Inne strony tej witryny to literackie spotkania z przeszłością, często daleką, tym razem jednak zapraszam na spotkanie z przyszłością. Ziba Karbassi to bowiem wschodząca gwiazda poezji perskiej i nie zdziwił bym się wcale, gdyby w jakiejś dalszej przyszłości dostała Nobla. W poezji oczywiście gwiazdy wschodzą znacznie wolniej niż na scenie pop, więc Ziba jest na razie stosunkowo mało znana, w każdym razie poza kręgiem perskojęzycznej emigracji. Ja na przykład nie wiedziałem o isnieniu takiej osoby, kiedy pewnego razu spóźniony wszedłem na wieczór poetycki i zobaczyłem jakąś dziewczynę nadającą coś po persku z towarzyszeniem kontrabasu. Nie powiem, że dokładnie zrozumiałem to co mówiła, ale wykonanie podobało mi się na tyle, że się bliżej zainteresowałem. W efekcie powstało kilka przekładów, między innymi tego poematu, który czytała w momencie, gdy ja wkraczałem spóźniony. Poemat ten, zatytułowany ZIBA, zamieszczam poniżej. Zamieszczam tu też kilka innych tekstów, m.in. dramatyczny wiersz "Matka Ukamieniowanej", który nawiązuje do autentycznego wydarzenia: ciężarną kobietę oskarżono o cudzołóstwo i skazano na śmierć przez ukamieniowanie, a jej matka na wieść o tym przestała oddychać i zmarła.
Ziba urodziła się w 1974 roku w Tabryzie w irańskim Azerbejdżanie, a od 1989 roku mieszka w Londynie.
Jeden więcej wiersz Ziby zamieściłem na stronie poezji perskich dysydentów.
WESTCHNIENIE
Twoje przeście przeze mnie jest jak przejście ognia przez słomkę Przechodzisz a ja...(ajaj!) |
DRUGIE WESTCHNIENIE
Szszsz... Nie mów do mnie. Nawet nie oddychaj. Haczyk miłości zaczaił się na czerwoną rybę mojego serca. |
TRZECIE WESTCHNIENIE
Poezjo, gdzie jesteś? Gdzie są twe niebieskie szwy? Rozerwało się serce świata! |
CZWARTE WESTCHNIENIE
Dni kapią jeden po drugim. Nie wiemy nawet że dach naszego życia jest z papieru. |
TANIEC AFGAŃSKICH GóRALI
Twój kraj jest tu gdzie ty jesteś, to jest twój kraj twój kraj ma zapach twojego ciała nie zabierajcie mnie ode mnie nie zabierajcie mnie nigdzie nie nie kiedy zapach twego nieprawego ciała wypełnia pokój a pokój kołysze się upity a wspomnienia i cienie kręcą się i mieszają po troszku uciekają, wymazują się wzajem wtedy tańcz tańcz niecierpliwie tańcz taniec afgańskich górali wspomnienia tułaczki wracają wspomnienia tego szaleństwa tego rozstania wracają po trochu i ziąb bezdomności wraca przychodzi do mego pokoju pod mój sufit chce mnie zabrać O moje wspomnienia, ojcze, dziadku, wujowie i stryjowie, ogrody i stawy Tabryzu O smutku mojej matki w letni wieczór O moje wspomnienia, wspomnienia mojej tułaczki nie zabierajcie mnie ode mnie nie zabierajcie mnie nigdzie nie nie kiedy pachnie maciejka i granaty i pigwa i dziki rabarber i moja ciotka i szafran i pomarańcze i mój wujek i rahatłukum, rahatłukum co mnie kołysze O me kochane kołyszące rahatłukum Moja babcia nie żyje, ciotki nie żyją i stryj też nie żyje część was nie żyje we mnie więc czemu pachniecie życiem? czemu jest jeszcze oddech życia w mojej piersi? nie pozwól im zabrać mi oddechu nie pozwól im mnie ściąć moja nieprawa miłości, nie pozwól im nie puszczaj mnie ze swych objęć włosy na twej piersi są miękkie moja głowa zawsze ku niej się skłaniała ku temu krajowi spokoju, krajowi wiecznego kwietnia pozwól mi tu zostać, pozwól mi tu zostać na zawsze objęcia twojego kraju objęcia wiersza kraju matki kraju wiersza moja nieprawa miłości, nie pozwól im zabrać mnie od ciebie nie pozwól im, nie nie zabierajcie mnie nigdzie |
MATKA UKAMIENIOWANEJ
jej córki Gazelle i nad grobami wszystkich matek i ich utraconych córek. moja śliczna gwiazdeczko? Do gniazda lecisz, czy do nieba, moja jaskółeczko? Upadniesz orłem czy reszką, moje złotko kochane? Czy to wiosna, czy zima, moja stokroteczko? Twoje siostry tu przyszły, twój brat też tu jest, i ja jestem tutaj ale gdzie jesteś ty? Gdzie? Czemu nie przychodzisz? Czemu nie przychodzisz, żeby zobaczyć jakie śliczne paputki zrobiłam na drutach dla dzidzi, dla mojego oczka w głowie? Czerwoną koszulinkę szyłam nicią wysnutą prosto z serca. Twój brat z pnia swej duszy wyrzeźbił kołyskę. Zrobił ją dla tego kogoś, kto mieszka pod sercem gazeli, a twoje siostry dla tego kogoś zrobiły poduszeczkę wypchały ją aksamitem własnych włosów. Wszyscy są dla mnie mili i uprzejmi, ale ta uprzejmość ma jakieś dziwną barwę. Niepokoi mnie ta ich dziwna uprzejmość, jakby wstydliwa, wiesz, moja Gazelko? Gazelko! Wszyscy tu są, tylko ciebie nie ma! A moja pierś jest jak łąka: potrzebuje Gazeli i tylko Gazeli! Chciałabym być jak wnyk: złapać cię w objęcia i nie puścić. Żebyś już nie odchodziła daleo od mamy! Ach! Nie! Nie! Co ja mówię?! Moja Gazelko! nic nie chcę, nic. Jesteś wolna, idź na jaką chcesz łąkę. Idź gdzie chcesz. Z kim chcesz przestawaj. Idź mój wolny duchu, moja śmigła białostopa Gazelko. Wszyscy przyszli. Wszyscy tu są. Ale ja nie chcę nikogo, nikogo, nikogo na świecie nie chcę tylko ciebie. Tylko żebyś była. Tak, żebyś była, tylko żebyś była, to wszystko. Czemu nic nie mówią? Czemu nikt się nie odzywa? Ich milczenie przeszywa i rozdziera. Ono jest jak sztylet przeszywający moją pierś, Ono rodziera serce bardziej niż krzyk. Nie przychodzisz, dlatego jestem smutna, a ten smutek jest jak powódź. Ale ja nie jestem ruiną, która podmyta upadnie, ani drzewem, które popłynie z nurtem. Ze mnie tylko skóra a kości, w dodatku przejechane. Tylko moje wystraszone serce uciekło ze mnie po prostu nie chce wierzyć jeszcze, że powódź zabrała dom. Spójrz, wyszło słonko! Tam jest lilia, którą podlewałaś a tu twoja złota rybka, której kot sąsiadów wczoraj wieczór rozbił akwarium. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś zły znak! A to jest kwiecista chusta, którą mi kupiłaś na Nowy Rok. A to jest twój notes, który wychodząc zostawiłaś otwarty. Kiedy zamykałam notes uciekło z niego kilka słów utkwiło mi w gardle i nie pozwoliło mi mówić. Wczoraj w nocy wyły wilki. Wycie wilków słyszałam wczoraj w nocy. Twoją podartą sukienkę przynieśli mi wczoraj. Twoją suknię w niebieską kratkę, którą uszyła ci ciocia. Bodajby ciocia szyjąc złamała sobie rękę... Twoja suknia jest czerwona a kratki w ogóle nie widać! W kieszeniach mieli pełno kamieni, pełne kamieni były ich kieszenie. Zewsząd padał grad kamieni, zewsząd padał potok kamieni. Twoja mama nie chce żyć, Gazelko. Twoja mama nie chce żyć. Suknie twoich sióstr też będą czerwone. Czuję zapach dymu, to twój brat podpalił kołyskę. Spójrz: już się nie boję. Wilki mojego strachu czmychają przed lampartem mego gniewu. Jestem smokiem, kiedy otworzę usta spalę cały świat! Nieprawda. To tylko takie gadanie. Jestem wdechem, ty byłaś wydechem, a teraz została mi połowa oddechu. Wdech... wdech... wdech... Nie ma wydechu, nie ma wydechu nie ma wydechu. Bo nie ma ciebie, bo nie przychodzisz, teraz już wiem. I wszystko, jak mój oddech, jest tylko w połowie. Aż spotkamy się w objęciach ziemi. |
Ziba to że nakładam czarny tusz wokoło oczu to że przesuwam szminką po czerwieniejących wargach i tą dziką kość słoniową moich włosów które splatam w dwa warkocze zakończone maleńkimi tulipanami miłości to że noszę jasne zimowe ubrania i one mi pasują to że maluję paznokcie każdy na inny kolor to że kocham światło księżyca które przynosi sny to że kocham sny które wyprowadzają mnie ze mnie samej to że tańczę jak cygańska tancerka nie wiedzieć czemu kołysząc się dziko na wietrze a potem jeszcze bardziej dziko w oku huraganu, w oku dowcipu, w uśmiechu, w mowie to że jestem wysoka tak wysoka jak to co muszę jeszcze osiągnąć i znów to że z tego wszystkiego co jest z niczego co masz, ja nic nie chcę i to że im jestem wyższa i im więcej mam tym więcej muszę kochać to że mówię wiersz i znów to że jego słowa udają miłość to że wiem że nagła burza uczuć jest inną nazwą załamania to że nagle chyba szaleję i rozbieram się na twoich oczach a wiersz staje się szaleństwem załamania a ja staję się burzą uczuć wiersza i kocham się cały czas kocham się z wierszem i to że rozdziawiasz gębę i wybałuszasz gały patrząc na mnie to że twoje słowa roztrzaskują się w ustach i gardło ci zasycha a usta pozostają otwarte w szerokie O i mówią Ziba Zi- ba (aż co było piękne w mej burzy uczuć przechodzi w ciszę) |