Włodzimierz Fenrych

CZY JAHWE ZASTĘPÓW JEST WŁADCĄ TOTALNEGO PAŃSTWA?



Xiążka pod tym tytułem ukazała się w wydawnictwie OBSERWATOR. Xiążkę tę, jak się zdaje, niezwykle trudno znaleźć w księgarniach (można ją dostać w poznańskiej "Kapitałce"). Oferują ją natomiast księgarnie internetowe (na przykład Merlin lub Techniczna). Niestety w internecie nie da się książki wziąć do ręki i przejrzeć. Zrobiłem więc internetową stronę umożliwiającą zapoznanie się z charakterem mojej xiążki. Jest tutaj spis treści xiążki oraz wybrane fragmenty tekstów. Niektóre teksty zamieciłem na innych stronach w internecie i tam prowadzą linki ze spisu treci.






Spis treści xiążki
CZY JAHWE ZASTĘPÓW JEST WŁADCĄ TOTALNEGO PAŃSTWA?
  1. Na marginesie Miłosza czytającego poetę Issa.
  2. Święty Benares
  3. Z dziejów politycznego kretynizmu, czyli wszystkiemu winni Żydzi.
  4. Takamori - rozmowy z ojcem Oshidą.
  5. Odruch Pawłowa a sytuacja w Polsce
  6. Londyn lat osiemdziesiątych - ikonosfera miasta.
  7. Tekst z kroplą adrenaliny, czyli patriotyzm jako choroba psychiczna.
  8. Tangen Roshi - buddyjski mnich.
  9. Głos poważny o stanie chrześcijańskiego kościoła.
  10. Vinoba Bhave - drugi Mahatma.
  11. Vinoba Bhave o niepotrzebności państwa.
  12. Czy Jahwe zastępów jest władcą totalnego państwa?
  13. Shigeto Vincent Oshida O.P.: Tajemnica słowa i rzeczywistości.
  14. Na marginesie siebie samego czytającego święte xięgi.







NA MARGINESIE MIŁOSZA
CZYTAJĄCEGO POETĘ ISSA


widzieć i nie mówić: tak się zapomina
co jest wymówione wzmacnia się
co jest niewymówione zmierza do nieistnienia…


Uważam że pan Miłosz w tym miejscu się myli.
Że nie jest Włóczykijem widać to od razu.
Jest powiedziane słowo zbyt ciężkie dla rzeczy,
i kwiat się załamuje, kukułka umiera.

(To komuniści twierdzą: "Słowo daje życie,
a czego nie ma w prasie, to już nie istnieje")








ODRUCH PAWŁOWA A SYTUACJA W POLSCE


Choroba społeczna (W), którą można by nazwać "przerostem uwanrunkowania", panoszy się po kraju. To nie są wcale żarty, bakcyl ogarnia coraz szersze grupy ludzi, deformując ich myślenie. (I) Trzeba bić na alarm - to epidemia! Odruch warunkowy jest rzeczą normalną i konieczną, dzięki niemu chodzimy imówimy, świadomie go wykorzystujemy ćwicząc dżudo czy grę na fortepianie. (A) Ważne jednak, by był na swoim miejscu: narzędziem pod kontrolą świadomości. Choroba - czyli zachwianie naturalnej równowagi - pojawia się w tedy, gdy uwarunkowanie zaczyna determinować świadome działanie. (R) Treść uwarunkowania może być bardzo różna, ale bez przesady można powiedzieć, że ta właśnie choroba doprowadziła do upadku wielkie państwa i cywilizacje, wyjaławiała największe nawet ruchy religijne. Przykładów można by przytoczyć setki, ale ja ograniczę się tylko do trzech; wszystkie trzy dotyczą, obecnej sytuacji w Polsce. (A)

Odruch Pawłowa a poezja.
Jestem najlepszym poetą w Polsce, mówi o sobie chyba co najmniej z setka polskich poetów. O czym to świadczy? (,) Czy o tym, że istotnie są najlepsi? Krytyk literacki ( nie tylko zresztą literacki) powinien sobie zadawać zawsze trzy pytania: 1.Co autor chce osiągnąć za pomocą wypowiedzi? 2.Czy warto to osiągnąć? 3.Czy wypowiedź rzeczywiście osiąga swój cel? (N) Zwykły czytelnik nie musi oczywiście być krytykiem, ale jeśli ma rozważać kwestię "najlepszości", to te pytania zadać sobie może i tak. A zatem co chce osiągnąć "najlepszy poeta" pisząc wiersze? (I) Z chętnie i głośno wyrażanej samooceny wnioskować można, że przede wszystkim osiągnąć chce własną sławę. A jeśli tak, to odpowiedź na pytanie drugie, z punktu widzenia czytelnika, będzie: Co mnie to obchodzi? (E) A na pytanie trzecie (zważywszy, że to właśnie reakcja czytelnika stanowi odpowiedź) będzie: Pocałuj mnie w… Stąd oczywiście płynie nauka dla poetów: przed napisaniem wiersza warto siebie samego zapytać: Co chcę przezeń osiągnąć?( )Jeżeli odpowiedzią ma być "wyrażenie siebie", to warto zadać sobie i pytanie drugie: Czy to ma sens? (W) Dlaczegóż bowiem potencjalnego czytelnika zamęczać tekstami o stanach psychicznych nieznanego sobie poety? Dlaczegóż czytelnika owego miałoby to w ogóle obchodzić? Może z takim tekstem należałoby udać się nie do wydawcy, ale do psychiatry? (I) Jestem najlepszym poetą w Polsce, mówi o sobie chyba z setka poetów. Czy świadczy to o tym, że są istotnie najlepsi? (E) Ależ skądże! Świadczy to jedynie o tym, że nie wyrośli z myślenia szkolnego: piszą wypracowania na ocenę. (R) Szkoła polska daje być może rozległą wiedzę, ale najwyraźniej kształtuje też odruch warunkowy: za dobre wypracowanie należy się pochwała. Większość jej adeptów wyrasta kiedyś ze stadium szukania pochwał jako motywu działania, ale najwyraźniej nie wszyscy. (Z) Dlaczego jakikolwiek poeta miałby być w ogóle najlepszy? Każda wypowiedź, wiersza nie wyłączając, jest po to, by coś komunikować; oceny typu "gorszy, lepszy" nie powinny być tu wplątywane. (C) Oceny takie należą do kategorii aktywności ludzkiej związanej ze zwracaniem uwagi. Potrzeba zwrócenia na siebie uwagi jest również jedną z naturalnych potrzeb psychicznych, ale ona również powinna być - tak jak uwarunkowanie - pod kontrolą świadomości. (I) Jeżeli jest ona impulsem dla działalności pożytecznej z innych względów, to dobrze. Jeżeli potrzeba zwrócenia uwagi jest jedynym motywem wypowiedzi, to mamy do czynienia z paplaniem. (E) Na marginesie mam też pytanie do krytyków, szczególnie tych deliberujących nad stanem polskiej poezji: czy nie warto by wpierw zapytać samego siebie: po co właściwie jest poezja? ( ) Jaka jest jej funkcja społeczna? Może jest skamieniałością, przeżytkiem z czasów, gdy była użyteczna i pozostała jedynie na zasadzie uwarunkowania? Nie twierdzę że tak jest, ale pytanie warto sobie zadać (F)

Odruch Pawłowa a poglądy
Rozumowanie jest wyciąganiem wniosków z posiadanych informacji, jest procesem myślowym stosowanym po to, by wynikające zeń działanie miało sens. Wynikiem rozumaowania jest POGLĄD. (E) Wada w myśleniu pojawia się wówczas, gdy osoba głosząca pogląd identyfikuje go ze swym "honorem", kiedy obalenie poglądu staje się utratą twarzy. Wówczas zaczyna się "rozumowanie" nie po to, by wyciągnąć właściwe wnioski, ale po to, by usprawiedliwić pogląd. (N) Jest to częsta choroba uczonych, szczególnie humanistów. Łysenkę zdemaskowały drzewa, ale kretyni tacy jak Hegel do dziś mają poważanie. (R) Pół biedy byłoby, gdyby pogląd był zawsze wnioskiem rozumowania, choćby błędnego; rzecz w tym, że wcale nie zawsze tak jestGdyby tak było, to nie byłoby problemu ze zmianą poglądów w razie zmiany (zwiększenia) zasobu informacji stanowiącego ich podstawę. (Y) Tymczasem jakże często spotykamy się (w Polsce) z opinią, że "niezmienne poglądy" to cecha pozytywna, a "obrona poglądów" to szlachetna aktywność. W takim wypadku poruszamy się w świecie uwarunkowań. (C) Dla przykładu poglądy religijne - sedno religii jest poza uwarunkowaniami, ale cały szereg związanych z nią zachowań i sposobów myślenia jest wynikiem uwarunkowania (np. wpływ rodziców: Będziesz miał taki światopogląd jak ci mówię, inaczej nie masz się co w domu pokazywać; zazwyczaj metody są łagodniejsze, lecz nie mniej skuteczne. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu zawód księdza. Ksziądz jest zawodowym obrońcą poglądów nakazanych, niezależnie od własnych wątpliwości. (H) Głoszenie poglądów wbrew własnemu przekonaniu jest jawnym kłamstwem, dlatego w razie wątpliwości dla zachowania "czystości sumienia" ksiądz sam musi sobie udowodnić wątpiony pogląd. Jest to samoindoktrynacja, szczególnie szkodliwy proces myślowy polegający w zasadzie na uwarunkowywaniu samego siebie. (O) Wątpliwości wypchnięte są do podświadomości, by głosić kazania w zgodzie z sumieniem, lecz taka "prawdomówność" jest tylko pozorna. Szczególna szkodliwość tego procesu leży jednak gdzie indziej. (W) Kiedy mój trzyletni syn dostał trzykołowy rower, nie umieją na nim jeszcze jeździć wsiadał nań i wołał: Pędzę! Pędzę! Na całe szczęście nie uwierzył w to, że na tym polega jazda na rowerze, gdyby bowiem tak się stało - nigdy by się nie nauczył naprawdę jeździć. (I) Niestety, zbyt wielu kaznodziejów zdaje się sądzić, że samoindoktrynacja jest "pogłębianiem wiary". Znajdą się pewnie osoby skłonne posądzić mnie o nihilizm religijny czy też "bezbożność". (,) Osobom tym chciałbym zwrócić uwagę, że przytaczając anegdotkę o moim synu nie sugeruję wcale, że na rowerze nie da się jeździć, lecz że wykrzykiwanie Pędzę! Pędzę! nie jest jazdą na rowerze.( )

Odruch Pawłowa a politykierstwo
Przedsierpniowa opozycja demokratyczna w Polsce skupiała dwa bardzo ze sobą kontrastujące typy ludzi. Pierwszy typ stanowili ci, którzy zrozumiawszy naturę systemu nie zgadzali się nań albo ze względu na niezgodę na zakłamanie, albo z nadzieją uniknięcia jego niszczących skutków praktycznych, np. ekonomicznych. Dla nich indoktrynacja komunistyczna była próbą uwarunkowania wolnego umysłu. (O) Drugi typ stanowili tacy, którzy uwarunkowani byli na inną ideologię lub światopogląd i oponowali przeciw próbom przewarunkownia ich na komunizm. (N) Dla tych indoktrynacja komunistyczna była próbą zastąpienia Piłsudskiego czy Matki Boskiej Częstochowskiej - Leninem. Nie próbowali oni nawet zrozumieć komunizmu, lecz odrzucali go w całości razem ze wszystkimi osobami, które się kiedykolwiek oń otarły. ( ) W dzisiejszym panteonie politycznym gołym okiem widać podział na tych, którzy uwarunkowani na Józefa P. (lub Romana D.) oraz NMP Częstochowską nie rozumieją nic z życia społecznego, za to głośno krzyczą o wartościach przez siebie wyznawanych; oraz tych, którzy przynajmniej starają się zrozumieć życie społeczne, a w każdym razie zdają sobie sprawę, że Józef P., Roman D. oraz NMP nie mają wiele wspólnego ze współczesną polityką. Kilkadziesiąt lat rządów ludzi uwarunkowanych na ideologię ustaloną przez dawno wymarłych Przewodniczących powinno nam jasno uświadomić niebezpieczeństwo pojawiające się, gdy pseudopolitycy przejmują władzę. (B) Służba poglądom to niebezpieczeństwo, które trudno przecenić. Podróże kształcą: mieszkając w Anglii dowiedziałem się, że w tym kraju osoba nie potrafiąca odróżnić opinii od faktu nie ma kwalifikacji nawet do tego, by pisać policyjny raport. (R) W Polsce najwyraźniej umiejętność odróżnienia poglądów od wiedzy wcale nie jest konieczna, by dostać się na najwyższe stanowiska państwowe, nie mówiąc już o sejmie. A czym się różnią poglądy od wiedzy? (E) Aby zilustrować to w sposób praktyczny, literkami w nawiasach wstawiłem dodatkowe zdanie w mój tekst i radzę je przeczytać Z faktu funkcjonowania odruchu Pawłowa w naszym myśleniu trzeba sobie bezwzględnie zdać sprawę. (D) Jest to warunek konieczny następnego, nie mniej istotnego kroku: odróżnienia rzeczywistej aktywności umysłowej od kłapania szękami.
A co jest rzeczywistą aktywnością umysłową? (Z)
Na to putanie odmawiam udzielenia odpowiedzi.
Pozostawiam ją aktywności umysłowej czytelnika. (I)










TANGEN ROSHI - BUDDYJSKI MNICH

(fragmenty)

"Znam wielu buddyjskich mnichów, ale Tangen Roshi jest zupełnie niezwykły", mówił do mnie mój japoński przyjaciel, a ja zgadzałem się że w tym coś jest, byłem bowiem w Bukkokuji przez całe cztery tygodnie i dwa dni. Po co tam pojechałem? Pewnie żeby się dowiedzieć na czym polega buddyzm. W każdym razie to pytanie wisiało w powietrzu, kiedy przechodziłem przez bramę Bukkokuji pierwszy raz: przyjechałem do Obama autostopem, odnalazłem świątynię na samym skraju miasta, u stóp góry wyrastającej jak głowa cukru z płaskiej jak stół równiny, przeszedłem przez bramę i znalazłem się na dziedzińcu. Na wprost mnie stał zabytkowy budynek o papierowych ścianach, z tyłu za nim wznosiło się pokryte bambusowym gajem zbocze, z lewej i prawej też budynki oraz cmentarzyk z kamiennymi pagodami, ale absolutna cisza i ani żywej duszy mimo że drzwi wszystkie porozsuwane. Stałem chwilę zdezorientowany, kiedy z budynku po lewej stronie (zendo, jak się później dowiedziałem) zaczęli wychodzić ludzie. Pierwszym był starszy mniech o lśniącej łysinie, ubrany w szarą szatę; podszedł do mnie i ująwszy za rękę, w milczeniu wyprowadził za bramę. Nie mówił nic, ale zdawał się pilnować żebym nie uciekł, tymczasem przywołując kogoś z dziedzińca; znikł dopiero kiedy zjawił się Jikaku-san, młody mnich w zwykłym czarnym habicie, i kiepską angielszczyzną wyjaśnił, że w tym momencie nie mogę się zatrzymać, ponieważ mają tygodniowy sesshin. Zapytałem, czy mógłbym się włączyć w sesshin, na co Jikaku-san znikł za bramą i po chwili wrócił z odpowiedzą: w tej chwili nie ma miejsca w zendo, mogę wyjechać po tygodniu, kiedy część ludzi wyjedzie. Na czym polega buddyzm? Byłem pod wrażeniem tego milczącego dotknięcia. Już sam fakt jest niezwykły w Japonii, gdzie unika się nawet wzroku nieznajomych, ale w dotknięciu Tangen Roshi było coś specjalnego, jakieś przesłanie czy coś.
Kiedy przyjechałem po tygodniu, pierwszą rzeczą jaką mi Jikaku-san powiedział było, że mam iść do zendo i siedzieć w zazen tak długo, aż mnie Roshi-sama nie zawoła. Zaprowadził mnie, pokazał mi miejsce gdzie mam siedzieć i powiedział: "Możeszi iść jedynie do toalety, poza tym nie wolno ci opuszczać tego miejsca"; pokazał mi jeszcze toaletę, pomieszczenie lśniące czystością, z ołtarzykiem bodhisattwy oczyściciela na ścianie, i zostawił mnie i przez następne dwie godziny siedzialem twarzą do ściany i doświadczałem pierwszy raz na czym polega buddyzm: polega na bólu w kolanach. Owszem, umiałem już wówczas siadać w półlotosie, ale siadać to nie znaczy siedzieć; po dziesięciu minutach przyszedł pierwszy ból, przeszedł po piętnastu, wrócił po pół godzinie i wkrótce stał się nie do wytrzymania, zmiana nogi pomogła tylko na krótko, wyjście to toalety też, wszystko czego się nauczyłem o zenistycznej koncentracji przestało mieć znaczenie, całe moje siedzenie było jedynie wytrzymywaniem bólu; cóż, zostałem zaszczycony namiastką tradycyjnej zenistycznej próby czekania, która w dawnych klasztorach trwała wiele dni, cóż to jednak znaczy w porównaniu z Drugim Patriarchą, który tygodniami siedział ignorowany przed jaskinią Bodhidharmy, gdzie go już śnieg przysypywał, i który w końcy, by zwrócić na siebie uwagę, obciął sobie jedną rękę i wrzucił ją do jaskini? Ulga, że można wreszcie zrobić kilka kroków, była głównym odczuciem, kiedy Jikaku-san po mnie przyszedł i zaprowadził mnie do hondo, gdzie trzeba było jednak znowu usiąść po japońsku na podłodze. Pod ścianą, przy niziutkim stoliku, czekał na mnie Roshi-sama. "Po co przyjechałeś do Bukkokuji?"
"Chciałbym się nauczyć zazen."
"Po co chcesz się uczyć zazen? Będziesz tu sobie siedział jakiś czas, a potem wrócisz do domu i znowu będziesz robił pieniądze?"
Te pozornie nieprzyjazne słowa Roshi-sama wypowiadał takim tonem, jakby witał syna marnotrawnego; miałem wrażenie, że się za chwilę rozpłacze.
"Jak długo chcesz się zatrzymać?"
"Miesiąc, jeśli możliwe. Ale jest tylko jeden problem: mam bardzo mało pieniędzy i nie mógłbym płacić za swój pobyt."
"Jeżeli przyszedłeś tu by się uczyć zazen, możesz zostać bez pieniędzy, ale jeżeli chcesz zatrzymać swoje ego, jeżeli nie chcesz być w harmonii, nie zostawaj. Tylko miesiąc? Dobrze, na początku przyszłego miesiąca mamy znów tygodniowy sesshin, to będzie dla ciebie dobry początek. Ale musisz być cierpliwy - to jest biedna świątynia i nie zawsze jest dosyć jedzenia..."
Następnego dnia miałem przydzieloną poduchę do siedzenia i kawałek ściany w zendo, miałem przydzielone zadanie w czasie samu, czyli pracy (bez której zazen jest nieważne), było nim opróżnianie szamba; robiłem to z Avishaiem, chłopakiem z Izraela, który naczytał się o Zen i przyjechał z zamiarem osiągnięcia Przebudzenia; szambo było typowo japońskie, malutkie i opróżniane ręcznie za pomocą wielkiej chochli na długim kiju, substancję przelewało się do dwudziestolitrowego wiadra, zawieszanego następnie na bambusowym drągu i wynoszonego do ogrodu celem urzyźniania grządek; miałem też przydzielone oryoki używane do rytualnych zenistycznych posiłków. A w Bukkokuji wszystkie trzy posiłki dnia są rytualne, spożywane w całkowitym milczeniu i skupieniu, poprzedzane śpiewaniem sutry, w czasie którego oryoki - trzy miseczki włożone jedna w drugą i zawinięte w chustkę - rozwija się rozwija się, nakłada potrawy i odkłada kilka ziarenek ryżu na ofiarę dla Głodnych Demonów; posiłki są też w Bukkokuji nadzwyczaj skromne, iście żebracze: rano wodnity ryż z japońską kiszoną morelką, do tego koniecznie plasterek kiszonej rzodkwi, w południe brązowy ryż, zupa z pasty sojowej i jakieś warzywo, koniecznie też ten plasterek rzodkwi używany po posiłku do mycia miseczek, rozlewana jest gorąca woda i tym plasterkiem trzymanym w pałeczkach czyści się wszystkie miseczki i następnie zawija, wszystko przy stole.
Posiłki są iście żebracze. Buddyzm bowiem polega na żebraniu.
Przynajmniej raz w miesiącu, a bywają okresy że co trzeci dzień, Bukkokuji wychodzi na takuhatsu: wszyscy wychodzący ubrani w specjalne habity, w plecionych kapeluszach w których wyglądają jak wielkie grzyby, w słomianych sandałach, podzwaniając dzwoneczkami idą ulicą; tylko jeden z mnichów trzyma żebraczą miseczkę. Zatrzymują się przed pierwszym domem, śpiewają sutrę; bez stukania w drewnianą rybę, ale równie rytmicznie:
"Kan-ji-zai bo-satsu gyo-jin Han-nya Ha-ra-mi-ta ji...(Słuchający-głosów-świata bojownik-o-przebudzenie zgłębiwszy Mądrość...)"
Drzwi się otwierają, staruszka z miną osoby zaszczyconej wizytą wrzuca monetę do drewnianej miseczki.
(...)
Z księgi koanów Roshi-san czyta zmienionym głosem, śpiewnie: "Mistrz Gutei zapytany o naukę Buddy zawsze tylko w milczeniu podnosił wskazujący palec. Pewnego razu pod nieobecność mistrza jego służacy chłopiec odpowiedział przybyszom w taki sam sposób. Gdy Gutei wróciwszy dowiedział się o tym, obciął chłopcu palec ostrym nożem. Chłopiec zaczął z krzykiem uciekać, lecz Gutei zawołał za nim: "Zaczekaj!" Chłopiec się obejrzał, Gutei podniósł wskazujący palec i chłopiec doznał Przebudzenia."
Wskazujący palec? No tak, gdzieś już kiedyś czytałem, że lepiej sobie nawet oko wyłupać jeżeli stoi na przeszkodzie. Ale co było dalej w tym kazaniu? Było w nim takie zdanie: "Kyorei podnosi rękę i góra Kansan rozpada się na dwoje." Było też inne: "Jeśli jest choć jedna osoba, która płacze i ty jej płacz czujesz jak swój własny, mogę przerwać ten wykład i już nic nie mówić."
Wdech, wydech, ale nie tylko powietrze... Na czym polega buddyzm? To pytanie nie padło w czasie mojego ostatniego dokusanu, kiedy Roshi-san pytał "Gdzie twój kwiat?" (nawiązując do poprzedniej rozmowy), ja odpowiedzialem: "Roshi-sama mówił że nie..." (nawiązując do jego odpowiedzi), na co on zatoczył ręką wielki krąg i powiedział: "Wielki kwiat..."; to pytanie nie padlo, kiedy po zakończeniu sesshinu rozmawiałem z Tomem i Tom mówił: "To mój siódmy sesshin, ale psychicznie najcięższy, przedtem miałem fizyczny ból w kolanach, jak ty, ale teraz prawie się modliłem żeby ból wrócił, szczególnie po trzecim dniu, kiedy rzeczy zaczynają wypływać; przeżyłem już różne rzeczy, na Węgrzech byłem w komunistycznej armii, sam wiesz co to znaczy, w Australii przez dziesięć lat ćwiczyłem karate i czasem na treningach myślałem że flaki wypluję, ale to wszystko jest nic w porównaniu z tym tutaj, a tu cię nic nie trzyma, w każdej chwili możesz wstać i iść, tylko że nie uciekniesz, bo to wszystko tylko twój własny śmietnik..." To pytanie nie padło w czasie mojego ostatniego pożegnania z Roshim; Roshi-san, który z równą radością wszyskich wita i z równą łatwością żegna, mówił: "Idź już, idź, bo zaraz tu zaczynamy ceremonię herbaty...", i kiedy z plecakiem wychodziłem przez bramę, z hondo dobiegał głos bębna wzywającego na ceremonię; szedłem uliczką pomiędzy ogródkami z kępami bambusów i skarłowaciałymi sosenkami, wszysko było mokre po nocnym deszczu. Na czym polega buddyzm?

Na sośnie kropla
Zwiesza się nad przestrzeną.
Upływa chwila.









CZY JAHWE ZASTĘPÓW JEST WŁADCĄ TOTALNEGO PAŃSTWA?


Słynny w świecie protestancki kaznodzieja Billy Graham, którego kazania reklamowane są jak papierosy Marlboro i który przyjeżdżając do Londynu potrafi zapełnić Stadion Wembley niczym Rolling Stonesi albo papież Jan Paweł, w czasie takiego właśnie kazania na Wembley w czerwcu 1989 roku nawiązał do afery Watergate i powiedział, że Nixon mógł podsłuchiwać tylko niektóre momenty i niektóre miejsca, natomiast Pan Bóg nagrywa i filmuje każdą minutę naszego życia i jak się stawimy na Sądzie Ostatecznym, to wszystko będzie na taśmie. Billy Graham uważa Pana Boga za kogoś w rodzaju superubeka, Pierwszego Sekretarza Partii Komunistycznej Wszechświata. Natomiast pewien mój znajomy twierdzi, że Pana Boga nie ma, bo jakby był, to by nie było głodu w Etiopii, dzieci chorych na AIDS itd. Mój znajomy wyobraża sobie Pana Boga jako szefa państwa dobrobytu. Wyobrażenie Pana Boga mają ci dwaj panowie bardzo podobne, a różnią się jedynie ostatnim dotkięciem pędzla: decyzją w kwestii przyjęcia tego wyobrażenia za prawdę. Decyzja taka jest aktem woli i z czasem innym aktem woli może być zmieniona. Jest to jednak decyzja w świecie urojeń. Takie etatystyczne wyobrażenie Pana Boga nie jest wcale wyjątkowe, przeciwnie, jest ono bardzo rozpowszechnione. Mnie ono jednak nie ekscytuje, jestem zbytnim anarchistą. Dlatego napisałem tekst pod powyższym tytułem.
Czytelnika chciałbym ostrzec przed traktowaniem tego tekstu jako wykładu jakiegoś poglądu. Poglądy niejednemu już zaszkodziły, a szczególnie przylepianie się do nich. Ten tekst jest raczej ćwiczeniem umysłowym, a takie jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło; to właśnie brak ćwiczenia może grozić zwapnieniem mózgu. Dlatego zapraszam - zaczynamy od głębokiego oddechu...


1.
WYOBRAŻENIE PANA BOGA JAKO WŁADCY TOTALNEGO PAŃSTWA JEST UROJENIEM. Jest budowaniem fikcyjnego świata, który następnie można sobie uznać za prawdę lub nieprawdę jakimś aktem woli zdeterminowanym impulsami intlektualno-emocjonalnymi. Ta ostatnia decyzja jest jednak bez znaczenia, potwierdzenie i zaprzeczenie są kłótnią na tej samej płaszczyźnie: płaszczyźnie urojenia.

UROJENIEM JEST WYOBRAŻENIE, ŻE PAN BÓG PODLEGA WIERZENIU LUB NIEWIERZENIU, PRZYJĘCIU LUB ODRZUCENIU, niczym jakaś naukowa teoria. Spojrzec starczy na ptaki niebieskie: ani orzą ani sieją, a choćbyśmy tysiąc razy zaprzeczali ich istnieniu, nie ujmie im to ani piórka, choćbyśmy tysiąc razy ich istnienie potwierdzali, ni piórko im nie przybędzie. O ileż bardziej jest tak z naszym Ojcem Niebieskim?

JEŻELI BOGA NIE MA? Cóż za głupie postawienie sprawy! Systemy wierzeń są wytworami umysłu i przedmiotami indoktrynacji i jako takie nie mogą być traktowane poważnie. Dotyczy to również ateizmów, które są również systemami wierzeń. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba nie jest tworem umysłu.

NAJGROŹNIEJSZA JEST SAMOINDOKTRYNACJA. Innym można wmówić wiele. Samemu sobie można wmówić wszystko.

CZYM SIĘ RÓŻNI WIARA OD MYŚLENIA ŻYCZENIOWEGO? Ano myślenie życzeniow nie przenosi gór.

"POSIADAMY PRAWDĘ", mówią o sobie chrześcijanie i to aroganckie przekonanie jest powodem pogardy wobec innych, "pogańskich" ludów. A jakie jest źródło tego przekonania? Przypadkowość urodzenia! Tak powiedział tatuś, więc to musi być prawda! Któż z nas rzeczywiście wybierał swoją religię? Któż podjął próbę porównania (ale uczciwie, bez samoindoktrynacji) różnych systemów wierzeń pod względem ich prawdziwości?

ILUZJĄ JEST PRZEKONANIE, ŻE "CREDO" ZAWSZE ZNACZY TO SAMO. Zestaw słów może być ten sam, ale dla kogoś, kto je wypowiadał będąc przybijany do krzyża i dla kogoś, kto je wypowiadał by umiknąć stosu - ich znaczenie jest DOKŁADNIE PRZECIWNE! A coż powiedzieć o "Credo" wyznawanym głośno, by mieć pieniądze i sławę?

ILUZJĄ JEST PRZEKONANIE, ŻE TO SAMO PISMO ZNACZY ZAWSZE TO SAMO. Przypowieść o siewcy w uchu kogoś, kto po niedzielnym śniadanku zajeżdża autem na kościelny parking jest czymś zupełnie innym, niż ta sama przypowieść o siewcy w uchu kogoś, kto wyruszył w drogę nie biorąc ze sobą ani torby, ani laski, ani chleba, ani pieniędzy, ani dwóch sukien. Pismo czytane w fotelu przy kawie błąka się może po korze muzgowej. Pismo czytane na klęczkach po kilkudniowym poście (mam na myśli głodówkę) przeszywa całą istotę czytającego.

CHRZEŚCIJAŃSKA POKORA to przyznanie, że choć wierzymy w to, w co wierzymy, to możemy się mylić. Tylko z taką pokorą możemy bez pogardy i arogancji rozmawiać z człowiekiem innego wyznania.

CZY MOŻNA PRYJĄĆ, ŻE CHRZEŚCIJANIE POWAŻNIE TRAKTUJĄ SWOJĄ RELIGIĘ, jeżeli nie potrafią poważnie raktować innych?

BEZ WĄTPLIWOŚCI NIE MA WIARY. Bez wątpliwości jest wiedza. Z wiedzy wynika pewność. A jeśli wiedzą jest, że Pan Bóg władca karze i nagradza, to z pewności wynika posłuszeństwo. Tak przeto trwają: wiedza-pewność-posłuszeństwo, te trzy. A także miedź brzęcząca oraz cymbał brzmiący.

"WIEDZA O BOGU" NIE JEST ŻADNĄ WIARĄ. Wiedza jest funkcją kory mózgowej. Wiara przenika całą istotę wierzącego.

WIARA NIEROZDZIELNA JEST OD WĄTPLIWOŚCI. Wiara jest podszyta wątpliwością. Kiedy jesteśmy najgłębiej przekonani o słuszności naszego poglądu, to znak, że nadszedł czas, by zacząć go dokładnie sprawdzać.

DOWÓD NA ISTNIENIE BOGA? Gdyby dało się taki przeprowadzić, byłby to bóg niedostateczny. Pozostałaby zawsze kwestia tego Nieudowadnialnego. Czyż Przekraczający Wszystko może istnieć wewnątrz praw logiki?

PAN BÓG JEST? Jeśli jest, to z pewnościa nie w ten sam sposób, co inne rzeczy, o których mówimy, że są.

JEŚLI JEST - po co komu ta wiedzą? Znajomość dobrego i złego ma się niezależnie od niej. Żeby wiedzieć, czy się opłaca? Handelek?


2.
EGOIZMEM JEST UNIKANIE TOWARZYSTWA ZŁOCZYŃCÓW po to, by się nie dać wciągnąć na złą ścieżkę i uchronić swą duszę od potępienia. Ponoszę współwinę za złodziejstwa w moim mieście jeśli nie inaczej, to przez zaniechanie. Jesteśmy ludem Bożym, a nie zbiorem indywiduów dbających każdy o zbawienie własnej dupy.

SŁUŻBĄ UROJENIOM jest jeżdżenie do ciepłych krajów, by nawracać przyzwoitych ludzi na "wiarę" i robienie statystyk chrztów, podczas gdy we własnym kraju ma się więzienia i burdele pełne tych, którzy się naprawdę źle mają i naprawdę potrzebują lekarza.

DO GRZECHU KRADZIEŻY TRZEBA DWOJGA, kradnącego i okradanego. Akt kradzieży to konflikt chciwości tych dwóch. Ale jeśli komuś podarowano to, co ukradł, czy można mówić o kradzieży? Czyż ten, komu odpuszczono, ponosi winę? Samo nieodpuszczanie naszym winowajcom jest aktem współudziału i tak jest nie tylko z kradzieżą, lecz z każdym innym grzechem. Twarda jest ta mowa? Któż jej może słuchać?

ATEIZM I PRZEKONNIE O "ZBAWCZEJ MOCY WIARY" NIEWIELE SIĘ RÓŻNIĄ. Są to próby samouspokojenia, tyleż warte, co wmawianie sobie, iż sprawę załatwi przestrzeganie praw i rytuału. Wszystko to jest podobne do powtarzania "cukier cukier cukier" z nadzieją na słodki smak w ustach. Mije czyny zostawiają we mnie ślad choćbym nie wiem jak temu zaprzeczał, a także niezależnie od tego jak to nazwę, karmanem czy grzechem. To nie jest kwestia wierzenia, to jest oczywista samowiedza każdego człowieka.

DO SPOWIEDZI TRZEBA CHODZIĆ JAK NAJRZADZIEJ, najlepiej raz w życiu. Czyż nie jest warunkiem ważnej spowiedzi absolutne postanowienie, że to już ostatni raz? Przystępowanie do niej regularnie co miesiąc jest robieniem sobie hecy ze świętego daru.

COMIESIĘCZNA SPOWIEDŹ JEST BEZSENSOWNĄ MANIĄ POWTARZANIA. Orka jest być może warunkiem żniw, ale powtarzana regularnie co miesiąc nie przyniesie wielkiego plonu.

SPOWIEDŹ WIEDZIE DO PRAWDY NIE DLATEGO, że ktoś tak powiedział. Spowiedź wiedzie do Prawdy, ponieważ musi zawierać punkt, od którego nie ma powrotu: "Nigdy więcej". Bez tego rytuał będzie może wyglądał tak samo, ale będzie przypominał strzelbę z żelaznym prętem zamiast lufy.

POWTARZANIE W NIESKOŃCZONOŚĆ SPOWIEDZI NIE JEST DROGĄ KU BOGU, lecz cackaniem się z zamym sobą: nie uczy pokory i szczerości, lecz egoistycznej troski o własną nieskazitelność.

PRZEKONANIA O PRZYMIOTACH WŁASNEJ OSOBY, zarówno samozadowolenie jak i samowzgarda, są tworami umysłu oraz uczuć i nie należy dawać im wiary. Umysł jest narzędziem ograniczonym, jego praca zależy od nigdy niepełnych informacji; uczucia są wynikiem chemicznego składu krwi - jakże im wierzyć? Ale jest inne ziarno, które nie jest ani umysłem, ani uczuciem i tylko ono może być źródłem władzy sądzenia.

TO PRAWDA, SAKRAMENT POKUTY JEST DAREM NADZIEI. I trzeba mieć nadzieję, że nie spotka nas żadna nagroda.


3.
MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO PRAKTYKOWANA CELEM UZYSKANIA ZBAWIENIA? Dla marchewki niebieskiej, ze strachu przed ostatecznym kijkiem? Brzmi to jak tworzenie samorządów w wojsku wyniku rozkazu dowdztwa. Nie jest miłością nic, czego przyczyną jest zewnętrszny nakaz, w najlepszym razie jest to praca charytatywna. Kochać można kogoś wyłącznie ze względu na niego samego. Dotyczy to również tych, którzy przymuszają by iść z nimi tysiąc kroków, oraz tych, co chcą zabrać suknię.

MIŁOŚĆ NIE JEST POŻĄDANIEM PRZEDMIOTU MIŁOŚCI. Miłość jest aktywnym pragnieniem dobra dla przedmiotu miłości. Mężczyzna kochający kobietę zamężną będzie robił wszystko, by była szczęśliwa w swym małżeństwie, pożądanie jej dla siebie nie jest miłością, lecz chciwością. Miłość nie szuka swego.

MIŁOŚĆ NIE JEST UCZUCIEM. Uczucia są spowodowane chemicznie, przez hormony we krwi; przychodzą i odchodzą niczym stada ptaków. Co nie znaczy, że miłość jest owocem pracy mózu. Mózg jest narzędziem, które może może błądzić równie często, co chodzić dobrą drogą, nie mówiąc o tym, że choćby nie wiem jak pojemny, jest ograniczony. A miłość nie zna końca.
Miłość jest nasieniem, którego kropla może wzbudzić potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie albo ziarna piasku na brzegu morza, jest nasieniem, które rzucone na dobrą glebę wyrasta w wielkie drzewo i ptaki niebieskie szukają schronienia w jego gałęziach.

MIŁOŚĆ NIE JEST PRACĄ CHARYTATYWNĄ. Miłość jest chlebem, którego pięć bochenków wystarczy, by nakarmić nimi rzeszę. Pewien Żyd z miasta Nazaret dostał do ręki pięć bochenków chleba i nakarmił nimi rzeszę. I dalej tę rzeszę karmi. I my do tej rzeszy należymy.

NIE MYŚLĘ PRZECZYĆ, ŻE JEZUS Z NAZARETU JEST KRÓLEM. On jest nie tylko królem, on jest całym królestwem (ale bez inwigilacji i agentów), a kto to potrafi zrozumieć, ten może zostać do tego królestwa przyłączony.








NA MARGINESIE SIEBIE SAMEGO
CZYTAJĄCEGO ŚWIĘTE XIĘGI


Nie po to dano Pismo, ażeby w nie wierzyć,
Nie po to też jest ono aby mu zaprzeczać;
Zaprzeczanie jest warte tyleż co wierzenie
I jedno od drugiego nie jest bardziej płodne.
Jakiż ma sens wierzenie z zewnętrznego nakazu,
Z nakazu mówiącego, że masz wierzyć w Pismo,
Bo jeżeli odmówisz, ześlą cię do piekła?
Żeby Pismo naprawdę było wiarygodne,
To jego tekst sam z siebie musi przekonywać.
Musi być tak, że choćbyś nigdy o nim nie słyszał
I nagle zaczął czytać, by cię przekonało.
Ale czy rzeczywiście pismo ma tę władzę,
Siłę przekomywania dziś, w dwudziestym wieku,
Że Pan Bóg stworzył Wrzechświat w przeciągu tygodnia,
A Jezus wstąpił w niebo, czyli między chmury?
Lecz zaprzeczanie Pismu nie więcaj ma sensu,
Ustawia przeczącego w tej samej płaczszyźnie,
I wierzący z przeczącym mogą ponad Pismem
Kłócić się w nieskończoność: Tak! Nie! Tak! Nie! A właśnie że…!

Pismo jest dane po to, by je czytać w ciszy.
Można by je porównać do wielkiego dzwonu;
A inny dzwon, podobny, jest w każdym człowieku.
Gdy czytasz pismo, dzwon brzmi, bo w niego uderzasz,
A drugi dzwon, ten w tobie, odezwie się również.

Chyba że jest po brzegi wypchany szmatami,
Albo pokryty farbą do bielenia grobów.








Zielnik Literatury