Ksiądz proboszcz już się zbliża,
już puka do mych drzwi.
Pobiegnę go przywitać,
w mym ręku wino drży.
O szczęście niepojętne,
ksiądz sam odwiedza mnie!
Sąsiedzie wspomóż rentą,
bym mógł pokazać się
W spiżarni trzymam koniak,
w lodówce wódki dwie.
Pobiegnę po kieliszki,
ksiądz lubi napić się.
O szczęście niepojętne,
ksiądz wypił flaszki dwie!
Sprowadzę go po schodach,
bo sam wywróci się.
Ksiądz wziął do ręki kredę,
napisał: K + M + B.
Na dole ministranci
już niecierpliwią się.
Otwieram drzwi toyoty,
ksiądz proboszcz chwali mnie.
W swej nysce policjanci
życzliwie śmieją się.
Ksiądz ruszył z piskiem opon,
nie zdążył uciec kot.
Zahaczył światłem o słupek
i wyrżnął bokiem w płot.
Ach, płaczą parafianie,
co widzieli wypadek ten.
Toyota dużo kosztuje,
znów trzeba dać na mszę.