Dla Gosi M. - jak
zwykle, za rysunki i piękno.
Przyleciał do mnie z zachodu
Czerwoną, barwną chmurą
Rozwinął skrzydła ponad lasem
Cieniem się rzucił ponad górą
Zamrugał trójkątnym okiem
Nie musisz się do mnie modlić
Nie drżyj, nie jestem bogiem
Ta burza znowu przejdzie bokiem
Tak cłopie, jestem żołnierzem
Z innego, dziwnego świata
Szarpałem wrogów na strzępy
Lałem ich krew na kwiaty
A ona patrzyła na mnie
Szaleńca co gada do siebie
Drżała, że coś sobie zrobię
Płacząc na moim pogrzebie
Zsyłałem ogień i trotyl
W dalekim, pustynnym kraju
Przed wierzącymi w pokój
Bramy otwierałem raju
Kładłem krzyżem się w świątyni
Wśród ludzi w Piśmie chromych
Za ciągle nowe groby odpuszczenia
Błagając w murach, których
Z żelbetu szkielet też
Jak termit spalę kiedyś do cna
Gdy gier tych się reguły zmienią
I druga strona będzie mocna
Za dzień, za dwa, lecz nie dziś
A ona patrzyła w gwiazdy
Kresląc me horoskopy
Drżała widząc bez końca
Te same złowróżbne znaki
Spytałem: Czemu akurat do mnie
Leciałeś niżej radaru
Czemu mi pokazujesz skrzydła
Bez znaków i twarz rodem z koszmaru
Zakręcił okiem tak jak szprychą
Rubinowego światła szkliwa
I w holograficznym skrócie
Brak sensu transferował
Chichotał jeszcze potem dziko
bliżniacze zwarłszy dzioby
I ku wschodowi hen odleciał
Za bagna, do Krainy Czarów
A ona płakała cicho
Sypiąc złota mandalę
Że nigdy już jej nie przytulę
I wcale, wcale, wcale
Warszawa 15 czerwca 2007
Powinna być śpiewana oczywiście...
Sławomir
Dzieniszewski
Melbrinionersteldregandiszfeltselior
Góra strony