Coz, muzyka jaka jest, kazdy slyszy, chcialoby sie powiedziec. W
gruncie rzeczy - swiete slowa. Ale sa tacy, ktorzy jeszcze nie slyszeli, a
chcieliby sie dowiedziec przynajmniej czego sie spodziewac, jak juz sluchac
zaczna. Oto wiec zaprezentowac sie postaram, mili nowicjusze nowoczesnej muzyki
tanecznej szeroko rozumianej (i wcale tu nie chce byc niemilo- przemadrzaly,
dzielic sie jeno pragne!), jak to jest wlasciwie z tymi siedmioma tysiacami
gatunkow i podgatunkow postmodernistycznej muzyki do gibania.
Moze i starzy wyjadacze (zjadaczo-wdychaczo-sluchacze?) cos interesujacego tu
znajda, choc zdaje sobie sprawe, jakim kijem-w- mrowisko niektore moje
stwierdzenia okazac sie moga... Wypada jedynie przypomniec, ze de gustibus
(et definitionibus) non disputandum est i kazdy/a tak czy owak bedzie
lubil(a) taka, a nie inna muzyke bez wzgledu na to, co tu naskrobie. Innymi
czterema slowy, Peace Love Unity Respect. Choc stad mozesz skoczyc do definicji, czy tez raczej opisu poszczegolnych
gatunkow, radze osobiscie przebrnac przez calosc; nie jest tego az tak duzo, a w
techno wszystko sie przenika i laczy.
Na poczatku byl HOUSE. Oczywiscie jestem stronniczy, bo house
kocham, ale chyba nie popelniam straszliwego klamstwa. Chyba, ze chcielibysmy
wywodzic nowoczesna muzyke technopodobna z dokonan doktora Mooga (goscia, ktory
zbudowal pierwszy syntetyzator) albo z jeszcze dawniejszych czasow. To sie da
zrobic, recze. Purysci do boju, a my tu sie zajmiemy konkretem.
HOUSE zaczal sie gdzies w roku 1985/6 w Chicago, choc podobno jego prawdziwa
kolyska jest klub Loft w Nowym Jorku. Na poczatkju lat osiemdziesiatych muzyka
taneczna rownala sie "klasycznemu" disco (z hybrydami - electro, go go czy rare
groove). HOUSE z niej sie wlasnie wyksztalcil - nie byl az tak kiczowaty, bardzo
stracily na znaczeniu teksty, ale pozostal funk, wplywy soulu, z pewnoscia tez
stosowano czarne wokalistki (mimo wszystko po dzis dzien HOUSE jest chyba
najbardziej "wokalnym" rodzajem muzyki tanecznej)... Et voila - powstal Nowy
Gatunek Muzyki.
Poczatkowo HOUSE kojarzono z imprezami w starych, pustych magazynach w
Chicago - stad zreszta podobno (jak sie domyslasz, jest wiecej hipotez...)
bierze sie jego nazwa (magazyn to po ichniemu "warehouse"; zreszta DJ Frakie
Knuckles, ktory przyjechal z Nowego Jorku do Chicago jakos w tym czasie, zalozyl
tam klub Warehouse - banalne, nie?). Nie trzeba chyba dodawac, ze poczatkowo
byla to muzyka raczej podziemna, popularna zwlaszcza wsrod lokalnych gejow...
Wkrotce jednak, jak to w Hameryce, znalazla drzwi (pewnie kuchenne) do radia i
zaczela zdobywac popularnosc.
Jedno trzeba zaznaczyc, o czym ludzie dzis (i tu) czasami zapominaja/nie
wiedza: house amerykanski (zreszta podobnie jak techno) byl/jest muzyka ludzi
czarnych (w odroznieniu zwlaszcza od techno europejskiego) i, co tu owijac w
bawelne, wielu "prawdziwych" housowcow z USA zarzucalo nam (sic!) Europejczykom,
ze bialasy to takiej muzyki robic nie potrafia. Niestety czasem mysle, ze pewnie
mieli racje ;-)
Z drugiej jednak strony pierwsi DJ'e z tamtych czasow nie gardzili wcale,
wierzcie lub nie, muzyka chocby w rodzaju Depeche Mode czy Kraftwerku, a Niemcy
nasi kochani zawsze to z zapalem staraja sie podkreslic. Kto wie, jak to tam
bylo...
Swoja droga, jesli rozwazac udzial Polakow w rozwoju house'u biorac pod uwage
liczebnosc polskiej mniejszosci w Chicago, to chyba mozna dojsc do jakichs
wnioskow o Polakach, polkach i mazurkach?
Symbolem nowej muzyki i calego spolecznego ruchu, ktory sie zaczal wokol niej
- i klubow, w ktorych ja grano - tworzyc, sstal sie SMILEY, podobny co nieco do
tego obrazka Starczy wspominkow... Chcesz definicji? Wiec jesli uslyszysz muzyke z
wokalnym samplem (albo nawet prawdziwym wokalem), z mniej lub bardziej
funkujacym rytmem, muzyke niezbyt oszczedna w brzmieniach i w gruncie rzeczy
mocno umpa-umpo-wata, taneczna i zgola optymistyczna (a zapewne i
seksualizujaca), to masz duze szanse, ze bedzie to HOUSE jako taki (Uwaga na
marginesie - kiedys uslyszalem Fajny House'owy Kawalek w telewizji; poszedlem
zobaczyc, kto to gra, a to byla Tina Turner. You know what I mean?).
Oczywiscie historia house'u tu sie nie konczy, bo w koncu mamy szlejaca
postpostmoderne i wszystko ewoluuje i definicjom sie wymyka.
Mniej wiecej w tym samym czasie w Chicago pojawil sie ACID HOUSE.
Charakterystyczne dla niego bylo zastosowanie automatu basowego Roland TB-303,
wydajacego przy odpowiednim potraktowaniu rozkoszne skrzeczaco-miauczace,
soczyste dzwieki. Wynalazca ACID HOUSE'u byl podobno okolo roku 1987 niejaki DJ
Pierre z Chicago, jednak wielu innych pretenduje tez do tego tytulu, bo ACID
HOUSE byl pod koniec lat 80. bardzo popularny, zwlaszcza podczas nielegalnych
imprez w starych magazynach...
Troszke pozniej skonstruowano HARD HOUSE (czyli house twardy), zdecydowanie
bardziej oszczedny i ostrzejszy brzmieniowo niz normalny (?) house (przewaznie
takze szybszy). Wokal skurczyl sie do krotkiej petli, zrobilo sie jakby bardziej
transowo - uwaga, nie mam tu wcale na mysli TRANCE'u jako gatunku, tylko trans
jako stan umyslu! Duzo ciezszego house'u robi sie w Niemczech - spora czesc jest
bardzo godna polecenia.
Dla odmiany HAPPY HOUSE, jak latwo sie domyslic, to mutacja szczegolnie
radosna; utwory w stylu EPIC HOUSE (polecamy BT i Johna Digweeda) sa bardzo
rozbudowane, strukturalnie nieomal progresywno-rockowe; DREAM HOUSE natomiast
jest - niespodzianka - marzycielsko-klimatyczny (no i niestety czasem ZBYT
kiczowaty...).
Yaras kocha jednak najbardziej DEEP HOUSE, czyli gleboki, mocno spokrewniony
z czyms, co niektorzy nazywaja SOFA HOUSE'em, czyli house'em kanapowym (po
prawdzie sam wole te nazwe...). Duze wplywy jazzu (a nawet bluesa - czesto w
postaci samplow wokalnych), nieco hipnotyczna atmosfera, ogolna pojechanosc i
dosc umiarkowana taczenosc (stad ta kanapa) - oto pokrotce definicja tego
podpodpodgatunku...
Modny jest ostatnio HOUSE mocno zapozyczajacy z DISCO lat 70., pogodny i
bardzo wokalny - dla Yarasa bomba, czy raczej dyskotekowa srebrzysta kula...
No coz, jak pewnie widac, house'ow ci u nas dostatek; oczywiscie kazda
nastepna etykietke wymyslaja dziennikarze pism muzycznych, zeby uzmyslowic
fanom, czego wlasciwie moga sie spodziewac po danym wykonawcy/plycie. Prowadzi
to do kompletnego zamazania granic i rozmnozenia podpodgatunkow i mutacji, ale
tak to juz jest w dzisiejszych czasach - pole do popisu... Wysil czaszke, moze
tez wymyslisz jakis nowy (z nazwy) gatunek muzyczny?
Oprocz mutacji HOUSE'u, ktore house maja w nazwie, sa tez
takie, ktore go nie maja (bezdomne?), na przyklad GARAGE. No, moze troche
przesadzilem, bo prawdziwy GARAGE to wlasciwie lezy w pol drogi miedzy house'em
a starym dobrym disco - wiecej w nim damskiego wokalu (powinien on byc, jak
mowia Anglicy, cheesy, czyli kiczowaty jak ementaler) i innych smiesznych
dzwiekow. Pogranicze muzyki zdecydowanie naziemno-popowej (co nie znaczy, bron
DJ, zlej). GARAGE wywodzi sie z Nowego Jorku, z klubu Paradise Garage niegdys
prowadzonego przez swietej pamieci Larry'ego Levana (oj, niezdrowa ta kokaina!).
Nie ma nic (poza nazwa...) wspolnego z gitarowa muzyka garazowa, ktora kiedys
(tylko nie bardzo pamietam, kiedy ;-) byla podobo popularna.
Ale UWAGA UWAGA! Obecnie, zeby rzeczy jeszcze bardziej
skomplikowac, terminu GARAGE uzywa sie przede wszystkim w odniesieniu do SPEED GARAGE'u, ktory pojawil sie gdzies mniej wiecej w 1997
roku w naszym kochanym Londynie i w sercu Yarasa zajmuje miejsce poczesne -
jesli nie pierwsze, to pierwsze ex aequo... SPEED GARAGE ze starym GARAGE'em nie
ma w zasadzie wiele wspolnego, a charakteryzuje sie duza dawka synkopy
(zlamanego rytmu) oraz prawie drum'n'bassowym niskim miesisitym basem. No i
oczyiscie sa tez wokale, czesto w bardzo dziwnych tonacjach. Uszy lizac,
biodrami krecic, w kosmos sie unosic.
Ostatnio w Stolicy Swiata (nie musze chyba wyjasniac, o ktore miasto chodzi?)
modny stal sie TWO STEP GARAGE, czyli SPEED GARAGE, z ktorego "wyjeto" stope
(ten lubudu niski beben) na cztery czwarte i pozostawiono tylko "polamane"
blachy i bas... OK, OK, starczy tych technicznych idiotyzmow, mialo byc
przystepnie...
Dobra, dwa lyki geografii: HOUSE jest z Chicago, GARAGE z Nowego Jorku, a TECHNO - z Detroit!
Wedlug teorii, ktorej ja holduje (ale wiesz przeciez, ze teorii jest wiele?),
HOUSE byl przed TECHNO jako takim. Po raz pierwszy slowo "techno" padlo podobno
na lamach pisma "The Face" (polecam! zajrzyj do MPiK-u) w maju 1988 roku, czyli
kiedy HOUSE juz dawno byl! Niektorzy twierdza, ze techno wyksztalcilo sie dzieki
muzykom z Detroit, ktorzy polozyli nacisk na elektroniczna strone brzmienia
house'u. TECHNO jest surowsze brzmieniowo (zwlaszcza to "prawdziwe" z Detroit -
i z Niemiec...), nie ma w nim takich slodko-radosnych momentow, jak w housie,
przewanie brak wokalu, jest bardziej mechaniczne i raczej chlodne, czasem bardzo
(!) eksperymetnalne (wtedy oczywiscie mowimy o EXPERIMENTALu) i cholernie
zakrecone, a czasem bardzo minimalistyczne (czyli ze malo w nim dzwiekow ;-) -
nazywa sie wtedy, o dziwo, MINIMALem. Chociaz z drugiej strony granica miedzy
TECHNO a twardszym HOUSE'em bywa czasem bardzo niewyrazna i to, co dla jednych
juz jest czyms innym, dla innych wciaz jest tym samym ;-).
Pionierami TECHNO w Detroit byli Kevin Saunderson, Derrick May i Juan Atkins
- wszyscy czarni, oczywiscie... A potem okaazalo sie, ze techno stalo sie
strasznie popularne wsrod bialasow w Europie. Myslisz, ze w Detroit jest jakas
"scena"? Fige! W Detroit, poza fabryka samochodow i zdemolowanym srodmiesciem,
nie ma pewnie nic specjalnie ciekawego (nie bylem, wiec musze pisac "chyba"...).
Nowa muzyke mechanizujaca, zwlaszcza nie-house, tworzy sie dzis przede wszystkim
w Europie! A ze narodow tu mamy wiele, to wyraznie widac jednoczacy wplyw
TECHNO: rozmontowuje granice, laczy ludzi i stalo sie chyba najbardziej
miedzynarodowym gatunkiem muzyki wszech czasow...
Czyli doszlismy do drugiej definicji TECHNA: otoz slowo to dziala jak swego
rodzaju okreslenie-parasol (jaka ladna kalka z angielskiego) obejmujace wszelkie
przejawy muzyki tanecznej (i do sluchania) robionej przede wszystkim przy uzyciu
syntetyzatorow, sekwencerow, samplerow, automatow, komputerow i tym podobnych
zabawek, w ktorej podstawowym i zdecydowanie najwazniejszym pojeciem jest
*PETLA*, czyli powtarzajacy sie motyw (przez to budowa utworow technowych nie
daje sie czesto ujac w ramy tradycyjnej teorii muzycznej). Wlasnie zapetlenie
jakiegos motywu (przewaznie na tle rytmu 4/4) jest zrodlem hipnotycznej
transowosci techna. A taka byla przeciez pierwotna funkcja muzyki - osiagniecie
transu i przeniesienie sie w inne stany swiadomosci; dopiero potem przyszedl
Chopin i namieszal (OK, wiem, troche upraszczam...).
Trzeba tu tez wspomniec koniecznie o tzw. muzyce RAVE, ktora w
zasadzie trudno zdefiniowac... Jesli juz mam sie o to pokusic, to jest szybsza,
mniej minimalna niz "prawdziwe techno", pogodniejsza, ale glownym jej
wyroznikiem jest chyba to, GDZIE sie ja gra: na duzych, niekoniecznie legalnych
imprezach (RAVES, stad nazwa) pod golym niebem (lub nie). Takie imprezy
niektorzy uznaja za kwintesencje calej kultury TECHNO - spotykaja sie na nich i
bawia razem tysiace ludzi - a kazdy kazdego kocha... Nieodlacznymi rekwizytami
klasycznego RAVE'u w postaci, w jakiej dotarl do nas (przez Niemcy oczywiscie)
sa gwizdek, ko(s)miczne okulary, biale rekawiczki i maseczka przeciwpylowa...
Kosmos i XXI wiek czyli...
Od RAVE'u juz tylko krok do (happy) HARDCORE'u - uwaga, nie
nalezy go mylic z hardcore punkiem, to zupenie inna bajka! Otoz HARDCORE jest
ostry i szybki (czytaj: bardzo bardzo bardzo szybki), choc niekoniecznie
monotonny - wierzcie lub nie, ale pierwszy-pierwszy hardcore z lat 87-88 oparty
byl na breakbeatach... Przynajmniej tak mowia niektorzy, spytajcie DJ'a
Tornado... Dzis jednak hardcore jest na 4/4. Jesli zas jest szczesliwy (czyli,
once again, HAPPY), to przyprawiony musi byc dodatkowo slodkimi, przewaznie
damskimi wokalami... Wszystko to, przyznac musze, bardzo wciaga i przy odrobinie
dystansu do rzeczywistosci stanowi zyzna glebe do zajebistej zabawy...
A jeszcze szybszy (czasami wychodzacy daleko poza 200 bpm,
czyli uderzen na minute) i jeszcze ostrzejszy jest GABBA (niektorzy pisza
gabber, ale u nas w Anglii ;-) wymawia sie to tak samo). Moze niektorym nie
spodoba sie to, ze umiescilem go tak blisko HARDCORE'u, ale tak mi sie cos roi,
ze jesli zapomniec na chwile np. o wokalach w HAPPY HARDCORze, to naprawde od
jednego do drugiego wcale nie jest tak daleko... W kazdym razie GABBA jest
popularny (i to bardzo) w Holandii, takze w Niemczech i na nieco mniejsza skale
w Anglii; jest zdecydowanie podziemny. W Polsce naszej kochanej, na ile mi
wiadomo, jego matecznik znajduje sie w Kielcach - check it out!
Na pewno znajdziesz tam informacje bardziej wiarygodne niz te plynace z moich
ust zagorzalego domownika ;-)
OK, stad juz tylko przez miedze do TRANCE'u. W muzyce tej nie
ma specjalnie funku; TRANCE jest wynalazkiem zdecydowanie europejskim (zwlaszcza
niemieckim; stare przyslowie pszczol mowi, ze w Niemczech TRANCE jest
komercyjny, a HOUSE - podziemny, a w Anglii - odwrotnie; nie mnie tu decydowac,
ile pszczoly maja racji; moj bywaly przyjaciel swiatowiec twierdzi na przyklad,
ze juz tak nie jest, choc kiedys bylo...). (Dygresja nr 2: czasopismo "DJ" z
maja 1999 ma na okladce wielki tytul: trance - brzmienie lata... historia
naprawde zatacza kolka...)
TRANCE w zalozeniu (czyli nie dla wszystkich, you know what I mean...) jest
transowy. Jest zdecydowanie szybszy niz HOUSE (choc niekoniecznie niz TECHNO w
waskim znaczeniu); wokali w nim niewiele, a jesli juz - to nie z czarnych warg
plynace. Dzwieku za to wiecej niz w MINIMALu (to chyba oczywiste), ale
TRANCE'owe brzmienia sa zdecydowanie chlodno-elektroniczne i
przestrzenno-kosmiczne; w niektorych odmianach (GOA czy TRIBAL, na przyklad)
TRANCE moze ewentualnie nawiazywac do muzyki etnicznej. No i rzecz jasna, odmian
TRANCE'u jest wiecej niz jedna... Jest i ACID, i PSYCHEDELIC TRANCE...
GOA, podobnie jak ACID HOUSE, opiera sie na skrzeczaco-zyletowym brzmieniu
Rolanda TB-303, jest jednak od ACID HOUSE'u bardzo rozne: duzo szybsze, raczej
nie funkujace (dla fachowcow: dosc rygorystycznie ujete w czterotaktowe schematy
melodyczne bez zbednych synkop), niezbyt wokalne i pelne dzwieku. Niektorzy
twierdza, ze duzo traci w zamknietych pomieszczeniach klubow i bez wspomagania
chemicznego ;-) Zeby sie dowiedziec, czy tak faktycznie jest, trzeba sie chyba
wybrac do Goa - powodzenia, podobno fajnie jest!
No dobra, wyskakalas sie jak trzeba - czas do CHILLOUT ROOMu! To miejsce,
gdzie mozna sobie odsapnac podczas imprezy, przycupnac i ukoic stargane uszy
nektarem muzyki lagodniejszej... wzglednie lagodniejszej, oczywiscie...
Ostatnio modna muzyka niekoniecznie parkietowa jest JUNGLE i DRUM'N'BASS zdecydowanie zaliczaja sie do muzyki lat 90., sa chyba
najmlodsza duza odnoga ogolnie pojmowanego TECHNO - pojawily sie na poczatku
tego dziesieciolecia. W odroznieniu od TECHNO jako takiego, czy nawet HOUSE'u,
ktore w Europie znalazly odbiorcow glownie wsrod bialasow, te dwa glowne nurty
staly sie TECHNem czarnych Brytyjczykow (oczywiscie importowanych z Jamajki).
Ale ze muzyka granice przenika, dzis graja je takze np. nasi ulubieni sasiedzi
zza zachodniej granicy...
W DRUM'N'BASSie, a zwlaszcza w JUNGLE zdecydowanie slychac echa pokrzykiwan
Jamajkanczykow (doslownie), bo JUNGLE przeciez mocno tkwi korzeniem w ragga i w
dubie, a moze nawet reggae. Osnowa JUNGLE (i jego odmian, np. HARDSTEPu) czy
DRUM'N'BASSu i jego mutacji (np. DOLPHINu) jest tzw. BREAKBEAT, czyli
rytm-polamaniec (dla fachowcow: synkopowany). Innymi slowy, choc metrum
DRUM'N'BASSU to nadal 4/4, faktyczny rytm jest niepokojaco (i pieknie)
akcentowany "miedzy" jego miarami. Inna charakterystyczna cecha DRUM'N'BASSU sa
poddzwiekowe basy i brak jako takiej struktury - w odroznieniu od wlasciwego
TECHNO, DRUM'N'BASS nie opiera sie w takim stopniu na petlach, wazniejsze sa
niemal otwarte motywy melodyczne; tym sie chyba - uwaga opinia osobista - rozni
od ortodoksyjnego JUNGLE, ktore jest chyba bardziej "zapetlone". Ostatnio
slychac w nim coraz wiecej jazzu, co mu zdecydowanie robi na dobre, ale z
drugiej strony staje sie DRUM 'N' BASS coraz bardziej schematyczny i
przewidywalny... Zobaczymy, jak to sie dalej potoczy... No a poza tym DRUM 'N'
BASS na pewno bardziej pasuje do tego mini-dzialu muzyki chilloutu, do ktorego
go razem z JUNGLE wepchnalem - bo dzungla muzycza potrafi mocno zmusic do
tanca...
No i na zakonczenie
No, to by bylo tytulem wprowadzenia dla nowicjuszy i draznienia dla
fachowcow... Pomnij, czytelniczko/iku, ze powyzsze skrobanki, zanim trafily na
te strone, przeszly przez moja czaszke i sa tym samym przefiltrowane przez moje
gusta i tym podobne. Nie staralem sie za bardzo zachowac obiektywnosci -
chcialem dac ogolny oglad na wspolczesna muzyke do gibania (i nie tylko) z
punktu widzenia jej milosnika (kochanka?). A ze czasy mamy postmodernistyczne,
to te wszystkie definicje i tak za duzo nie znacza, zwlaszcza w przypadku tej
wlasnie muzyki, bo ona ciagle sie rozwija (przynajmniej mam taka nadzieje), sama
siebie przenika i czasem gryzie wlasny ogon. Granice miedzy gatunkami bywaja
uzyteczne - wiadomo dzieki nim przewaznie, na jaka impreze sie idzie - ale
tworza je przewaznie ludzie, ktorzy nie maja nic lepszego do roboty. Czyli
najlepszy, i chyba jedyny naprawde skuteczny sposob na uzyskanie prawdziwej
*WIEDZY* o tym wszystkim to wybrac sie na impreze i eksperymentowac. A potem to
juz chyba nie bedzie wazne, jak sie nazywa muzyka, ktora kochasz?
, a pierwsze apogeum popularnosci HOUSE'u z przyleglosciami,
zwlaszcza w Anglii, przypadlo na lato roku 1988, nazywane przez niektorych -
analogicznie do lata 1968 - Drugim Latem Milosci... W klubach na hiszpanskich
wyspach Balearach na Morzu Srodziemnym mlodzi Anglicy szaleli i kochali sie (nie
gardzac oczywiscie nielegalnym wspomaganiem chemicznym). Niektorzy z nich
przywiezli nowa muzyke, wibracje - cala kulture - ze soba z powrotem do mokrej
szarej Anglii i tak ruszyla lawina: kluby taneczne zaczely wyrastac jak grzyby
po deszczu, zaczeto organizowac pierwsze RAVES, a koniec rocka zamajaczyl na
horyzoncie...
Get your ownFree
Home Page