Strona główna
Powrót


Sad

   Geralt i Yennefer stali na łodzi, która sunęła po martwej tafli jeziora.
Zapach jabłek stawał się coraz silniejszy.  Geralt objął ramieniem Yennefer
i mocno przytulił ją do siebie,  podświadomie dziwiąc się,  iż nie powoduje
to bólu w obandażowanym brzuchu.
 - Dziwnie tu...  - Yennefer szepnęła Geraltowi do ucha  - Jakoś inaczej...
Nie, nie mogę powiedzieć co jest tutaj innego... Po prostu czuję, że to nie
nasz świat.  -  przez chwilę milczała -  Poza tym, nie czuję w sobie magii,
i mimo,  iż wszystko dookoła aż tętni energią,  to  nie  jest  to  energia,
z której mogłabym korzystać.
   Geralt milczał. Łódź powoli zbliżała się do brzegu. Wiedźmin widział już
wielkie czerwone jabłka dojrzewające w sadzie.
 - Nawet pora roku jest inna...
   Łódź dobiła do brzegu. Geralt wziął Yennefer na ręce i wyniósł na brzeg.
Zaczęli iść sadem, który wydawał się nie mieć końca.Długo szli w milczeniu.
Wreszcie Geralt się odezwał.
 - Dokąd idziemy? Minęło już dawno południe, a my wciąż idziemy. Nie czuję,
o dziwo zmęczenia, ale powinniśmy coś postanowić.
 -  Tam się chyba przejaśnia  -  wskazała  przed siebie  -  chodźmy jeszcze
kawałek.Szli jeszcze pół godziny, gdy spomiędzy jabłoni zaczął prześwitywać
jakiś budynek.
 -  To chyba jakaś świątynia  -  Geralt niegrzecznie wskazał palcem  - lecz
nigdy nie widziałem takiego budownictwa.
 - Taak, te kolumienki przed wejściem. Lecz coś za dużo okien.
   W  tym  momencie  Geralt  potknął  się  o butelkę i gdyby się nie złapał
jabłonki to by upadł.  Z potrąconej  jabłonki spadło  jabłko prosto  na nos
leżącego pod nią człowieka, którego dopiero teraz zauważyli.
 -  Co?  Gdzie?!  Jak?  -  człowiek  miał  na  głowie  przekrzywioną perukę
i z daleka dało się wyczuć od niego zapach przetrawionego alkoholu- Eureka!
Jestem genialny!  -  zaczął wrzeszczeć.  Yennefer  złożyła się do  zaklęcia
kneblującego, lecz zrezygnowana opuściła ręce.
 - Co się tak drzesz?
 - Jestem genialny!  -  człowieczek zaczął tańczyć,  złapał Geralta za ręce
i chciał poprowadzić go do tańca,  lecz ten tylko lekko się obrócił i zdzi-
wiony mężczyzna zauważył, że siedzi na ziemi.
 - Oj tak! Upadać! Przewracać się! Wszystko upada!
 - Szczególnie dobre maniery -  powiedziała chłodno Yennefer  -  mógłby się
pan przedstawić.
 - Najmocniej przepraszam -człowieczek wstał, otrzepał się, poprawił perukę
i skłonił nisko  -  gdzież moje maniery? Zwę się sir Isaac Newton, do usług
szanownej pani.  Jeszcze raz  proszę o  wybaczenie mojego zachowania,  lecz
właśnie  odkryłem  fundamentalne  prawo  rządzące  wszechświatem.  Wszystko
upada, proszę łaskawej pani! Wszyściutko!
 - No tak,  entropia  -  Yennefer skrzywiła wargi  -  lecz proszę pamiętać,
żeentropia dotyczy tylko układów skończonych i ograniczonych,a wszechświat,
mimo iż skończony, jest jednak nieograniczony.
   Newton podejrzliwie na nią popatrzył.
 - Taak...  Szanowna pani z daleka?  -  pod wzrokiem  czarodziejki  stracił
rezon - Co to ja mówiłem? Aaa!  Najuprzejmiej przepraszam, musze ogłosić to
światu. - Nim się zdążyli obejrzeć, zniknął we wnętrzu domu.
 - Ciekawe indywiduum  -  Geralt poprawił opatrunek -  idziemy za nim? Choć
raczej nikogo nie zastaniemy - dodał słysząc wyjeżdżającą kolaskę.
 - Tam musi być jakaś droga, prowadząca pewnie do miasta. - Geralt ze zdzi-
wieniem  zauważył,  że siedzący  na gałęzi kot,  nie dość,  że nie prychał,
to jeszcze  się uśmiechał.  Po chwili wyszli na drogę.  W oddali widać było
jakieś miasto,  ku któremu  się udali.  Nagle,  ni z tego,  ni z owego,  na
drodze pojawiła się Ciri na Kelpie.
 - Strasznie was przepraszam, pomyliłam się.
   Nim zdążyli cokolwiek powiedzieć. Poczuli ucisk w skroniach. Droga, Ciri
i Kelpie zniknęli.  Geralt i Yennefer  siedzieli  na  łodzi,  bezszelestnie
przecinającej toń jeziora.
   Wokół roznosił się zapach jabłek...

Warszawa, 22.03.1999r.



Strona główna
Powrót



This page hosted by GeoCities Get your own Free Home Page