S

Ostatnia kropla adrenaliny, czyli

Polityczna poprawność jako choroba psychiczna.


Swego czasu w Czasie Kultury ukazał się mój "Tekst z kroplą adrenaliny, czyli patriotyzm jako choroba psychiczna". Było to w okresie, kiedy CzeKa zamieszczała bardzo różne teksty, od feministycznych po katopatriotyczne, czyli stanowiła forum ostrej czasem dyskusji. Czasy te minęły wraz ze zmianą redakcji, teraz większość numerów wypełnia po brzegi feministyczna słynna praczka, a ja, ze swoją stałą rubryką, zaczynam się coraz bardziej rumienić. Postanowiłem wreszcie napisać tekst, z którego jasno by wynikało, że z ową słynna praczką nie należy mnie identyfikować. Ale cóż, zmieniona redakcja postanowiła mojego tekstu w zmienionym piśmie nie puścić, w rezultacie ja postanowiłem opuścić pismo i tyle. A że mam swoją witrynkę, mogę inkryminowany tekst opublikować internetowo. Jest to w zasadzie lustrzane odbicie pierwszej kropli adrenaliny, tyle że wada myślenia analizowana jest na przykładzie innej grupy ludzi (tam patriotów, tu feministek oraz walczących homoseksualistów). Ta pierwsza kropla jest również opublikowana w mojej książce "Czy Jahwe Zastępów jest władcą totalnego państwa", którą (o ile wiem) nadal można nabyć w wydawnictwie OBSERWATOR .






POLITYCZNA POPRAWNOŚĆ JAKO CHOROBA PSYCHICZNA



Dziś będzie o takiej kulturze, której z różnych względów postanowiłem nie nazywać po imieniu. Dlaczego? Na razie zmilczę, tym niemniej zapewniam, że pomimo dziwności opisywanych poniżej zachowań jest to najprawdziwsza kultura rozwijająca się w wysoko rozwiniętym kraju.
Otóż w pewnym kraju za górami za lasami powszechnie uznaną teorią powstania i rozwoju życia na Ziemi jest teoria ewolucji. Z teorii tej wynika, że istoty żywe ciągle się zmieniają, powstają wciąż nowe gatunki, w wyniku takiej ewolucji wzmacniane są cechy przysparzające potomstwa, natomiast eliminowane są cechy zmniejszające szanse na potomstwo. Teoria owa wydaje się być na pierwszy rzut oka całkiem sensowną, na drugi rzut oka też, dlatego dziwić może, że w owym kraju pojawił się w pewnym momencie ruch dążący do odrzucenia tej teorii. Podstawą do tego odrzucenia ma być sprawiedliwość społeczna. Dziwne, prawda? Ja też się dziwię. Istnieje w owym kraju spora grupa ludzi, która zamiast normalnych zachowań seksualnych prowadzących do stosunku seksualnego pomiędzy osobnikami przeciwnej płci i ostatecznie do prokreacji - woli zachowania, które również nazywa seksualnymi, ale które seksualnymi z definicji być nie mogą, bowiem odbywają się pomiędzy osobnikami tej samej płci, czyli w żadnym razie do prokreacji prowadzić nie mogą, czyli - jeszcze innymi słowy - są całkowicie bezpłodne. Zachowania te objęte zostały tą samą nazwą, ponieważ towarzyszy im zdejmowanie majtek (które w owym kraju kojarzy się z seksem) oraz pobudzanie narządów płciowych. Osobnicy owi bardzo lubią się oddawać takim zastępczym zachowaniom, twierdzą przy tym, że odczuwana przez nich tendencja jest wrodzona. Teza o wrodzonej skłonności do erzacu dowodzi oczywiście, że teoria ewolucji jest nieprawdziwa, bowiem wedle niej cecha obniżająca szanse wzbudzenia potomstwa powinna zostać wyeliminowana wiele milionów lat temu. Tymczasem zwolennicy erzacu uważają się za inny rodzaj ludzi stanowiący mniejszość i - domagający się praw. Jednym z głównych żądań jest oficjalne uznanie tej tendencji za wrodzoną. Skoro normalne zachowania seksualne są wrodzone, to skłonność do zachowań zastępczych powinna być uznana za wrodzoną, wówczas głoszenie tezy przeciwnej byłoby nielegalne. Tak więc teorię ewolucji należy zdelegalizować.
Zwolennicy erzacu w owym kraju domagają się praw, które nazywają równymi, ale tak naprawdę chodzi nie o prawa równe, lecz równiejsze. Twierdzą oni nierzadko, że nie mają "żadnych praw", ale jest to oczywista nieprawda, mają bowiem prawa dokładnie takie same jak wszyscy inni. Mają prawo do wchodzenia do wszystkich restauracji i autobusów, mają prawo do nauki, do opieki zdrowotnej, do służby w armii, do głosowania i do kandydowania we wszelkich wyborach, mają prawo do zawierania małżeństw z (tak jak wszyscy inni) osobami płci przeciwnej i po zawarciu takiego małżeństwa do adoptowania dzieci. Zwolennicy erzacu twierdzą jednak, że prawa do adopcji nie mają. Żądają oni, by "małżeństwami" nazywano związki dwojga osobników płci tej samej i by takie "małżeństwa" miały prawo adoptować dzieci. Żądają oni, by - jak na pewnej planecie, którą swego czasu odwiedził sławny podróżnik Ijon Tichy - oficjalnie zadekretowano, że np. mężczyzna może być matką, ewentualnie że dziecko nie potrzebuje matki (co w sumie na jedno wychodzi). Żądają oni również, by oficjalnie zadekretowano, że prawo do adopcji ma nie dziecko, że to nie dziecko ma prawo bycia adoptowanym przez najlepszą dlań rodzinę, lecz że mają je potencjalni "rodzice", którzy dzecka potrzebują, by na nim spełniac jakieś swoje naturalne potrzeby.
Nie jest to jedyny ruch walczący w tym kraju o sprawiedliwość społeczną i posługujący się w swej walce tego rodzaju błyskotliwą inteligencją. Istnieje tam pewna grupa kobiet (mniejszość, na szczęście dla kobiet w ogólności), która uważa, że jest prześladowana ze względu na swoją kobiecość. Przykłady owego prześladowania podaje różne, jeden z nich, dość typowy, jest następujący: w dominującej w owym kraju religii funkcje kapłańskie spełniali zawsze wyłącznie mężczyźni. Kapłaństwo jest oczywiście uważane za służbę, sam ryt święceń kapłańskich zawiera szereg znaków pokory (jak leżenie przez jakiś czas krzyżem), owe bojowniczki domagają się jednak tego, by i one mogły służyć w taki sposób, w jaki one uznają za stosowne. Jakoś nie przychodzi im do głowy, że domaganie się jest niekompatybilne z pokorą. Nie przychodzi im do głowy, że służba polega na robieniu tego, o co się jest poproszonym, a nie na domaganiu się. Z tego wynika, że bojowniczki owe nie domagają na umyśle. Na całe szczęście stanowią one mniejszość stanu kobiecego, większość kobiet jest zdrowa na umyśle i potrafi zrozumieć znaczenie słów i zachowań.
Owe domagające się kobiety nie potrafią poprawnie rozumować, nawet lekcja marksizmu spłynęła po nich jak po kaczce. Przypomnijmy na wstępie na czym polegał marksizm. Otóz w owym systemie wniosek był z góry ustalony, a całe "rozumowanie" polegało na znajdywaniu "przesłanek" mających ten wniosek uzasadnić. Oczywiście tego rodzaju "rozumowanie" jest równie płodne, co zabawa dwóch facetów pobudzających wzajemnie swe genitalia. "Przesłanki" tym sposobem znalezione niczego nie udowadniają, mogą jedynie zwodzić i fałszować rzeczywistość. Prawdziwe rozumowanie jest procesem odwrotnym: jest to wyciąganie wniosków z posiadanych informacji, jest to proces stosowany po to, by wynikające zeń działanie miało sens. Człowiek stosujący prawdziwe rozumowanie nie ma problemów ze zmianą poglądów w przypadku zmiany (zwiększenia) zasobu wiedzy stanowiącego ich podstawę. Na tym polega warunkowość wszystkich teorii naukowych, na tej też zasadzie nowe technologie wypierają stare. Marksizm oczywiście nie należał do teorii naukowych, był tylko "teorią", jednakże jej prawdziwość została zadekretowana i głoszenie poglądów przeciwnych było niezgodne z prawem. Głosiciele marksizmu na próby podważenia tej "teorii" reagowali nie polemiką, ale telefonem do odpowiedniej instytucji. Owe domagające się kobiety w kraju, o którym mówimy, z niedawnej historii marksizmu nie wyciągnęły żadnych wniosków i do dziś funcjonują podobnie: mają gotową "tezę", a całe ich "studia" oraz "rozumowanie" polega jedynie na szukaniu przesłanek mających ową tezę udowodnić. Są oczywiście i różnice, na przykład na próbę polemiki reagują one nie telefonem, lecz kocim wrzaskiem, choć dążą też do tego - na razie bez wielkiego sukcesu - by przynajmniej niektóre swoje tezy zadekretować prawnie jako prawdziwe tak, by głoszenie poglądów przeciwnych uznane było za dyskryminację i zwalczane przez policję. Na razie bez wielkiego sukcesu, bo na całe szczęście stanowią one mniejszość kobiecego rodzaju.
Dziwna kultura, prawda? Ja też się dziwię. A gdyby ktoś z polskich czytelników (lub czytelniczek) odnalazł jakieś znajome cechy i chciał się obrazić, to nie powinien, bowiem nazwę opisywanego kraju zataiłem świadomie, by ewentualnego kociego wrzasku uniknąć. Koci wrzask jest bowiem również czynnością bezpłodną, a na takowe szkoda energii.




PS (napisane poprzeczytaniu kilku komentarzy)
Wygląda na to, że zbyt dużo adrenaliny nie zawsze dobrze wpływa na odbiór tekstu. Ktokolwiek odebrał go w kategoriach "biją naszych", ten powinien przeczytać ten tekst jeszcze raz. Mnie nie interesuje patrzenie na świat w kategoriach kibica sportowego, czyli podział ludzi na naszych, ktorych trzeba bronić, oraz obcych, ktorym można przysrywać. Interesuje mnie wadliwy mechanizm myślenia, który tępiłem i będę tępił w każdej wersji: patriotycznej, teologicznej, feministycznej, homoseksualnej i jaka tam jeszcze może być. Chodzi o myślenie wedle schematu: najpierw jest "wniosek", potem szukanie przesłanek mających ten "wniosek" udowodnić. Nie wypowiadam się na temat dopuszczalności czy też niedopuszczalności zachowań homoseksualnych samych w sobie, natomiast nazywam je po imieniu, to znaczy zachowaniami zastępczymi. Natura wyposażyła człowieka w narządy rodne po to, by przekazywał życie; to nie jest teoria naukowa, to jest oczywistość. Wynika z niej, że wykorzystanie tychże narządów w innych celach jest zachowaniem zastępczym. Budowanie "naukowych teorii" mających dowieść czegoś innego jest - niezależnie od ilości naukowych tytułów twórcy takiej "teorii" - wadliwym myśleniem wedle wyżej przedstawionego schematu.
W powyższym tekście mi nie chodzi o same kobiety wyzwolone (nie mam absolutnie nic przeciwkotakowym, a często mi imponują) czy mniejszości seksualne (też mi nie wadzą poki mi nie wadzą, co zaznaczam, bowiem parę dni temu niewiele brakowało, a dopusciłbym się rasistowskiego ataku na pewnym Murzynie w pisuarze na stacji Finsbury Park, który to Murzyn z takim zainteresowaniem ogladal mi kutasa, że omal mi go nie polizał). Chodzi mi o sposób myśenia. Jest to dokładnie ten sam sposób myślenia, który swego oczasu w teksciku "Odruch Pawlowa a sytuacja w Polsce" opisałem na przykładzie księży oraz Hegla, bodajże użylem nawet tych samych sformułowan. Najpierw jest wniosek, a potem cały wysiłek skierowany na to, zeby "wniosek" udowodnić. Jest to gonienie w piętke i w najlepszym razie strata czasu, tak naprawde sądzę, ze konsekwencje są znacznie groźniejsze. Jest to bowiem utwierdzanie się w niezrozumieniu rzeczywistości, a to nierzadko grozi katastrofą. Jest to dokladnie takie samo "myślenie", co na przyklad przemysłowców wydających wielkie pieniądze na badania mające udowodnić, że ich dzialania nie szkodzą środowisku, potem taki Bush im wierzy, a płacić będą przyszłe pokolenia. Z feministkami i walczącymi mniejszościami seksualnymi jest to samo: igrają z ludzką psychiką posługując się jedną tylko miarą: zasadą przyjemności, ale nie wiedzą co robią, a dżinn wypuszczony raz z butelki tak łatwo do niej nie wróci. Mój głos brzmi może gniewnie, ale jest tak naprawdę ostrzezeniem. Nie jest zbyt słyszalny, no ale cóż, robię co mogę. A z całą pewnością nie będę firmował wypuszczania dżinna z butelki.






Więcej kropel adrenaliny