego, ludzkiego punktu widzenia, ten
człowiek
zmarł w wieku czterdziestu sześciu lat?
— Zniknął. Nikt na Ziemi nigdy nie znajdzie
jego
ciała. Czy w czasie swoich badań nad okaleczeniami natknęłaś się
kiedykolwiek,
Lindo, na przypadek znalezienia pokrojonego ludzkiego ciała?
— Kilka razy, ale nie wiem, czy chodziło o to samo
zjawisko. Jest dużo zaginionych dorosłych i dzieci.
— Nie sądzę, aby oni nie żyli. Sądzę, że wielu z nich
zostało przemieszczonych.
— Dlaczego zostali przemieszczeni? Przemieszczeni
w inne miejsce na Ziemi, a może na inne planety?
— Przemieszczeni na Ziemi, tak jak młodsza, sklonowana
wersja tamtego mężczyzny, którego umieszczono w Australii. Są ludzie,
których
obce istoty chcą mieć w określonych rejonach i z którymi pozostają w
stałym
kontakcie przez całe ich życie.
— Czy masz na myśli naukowców-opiekunów?
— Tak. Coś się szykuje i cokolwiek to będzie,
wszyscy muszą znaleźć się na właściwych pozycjach, kiedy to tego
dojdzie.
— Czy pamiętasz dokładnie procedurę transferu
swojej
duszy?
— Po pokazaniu mi transferu duszy do klonu
człowieka
w cylindrze następną rzeczą, jaką pamiętam, jest to, jak stoję, podczas
gdy szarak naukowiec... ach, moje serce jest w jego ręku. Moje stare
ciało
leży tam na stole, otwarte. Pamiętam, że brzegi rozcięcia były
postrzępione.
Nie było w ogóle krwi. Było zupełnie sucho.
— Czy było to cięcie zygzakowate?
— Przypominało to cięcie wykonane ząbkowanymi
nożyczkami,
jakich używa się do cięcia materiału podczas szycia.
— Czy widziałaś, jakich użyli narzędzi tnących?
— To wyglądało podobnie do pudełka na elektryczną
szczoteczkę
do zębów. Przyrząd miał srebrzysty kolor, 18 centymetrów długości i
około
4 centymetry szerokości. Miał podświetlony niebieski koniuszek, który
nie
wydzielał światła, a jedynie niesłyszalne fale dźwiękowe, kiedy był
ustawiony
na niskie częstotliwości, które otwierają chirurgiczne otwory przy
pomocy
wibracji oddzielających od siebie komórki i tkanki bez niszczenia
komórek.
Nie następuje wcinanie się do komórek. Czyste brzegi wcięcia, żadnych
przypaleń.
Kiedy ustawi się go na wysoką częstotliwość, wibracje wywołują tarcie,
w wyniku którego wydziela się ciepło, które jest wykorzystywane do
cięcia.
Był również większy instrument o długości 25 i szerokości 8
centymetrów.
Jego biały świecący koniuszek nie wysyła światła, ale fale dźwiękowe,
które
służą do emocjonalnegi i psychicznego uzdrawiania. Wyprowadza ludzi z
szoku.
Ta istota powiedziała, że kiedy miałam dwanaście lat, chorowałam na
reumatyczną
gorączkę, co było, jak sądzę, prawdą. Nigdy nie zweryfikowałam tego
medycznie,
ale wszystkie symptomy zgadzały się. Ta choroba uszkodziła mi
prawdopodobnie
serce. Nie pożyłabym długo z moim starym sercem, tak mi przynajmniej
powiedziała.
— To było w wieku siedemnastu lat? Czy zauważyłaś,
że coś jest nie w porządku?
— O tak. Byłam chora. Moi rodzice nie wierzyli
w leczenie przez lekarzy. Miałam bardzo chore gardło i bardzo wysoką
gorączkę.
Faktycznie to nigdy potem nie byłam już zupełnie zdrowa i
niejednokrotnie
mdlałam.
— Chodzi o to, że w okresie między dwunastym (1958)
a siedemnastym rokiem (1963) życia byłaś osłabiona z powodu choroby?
— Tak i mój stan się pogarszał. Ten wysoki
szarak
naukowiec wyjaśnił mi, że tylna ściana mojego serca robiła się z powodu
uszkodzeń coraz cieńsza i w końcu uległaby całkowitemu uszkodzeniu.
Stoję
i przyglądam się mu, ale wygląda, że nadal jestem oszołomiona. Tak
naprawdę
nie wszystko, co mi tłumaczy, do mnie dociera.
— Która twoja część stoi i patrzy?
— Sądzę, że to było moje nowe ciało z duszą z
ciała na stole. Nie pamiętam procedury transferu, tego, że zabierano
mnie
z pomieszczenia lub że coś ze mną robiono. Pamiętam jedynie, że stoję i
patrzę, jak obca istota wyjmuje moje serce. Tak więc cokolwiek się
stało,
stało się w międzyczasie i wcale mnie o tym nie uprzedzano albo, po
prostu,
tego nie pamiętam. [Możliwe że luki w pamięci dotyczą modliszki i
tego,
co działo się w pomieszczeniu wypełnionym światłem, do którego Linda
nie
chciała wejść]. Wierz mi, że to bardzo dziwne uczucie, kiedy patrzy
się na siebie z otwartą klatką piersiową i tego szaraka, który stoi i
trzyma
twoje serce w ręku! Zawsze wiązałam to wspomnienie ze śmiercią i zawsze
zastanawiałam się, czy będę to pamiętała w chwili śmierci. Teraz już
rozumiem,
skąd wzięły się te skojarzenia ze śmiercią. [Nagle Linda wyciągnęła
ręce przed siebie, spojrzała na nie i rozpłakała się]. Teraz już
nie
wiem, kim jestem!
Rozumiałam jej cierpienie i zdezorientowanie w
wyniku
oglądania śmierci ciała, w którym się urodziła, w czasie gdy jej
świadomość
kontynuowała istnienie w innym, identycznym ciele. Dlaczego obce istoty
tak mocno angażują się w cykl życia i śmierci niektórych ludzi?
Linda nie znała odpowiedzi na moje pytanie
i powiedziała:
— Te szaraki naukowcy nie lubią tego robić. Coś w
tym
jest. Robią to tylko w ostateczności, wręcz odniosłam wrażenie, że jest
to coś, czego nie powinny czynić. Tak jakby nadrzędne istoty, te
ogromne,
bezcielesne, zabroniły im tego. Mimo to robią to, ponieważ sądzą, że te
wyższe istoty czegoś nie rozumieją. Nie wiem, o co tu chodzi.
— Czy obce istoty wyjaśniły ci, dlaczego chcą, abyś
żyła?
— Wtedy nie. Później dano mi do zrozumienia, że
mam cos do zrobienia. Ocalono mi życie i mogę teraz to wykonać.
— Czy czułaś jakąś różnicę, kiedy znalazłaś się w
nowym ciele?
— Było mi łatwiej oddychać. W starym ciele cały
czas czułam, jakby przytłaczał mnie jakiś ciężar, a w tym czuję -
powiedziałabym
- chyba lekkość. Jest mi łatwiej poruszać się i czuję się silniejsza.
— Czy kiedy patrzyłaś później w lustro, widziałaś
jakieś różnice?
— Nie, żadnej różnicy. Najwyraźniej moja
rodzina
też nic nie zauważyła. Później przypomniałam sobie, że moje stare ciało
miało na lewym ramieniu bliznę po szczepieniu. Na nowym jej nie ma. [Linda
powiedziała mi, że nie ma żadnych zdjęć ramienia wykonanych, zarówno
przed,
jak i po tej zamianie ciał].
Zapytałam ją, czego chciały jej zdaniem humanoidy o ciemnej karnacji skóry.
— Nie sądzę, aby chcieli czegokolwiek. Sądzę, że są tutaj tylko po to, aby pomagać. Wszystko, co tu robią, wiąże się z tym, co się tu dzieje. Część z nich jest tu po to, żeby wpływać na to co się tu dzieje, więc nie przenosi się to na sprawy pozaziemskie. Niektórzy z nich są tu w charakterze naukowców badających, co się tu dzieje.
Zaintrygowało mnie to, co powiedziała Linda o bezcielesnych istotach z innych wymiarów, które mogą zakazywać szarakom naukowcom wtrącać się w życie ludzi, i że z jakichś nieznanych powodów te szaraki nie podporządkowują sie temu zakazowi. Wiedziona ciekawością zapytałam:
— Jeśli nie powinni dokonywać transferu dusz, co
sprawia,
że przeciwstawiają się nakazowi nadrzędnej siły?
— Szaraki naukowcy uważają, że muszą to robić. Są pewni
ludzie, których nie mogą utracić, ze względu na to, co stanie się w
przyszłości.
Uważają, że to jest konieczność. Są przyparci do muru. Wygląda na to,
że
nie mają wyboru.
— Czyżby popełnili jakiś błąd?
— Nie, nie oni. Tym niemniej wydaje mi się, że
chcą skorygować jakiś błąd.
— A kto go popełnił?
— Na pewno nie oni. Nie wiem tego dokładnie.
— Powiedziałaś wcześniej, że humanoidzi stoją wyżej
w hierarchii od szaraków naukowców. Czy istnieje możliwość, że wśród
szaraków
naukowców jest jakiś podział? Czy niektórzy z nich nie mogli pójść w
jednym
kierunku, opiekuńczym wobec Ziemi, a inni w innym? Czy nie istnieje
miedzy
nimi jakiś konflikt?
— To możliwe. I być może tak właśnie jest - coś
w rodzaju dobrych i złych. Niewykluczone że są wśród nich renegaci.
— Do czego mogliby dążyć ci renegaci?
— Nie wiem, ale cokolwiek to było, już sie
stało.
To się dokonało i szaraki naukowcy czują się za to odpowiedzialni.
Pokazano mi sprawozdanie przeznaczone rzekomo dla
prezydenta
Stanów Zjednoczonych opracowane w bazie sił powietrznych Kirtland
opatrzone
datą 9 kwietnia 1983 roku, w którym pisało: „Te pozaziemskie istoty
dokonały
manipulacji DNA u będącego w trakcie rozwoju rzędu naczelnych, aby
stworzyć
gatunek Homo sapiens”. Zapytałam Lindę, czy zna motywy
opiekunów,
którzy są najprawdopodobniej odpowiedzialni za stworzenie człowieka i
jego
ewolucję.
Linda odrzekła, że „gdzieś na linii
rozwoju,
prawdopodobnie w niezbyt dalekiej przeszłości, ktoś sie wtrącił i
zrobił
coś nie tak, i teraz ci naukowcy starają się to naprawić”.
Rozumując dwudziestowiecznymi kategoriami,
wychodząc poza tajemnicę Raju, zapytałam Lindę, czy ta pomyłka, którą
należy
naprawić, nie polegała na pozwoleniu ludziom na majstrowanie przy
energii
jądrowej. W tamtym okresie, w roku 1991, Linda nie miała co do tego
pewności,
lecz później doszła do wniosku, że wiąże się to z niebezpiecznymi
doświadczeniami
sektora wojskowego USA prowadzonymi w górnych warstwach atmosfery.
Zapytałam
ją, dlaczego obce istoty tak bardzo angażują się w ziemskie sprawy, na
co odrzekła:
— Wiesz, skąd sie wzięło to, że sama użyłaś terminu
„opiekunowie”
w stosunku do tych szaraków naukowców? Otóż stąd, że te istoty przybyły
tu przede wszystkim w charakterze pewnego rodzaju opiekunów życia.
Wspomagają
życie na różnych planetach i w różnych światach. To w pewnym sensie cel
ich istnienia. Bez wątpienia opiekunami są szaraki naukowcy. To nie te
małe szaraki, które dla nich pracują. Szaraki naukowcy są tu od samego
początku. To oni byli tymi, którzy zapoczątkowali program, w wyniku
którego
powstali ludzie. Chodzi tu o czasy jeszcze przedbiblijne, czasy, w
których
żyli ludzie z Cro-Magnon i neandertalczycy, a może nawet jeszcze
wcześniejsze.
— Jakieś dwadzieścia pięć tysięcy lat temu?
— A może i więcej. Potem zapewne odlecieli na
jakiś czas, po czym wrócili i zaczęli znowu. Następnie, w czasach
biblijnych,
zorientowali się, dokąd zmierza ludzkość. To, co teraz powiem, być może
zabrzmi jak szaleństwo, ale zesłali Jezusa Chrystusa. Nie po to, aby
stworzył
religię, ale aby pokazał ludziom, jak należy żyć; aby nauczył ich, jak
współżyć ze sobą, jak żyć w harmonii, aby to, co miało miejsce 2000 lat
temu, nie działo się teraz. Starali się sprowadzić ludzkość z drogi,
którą
podążała - drogi ku samounicestwieniu.
— Tak więc stworzyli Chrystusa w...?
— W wyniku klonowania, jak przypuszczam.
— Zastanawiam się, czyją duszę umieścili w ciele
Chrystusa?
— Nie mam pojęcia. To musiała być dusza kogoś
niezmiernie rozwiniętego. Niestety, ludzie okazali się pełnymi
przesądów
ignorantami, którzy wykoślawili wszystko i wykorzystali to do panowania
nad innymi. Dlatego nic dobrego z tego nie wynikło.
— Kiedy Chrystus zawołał: „Eli, Eli lama
sabachthanti?”
(„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”) - do kogo mógł się zwracać?
— Nie mam pojęcia. Być może nie miał umierać
czy
coś w tym rodzaju. Może myślał, że zostanie zdjęty, zanim to sie
stanie,
albo zabrany? To znaczy dusza? Niestety, nie mogli zabrać duszy w
obecności
wszystkich, którzy się temu przyglądali.
— Czy odniosłaś wrażenie, że to szaraki naukowcy
stworzyli
Chrystusa, czy też może był on dziełem blondynów lub śniadoskórych
humanoidów?
— Ciało musiało pochodzić od szaraków
naukowców.
Dusza... Mam ochotę powiedzieć, że dostarczyły jej te bezcielesne,
nadrzędne
byty. Nie wiem, czy stworzyły duszę, czy też jeden z nich zstąpił na
dół.
— Czy ciało Chrystusa mogło być ciałem
śniadoskórego
humanoida? A może to było ciało ludzkie?
— Nie mam pojęcia. Wiem tylko to, co mi
powiedziano.
Nie mówili nic na temat ciała. Szarak naukowiec powiedział, że jego
cywilizacja
wysłała tu 2000 lat temu istotę, która miała za zadanie sprowadzenie
ludzkości
z drogi, którą podążała.
— A dokąd według tego szaraka naukowca zdążała?
— Nie wiem. Prawdopodobnie spenetrowali przyszłość i
zobaczyli, co się święci. Jeśli potralifi to zrobić, to dlaczego nie
zdołali
przewidzieć, że Chrystus umrze i że nic sie nie zmieni? Nie rozumiem.
To
nie ma sensu. Sądzę jednak, że pokazali mi, jak to będzie wyglądało w
przyszłości.
To było tak okropne, że nawet nie chciałam tego pamietać.
— A co z tego jeszcze pamiętasz?
— Na koniec pokazali nam widok Ziemi z kosmosu.
Widać było tylko pierścień ognia. Minie siedemnaście do dwudziestu lat,
zanim ktokolwiek będzie mógł znowu żyć na Ziemi, a kiedy wrócą, w
miejscach,
gdzie teraz jest ląd, będzie ocean, a tam, gdzie jest ocean, będzie
ląd.
Wszystko bedzie prawie czyste i nowe. I społeczeństwo będzie inne,
kiedy
wszystko zacznie się od nowa.
— Czy szaraki zabiorą niektórych ludzi przed tą
katastrofą?
— Tak.
— Czy zachowają oni pamięć tego, co się stanie?
— Będą świadkami tego wszystkiego, będą sie
temu
przyglądać z jakiegoś miejsca, wszystkiemu. Nigdy tego nie zapomną.
— Kiedy nowa grupa ludzi będzie zaczynać od
początku,
jak to się będzie działo? Czy obce istoty będą im pomagać?
— Tak. Po pierwsze, jest nowy rodzaj
pożywienia,
które obce istoty dadzą ludziom. Jest ono hodowane tak jak zboże, ale
ma
w sobie wszystko, wszystkie składniki żywieniowe. Nie będzie potrzeby
jedzenia
czegokolwiek innego - ono samo wystarczy. Dostarczy wszystkiego.
Pamiętam,
jak zaprowadzono mnie do dużego audytorium wypełnionego ludźmi i
pokazano
to pożywienie, które jest hodowane identycznie jak pszenica. Ludzie
mogą
odżywiać się nim w nieskończoność. Nie będą potrzebowali mięsa, owoców
ani czegokolwiek innego. To totalne, kompletne pożywienie, a nie tylko
proteiny. Dostarcza wszystkiego, co jest potrzebne ludzkiemu
organizmowi,
jest bardzo łatwe i tanie w hodowli.
Głos Lindy znowy sie załamał, tym razem nie z powodu wątpliwości co do ciała, które posiada, ale z powodu frustracji wywołanej zaprzeczaniem prawdy przez ludzi. Patrząc na mnie oczami pełnymi łez, powiedziała:
— Większość tego, co nam mówiono na temat
wszechświata,
jest nieprawdziwe. Kiedy ludzie są zabierani, są uczeni prawdy, i kiedy
wracają, znają prawdę o wszystkim. To będzie zupełnie inny świat, ten,
który nastanie po nas. Chodzi mi o to, że będzie on tak inny od
obecnego,
że wielu współcześnie żyjących ludzi już dziś chciałoby się w nim
znaleźć.
— Ponieważ nie będzie tam pieniędzy, chciwości i
przymusu?
— Tak jest, żadnych pieniędzy, żadnej
chciwości.
Nie bedzie żadnych symboli pozycji społecznej, a ludzkie stosunki będą
się opierały na znacznie głębszych relacjach, na poziomie duchowym.
Będą
postrzegać siebie poprzez swoje wnętrza. Jedynie tak to potrafię
wyrazić.
— A co z florą?
— Wszystko zostanie ponownie zasadzone.
Wszystko,
co zostanie unicestwione przed ich powrotem. Całość zostanie odbudowana.
— A Chrystus?
— Najwyraźniej ma coś wspólnego z powrotem i
zabraniem
ludzi ze sobą.
— W jaki sposób powróci?
— To będą - to ma związek z kręgami na polach
- wielkie statki-miasta. Już tu kiedys były. Bardzo piękne i ogromne.
Tak
to się stanie. Część ludzi zostanie zabranych.
— Co mają z tym wspólnego kręgi zbożowe?
— Jest to przekaz skierowany do ludzi, do ich
podświadomości. Wszyscy, których to dotyczy, są w jakiś sposób związani
z właściwymi im symbolami bądź z ich częścią. Jest to przekaz
zawiadamiający
o ich powrocie. To coś w rodzaju ich gazety informacyjnej, tyle że
drukowanej
na polach uprawnych. Prawie jakbym widziała statki nadlatujące nad pola
z widniejącymi na nich kręgami. Są fantastyczne. Nawet nie masz
pojęcia,
jak są wielkie.
— A kiedy te statki przybędą?...
— Część ludzi zostanie zabrana. Kiedy te statki
będą przybywać, ludzie będą zabierani. Znikną. Nic ze sobą nie zabiorą.
Ani jednej rzeczy. To będzie jakby wymiatanie całej planety, te
olbrzymie
statki zabiorą niektórych ludzi.
— Przy pomocy świetlnych wiązek?
— Nie widzę żadnych wiązek. Zostaną
zdematerializowani
w jednym miejscu i zmaterializowani w innym. Po prostu znikną.
— Czy masz jakąś wizję tego, co zrobią rządy krajów
świata, kiedy przybędą te statki?
— Nic. Nie będą w stanie nic zrobić. Nic nie
będzie
działało. Jeśli nie będą mogli wystrzelić z żadnej broni, nie będą
mogli
nic zrobić. Od tego czasu nikt już nie zostanie zastrzelony, nikt nie
zostanie
zamordowany. Żadna broń na Ziemi nie będzie działała. To znaczy, mogą
znaleźć
się tacy, którzy wyjdą z kijami i kamieniami w rękach, ale na nic się
to
nie zda.
— Jak widzisz siebie w odniesieniu do tego
wszystkiego?
Czy znajdziesz się w pojeździe, czy zostaniesz na Ziemi?
— To, co teraz widzę, to pola z kręgami i
nadlatujące
statki, i to, że wiem, co się będzie działo.
— Czy pozostaniesz na Ziemi?
— Z całą pewnością zostanę zabrana do góry. Nie
boję się tego. Jestem szczęśliwa, że zobaczę tych uduchowionych ludzi,
już gotowych, jak sądzę.
— Kto będzie w tych statkach?
— Głownie ci o złotej karnacji, o piaskowych
włosach.
Przeważnie oni.
— Czy ukaże się także postać podobna do Chrystusa?
— Owszem. Prawdopodobnie wiele razy i w różnych
miejscach. To będzie coś w rodzaju rozpoznania duszy, reakcja na jego
widok
ma pomóc stwierdzić, kto jest kim. Tak naprawdę nie bardzo rozumiem, po
co ma się ukazywać. Ludzie, którzy mają być zabrani, zostaną zabrani, a
dla reszty bedzie już za późno, więc po co te ceregiele? To nie ma
sensu.
— Może po to, by zakończyć tę historię? Aby się
dopełniła?
— Wiem i myślę, że ma ona bardziej na celu
niesienie
ludziom pociechy. Chodzi mi o to, że oni i tak zginą.
— Może to wiąże się z tym, dokąd udadzą sie ich
dusze?
— To musi mieć związek z tym, co będzie, kiedy
już umrą. Inaczej nie miałoby to sensu.
— A co z posłannictwem od Chrystusa?
— Pokazano mi, jak Jezus ukazuje się na niebie,
stoi na chmurze. Uniósł ręce nad głowę, spojrzał w górę i rzekł: „Oto
nastał
koniec” - po czym zniknął z pola widzenia. Powiedziano mi, że wszyscy
na
Ziemi będą go widzieli przez tę krótką chwilę.
— Czy wiesz, co się będzie działo potem?
— Po jego zniknięciu nastąpi kataklizm. Niebo
zapłonie ogniem.
— Jak się ma do tego idea antychrysta?
— Nie wiem. Nie rozumiem tego. Jeśli chodzi o
mnie, to nie ma sensu, ponieważ nie mam z tym nic wspólnego. Chyba
chodzi
o to, że wiedza o tym nie jest potrzebna, ponieważ nie mam z tym nic
wspólnego.
— Jak to będzie przebiegało w czasie?
— Ostateczne wydarzenia, które doprowadzą do
wzniecenia
ognia, rozpoczną się w roku 1993. Lecz zanim do tego dojdzie, przybędą
statki z Chrystusem. W ciągu kilku dni od ich przybycia, niebo zapłonie.
— Jak wyglądają duże statki?
— To nie są budowle, ale projekcje wznoszące
się
nad podstawę statku. To będzie wyglądało, jakby zbliżało się miasto,
tyle
że nim nie będzie. Od spodu są płaskie. Nie wiem, czemu służą te
projekcje.
— I to będzie miało miejsce na całym świecie?
— Omiotą cały świat, ale bez lądowania. Ludzie
zostaną zabrani w górę, na statki.
— I będą w nich mieszkać?
— Tak, to będą ich pomieszczenia mieszkalne,
ale
nie dla zwierząt. powiedziano mi, że obce istoty już od dłuższego czasu
zabierają stąd rośliny, zwierzęta i inne rzeczy.
W czasie badania zjawiska okaleczeń zwierząt zainteresowała mnie sprawa znikania zwierząt. W roku 1991 z Plano w Teksasie zniknęło na przykład 26 domowych kotów. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie odnotowano setki doniesień mówiących o innych tajemniczych zniknięciach zwierząt domowych oraz dzikiej zwierzyny łownej, takiej jak karibu. Zapytałam Lindę, czy przypomina sobie, co się stanie, kiedy juz statki zabiorą wybranych ludzi.
— Właśnie wtedy, po zniknięciu wybranych ludzi
nastąpi
najgorsze. Rozpęta sie piekło. Stopią sie czapy lodowe biegunów.
Odnoszę
wrażenie, że typki z rządu już wiedzą, że to nie stanie się za sprawą
istot
pozaziemskich. Dawno temu traktowali to jako problem związany z nimi i
sądzili, że łatwo sobie z nim poradzą. Teraz odkryli, że to wiąże się z
przyszłością Ziemi, Biblią i ponownym przyjściem Chrystusa.
— Szarak naukowiec na twoim szkicu ma na swoim
mundurze
trójkąt, ty nosisz dwa nakładające się trójkąty na łańcuszku na szyi.
Dlaczego
?
— Trójkąty nie dają mi spokoju, odkąd pewnego
poranka obudziłam się z czerwonym trójkątem na czole. Nie wiem, jaki to
ma związek i czy w ogóle on tu występuje. Coś mi on przypomina, ale nie
wiem co.
— Szary naukowiec na pewno miał trójkąt na mundurze?
— Tak.
— Czy były tam też jakieś linie?
— Coś było na trójkącie. Pamiętam, że była
przynajmniej
jedna pionowa linia. Było też coś w poprzek, chyba dwie linie. Dwie
linie
w poprzek i jedna do góry.
— Czy ten przypominający arabskie pismo symbol był
gdzieś jeszcze?
— W pomieszczeniu na jednym ze statków, na
ścianie
w pokoju zebrań. Był tam biały stół i białe krzesła wokół niego, a za
nimi
na ścianie ten symbol.
— Czy czujesz, że wokól nas rozgrywa się na tej
planecie
jakiś konflikt, sekretna wojna, której nie jesteśmy nawet świadomi?
— To dziwne, ale wygląda na to, że to mnie wcale
nie martwi, jak gdyby działo się to co powinno. Mam uczucie, że
wszystko
jest w porządku.
— Nie martwi cię nawet rząd?
— Rząd nic nie może zrobić. Nawet kiedy
wszystko
będzie zbliżało się do końca, będą zupełnie bezradni. Wygląda na to, że
wszystko pójdzie tak, jak zostało zaplanowane.
— Co stanie się z tobą i pozostałymi wziętymi?
— Wielu z nich, tych, którzy przeżyją nadchodzące
zmiany,
jest poddawanych sytuacjom, które zdają się być przerażające, lecz w
rzeczywistości
to są tylko „pokazy”, które mają pomóc im pokonać uczucie strachu.
Kiedy
ktoś zostaje całkowicie przesycony emocjami, wychodzi poza nie i w
jakiś
sposób się na nie uodparnia. Ci, którzy przejdą ten „sprawdzian”, będą
tymi, którzy zostaną zabrani. [Obce istoty] nie kontynuują współpracy z
tymi, którzy nie są w stanie przejść tego etapu. Według planu ci ludzie
mają stać się tak nieczuli na strach i przerażenie, żeby być w stanie
poradzić
sobie z paniką otaczających ich ludzi [kiedy zaczną się przemiany] i
nie
pozwolić, aby strach ich zniszczył. Jeśli dadzą się owładnąć strachowi,
staną się zupełnie nieprzydatni do realizacji tego zadania. My [wzięci]
jesteśmy jak studenci na wymianie naukowej, którzy zostali stworzeni po
to, aby tu przybyć i doświadczać ziemskiego życia ze wszystkimi jego
ograniczeniami.